piątek, 9 lutego 2018

Rozdział III

Układ Crait
34 ABY

Burdel. Burdel! BURDEL!
Hux ze złością uderzył pięścią w masywne biurko, za którym siedział.
Właśnie wydał odpowiednie rozkazy dotyczące ewakuacji wojsk, doprowadzając tym samym do końca jedną z najbardziej naglących w tym momencie spraw. Jak się jednak okazywało, problem gonił problem i Armitage powoli tracił orientację w sytuacji swojej i sytuacji Najwyższego Porządku.
Pojawienie się Rey na Supremacy, dziwne okoliczności śmierci Najwyższego Przywódcy, Kylo przejmujący władzę, potyczka z Ruchem Oporu, pojawienie się Loke.
Wystarczył jeden dzień, jeden parszywy dzień, żeby sytuacja Generała i całej wielkiej organizacji, której wojskom przewodził, zmieniła się o 180 stopni. Oczywiście, jak to często bywa w takich sytuacjach, nic nie mogło zmienić się na lepsze. Zdarzenia ostatnich 24 godzin spowodowały, że zapanował chaos i wszystko wskazywało na to, że jeśli on nie postara się ogarnąć tego bałaganu, to nikt tego nie zrobi.
Czuł, że zaczyna się dusić. Obszedł biurko i rozerwał zapięcie w koszuli munduru. Zdobione guziki posypały się po podłodze. Tak, od razu lepiej.
Przez chwilę oddychał swobodnie, starając się zapanować nad złością, która rozsadzała jego ciało i umysł.
Nie, nie mógł tak funkcjonować. W takim stanie nie dojdzie do żadnych sensownych wniosków, nie uda mu się stworzyć dobrego planu… Plan, to było właśnie to, czego potrzebował w tej chwili.
Zaczął zrzucać z siebie kolejne części pobrudzonego, generalskiego munduru. Pozostawiając za sobą szlak z ubrań skierował się do wielkiej łazienki. Kiedy ostatnia część garderoby wylądowała na podłodze, wszedł pod prysznic i odkręcił wodę.
Zimny strumień spadł na rozgrzane ciało, przynosząc ze sobą niespodziewanie wielką ulgę. Hux oparł głowę o łazienkowe kafelki.
- Myśl, Armitage, myśl – upomniał sam siebie.
Na początku, kiedy wszystko zaczęło się sypać niczym wiotki domek z kart, wiedział, co powinien zrobić. Był człowiekiem inteligentnym, wykształconym, żołnierze go szanowali, a lata, które spędził na swoim stanowisku dały mu bezcenne doświadczenie. Każdego innego dnia uznałby, że wie, jak powinien postąpić. Zająłby się wszystkimi problemami po kolei. Sprawiłby, że w Najwyższym Porządku ponownie zapanowałby… porządek, zniszczyłby Ruch Oporu i pozbawił Kylo władzy, samemu zajmując stanowisko Najwyższego Przywódcy. Niestety, pojawił się jeden czynnik, który całkowicie zmieniał zasady gry.
Loke.
Hux podejrzewał, że dziewczyna wcale nie zginęła w trakcie jednej ze swoich licznych misji. Kiedy Snoke ogłosił jej śmierć w dość… niewytłumaczalnych okolicznościach, Armitage uznał, że dla własnego bezpieczeństwa i komfortu nie powinien za bardzo interesować się sprawą.
Teraz, kiedy Snoke był martwy, a Loke tajemniczo powróciła z zaświatów, Hux aż za dobrze wiedział, że mały rudzielec będzie mu się panoszyć wszędzie, mając niebagatelny wpływ na wszystkie decyzje, które zapadną w sprawie Najwyższego Porządku.
Loke zawsze była niezwykle niebezpieczną osobą. Niestety większość oficerów Najwyższego Porządku oraz samych Rycerzy Ren nie doceniała jej. Generał podejrzewał, że miał na to wpływ wygląd dziewczyny. Drobna, niemalże dziewczęca, a nie kobieca, niska… Przez większość czasu sprawiała wrażenie wrażliwej istoty, którą większość mężczyzn miała ochotę w pierwszym odruchu pogłaskać po głowie i obdarować cukierkiem za dobre zachowanie. Nikt nie przypuszczał jednak, że ta sama krucha istotka mogła w jednej chwili zmienić się w rozszalałą bestię, która wyrywała przeciwnikom bijące jeszcze serca z piersi. Nigdy nie uważał jej za osobę obdarzoną ponadprzeciętną inteligencją, jednak z całą pewnością nie nazwałby jej głupią. Potrafiła świetnie grać i z nieporównywalnym wdziękiem manipulować osobami w swoim otoczeniu. Wszystko dodatkowo komplikowała ta dziwna więź, która łączyła ją z Kylo Renem. Wieź, której nikt nie potrafił nazwać i zrozumieć…
Hux odsunął się do łazienkowych kafli, zaskoczony nagłą myślą.
Może to jest właśnie to, co powinien zrobić? Wbić klin między tę dwójkę i patrzeć, jak dwie połówki, idealnie dopełniające się w czasach zgody, wzajemnie się niszczą?
Westchnął głośno…
Gdyby to było takie proste.
Powinien w chwili obecnej skupić się na bardziej naglących problemach. Ostatniej garstce członków Ruchu Oporu udało się uciec z Crait. Doskonale wiedział, że niedobitki będą potrzebowały czasu na wylizanie się z ran poniesionych w walce w walce. Będą poszukiwać sojuszników oraz gromadzić nowe siły. Niestety Armitage nie miał szans na wytropienie tak niewielkiej grupy w wielkiej Galaktyce. Musiał czekać aż przeciwnicy wykonają jakiś ruch. Ten czas, który otrzymał, powinien wykorzystać na przeorganizowanie własnych sił. Najwyższy Porządek stracił bazę Starkiller, stracił swój największy krążownik oraz kilka tysięcy wyszkolonych żołnierzy. Dodatkowe zamieszanie wprowadzała zmiana w łańcuchu dowodzenia. Jakkolwiek potężnym użytkownikiem Mocy nie byłby Kylo Ren, znał się na dowodzeniu taką wielką organizacją jak Najwyższy Porządek, niczym świnia na balecie. Potrzebny był czas, żeby ta wielka i wspaniała machina wojny, której stworzenie zapoczątkowali Snoke i Brendol Hux, mogła ponownie działać na pełnych obrotach.
Armitage wiedział, że powinni udać się do bazy Rakata Prime. To było bezpieczne miejsce. Nikt poza Najwyższym Porządkiem nie wiedział, jak poruszać się po Nieznanych Regionach. Tam właśnie mogli zaleczyć własne rany oraz zwołać posiedzenie najwyższych rangą oficerów celem ustalenia dalszych działań w Galaktyce. Musieli bowiem stworzyć odpowiedni plan, jeśli nie chcieli utracić posiadanych wpływów. Nie mogli pozwolić sobie na to, żeby ktokolwiek posądził ich o jakaś słabość. Słabość Najwyższego Porządku była bowiem jak woda na młyn propagandy Ruchu Oporu.
Wyszedł spod prysznica, zastanawiając się nad tym, jak przekonać Kylo Rena do swoich racji. Wiedział, że to nie będzie proste. On i Ren nigdy nie przepadali za sobą. Teraz ich konflikt mógł okazać się zgubny dla całej wielkiej organizacji. Szczególnie jeśli Kylo odmówi podjęcia zasadnych działań tylko po to, żeby zrobić na złość swojemu oponentowi.
Włożył szlafrok i opuścił łazienkę. Nie wiedział, ile czasu minęło, jednak uznał, że powinien porozmawiać z nowym Najwyższym Przywódcą. Konieczne było, żeby jak najszybciej opuścili układ, w którym się znajdowali, i podjęli odpowiednie działania.
Kiedy znalazł się w swoim salonie, stanął zaskoczony.
Na niewielkiej kanapie, pałaszując owoce, leżała Lady Ren.
Kobieta musiała wyczuć, że się jej przyglądał, gdyż odstawiła miskę z owocami i powoli usiadła. Odgarnęła z twarzy skołtunione włosy.
Kiedy tak siedziała, wyglądając jak uciekinier z placówki dla osób psychicznie chorych, mimowolnie przypomniał sobie okoliczności ich pierwszego spotkania.  



Rakata Prime
30 ABY

Wielka budowla, nazywana oficjalnie Świątynią, wykuta została w skale całe wieki temu przez pierwotnych mieszkańców planety. W promieniu wielu kilometrów nie było nic poza lasami i górami, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność.
Najwyższy Przywódca Snoke, kiedy Najwyższy Porządek zaanektował planetę Rakata Prime na swoją główną bazę, kazał przysposobić Świątynię tak, aby mogła stać się ona ośrodkiem szkoleniowym dla młodych adeptów Mocy.
Armitage Hux, świeżo mianowany Generałem, patrzył z niechęcią na górującą nad nim budowlę z czarnego kamienia. Mężczyźnie nie podobało się to miejsce. Chociaż nigdy nie należał ani do ludzi przesądnych ani tym bardziej do ludzi wiary, czuł jak jego ciało spina się w oczekiwaniu niebezpieczeństwa.
Generał wiedział, że jakiś czas temu na Rakata Prime przybyli nowi uczniowie Najwyższego Przywódcy. Do grona Rycerzy Ren, szkolących się pod okiem Snoke’a, dołączyła grupa dawnych uczniów Luke’a Skywalkera. Hux słyszał, że wśród nowoprzybyłych znajdował się siostrzeniec Mistrza Jedi.
Armitage nie miał pojęcia, dlaczego Najwyższy Przywódca wezwał go do wielkiej Świątyni. Zaproszenia na spotkanie ze Snokiem nie można jednak było odrzucić. Nawet jeśli miało się na to ogromną ochotę.
Pod wejściem do głównej budowli powitał go jeden z Gwardzistów, ubrany w swój czerwony strój. Hux nie widział twarzy człowieka, gdyż ta skrywała się za maską, jednak czuł na sobie czujne spojrzenie. Bez słowa pozwolił poprowadzić się korytarzami. W tym miejscu, chociaż był Generałem, czuł się nikim. Po przekroczeniu ciężkiej, okutej żelazem bramy, wkroczył do zupełnie innego świata, którego nie był częścią.
Po długiej wędrówce gwardzista zatrzymał się przed kolejnymi drzwiami. Przejście uchyliło się i Hux wszedł do środka.
Znalazł się w niewielkiej loży. Na jednym z dwóch foteli zasiadał Snoke. Armitage ukłonił się z szacunkiem Najwyższemu Przywódcy.
- Cieszę się, że w końcu przybyłeś, Generale – odezwał się Snoke, nie patrząc w stronę swojego gościa. – Usiądź ze mną.
Hux zajął drugi fotel. Z tego miejsca miał idealny widok na znajdująca się w dole arenę.
- Dzisiaj przedstawię ci dwójkę moich uczniów – odezwał się ponownie Snoke. – Od teraz będą ci oni towarzyszyć. To dwójka utalentowanych wojowników. Jestem pewien, że dobrze wykorzystasz ich umiejętności w wcale z naszymi przeciwnikami.
Armitage był zaskoczony tą informacją. Do tej pory Rycerze Ren nie opuszczali Świątyni, w której spędzali długie dni na treningach. Generał nie wiedział, skąd pomysł, by dwójka z nich dołączyła do niego. Co prawda wiele słyszał o umiejętnościach użytkowników Mocy, nie miał jednak pojęcia, jak niby mógłby wykorzystywać ich zdolności w trakcie wojskowych manewrów i walk z Ruchem Oporu. Hux wierzył mocno w swoich świetnie wyszkolonych ludzi i uważał, że stanowią oni dostateczną siłę w walce z przeciwnikami Najwyższego Porządku.
- Nie ignoruj potęgi Mocy i Ciemnej Strony, młody Generale. Czuję twój sceptycyzm. Jestem jednak przekonany, że moi uczniowie będą ci potrzebni. Muszą zresztą dopełnić swojego szkolenia, a to nie może stać się w murach Świątyni. Walka z prawdziwym wrogiem jest tym, czego potrzebują, żeby udowodnić swoją wartość.
Hux nie skomentował. Nie widział sensu wchodzić w jakąkolwiek polemikę w temacie. Wiedział już, że przyjmie pokornie pod swoje skrzydła dwóch uczniów Najwyższego Przywódcy. Nie miał innego wyjścia. Tym, co z tego faktu wyniknie, będzie martwił się później, gdy na jego drodze pojawią się ewentualne problemy.
- Spójrz, Generale.
Snoke wskazał pomarszczoną dłonią w kierunku areny.
Na dole coś się działo. Hux nie bardzo jeszcze wiedział co.
Na środek placu wyszła młoda dziewczyna. Była niska i drobna. Miała rude włosy. W dłoni trzymała coś, co najpewniej było pradawną bronią użytkowników Mocy, o której tak wiele słyszał. Ubrana była jedynie w skórzane spodnie i skąpy top. Co go zaskoczyło, była boso. Pomimo dzielącej ich odległości, widział bród przylegający do jej mokrej od potu skóry. Do drobnej twarzy lepiły się kosmyki włosów. Wyglądała na zmęczoną.
Zaraz za dziewczyną na arenie pojawiło się dwóch młodzieńców. Hux nie wiedział, czy byli starsi od niej. Z całą jednak pewnością byli wyżsi i potężniej zbudowani. Ta dwójka, w przeciwieństwie do dziewczyny, ubrana była w bliźniacze czarne stroje, które poza twarzami wojowników, skrywały każdy kawałek ich skóry. Włosy obu mężczyzn były krótko obcięte. Każdy z nich trzymał przygotowany do walki miecz.
Chociaż nie pojawił się żaden znak ani nie padł żaden rozkaz, mężczyźni zaczęli krążyć wokół dziewczyny. Poruszali jak się dwaj drapieżcy, którzy próbują dopaść swoją ofiarę. Hux od razu zwrócił uwagę na to, że mężczyźni starają się zachować między sobą odpowiedni dystans, jakby bali się wejść sobie w drogę.
- Zaraz się dowiesz, Generale, dlaczego nie należy lekceważyć użytkowników Mocy. Niezależnie od tego, jak bezbronni by się nie wydawali.
Generał nie odrywał wzroku od trójki niespiesznie krążącej po arenie.
- Co, malutka? Strach cię obleciał? – zadrwił jeden z mężczyzn.
- Chłopak ją zostawił, to teraz siksa nic nie zrobi. Co? Nie jesteś taka twarda bez swojego koleżki w pobliżu?
Dziewczyna nie odpowiedziała. Zdawać się mogło, że komentarze przeciwników zupełnie jej nie obeszły.
- Ścierwo Jedi… Myślą, że są tacy mocni, a gówno wiedzą. – Kontynuował pierwszy z mężczyzn. – Ciekawe czego cię tam uczyli, w tej waszej akademii. Przyswoiłaś sobie dobrze lekcję, jak zbierać cięgi?
- Nie powinni jej prowokować  - odezwał się nowy głos.
Hux odwrócił się i dostrzegł młodego, postawnego mężczyznę, kryjącego się w cieniu loży. Armitage był gotów przysiąc, że wcześniej go tutaj nie było. Nieznajomy miał na sobie taki sam czarny strój, co mężczyźni znajdujący się na arenie. W przeciwieństwie do tamtej dwójki, jego włosy były tak długie, że swobodnie opadały na ramiona. Pociągła twarz wykrzywiona była w lekkim grymasie, którego Generał nie był w stanie rozszyfrować. Szybko ocenił jednak, że ten człowiek nie mógł być wiele młodszy od niego.
- Wiem, młody uczniu – zwrócił się do mężczyzny Snoke. -  Niestety tych dwóch rozpiera przesadna pewność siebie. Najpewniej zostaną za to ukarani. Ale będzie warto… Dzięki temu pozostali otrzymają cenną lekcję.
Pozostali?
Generał przyjrzał się dokładniej arenie. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to, że wokół niej znajdują się inne loże, gęsto zapełnione ludźmi.
- Dajesz, dziwko! – Jeden z walczących ponownie podjął próbę sprowokowania dziewczyny.
Drugi z mężczyzn, najwyraźniej znudzony czekaniem, uniósł swój miecz świetlny i ruszył do ataku. Znajdował się za plecami dziewczyny i niemal niemożliwym wydawało się, żeby rudowłosa mogła w porę zareagować na ten ruch.
Dziewczyna miała jednak świadomość tego, co dzieje się za jej plecami. Szybko postąpiła krok w tył. Jej drobne ciało zderzyło się z ciałem przeciwnika, wytrącając atakującego z rytmu. Uniosła dłoń i zamknęła ją wokół dłoni trzymającej miecz świetlny. Nim ktokolwiek zdążył zarejestrować, co dokładnie się dzieje, w powietrzu błysnęło purpurowe ostrze jej własnej broni, przebijając na wylot ciało mężczyzny. Dziewczyna odsunęła się na bok. Stojący przed kobietą wojownik patrzył zszokowany, jak zwłoki jego towarzysza osuwają się na ziemię. Nieznajoma stała spokojnie z mieczem świetlnym w każdej dłoni, spoglądając na drugiego przeciwnika.
- Już jesteś martwa!
Zaatakował. Nastąpiła szybka wymiana ciosów. Hux patrzył w szoku, jak dziewczyna porusza się po arenie z prędkością przekraczającą zdolności zwykłego człowieka. Miecze świetlne, uderzając o siebie, wydawały charakterystyczny dźwięk i pozostawiały za sobą kolorową poświatę. Cios za ciosem, unik za unikiem. Generałowi wydawało się, że walka jest wyrównana. Po chwili zrozumiał jednak, że dziewczyna bawi się ze swoim wrogiem niczym kot z myszą.
W pewnym momencie uskoczyła do tyłu, wykorzystując tę samą sztuczkę – nacierający przeciwnik, który był przekonany, iż jej miecz wyjdzie naprzeciw jego broni, stracił równowagę. Zanim udało mu się wrócić do pionu, dziewczyna wykonała lekki ruch ostrzem. Po arenie potoczyła się oddzielona od reszty ciała głowa.
Zaległa cisza. Nikt się nie odzywał. Ba! Hux był gotowy przysiąc, że nikt nie ośmielił się w tym momencie zaczerpnąć powietrza.
Dziewczyna wyłączyła swoją broń. Lekkim krokiem podeszła do leżącej na ziemi głowy. Przymierzyła się i kopnęła czerep. Zdawała się być przy tym tak spokojna, jak gdyby kopnęła zupełnie nieistotny śmieć, a nie coś, co jeszcze chwilę temu stanowiło integralną część drugiego człowieka. Głowa poleciała lekkim łukiem w górę i wylądowała idealnie na kolanach Generała.
- Czyż nie jest wspaniała? – Snoke spojrzał na Generała. – Żadnego zawahania, żadnych wątpliwości, jedynie lodowa furia w natarciu!
Najwyższy Przywódca podniósł się z krzesła.
- Oto twoi podopieczni, Generale. – Wskazał dłonią na młodego mężczyznę stojącego w loży – Kylo Ren oraz… - Zwrócił się w stronę areny – Loke Ren.



Układ Crait
34 ABY

- Co tutaj robisz? – zapytał wrogo, patrząc na Loke.
- Kylo chce się z tobą zobaczyć. – Podniosła się z zajmowanej kanapy nienaturalnie płynnym ruchem.
- W jakiej sprawie?
Wzruszyła ramionami, jakby zupełnie jej to nie obchodziło. Nie z nim takie numery!
- Za ile możesz do nas dołączyć?
- Dajcie mi kwadrans.
Skinęła głową. Zrobiła w tył zwrot i skierowała się do wyjścia z kwatery. Szła w kierunku drzwi, podskakując lekko i machając rękoma, zupełnie jakby miała pięć lat i przemierzała kwiecistą łąkę.
Szaleni, oni wszyscy są szaleni, pomyślał Generał, patrząc jak Loke wychodzi.
Pospiesznie zaczął zakładać na siebie dostarczony mu mundur. Wolał na chwilę obecną nie denerwować Kylo zwlekaniem z wykonywaniem… rozkazu.
Powstrzymał cisnące się mu na usta przekleństwo. Do czego to doszło, żeby rozkazy wydawała mu dwójka, która jeszcze niedawno była kimś w rodzaju jego podwładnych.
Nie, nie powinien sobie pozwalać na takie myśli. Zbyt łatwo mogli go rozszyfrować, a tego przecież nie chciał.
Poprzez komunikator połączył się z Bosho, by dowiedzieć się, na jakim etapie znajduje się transport wojsk z Crait. Otrzymawszy satysfakcjonująca go odpowiedź, wyszedł z kwater i ruszył do tych, które znajdowały się tuż obok.
Kiedy tylko stanął przed drzwiami, te otworzyły się posłusznie, wpuszczając go do środka.
Najwyższy Przywódca siedział na jednym z foteli. Loke zajmowała podobne siedzisko, pochylając się nad planszą tabletu komunikacyjnego. Hux poczuł dziwny uścisk w żołądku na myśl o tym, że dziewczyna porusza się właśnie po świecie raportów, rozkazów i oficjalnych informacji, będący dotychczas jego światem.
- Jak stoimy z transportem naszych oddziałów? – zapytał Kylo na wstępie.
- Ostatnie jednostki zbliżają się do nas z Crait. W ciągu pół godziny będziemy gotowi do opuszczenia układu – zdał krótki raport. – Jakie są pańskie rozkazy?
Kylo zasępił się wyraźnie. Przetarł twarz dłonią, starając się odgonić od siebie narastające zmęczenie.
- Musimy koniecznie ruszyć w pościg za Ruchem Oporu. Nie możemy pozwolić im uciec.
- Obawiam, że to już się stało – zauważył Hux. – W momencie kiedy frachtowiec uciekał z planety, na orbicie nie było żadnego z naszych krążowników, które mogłyby namierzyć statek w nadświetlnej.
- Jak to? Jak to możliwe?! – Kylo podniósł się z fotela i zaczął nerwowo krążyć po pomieszczeniu. – Musimy koniecznie ich odnaleźć!
- To bez sensu – odezwała się Loke, odkładając panel komunikacyjny. – Jak niby chcesz ich znaleźć? Autostopem przez Galaktykę? – zadrwiła.
Ren odwrócił się w jej stronę z wściekłością malująca się na twarzy.
- Coś ty powiedziała?
- Autostopem przez Galaktykę… – powtórzyła zupełnie niezrażona groźną miną przyjaciela. – Nie? Dowcip nie odpowiada? - Machnęła lekceważąco ręką, jakby uważała temat za zamknięty. - Nie wiemy, dokąd się udali – zauważyła, przechodząc do bardziej merytorycznego wywodu. - Stanowią zbyt małą grupę, żeby ich wyśledzić. Zresztą jeśli gdzieś się pojawią, to jestem pewna, że nasi szpiedzy nam o tym doniosą.
- To co proponujesz? – Kylo przeniósł wzrok z Loke na Huxa. - Co proponujecie?
- Uważam, że najlepiej będzie… - zaczął Hux.
- … udać się na Rakata Prime – weszła mu w słowo Loke. – No chyba, że tamtą bazę też wam zniszczyli. – Popatrzyła czujnie po twarzach mężczyzn. – Nie? Doskonale… Potrzebujemy czasu na przeorganizowanie naszych jednostek i przemyślenie własnej sytuacji. Podsumowanie strat. Gonienie za Ruchem Oporu jest w tym momencie całkowicie bez sensu. Nic nie zyskamy w ten sposób.
Armitage spojrzał na dziewczynę. Jej zielone ślepia były wpatrzone w jego twarz. Kiedy w nie spojrzał, dziewczyna domknęła powieki na chwilę odrobinę dłuższą, niż to było konieczne. Nie był idiotą. Zrozumiał przekaż. Poznała jego plan i postanowiła go przedstawić jako własny, gdyż wtedy była większa szansa na jego akceptację.
Czy ona właśnie wzięła jego stronę?
Najwyraźniej.
Jeśli istniała w tej Galaktyce osoba, która mogła bezkarnie sprzeciwiać się Kylo, była nią właśnie Loke. Hux już nie raz miał okazję widzieć, jak najdziwniejsze wybryki młodej wojowniczki są akceptowane przez jej towarzysza.
Pytanie jednak, czy to było jednorazowe zawieszenie broni, czy też mógł liczyć na jej długoterminowe wsparcie?
I co ważniejsze - jeśli jakimś cudem udało się jej wyciągnąć z jego głowy plany, który ułożył w trakcie przydługiej kąpieli, to…
Czy wyciągnęła z niej więcej?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz