piątek, 29 grudnia 2017

Rozdział I

Przestrzeń kosmiczna, okolice Crait
34 ABY

Był rok 34 ABY. Flagowy krążownik Najwyższego Porządku, Supremacy, został zniszczony. Ostrzeliwany przez krążownik statek Ruchu Oporu, wykonał samobójczy skok w nadświetlną i rozorał najpotężniejszą jednostkę Najwyższego Porządku z łatwością z jaką miecz świetlny rozcina ludzkie ciało.
Tyle udało jej się dowiedzieć od napotkanego droida, zanim blaszana biedaczyna postanowiła dokonać swojego mechanicznego żywota.
Była wolna, to nie ulegało wątpliwości.
Szkoda tylko, że znajdowała się sama, bez broni, po dwóch latach sztucznej śpiączki, we wnętrzu rozwalonego w drobny mak statku.
Dobrze, że chociaż miała na sobie jakieś ubranie.
Droida, który rozjaśnił jej nieco sytuację, znalazła na korytarzu, zaraz po opuszczeniu kajuty, w której słodko drzemała przez ostatnie dwa lata, zamknięta w kapsule medycznej.
Nie mając innej opcji, ruszyła przed siebie. Wiedziała, że wielu ludzi, znajdujących się w trakcie zderzenia na pokładzie Supremacy, zginęło. Czuła ich ból i śmierć poprzez Moc. Byli jednak tacy, którzy ocaleli, i to właśnie oni stanowili jej szansę na ratunek.
Za załomem korytarza wpadła na Szturmowca. Mężczyzna w pełnym rynsztunku bojowym śpieszył w tylko sobie znanym kierunku. Najwidoczniej nie miał zamiaru poświęcić dziewczynie więcej uwagi, niż było to konieczne. W momencie, w którym dwa ciała odbiły się od siebie po gwałtownym zderzeniu, bez słowa ponownie ruszył w stronę wcześniej obranego celu. Nie mogła go winić w obecnej sytuacji za brak zainteresowania jej osobą. Niestety, był jej potrzebny.
Sięgnęła do niego Mocą. Potrzeba była zaledwie krótka chwila, żeby złamać bariery ochronne jego umysłu. Zalała ją fala emocji – strach, dezorientacja, pragnienie ucieczki, niepewność. Zmusiła go, żeby wyłączył te emocje. Panika i rozchwianie nie były jej teraz potrzebne. Jeśli chciała się ratować konieczne było szybkie i zdecydowane działanie.
- Gdzie znajduje się najbliższe ocalałe lądowisko?
- Poziom 13, sektor 5F – padła natychmiastowa odpowiedź.
Spojrzała w górę na sufit, gdzie zawsze mocowane były oznaczenia pokładów, poziomów i sektorów na statkach floty. Poziom 5, sektor 6F. Nie było źle. 8 poziomów w górę i miała znaleźć się na lądowisku. Istniała szansa, że będą tam jakieś jednostki zdatne do użytku. Jak nie niezależne statki, to może chociaż kapsuły ratunkowe.
Miała nadzieję, że statek, który był uznawany za niezniszczalny, posiadał jakieś kapsuły ratunkowe. Do tej pory jakoś specjalnie jej to nie interesowało.
- Prowadź – rozkazała.
Ruszyli biegiem. Na początku chciała zostawić Szturmowca, uznała jednak, że to doskonała okazja, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o obecnej sytuacji. Na dwa lata wypadła z gry. Informacje, które posiadała były mocno zdezaktualizowane.
- Co się stało ze Snokiem?
- Nie wiem.
Zmarszczyła nos. Cóż, najwyraźniej między śmiercią Snoke’a a zniszczeniem Supremacy nie minęło tak wiele czasu, jak się spodziewała.
- Jakie otrzymałeś rozkazy? – zadała kolejne pytanie.
- Generał Hux wydał rozkaz ewakuacji. Mamy zabrać tak wiele sprzętu bojowego, jak to tylko możliwe. Rozpoczniemy atak na bazę rebeliantów na Crait.
Przez moment trawiła otrzymaną informację. Wiedziała, że w trakcie walk Rebelii z Imperium Galaktycznym, na Crait znajdowała się baza samozwańczych bojowników o wolność. Ucieczka na stare śmieci w obecnej sytuacji mocno zalatywała dziewczynie desperacją.
- Gdzie jest Kylo Ren?
- Z generałem w drodze na Crait.
Świetnie.
- Czy w pobliżu znajdują się inne krążowniki floty?
- Wezwano Stardust.
Stardust był największym, zaraz po Supremacy, krążownikiem floty. Przez większość czasu Snoke kazał go trzymać z dala od obszarów działań wojennych. Stardust, w razie potrzeby, miał się stać zastępstwem dla Supremacy. Był to jedyny statek, który mógłby pomieścić wszystkich ewakuowanych ze swojej siostrzanej jednostki. No i teraz najpewniej miał stać się jednostką, na którą wrócą siły Najwyższego Porządku, po zakończonej akcji na Crait. Nie było innego wyjścia, jeśli wojska opuściły pospiesznie Supremacy jedynie ze sprzętem desantowym, który nie nadawał się do samodzielnego podróżowania po przestrzeni kosmicznej.
Musiała na kilka chwil zawiesić swoje rozważania, gdyż właśnie dotarli do szybu windy. Oczywiście dźwig był bezużyteczny z powodu ogólnej awarii wszystkich systemów statku, który z każdą chwilą coraz bardziej musiał przypominać kupę kosmicznego złomu.
Szturmowiec dopadł do śluzy i używając zaworu bezpieczeństwa, otworzył przejście. W górę, w stronę poziomu 13, gdzie musieli dotrzeć, prowadziła wąska drabinka. Ktokolwiek postanowił uwzględnić tak prymitywne rozwiązanie w projekcie wielkiego, galaktycznego krążownika, w chwili obecnej stał się największym bohaterem dziewczyny.
Rozpoczęła wspinaczkę.
Niestety, z każdym pokonywanym piętrem, czuła się coraz gorzej. Na piętrze 7 miała już niezłą zadyszkę, a w okolicach 9 zaczęła czuć, ze stopy niebezpiecznie osuwają się na szczebelkach drabiny.
Kapsuła medyczna, w której się znajdowała, miała dbać o to, żeby jej organizm funkcjonował poprawnie pomimo stanu śpiączki, w którym się znajdowała. Zadaniem kapsuły było dostarczać do uśpionego ciała odpowiednią ilość składników odżywczych oraz pobudzać mięśnie impulsami elektrycznymi, zapobiegając tym samym ich zanikowi. Tylko dzięki tej stymulacji zaraz po przebudzeniu była w stanie się ruszać. Niestety, impulsy elektryczne nie były w stanie zastąpić porządnego treningu, do którego jej ciało było przyzwyczajane przez wiele lat. Teraz, kiedy musiała zmusić się do dalszego wysiłku fizycznego, czuła wyraźnie, że jej ciało jest znacznie słabsze, niż to zapamiętała.
Kiedy dotarli do 13 piętra była zziajana, spocona i miała poważne problemy z zachowaniem równowagi. Udało się jednak – znajdowała się w wielkim hangarze.
Widok wielkiej przestrzeni, zazwyczaj starannie uporządkowanej, nie napawał w chwili obecnej wielkim optymizmem. Wszędzie walały się elementy zniszczonego sprzętu. Wielu członków załogi zginęło w tym miejscu, kiedy Supremacy uległ zniszczeniu. Ogień trawił pozostałości wielkich i wspaniałych maszyn, co i raz podsycany w swej destrukcyjnej misji kolejnymi wybuchami paliwa.
Uwolniła spod wpływu Mocy Szturmowca, który razem z nią pokonał drogę do hangaru. Nie był jej już potrzebny.
Nachyliwszy się nad jednym z ciał, odebrała poległemu pas z kaburą na broń i poręczny blaster. Kimkolwiek był martwy Szturmowiec, już nie potrzebował swojej broni, a jej mogła ona uratować życie, jeśli ktoś miałby ochotę próbować jej przeszkodzić w wydostaniu się ze statku.
Trzymając w rękach odbezpieczoną, gotową do strzału broń, ruszyła w głąb hangaru. Miała nadzieję, że gdzieś znajdzie zdatny do lotu statek.
Jak szybko się okazało, szanse na znalezienie transportu miała większe, niż początkowo sądziła. Znajdowała się bowiem w hangarze, w którym trzymano głównie myśliwce typu TIE. Te szybkie i zwrotne maszyny miały jeszcze jedną zaletę – były niezwykle małe. W jednym miejscu można było pomieścić ich całe mnóstwo. Istniało zatem spore prawdopodobieństwo, że znajdzie chociaż jednego nadal zdatnego do lotu. Pod warunkiem, że ewakuujące się na Crait wojska nie zabrały już wszystkiego, co było w stanie poruszać się w przestrzeni kosmicznej niezależnie od wielkiego krążownika.
Osłaniając twarz od dymu, udało się jej przejść przez trzy lądowiska. Powoli zaczęło ją dopadać zwątpienie, kiedy dostrzegła stojącego na jednej z platform, nieco większego gabarytowo TIE Silencer.
Niestety, nie była jedyną osobą, która postanowiła uciec tą właśnie drogą. Mężczyzna w mundurze komandora zbliżał się do jednoosobowego statku i niestety był bliżej celu niż ona.
Nie zastanawiała się wiele. Uniosła broń, wymierzyła i oddała strzał. Mężczyzna, który nie spodziewał się zupełnie jakiegokolwiek ataku, padł martwy na posadzkę hangaru.
Nie miała wyrzutów sumienia z powodu zakończenia życia nieznajomego. Tutaj rachunek był prosty. Albo on albo ona.
Upewniwszy się, że nikt więcej nie czatuje na jej myśliwiec, podeszła do pojazdu. Maszyna zsunęła się z misternej konstrukcji, która miała utrzymać ją odpowiednio wysoko względem lądowiska, dla ułatwienia ewentualnego startu. Myśliwiec leżał bezwładnie na betonowych płytach. Miała nadzieję, że żaden z ważniejszych systemów nie uległ awarii i statek był tak sprawny do lotu, na jaki wyglądał na pierwszy rzut oka.
Włożyła zdobyczny blaster do kabury i otworzyła kokpit myśliwca. Wsunęła się pospiesznie na fotel pilota i zamknąwszy się we wnętrzu, zaczęła szukać odpowiednich mechanizmów.
Nienawidziła pilotować. Nigdy nie była w tym dobra. Nie bała się latania, uwielbiała być pasażerem na myśliwcach, flotyllach, fregatach, frachtowcach i krążownikach. Nie czuła się źle w przestrzeni kosmicznej. Zawsze jednak odczuwała niepokój, kiedy sama musiała usiąść za sterami. Nawet pomimo tego że miała wspaniałych nauczycieli, którzy szczerze próbowali przekazać jej własną wiedzę i umiejętności, pilotem była co najwyżej poprawnym.
Zapłon, osłony, działo, system sterowniczy….
Da radę!
Odetchnęła głęboko.
Wrakiem Supremacy zatrzęsło niebezpiecznie.
Odpaliła zapłon. Myśliwiec, chybocząc się niepewnie na boki, uniósł się w górę i zaczął zmierzać w kierunku zamkniętej grodzi lądowiska. Chwyciła za spust działa laserowego i wymierzyła w śluzę. Wiedziała, że w momencie, gdy zniszczy ścianę dzielącą ją od przestrzeni kosmicznej, dojdzie do dekompresji całego hangaru. Wszystkie systemy zapobiegające zmianom ciśnienia nie działały. Kiedy tylko bariera dzieląca hangar od przestrzeni kosmicznej zostanie zniszczona, we wnętrzu wraku rozpęta się małe piekło. Wiedziała, że żeby skutecznie uciec z wraku Supremacy, musiała znajdować się możliwie jak najbliżej wielkiej bramy w momencie jej wysadzenia.
100 metrów, 50 metrów, 20 metrów…
Trzeliła.
Moc działa poradziła sobie z pozbawioną osłon ścianą. Wielka dziura pojawiła się na środku grodzi. Nagle zaczął się intensywny przepływ powietrza przypominający mały huragan. Kosmiczna próżnia wyciągała z wnętrza wraku części zniszczonych maszyn i ciała poległych. Dziewczyna starała się wymanewrować pomiędzy wszystkimi przeszkodami pojawiającymi się na jej drodze. Nie obyło się bez kilku otarć. TIE okazał się jednak dość wytrzymały i kilka przepełnionych grozą chwil później, myśliwiec sunął swobodnie przed siebie w przestrzeni kosmicznej.
Kiedy oddaliła się od wraku statku, wprowadziła myśliwiec w tryb zmniejszonego zużycia paliwa i ustawiła go na automatyczne poruszanie się po orbicie Crait. Stardust nie pojawił się jeszcze w zasięgu radarów.

***

Loke Ren, Mistrzyni Zakonu Ren, została uwięziona dwa lata temu przez swojego Mistrza, Najwyższego Przywódcę Snoke’a. Miała to być kara za jej niesubordynację i jawne negowanie niektórych poglądów głoszonych przez Snoke’a. Loke zawsze była niesforna i lubiła podważać zdanie innych. Szczególnie tych, których powinna słuchać. Zazwyczaj wchodzenie w zbędną polemikę z rozkazami i naukami uchodziło jej na sucho. Tym razem jednak trafiła kosa na kamień. Została ukarana.
Od małego dziecka była wrażliwa na Moc. Dość szybko, bo w wieku około 7 lat, uświadomiono ją, z czym to się wiąże. Miała więcej czasu, niż ktokolwiek mógł przypuszczać, na oswojenie się z tą pierwotną siłą, która otaczała wszystkie istoty we wszechświecie. Dziewczyna była utalentowaną i upartą wojowniczką. Chociaż daleko było jej do najpotężniejszego z uczniów, jej upór w pogłębianiu kontaktu z Mocą i dążeniu do powiększenia swoich umiejętności sprawił, że była zbyt cenna, aby skazać ją na śmierć.
Nie miała pojęcia, czy Kylo wiedział, iż żyła. Nie chciała jednak zdradzać Mistrzowi Ren swojej obecności i sięgać do niego umysłem. Niezależnie od tego, co stało się na Supremacy i działo się na planecie Crait, wiedziała, że Kylo nie potrzebuje rozkojarzenia, jakie mogłoby wywołać jej nagłe pojawienie się wśród żywych.
Przypuszczała, że Snoke powiedział, iż zginęła w trakcie jednej ze swoich częstych misji. Taka wersja wydarzeń stanowiła idealne rozwiązanie większości problemów. Kylo by jej nie szukał, a dodatkowo winą za jej śmierć można było obarczyć wroga, podsycając dodatkowo chęć walki młodego Mistrza.
Nie wiedziała, kto był odpowiedzialny za śmierć Snoke’a – tego, że Najwyższy Przywódca nie żyje, była pewna. Czyżby ta nieznajoma dziewczyna, którą dostrzegła oczami Snoke, zgładziła Najwyższego Przywódcę? Nie… To nie było możliwe. Nie istniała osoba tak silna, która byłaby w stanie pokonać Snoke’a i Kylo. Czyżby zatem Kylo postanowił się pozbyć swojego Mistrza?
Nie miała pojęcia, jak sobie odpowiedzieć na te wszystkie pytania, które pojawiły się jej w głowie. Prawdopodobnie jedyną szansą na zrozumienie wydarzeń tego dnia było zapytanie u samego źródła. Niech tylko Kylo powróci z Crait.

***

Moc czuwa nad żywymi. Ostrzega przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.
Zanim Loke znalazła czas na to, żeby przeanalizować dziwne przeczucie, które pojawiło się w niej, chwyciła za ster myśliwca i załączając pełną moc silników, wykonała pospieszny zwrot. Wielki krążownik, który wyszedł z nadświetlnej minął ją o metry. Na widok statku, który pojawił się tak blisko pilotowanej przez nią maszyny, poczuła spływającą o kręgosłupie kroplę potu.
Było blisko.
Przez szybę kokpitu patrzyła na okazałą bestię.  Stardust był obecnie największym, jeśli nic się nie zmieniło przez dwa lata jej nieobecności, krążownikiem floty Najwyższego Porządku. Był zaprojektowany w taki sposób, żeby samo jego pojawienie się w przestrzeni kosmicznej budziło strach w sercach wrogów. Snoke zawsze głosił, iż czasami wystarczy sam fakt posiadania potężnej broni. Hołubiąc tej zasadzie, Najwyższy Przywódca przystąpił do budowy bazy Starkiller. Jej częste używanie było niemożliwe i w zasadzie nie miało wiele sensu – niszczenie planet żadnej ze stron tego sporu nie było na rękę. Destrukcyjna moc wielkiej bazy wystarczała jednak, żeby trzymać Ruch Oporu w ryzach.
Teraz patrzyła na Stardust i cieszyła się, iż nie stoi po przeciwnej stronie barykady. Cóż… Nie stała przynajmniej w teorii.
Załoga nowoprzybyłego krążownika musiała już zobaczyć ją na swoich radarach. Sięgnęła po zestaw komunikacyjny i założyła na głowę wielkie słuchawki. Po ustawieniu odpowiednich parametrów, usłyszała delikatny szum.
- Jednostka TIE Silencer BR-347 do krążownika Stardust. Odbiór. – Nadała odpowiedni komunikat.
Przez dłuższą chwilę nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Już miała powtórzyć swoją wiadomość, kiedy coś trzasnęło w słuchawkach i usłyszała mechanicznie zniekształcony głos członka załogi.
- Krążownik Stardust do BR-347. Proszę podać pozycję. Odbiór.
- BR-347 do Stardust. Swobodny dryf w przestrzeni. 2716-32731. Proszę o pozwolenie na lądowanie. Odbiór
Odpowiedź nie nadeszła od razu.
- Stardust do BR-347. Pozwolenie na lądowanie wydane. Lądowisko 18B, hangar 6. Odchył 16 stopni względem twojej obecnej pozycji. Odbiór.
- Przyjęłam. Bez odbioru.
Po zbliżeniu się do wyznaczonego miejsca lądowania, zobaczyła, że śluza była otwarta, zabezpieczona odpowiednim polem siłowym przed dekompresją. Wyprowadziła myśliwiec do odpowiedniej pozycji.
W hangarze szóstym roiło się od osób z ekipy technicznej oraz droidów wspierających. Wszyscy szykowali się na przyjęcie na pokładzie wojsk, znajdujących się obecnie na Crait. Lądowanie myśliwca TIE Silencer zdawało się nikogo nie interesować. W momencie, kiedy maszyna zawisła nad lądowiskiem 18B, zobaczyła stojącą nieopodal grupę, w której skład wchodziło sześciu Szturmowców i jeden z oficerów.
Loke zaczęła się zastanawiać, czyj statek zabrała.
Osadziła maszynę na konstrukcji przygotowanej przez ekipę techniczną. Jeden z członków załogi pojawił się przy myśliwcu, prowadząc drabinę, po której mogłaby wydostać się z kokpitu na pokład Stardust.
Młody Kapitan czekający na przybycie gościa, wyglądał, jakby dopiero co ukończył Akademię Wojskową. Stał wyprostowany, jakby połknął kij od szczotki. Twarz była niezdrowo blada, a po skroniach spływały kropelki potu. Czuła wyraźnie bicie jego serca, które kołatało się w jego piersi w zawrotnym tempie. Nie wiedziała, kogo się spodziewał, jednak na jej widok ewidentnie go zaskoczył, dodatkowo wytrącając z i tak już wątłej równowagi.
Był dość wysoki i szczupły. Mundur, który miał na sobie mocno opinał szerokie ramiona. Włosy miał jasne, odrobinę dłuższe, niż przewidywał wewnętrzny regulamin. Kości policzkowe rysowały się wyraźnie pod skórą, nadając przystojnego wyglądu pociągłej twarzy. Niebieskie oczy pozostawały cały czas czujne.
- To co? Areszcik i na dywanik do Admirała? – Odezwała się w końcu, chcąc przerwać przedłużającą się ciszę między nimi.
Aż za dobrze znała procedury panujące w tym miejscu. Wiedziała, że jedyną opcją zamienną dla wizytacji u samego Admirała, było zamknięcie w jakiejś więziennej celi. Tego wolała uniknąć, jeśli miała możliwość.
- Areszcik i na dywanik do Admirała. – Potwierdził młody mężczyzna. – Proszę wybaczyć, jednak muszę odebrać pani broń.
Skinęła głową i bez słowa sprzeciwu, uniosła w górę ręce. Jeden ze Szturmowców, na wyraźny znak przełożonego, podszedł do niej i odpiął pas ze zdobyczną bronią. Nikt nie skomentował w żaden sposób, ze ma przy sobie broń będącą na standardowym wyposażeniu oddziałów Najwyższego Porządku, chociaż sama wcale nie wyglądała na żołnierza.
Kiedy, w mniemaniu Kapitana, przestała stanowić zagrożenie dla jego ludzi, Szturmowcy otoczyli ją skromnym kordonem. Kapitan ruszył przed siebie, a Loke, z towarzyszącą jej obstawą, tuż za nim.
- Kto obecnie dowodzi na Stardust? – Zwróciła się do kapitana, kiedy zjeżdżali windą z platformy lądowiska.
- Admirał Garu Bosho.
Skinęła głową na znak, że usłyszała odpowiedź. Nie było najmniejszego sensu komentować tej informacji.
Znała Garu Bosho. Dwa lata temu mężczyzna pełnił dokładnie tę samą funkcję na tym samym stanowisku. Spotkała go kilkakrotnie, w trakcie swoich wizyt na krążowniku. Jeśli w jej sytuacji można było mówić o szczęściu, to właśnie się ono do niej uśmiechnęło. Bosho był służbistą do bólu. Czasami sprawiał wręcz wrażenie człowieka, który nie był zdolny do podejmowania samodzielnych decyzji. Miała wszelkie prawo podejrzewać, że w przypadku jej sprawy nie odważy się podjąć jakiejkolwiek decyzji przed pojawieniem się na pokładzie Huxa i Kylo Rena.
Niewielka grupa przemieszczała się kolejnymi korytarzami. Po drodze mijali Szturmowców w pełnym rynsztunku, członków załogi oraz liczne droidy, spieszących w tylko sobie znanych kierunkach. Jak zwykle, na krążowniku wiele się działo, a wszystkie osoby znajdujące się na pokładzie latającej jednostki, robiły co w ich mocy, by wielka maszyna działała nieustannie na pełnych obrotach.
Po kilkunastu minutach młody Kapitan zatrzymał się przed śluzą prowadzącą na mostek Stardust. Skinienie ręki wystarczyło, żeby Szturmowcy posłusznie rozstąpili się na boki. Mechanizm zamykający przejście zasyczał niebezpiecznie i odsłonił przed gośćmi centrum dowodzenia jednostką.
Weszła do środka za Kapitanem. Była prowadzona długim podestem, na końcu którego, stojąc przy wielkiej konsoli, upstrzonej milionem migających lampek i guzików, znajdował się Admirał Bosho. Garu nie zwrócił specjalnej uwagi na przybycie nowych osób. Wpatrywał się uparcie w widok, rozciągający się za wielkimi oknami mostka.
- Admirale, przyprowadziłem pilota TIE BR-347.
Bosho drgnął i dopiero teraz odwrócił się w stronę nowoprzybyłych.
O Bosho można było powiedzieć wiele, ale z całą pewnością nie to, że był przystojnym mężczyzną. Chociaż niedawno dobiegł czterdziestki, to wyglądał, jakby miał na karku dodatkową dekadę albo dwie. Był niski i krępy. Kasztanowe włosy miał mocno przerzedzone na skroniach. Okrągła, zaczerwieniona twarz, wyglądała, jakby nadużywał alkoholu przez większą część swojego życia. Małe, świńskie oczka patrzyły na aresztantkę z zimną obojętnością, która mogła w każdej chwili przerodzić się w furię.
O tym, jak bardzo Bosho lubił Loke, świadczyła mina Admirała, który wyglądał tak, jakby właśnie zmuszono go do przełknięcia wyjątkowo paskudnego robaka.
- Lady Ren – zwrócił się do niej oficjalnie. – Słyszałem, że nie żyjesz.
- Czy tak pana zdaniem wyglądają martwi ludzie, admirale?
Garu nie odezwał się więcej. Przyglądał się jej tylko wnikliwie. Próbował przetrawić fakty. Co kilka chwil otwierał usta, jakby już miał coś powiedzieć, później zmieniał zdanie i domykał wargi, nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
- Panie Admirale? – Jeden z załogantów zbliżył się niepewnie do konsoli Garu. – Panie Admirale, mamy kontakt z Generałem Huxem.
- Przekaż, że już podchodzę – zwrócił się do podkomendnego Bosho. – Kapitanie! – Młody oficer towarzyszący Loke zasalutował. – Proszę odprowadzić Lady Ren do prywatnych kwater. Zostawić pod strażą do odwołania.
Decyzja zapadła.
Kapitan, zgodnie z rozkazem Admirała, zaprowadził ją do kwatery 12. Została zamknięta w niewielkim pomieszczeniu, a pod drzwiami postawiono na straży dwóch Szturmowców. Miała ochotę się śmiać z ignorancji tych, którzy uważali, że dwóch Szturmowców byłoby w stanie ją zatrzymać, gdyby zdecydowała się opuścić kwaterę.
Kiedy w końcu znalazła się sama, poczuła ogarniające ją na powrót zmęczenie. Wydarzenia tego dnia to było zdecydowanie zbyt wiele dla jej osłabionego umysłu i ciała.
Położyła się na łóżku. Miękka pościel, pachnąca chemią, wydawała się jej taka przyjemna w dotyku.

***

Obudziła się nagle. W pierwszej chwili nie wiedziała, co wyrwało ją z głębokiego snu. Dopiero czując zaburzenie Mocy, zrozumiała, że Kylo Ren pojawił się na statku.
Uśmiechnęła się do siebie.
Nadszedł czas na spotkanie z dawno niewidzianym przyjacielem.


2 komentarze:

  1. Generalnie nie przepadam za Gwiezdnym Wojnami, ale na pewno dodasz coś ciekawego od siebie, zobaczymy. :D Czytam, bo styl fajny, niezłe opisy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne, fajne, na pewno tu zostanę. Dla Huxa oczywiście. I Kylo. ❤️ Loke to fajna babka, a prolog jest tak pięknie napisany, że się normalnie zakochałam. I tylko będę szlochać cicho w kącie jak się okaże, że będzie tu Kylo x Rey, albo Kylo x OC. No cóż...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń