Układ Crait
34 ABY
Burdel. Burdel! BURDEL!
Hux ze złością uderzył
pięścią w masywne biurko, za którym siedział.
Właśnie wydał odpowiednie
rozkazy dotyczące ewakuacji wojsk, doprowadzając tym samym do końca jedną z
najbardziej naglących w tym momencie spraw. Jak się jednak okazywało, problem
gonił problem i Armitage powoli tracił orientację w sytuacji swojej i sytuacji
Najwyższego Porządku.
Pojawienie się Rey na Supremacy,
dziwne okoliczności śmierci Najwyższego Przywódcy, Kylo przejmujący władzę,
potyczka z Ruchem Oporu, pojawienie się Loke.
Wystarczył jeden dzień,
jeden parszywy dzień, żeby sytuacja Generała i całej wielkiej organizacji,
której wojskom przewodził, zmieniła się o 180 stopni. Oczywiście, jak to często
bywa w takich sytuacjach, nic nie mogło zmienić się na lepsze. Zdarzenia
ostatnich 24 godzin spowodowały, że zapanował chaos i wszystko wskazywało na to,
że jeśli on nie postara się ogarnąć tego bałaganu, to nikt tego nie zrobi.
Czuł, że zaczyna się dusić.
Obszedł biurko i rozerwał zapięcie w koszuli munduru. Zdobione guziki posypały
się po podłodze. Tak, od razu lepiej.
Przez chwilę oddychał
swobodnie, starając się zapanować nad złością, która rozsadzała jego ciało i
umysł.
Nie, nie mógł tak
funkcjonować. W takim stanie nie dojdzie do żadnych sensownych wniosków, nie
uda mu się stworzyć dobrego planu… Plan, to było właśnie to, czego potrzebował
w tej chwili.
Zaczął zrzucać z siebie
kolejne części pobrudzonego, generalskiego munduru. Pozostawiając za sobą szlak
z ubrań skierował się do wielkiej łazienki. Kiedy ostatnia część garderoby
wylądowała na podłodze, wszedł pod prysznic i odkręcił wodę.
Zimny strumień spadł na
rozgrzane ciało, przynosząc ze sobą niespodziewanie wielką ulgę. Hux oparł
głowę o łazienkowe kafelki.
- Myśl, Armitage, myśl –
upomniał sam siebie.
Na początku, kiedy wszystko
zaczęło się sypać niczym wiotki domek z kart, wiedział, co powinien zrobić. Był
człowiekiem inteligentnym, wykształconym, żołnierze go szanowali, a lata, które
spędził na swoim stanowisku dały mu bezcenne doświadczenie. Każdego innego dnia
uznałby, że wie, jak powinien postąpić. Zająłby się wszystkimi problemami po
kolei. Sprawiłby, że w Najwyższym Porządku ponownie zapanowałby… porządek,
zniszczyłby Ruch Oporu i pozbawił Kylo władzy, samemu zajmując stanowisko
Najwyższego Przywódcy. Niestety, pojawił się jeden czynnik, który całkowicie
zmieniał zasady gry.
Loke.
Hux podejrzewał, że
dziewczyna wcale nie zginęła w trakcie jednej ze swoich licznych misji. Kiedy
Snoke ogłosił jej śmierć w dość… niewytłumaczalnych okolicznościach, Armitage
uznał, że dla własnego bezpieczeństwa i komfortu nie powinien za bardzo
interesować się sprawą.
Teraz, kiedy Snoke był
martwy, a Loke tajemniczo powróciła z zaświatów, Hux aż za dobrze wiedział, że
mały rudzielec będzie mu się panoszyć wszędzie, mając niebagatelny wpływ na
wszystkie decyzje, które zapadną w sprawie Najwyższego Porządku.
Loke zawsze była niezwykle
niebezpieczną osobą. Niestety większość oficerów Najwyższego Porządku oraz
samych Rycerzy Ren nie doceniała jej. Generał podejrzewał, że miał na to wpływ
wygląd dziewczyny. Drobna, niemalże dziewczęca, a nie kobieca, niska… Przez
większość czasu sprawiała wrażenie wrażliwej istoty, którą większość mężczyzn
miała ochotę w pierwszym odruchu pogłaskać po głowie i obdarować cukierkiem za
dobre zachowanie. Nikt nie przypuszczał jednak, że ta sama krucha istotka mogła
w jednej chwili zmienić się w rozszalałą bestię, która wyrywała przeciwnikom
bijące jeszcze serca z piersi. Nigdy nie uważał jej za osobę obdarzoną
ponadprzeciętną inteligencją, jednak z całą pewnością nie nazwałby jej głupią.
Potrafiła świetnie grać i z nieporównywalnym wdziękiem manipulować osobami w
swoim otoczeniu. Wszystko dodatkowo komplikowała ta dziwna więź, która łączyła
ją z Kylo Renem. Wieź, której nikt nie potrafił nazwać i zrozumieć…
Hux odsunął się do
łazienkowych kafli, zaskoczony nagłą myślą.
Może to jest właśnie to, co
powinien zrobić? Wbić klin między tę dwójkę i patrzeć, jak dwie połówki,
idealnie dopełniające się w czasach zgody, wzajemnie się niszczą?
Westchnął głośno…
Gdyby to było takie proste.
Powinien w chwili obecnej
skupić się na bardziej naglących problemach. Ostatniej garstce członków Ruchu
Oporu udało się uciec z Crait. Doskonale wiedział, że niedobitki będą
potrzebowały czasu na wylizanie się z ran poniesionych w walce w walce. Będą
poszukiwać sojuszników oraz gromadzić nowe siły. Niestety Armitage nie miał
szans na wytropienie tak niewielkiej grupy w wielkiej Galaktyce. Musiał czekać
aż przeciwnicy wykonają jakiś ruch. Ten czas, który otrzymał, powinien
wykorzystać na przeorganizowanie własnych sił. Najwyższy Porządek stracił bazę Starkiller,
stracił swój największy krążownik oraz kilka tysięcy wyszkolonych żołnierzy.
Dodatkowe zamieszanie wprowadzała zmiana w łańcuchu dowodzenia. Jakkolwiek
potężnym użytkownikiem Mocy nie byłby Kylo Ren, znał się na dowodzeniu taką
wielką organizacją jak Najwyższy Porządek, niczym świnia na balecie. Potrzebny
był czas, żeby ta wielka i wspaniała machina wojny, której stworzenie
zapoczątkowali Snoke i Brendol Hux, mogła ponownie działać na pełnych obrotach.
Armitage wiedział, że
powinni udać się do bazy Rakata Prime. To było bezpieczne miejsce. Nikt poza
Najwyższym Porządkiem nie wiedział, jak poruszać się po Nieznanych Regionach.
Tam właśnie mogli zaleczyć własne rany oraz zwołać posiedzenie najwyższych
rangą oficerów celem ustalenia dalszych działań w Galaktyce. Musieli bowiem
stworzyć odpowiedni plan, jeśli nie chcieli utracić posiadanych wpływów. Nie
mogli pozwolić sobie na to, żeby ktokolwiek posądził ich o jakaś słabość.
Słabość Najwyższego Porządku była bowiem jak woda na młyn propagandy Ruchu
Oporu.
Wyszedł spod prysznica,
zastanawiając się nad tym, jak przekonać Kylo Rena do swoich racji. Wiedział,
że to nie będzie proste. On i Ren nigdy nie przepadali za sobą. Teraz ich
konflikt mógł okazać się zgubny dla całej wielkiej organizacji. Szczególnie
jeśli Kylo odmówi podjęcia zasadnych działań tylko po to, żeby zrobić na złość
swojemu oponentowi.
Włożył szlafrok i opuścił
łazienkę. Nie wiedział, ile czasu minęło, jednak uznał, że powinien porozmawiać
z nowym Najwyższym Przywódcą. Konieczne było, żeby jak najszybciej opuścili
układ, w którym się znajdowali, i podjęli odpowiednie działania.
Kiedy znalazł się w swoim
salonie, stanął zaskoczony.
Na niewielkiej kanapie,
pałaszując owoce, leżała Lady Ren.
Kobieta musiała wyczuć, że
się jej przyglądał, gdyż odstawiła miskę z owocami i powoli usiadła. Odgarnęła
z twarzy skołtunione włosy.
Kiedy tak siedziała,
wyglądając jak uciekinier z placówki dla osób psychicznie chorych, mimowolnie
przypomniał sobie okoliczności ich pierwszego spotkania.
Rakata Prime
30 ABY
Wielka budowla, nazywana
oficjalnie Świątynią, wykuta została w skale całe wieki temu przez pierwotnych
mieszkańców planety. W promieniu wielu kilometrów nie było nic poza lasami i
górami, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność.
Najwyższy Przywódca Snoke,
kiedy Najwyższy Porządek zaanektował planetę Rakata Prime na swoją główną bazę,
kazał przysposobić Świątynię tak, aby mogła stać się ona ośrodkiem szkoleniowym
dla młodych adeptów Mocy.
Armitage Hux, świeżo
mianowany Generałem, patrzył z niechęcią na górującą nad nim budowlę z czarnego
kamienia. Mężczyźnie nie podobało się to miejsce. Chociaż nigdy nie należał ani
do ludzi przesądnych ani tym bardziej do ludzi wiary, czuł jak jego ciało spina
się w oczekiwaniu niebezpieczeństwa.
Generał wiedział, że jakiś
czas temu na Rakata Prime przybyli nowi uczniowie Najwyższego Przywódcy. Do
grona Rycerzy Ren, szkolących się pod okiem Snoke’a, dołączyła grupa dawnych
uczniów Luke’a Skywalkera. Hux słyszał, że wśród nowoprzybyłych znajdował się
siostrzeniec Mistrza Jedi.
Armitage nie miał pojęcia,
dlaczego Najwyższy Przywódca wezwał go do wielkiej Świątyni. Zaproszenia na
spotkanie ze Snokiem nie można jednak było odrzucić. Nawet jeśli miało się na
to ogromną ochotę.
Pod wejściem do głównej
budowli powitał go jeden z Gwardzistów, ubrany w swój czerwony strój. Hux nie
widział twarzy człowieka, gdyż ta skrywała się za maską, jednak czuł na sobie
czujne spojrzenie. Bez słowa pozwolił poprowadzić się korytarzami. W tym miejscu,
chociaż był Generałem, czuł się nikim. Po przekroczeniu ciężkiej, okutej
żelazem bramy, wkroczył do zupełnie innego świata, którego nie był częścią.
Po długiej wędrówce
gwardzista zatrzymał się przed kolejnymi drzwiami. Przejście uchyliło się i Hux
wszedł do środka.
Znalazł się w niewielkiej
loży. Na jednym z dwóch foteli zasiadał Snoke. Armitage ukłonił się z
szacunkiem Najwyższemu Przywódcy.
- Cieszę się, że w końcu
przybyłeś, Generale – odezwał się Snoke, nie patrząc w stronę swojego gościa. –
Usiądź ze mną.
Hux zajął drugi fotel. Z
tego miejsca miał idealny widok na znajdująca się w dole arenę.
- Dzisiaj przedstawię ci
dwójkę moich uczniów – odezwał się ponownie Snoke. – Od teraz będą ci oni
towarzyszyć. To dwójka utalentowanych wojowników. Jestem pewien, że dobrze
wykorzystasz ich umiejętności w wcale z naszymi przeciwnikami.
Armitage był zaskoczony tą
informacją. Do tej pory Rycerze Ren nie opuszczali Świątyni, w której spędzali
długie dni na treningach. Generał nie wiedział, skąd pomysł, by dwójka z nich
dołączyła do niego. Co prawda wiele słyszał o umiejętnościach użytkowników Mocy,
nie miał jednak pojęcia, jak niby mógłby wykorzystywać ich zdolności w trakcie
wojskowych manewrów i walk z Ruchem Oporu. Hux wierzył mocno w swoich świetnie
wyszkolonych ludzi i uważał, że stanowią oni dostateczną siłę w walce z
przeciwnikami Najwyższego Porządku.
- Nie ignoruj potęgi Mocy i
Ciemnej Strony, młody Generale. Czuję twój sceptycyzm. Jestem jednak
przekonany, że moi uczniowie będą ci potrzebni. Muszą zresztą dopełnić swojego
szkolenia, a to nie może stać się w murach Świątyni. Walka z prawdziwym wrogiem
jest tym, czego potrzebują, żeby udowodnić swoją wartość.
Hux nie skomentował. Nie
widział sensu wchodzić w jakąkolwiek polemikę w temacie. Wiedział już, że
przyjmie pokornie pod swoje skrzydła dwóch uczniów Najwyższego Przywódcy. Nie
miał innego wyjścia. Tym, co z tego faktu wyniknie, będzie martwił się później,
gdy na jego drodze pojawią się ewentualne problemy.
- Spójrz, Generale.
Snoke wskazał pomarszczoną
dłonią w kierunku areny.
Na dole coś się działo. Hux
nie bardzo jeszcze wiedział co.
Na środek placu wyszła
młoda dziewczyna. Była niska i drobna. Miała rude włosy. W dłoni trzymała coś,
co najpewniej było pradawną bronią użytkowników Mocy, o której tak wiele
słyszał. Ubrana była jedynie w skórzane spodnie i skąpy top. Co go zaskoczyło,
była boso. Pomimo dzielącej ich odległości, widział bród przylegający do jej
mokrej od potu skóry. Do drobnej twarzy lepiły się kosmyki włosów. Wyglądała na
zmęczoną.
Zaraz za dziewczyną na
arenie pojawiło się dwóch młodzieńców. Hux nie wiedział, czy byli starsi od
niej. Z całą jednak pewnością byli wyżsi i potężniej zbudowani. Ta dwójka, w
przeciwieństwie do dziewczyny, ubrana była w bliźniacze czarne stroje, które
poza twarzami wojowników, skrywały każdy kawałek ich skóry. Włosy obu mężczyzn
były krótko obcięte. Każdy z nich trzymał przygotowany do walki miecz.
Chociaż nie pojawił się
żaden znak ani nie padł żaden rozkaz, mężczyźni zaczęli krążyć wokół
dziewczyny. Poruszali jak się dwaj drapieżcy, którzy próbują dopaść swoją
ofiarę. Hux od razu zwrócił uwagę na to, że mężczyźni starają się zachować
między sobą odpowiedni dystans, jakby bali się wejść sobie w drogę.
- Zaraz się dowiesz,
Generale, dlaczego nie należy lekceważyć użytkowników Mocy. Niezależnie od
tego, jak bezbronni by się nie wydawali.
Generał nie odrywał wzroku
od trójki niespiesznie krążącej po arenie.
- Co, malutka? Strach cię
obleciał? – zadrwił jeden z mężczyzn.
- Chłopak ją zostawił, to
teraz siksa nic nie zrobi. Co? Nie jesteś taka twarda bez swojego koleżki w
pobliżu?
Dziewczyna nie odpowiedziała.
Zdawać się mogło, że komentarze przeciwników zupełnie jej nie obeszły.
- Ścierwo Jedi… Myślą, że
są tacy mocni, a gówno wiedzą. – Kontynuował pierwszy z mężczyzn. – Ciekawe
czego cię tam uczyli, w tej waszej akademii. Przyswoiłaś sobie dobrze lekcję,
jak zbierać cięgi?
- Nie powinni jej
prowokować - odezwał się nowy głos.
Hux odwrócił się i
dostrzegł młodego, postawnego mężczyznę, kryjącego się w cieniu loży. Armitage
był gotów przysiąc, że wcześniej go tutaj nie było. Nieznajomy miał na sobie
taki sam czarny strój, co mężczyźni znajdujący się na arenie. W przeciwieństwie
do tamtej dwójki, jego włosy były tak długie, że swobodnie opadały na ramiona.
Pociągła twarz wykrzywiona była w lekkim grymasie, którego Generał nie był w
stanie rozszyfrować. Szybko ocenił jednak, że ten człowiek nie mógł być wiele
młodszy od niego.
- Wiem, młody uczniu –
zwrócił się do mężczyzny Snoke. - Niestety tych dwóch rozpiera przesadna
pewność siebie. Najpewniej zostaną za to ukarani. Ale będzie warto… Dzięki temu
pozostali otrzymają cenną lekcję.
Pozostali?
Generał przyjrzał się
dokładniej arenie. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to, że wokół niej znajdują
się inne loże, gęsto zapełnione ludźmi.
- Dajesz, dziwko! – Jeden z
walczących ponownie podjął próbę sprowokowania dziewczyny.
Drugi z mężczyzn,
najwyraźniej znudzony czekaniem, uniósł swój miecz świetlny i ruszył do ataku.
Znajdował się za plecami dziewczyny i niemal niemożliwym wydawało się, żeby
rudowłosa mogła w porę zareagować na ten ruch.
Dziewczyna miała jednak świadomość
tego, co dzieje się za jej plecami. Szybko postąpiła krok w tył. Jej drobne
ciało zderzyło się z ciałem przeciwnika, wytrącając atakującego z rytmu.
Uniosła dłoń i zamknęła ją wokół dłoni trzymającej miecz świetlny. Nim
ktokolwiek zdążył zarejestrować, co dokładnie się dzieje, w powietrzu błysnęło
purpurowe ostrze jej własnej broni, przebijając na wylot ciało mężczyzny.
Dziewczyna odsunęła się na bok. Stojący przed kobietą wojownik patrzył
zszokowany, jak zwłoki jego towarzysza osuwają się na ziemię. Nieznajoma stała
spokojnie z mieczem świetlnym w każdej dłoni, spoglądając na drugiego
przeciwnika.
- Już jesteś martwa!
Zaatakował. Nastąpiła
szybka wymiana ciosów. Hux patrzył w szoku, jak dziewczyna porusza się po
arenie z prędkością przekraczającą zdolności zwykłego człowieka. Miecze
świetlne, uderzając o siebie, wydawały charakterystyczny dźwięk i pozostawiały
za sobą kolorową poświatę. Cios za ciosem, unik za unikiem. Generałowi wydawało
się, że walka jest wyrównana. Po chwili zrozumiał jednak, że dziewczyna bawi
się ze swoim wrogiem niczym kot z myszą.
W pewnym momencie uskoczyła
do tyłu, wykorzystując tę samą sztuczkę – nacierający przeciwnik, który był
przekonany, iż jej miecz wyjdzie naprzeciw jego broni, stracił równowagę. Zanim
udało mu się wrócić do pionu, dziewczyna wykonała lekki ruch ostrzem. Po arenie
potoczyła się oddzielona od reszty ciała głowa.
Zaległa cisza. Nikt się nie
odzywał. Ba! Hux był gotowy przysiąc, że nikt nie ośmielił się w tym momencie
zaczerpnąć powietrza.
Dziewczyna wyłączyła swoją
broń. Lekkim krokiem podeszła do leżącej na ziemi głowy. Przymierzyła się i
kopnęła czerep. Zdawała się być przy tym tak spokojna, jak gdyby kopnęła
zupełnie nieistotny śmieć, a nie coś, co jeszcze chwilę temu stanowiło integralną
część drugiego człowieka. Głowa poleciała lekkim łukiem w górę i wylądowała
idealnie na kolanach Generała.
- Czyż nie jest wspaniała?
– Snoke spojrzał na Generała. – Żadnego zawahania, żadnych wątpliwości, jedynie
lodowa furia w natarciu!
Najwyższy Przywódca
podniósł się z krzesła.
- Oto twoi podopieczni,
Generale. – Wskazał dłonią na młodego mężczyznę stojącego w loży – Kylo Ren
oraz… - Zwrócił się w stronę areny – Loke Ren.
Układ Crait
34 ABY
- Co tutaj robisz? –
zapytał wrogo, patrząc na Loke.
- Kylo chce się z tobą
zobaczyć. – Podniosła się z zajmowanej kanapy nienaturalnie płynnym ruchem.
- W jakiej sprawie?
Wzruszyła ramionami, jakby
zupełnie jej to nie obchodziło. Nie z nim takie numery!
- Za ile możesz do nas
dołączyć?
- Dajcie mi kwadrans.
Skinęła głową. Zrobiła w
tył zwrot i skierowała się do wyjścia z kwatery. Szła w kierunku drzwi,
podskakując lekko i machając rękoma, zupełnie jakby miała pięć lat i
przemierzała kwiecistą łąkę.
Szaleni, oni wszyscy są
szaleni, pomyślał Generał, patrząc jak Loke wychodzi.
Pospiesznie zaczął zakładać
na siebie dostarczony mu mundur. Wolał na chwilę obecną nie denerwować Kylo
zwlekaniem z wykonywaniem… rozkazu.
Powstrzymał cisnące się mu
na usta przekleństwo. Do czego to doszło, żeby rozkazy wydawała mu dwójka,
która jeszcze niedawno była kimś w rodzaju jego podwładnych.
Nie, nie powinien sobie
pozwalać na takie myśli. Zbyt łatwo mogli go rozszyfrować, a tego przecież nie
chciał.
Poprzez komunikator
połączył się z Bosho, by dowiedzieć się, na jakim etapie znajduje się transport
wojsk z Crait. Otrzymawszy satysfakcjonująca go odpowiedź, wyszedł z kwater i
ruszył do tych, które znajdowały się tuż obok.
Kiedy tylko stanął przed
drzwiami, te otworzyły się posłusznie, wpuszczając go do środka.
Najwyższy Przywódca siedział
na jednym z foteli. Loke zajmowała podobne siedzisko, pochylając się nad
planszą tabletu komunikacyjnego. Hux poczuł dziwny uścisk w żołądku na myśl o
tym, że dziewczyna porusza się właśnie po świecie raportów, rozkazów i
oficjalnych informacji, będący dotychczas jego światem.
- Jak stoimy z transportem
naszych oddziałów? – zapytał Kylo na wstępie.
- Ostatnie jednostki
zbliżają się do nas z Crait. W ciągu pół godziny będziemy gotowi do opuszczenia
układu – zdał krótki raport. – Jakie są pańskie rozkazy?
Kylo zasępił się wyraźnie.
Przetarł twarz dłonią, starając się odgonić od siebie narastające zmęczenie.
- Musimy koniecznie ruszyć
w pościg za Ruchem Oporu. Nie możemy pozwolić im uciec.
- Obawiam, że to już się
stało – zauważył Hux. – W momencie kiedy frachtowiec uciekał z planety, na
orbicie nie było żadnego z naszych krążowników, które mogłyby namierzyć statek
w nadświetlnej.
- Jak to? Jak to możliwe?!
– Kylo podniósł się z fotela i zaczął nerwowo krążyć po pomieszczeniu. – Musimy
koniecznie ich odnaleźć!
- To bez sensu – odezwała
się Loke, odkładając panel komunikacyjny. – Jak niby chcesz ich znaleźć?
Autostopem przez Galaktykę? – zadrwiła.
Ren odwrócił się w jej
stronę z wściekłością malująca się na twarzy.
- Coś ty powiedziała?
- Autostopem przez
Galaktykę… – powtórzyła zupełnie niezrażona groźną miną przyjaciela. – Nie?
Dowcip nie odpowiada? - Machnęła lekceważąco ręką, jakby uważała temat za
zamknięty. - Nie wiemy, dokąd się udali – zauważyła, przechodząc do bardziej
merytorycznego wywodu. - Stanowią zbyt małą grupę, żeby ich wyśledzić. Zresztą
jeśli gdzieś się pojawią, to jestem pewna, że nasi szpiedzy nam o tym doniosą.
- To co proponujesz? – Kylo
przeniósł wzrok z Loke na Huxa. - Co proponujecie?
- Uważam, że najlepiej
będzie… - zaczął Hux.
- … udać się na Rakata
Prime – weszła mu w słowo Loke. – No chyba, że tamtą bazę też wam zniszczyli. –
Popatrzyła czujnie po twarzach mężczyzn. – Nie? Doskonale… Potrzebujemy czasu
na przeorganizowanie naszych jednostek i przemyślenie własnej sytuacji. Podsumowanie
strat. Gonienie za Ruchem Oporu jest w tym momencie całkowicie bez sensu. Nic
nie zyskamy w ten sposób.
Armitage spojrzał na
dziewczynę. Jej zielone ślepia były wpatrzone w jego twarz. Kiedy w nie
spojrzał, dziewczyna domknęła powieki na chwilę odrobinę dłuższą, niż to było
konieczne. Nie był idiotą. Zrozumiał przekaż. Poznała jego plan i postanowiła
go przedstawić jako własny, gdyż wtedy była większa szansa na jego akceptację.
Czy ona właśnie wzięła jego
stronę?
Najwyraźniej.
Jeśli istniała w tej
Galaktyce osoba, która mogła bezkarnie sprzeciwiać się Kylo, była nią właśnie
Loke. Hux już nie raz miał okazję widzieć, jak najdziwniejsze wybryki młodej
wojowniczki są akceptowane przez jej towarzysza.
Pytanie jednak, czy to było
jednorazowe zawieszenie broni, czy też mógł liczyć na jej długoterminowe
wsparcie?
I co ważniejsze - jeśli
jakimś cudem udało się jej wyciągnąć z jego głowy plany, który ułożył w trakcie
przydługiej kąpieli, to…
Czy wyciągnęła z niej
więcej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz