Przestrzeń kosmiczna, okolice Crait
34 ABY
Był
rok 34 ABY. Flagowy krążownik Najwyższego Porządku, Supremacy, został
zniszczony. Ostrzeliwany przez krążownik statek Ruchu Oporu, wykonał samobójczy
skok w nadświetlną i rozorał najpotężniejszą jednostkę Najwyższego Porządku z
łatwością z jaką miecz świetlny rozcina ludzkie ciało.
Tyle
udało jej się dowiedzieć od napotkanego droida, zanim blaszana biedaczyna
postanowiła dokonać swojego mechanicznego żywota.
Była
wolna, to nie ulegało wątpliwości.
Szkoda
tylko, że znajdowała się sama, bez broni, po dwóch latach sztucznej śpiączki,
we wnętrzu rozwalonego w drobny mak statku.
Dobrze,
że chociaż miała na sobie jakieś ubranie.
Droida,
który rozjaśnił jej nieco sytuację, znalazła na korytarzu, zaraz po opuszczeniu
kajuty, w której słodko drzemała przez ostatnie dwa lata, zamknięta w kapsule
medycznej.
Nie
mając innej opcji, ruszyła przed siebie. Wiedziała, że wielu ludzi,
znajdujących się w trakcie zderzenia na pokładzie Supremacy, zginęło.
Czuła ich ból i śmierć poprzez Moc. Byli jednak tacy, którzy ocaleli, i to
właśnie oni stanowili jej szansę na ratunek.
Za
załomem korytarza wpadła na Szturmowca. Mężczyzna w pełnym rynsztunku bojowym
śpieszył w tylko sobie znanym kierunku. Najwidoczniej nie miał zamiaru poświęcić
dziewczynie więcej uwagi, niż było to konieczne. W momencie, w którym dwa ciała
odbiły się od siebie po gwałtownym zderzeniu, bez słowa ponownie ruszył w
stronę wcześniej obranego celu. Nie mogła go winić w obecnej sytuacji za brak
zainteresowania jej osobą. Niestety, był jej potrzebny.
Sięgnęła
do niego Mocą. Potrzeba była zaledwie krótka chwila, żeby złamać bariery
ochronne jego umysłu. Zalała ją fala emocji – strach, dezorientacja, pragnienie
ucieczki, niepewność. Zmusiła go, żeby wyłączył te emocje. Panika i rozchwianie
nie były jej teraz potrzebne. Jeśli chciała się ratować konieczne było szybkie
i zdecydowane działanie.
-
Gdzie znajduje się najbliższe ocalałe lądowisko?
-
Poziom 13, sektor 5F – padła natychmiastowa odpowiedź.
Spojrzała
w górę na sufit, gdzie zawsze mocowane były oznaczenia pokładów, poziomów i
sektorów na statkach floty. Poziom 5, sektor 6F. Nie było źle. 8 poziomów w
górę i miała znaleźć się na lądowisku. Istniała szansa, że będą tam jakieś
jednostki zdatne do użytku. Jak nie niezależne statki, to może chociaż kapsuły
ratunkowe.
Miała
nadzieję, że statek, który był uznawany za niezniszczalny, posiadał jakieś
kapsuły ratunkowe. Do tej pory jakoś specjalnie jej to nie interesowało.
-
Prowadź – rozkazała.
Ruszyli
biegiem. Na początku chciała zostawić Szturmowca, uznała jednak, że to
doskonała okazja, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o obecnej sytuacji. Na dwa
lata wypadła z gry. Informacje, które posiadała były mocno zdezaktualizowane.
- Co
się stało ze Snokiem?
- Nie
wiem.
Zmarszczyła
nos. Cóż, najwyraźniej między śmiercią Snoke’a a zniszczeniem Supremacy
nie minęło tak wiele czasu, jak się spodziewała.
-
Jakie otrzymałeś rozkazy? – zadała kolejne pytanie.
-
Generał Hux wydał rozkaz ewakuacji. Mamy zabrać tak wiele sprzętu bojowego, jak
to tylko możliwe. Rozpoczniemy atak na bazę rebeliantów na Crait.
Przez
moment trawiła otrzymaną informację. Wiedziała, że w trakcie walk Rebelii z
Imperium Galaktycznym, na Crait znajdowała się baza samozwańczych bojowników o
wolność. Ucieczka na stare śmieci w obecnej sytuacji mocno zalatywała
dziewczynie desperacją.
-
Gdzie jest Kylo Ren?
- Z
generałem w drodze na Crait.
Świetnie.
- Czy
w pobliżu znajdują się inne krążowniki floty?
-
Wezwano Stardust.
Stardust był największym, zaraz po Supremacy, krążownikiem
floty. Przez większość czasu Snoke kazał go trzymać z dala od obszarów działań
wojennych. Stardust, w razie potrzeby, miał się stać zastępstwem dla Supremacy.
Był to jedyny statek, który mógłby pomieścić wszystkich ewakuowanych ze
swojej siostrzanej jednostki. No i teraz najpewniej miał stać się jednostką, na
którą wrócą siły Najwyższego Porządku, po zakończonej akcji na Crait. Nie było
innego wyjścia, jeśli wojska opuściły pospiesznie Supremacy jedynie ze
sprzętem desantowym, który nie nadawał się do samodzielnego podróżowania po
przestrzeni kosmicznej.
Musiała
na kilka chwil zawiesić swoje rozważania, gdyż właśnie dotarli do szybu windy.
Oczywiście dźwig był bezużyteczny z powodu ogólnej awarii wszystkich systemów
statku, który z każdą chwilą coraz bardziej musiał przypominać kupę kosmicznego
złomu.
Szturmowiec
dopadł do śluzy i używając zaworu bezpieczeństwa, otworzył przejście. W górę, w
stronę poziomu 13, gdzie musieli dotrzeć, prowadziła wąska drabinka. Ktokolwiek
postanowił uwzględnić tak prymitywne rozwiązanie w projekcie wielkiego,
galaktycznego krążownika, w chwili obecnej stał się największym bohaterem
dziewczyny.
Rozpoczęła
wspinaczkę.
Niestety,
z każdym pokonywanym piętrem, czuła się coraz gorzej. Na piętrze 7 miała już
niezłą zadyszkę, a w okolicach 9 zaczęła czuć, ze stopy niebezpiecznie osuwają
się na szczebelkach drabiny.
Kapsuła
medyczna, w której się znajdowała, miała dbać o to, żeby jej organizm
funkcjonował poprawnie pomimo stanu śpiączki, w którym się znajdowała. Zadaniem
kapsuły było dostarczać do uśpionego ciała odpowiednią ilość składników
odżywczych oraz pobudzać mięśnie impulsami elektrycznymi, zapobiegając tym
samym ich zanikowi. Tylko dzięki tej stymulacji zaraz po przebudzeniu była w
stanie się ruszać. Niestety, impulsy elektryczne nie były w stanie zastąpić
porządnego treningu, do którego jej ciało było przyzwyczajane przez wiele lat.
Teraz, kiedy musiała zmusić się do dalszego wysiłku fizycznego, czuła wyraźnie,
że jej ciało jest znacznie słabsze, niż to zapamiętała.
Kiedy
dotarli do 13 piętra była zziajana, spocona i miała poważne problemy z
zachowaniem równowagi. Udało się jednak – znajdowała się w wielkim hangarze.
Widok
wielkiej przestrzeni, zazwyczaj starannie uporządkowanej, nie napawał w chwili
obecnej wielkim optymizmem. Wszędzie walały się elementy zniszczonego sprzętu.
Wielu członków załogi zginęło w tym miejscu, kiedy Supremacy uległ
zniszczeniu. Ogień trawił pozostałości wielkich i wspaniałych maszyn, co i raz
podsycany w swej destrukcyjnej misji kolejnymi wybuchami paliwa.
Uwolniła
spod wpływu Mocy Szturmowca, który razem z nią pokonał drogę do hangaru. Nie
był jej już potrzebny.
Nachyliwszy
się nad jednym z ciał, odebrała poległemu pas z kaburą na broń i poręczny
blaster. Kimkolwiek był martwy Szturmowiec, już nie potrzebował swojej broni, a
jej mogła ona uratować życie, jeśli ktoś miałby ochotę próbować jej
przeszkodzić w wydostaniu się ze statku.
Trzymając
w rękach odbezpieczoną, gotową do strzału broń, ruszyła w głąb hangaru. Miała
nadzieję, że gdzieś znajdzie zdatny do lotu statek.
Jak
szybko się okazało, szanse na znalezienie transportu miała większe, niż
początkowo sądziła. Znajdowała się bowiem w hangarze, w którym trzymano głównie
myśliwce typu TIE. Te szybkie i zwrotne maszyny miały jeszcze jedną zaletę –
były niezwykle małe. W jednym miejscu można było pomieścić ich całe mnóstwo.
Istniało zatem spore prawdopodobieństwo, że znajdzie chociaż jednego nadal
zdatnego do lotu. Pod warunkiem, że ewakuujące się na Crait wojska nie zabrały
już wszystkiego, co było w stanie poruszać się w przestrzeni kosmicznej
niezależnie od wielkiego krążownika.
Osłaniając
twarz od dymu, udało się jej przejść przez trzy lądowiska. Powoli zaczęło ją
dopadać zwątpienie, kiedy dostrzegła stojącego na jednej z platform, nieco
większego gabarytowo TIE Silencer.
Niestety,
nie była jedyną osobą, która postanowiła uciec tą właśnie drogą. Mężczyzna w
mundurze komandora zbliżał się do jednoosobowego statku i niestety był bliżej
celu niż ona.
Nie
zastanawiała się wiele. Uniosła broń, wymierzyła i oddała strzał. Mężczyzna,
który nie spodziewał się zupełnie jakiegokolwiek ataku, padł martwy na posadzkę
hangaru.
Nie
miała wyrzutów sumienia z powodu zakończenia życia nieznajomego. Tutaj rachunek
był prosty. Albo on albo ona.
Upewniwszy
się, że nikt więcej nie czatuje na jej myśliwiec, podeszła do pojazdu. Maszyna
zsunęła się z misternej konstrukcji, która miała utrzymać ją odpowiednio wysoko
względem lądowiska, dla ułatwienia ewentualnego startu. Myśliwiec leżał
bezwładnie na betonowych płytach. Miała nadzieję, że żaden z ważniejszych
systemów nie uległ awarii i statek był tak sprawny do lotu, na jaki wyglądał na
pierwszy rzut oka.
Włożyła
zdobyczny blaster do kabury i otworzyła kokpit myśliwca. Wsunęła się
pospiesznie na fotel pilota i zamknąwszy się we wnętrzu, zaczęła szukać
odpowiednich mechanizmów.
Nienawidziła
pilotować. Nigdy nie była w tym dobra. Nie bała się latania, uwielbiała być
pasażerem na myśliwcach, flotyllach, fregatach, frachtowcach i krążownikach.
Nie czuła się źle w przestrzeni kosmicznej. Zawsze jednak odczuwała niepokój,
kiedy sama musiała usiąść za sterami. Nawet pomimo tego że miała wspaniałych
nauczycieli, którzy szczerze próbowali przekazać jej własną wiedzę i
umiejętności, pilotem była co najwyżej poprawnym.
Zapłon,
osłony, działo, system sterowniczy….
Da
radę!
Odetchnęła
głęboko.
Wrakiem
Supremacy zatrzęsło niebezpiecznie.
Odpaliła
zapłon. Myśliwiec, chybocząc się niepewnie na boki, uniósł się w górę i zaczął
zmierzać w kierunku zamkniętej grodzi lądowiska. Chwyciła za spust działa
laserowego i wymierzyła w śluzę. Wiedziała, że w momencie, gdy zniszczy ścianę
dzielącą ją od przestrzeni kosmicznej, dojdzie do dekompresji całego hangaru.
Wszystkie systemy zapobiegające zmianom ciśnienia nie działały. Kiedy tylko bariera
dzieląca hangar od przestrzeni kosmicznej zostanie zniszczona, we wnętrzu wraku
rozpęta się małe piekło. Wiedziała, że żeby skutecznie uciec z wraku Supremacy,
musiała znajdować się możliwie jak najbliżej wielkiej bramy w momencie jej
wysadzenia.
100 metrów,
50 metrów, 20 metrów…
Trzeliła.
Moc
działa poradziła sobie z pozbawioną osłon ścianą. Wielka dziura pojawiła się na
środku grodzi. Nagle zaczął się intensywny przepływ powietrza przypominający
mały huragan. Kosmiczna próżnia wyciągała z wnętrza wraku części zniszczonych
maszyn i ciała poległych. Dziewczyna starała się wymanewrować pomiędzy
wszystkimi przeszkodami pojawiającymi się na jej drodze. Nie obyło się bez
kilku otarć. TIE okazał się jednak dość wytrzymały i kilka przepełnionych grozą
chwil później, myśliwiec sunął swobodnie przed siebie w przestrzeni kosmicznej.
Kiedy
oddaliła się od wraku statku, wprowadziła myśliwiec w tryb zmniejszonego
zużycia paliwa i ustawiła go na automatyczne poruszanie się po orbicie Crait. Stardust
nie pojawił się jeszcze w zasięgu radarów.
***
Loke
Ren, Mistrzyni Zakonu Ren, została uwięziona dwa lata temu przez swojego
Mistrza, Najwyższego Przywódcę Snoke’a. Miała to być kara za jej
niesubordynację i jawne negowanie niektórych poglądów głoszonych przez Snoke’a.
Loke zawsze była niesforna i lubiła podważać zdanie innych. Szczególnie tych,
których powinna słuchać. Zazwyczaj wchodzenie w zbędną polemikę z rozkazami i
naukami uchodziło jej na sucho. Tym razem jednak trafiła kosa na kamień.
Została ukarana.
Od
małego dziecka była wrażliwa na Moc. Dość szybko, bo w wieku około 7 lat,
uświadomiono ją, z czym to się wiąże. Miała więcej czasu, niż ktokolwiek mógł
przypuszczać, na oswojenie się z tą pierwotną siłą, która otaczała wszystkie
istoty we wszechświecie. Dziewczyna była utalentowaną i upartą wojowniczką.
Chociaż daleko było jej do najpotężniejszego z uczniów, jej upór w pogłębianiu
kontaktu z Mocą i dążeniu do powiększenia swoich umiejętności sprawił, że była
zbyt cenna, aby skazać ją na śmierć.
Nie
miała pojęcia, czy Kylo wiedział, iż żyła. Nie chciała jednak zdradzać
Mistrzowi Ren swojej obecności i sięgać do niego umysłem. Niezależnie od tego,
co stało się na Supremacy i działo się na planecie Crait, wiedziała, że
Kylo nie potrzebuje rozkojarzenia, jakie mogłoby wywołać jej nagłe pojawienie
się wśród żywych.
Przypuszczała,
że Snoke powiedział, iż zginęła w trakcie jednej ze swoich częstych misji. Taka
wersja wydarzeń stanowiła idealne rozwiązanie większości problemów. Kylo by jej
nie szukał, a dodatkowo winą za jej śmierć można było obarczyć wroga,
podsycając dodatkowo chęć walki młodego Mistrza.
Nie
wiedziała, kto był odpowiedzialny za śmierć Snoke’a – tego, że Najwyższy
Przywódca nie żyje, była pewna. Czyżby ta nieznajoma dziewczyna, którą
dostrzegła oczami Snoke, zgładziła Najwyższego Przywódcę? Nie… To nie było
możliwe. Nie istniała osoba tak silna, która byłaby w stanie pokonać Snoke’a i
Kylo. Czyżby zatem Kylo postanowił się pozbyć swojego Mistrza?
Nie
miała pojęcia, jak sobie odpowiedzieć na te wszystkie pytania, które pojawiły
się jej w głowie. Prawdopodobnie jedyną szansą na zrozumienie wydarzeń tego
dnia było zapytanie u samego źródła. Niech tylko Kylo powróci z Crait.
***
Moc
czuwa nad żywymi. Ostrzega przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.
Zanim
Loke znalazła czas na to, żeby przeanalizować dziwne przeczucie, które pojawiło
się w niej, chwyciła za ster myśliwca i załączając pełną moc silników, wykonała
pospieszny zwrot. Wielki krążownik, który wyszedł z nadświetlnej minął ją o
metry. Na widok statku, który pojawił się tak blisko pilotowanej przez nią
maszyny, poczuła spływającą o kręgosłupie kroplę potu.
Było
blisko.
Przez
szybę kokpitu patrzyła na okazałą bestię. Stardust był obecnie
największym, jeśli nic się nie zmieniło przez dwa lata jej nieobecności,
krążownikiem floty Najwyższego Porządku. Był zaprojektowany w taki sposób, żeby
samo jego pojawienie się w przestrzeni kosmicznej budziło strach w sercach
wrogów. Snoke zawsze głosił, iż czasami wystarczy sam fakt posiadania potężnej
broni. Hołubiąc tej zasadzie, Najwyższy Przywódca przystąpił do budowy bazy Starkiller.
Jej częste używanie było niemożliwe i w zasadzie nie miało wiele sensu –
niszczenie planet żadnej ze stron tego sporu nie było na rękę. Destrukcyjna moc
wielkiej bazy wystarczała jednak, żeby trzymać Ruch Oporu w ryzach.
Teraz
patrzyła na Stardust i cieszyła się, iż nie stoi po przeciwnej stronie
barykady. Cóż… Nie stała przynajmniej w teorii.
Załoga
nowoprzybyłego krążownika musiała już zobaczyć ją na swoich radarach. Sięgnęła
po zestaw komunikacyjny i założyła na głowę wielkie słuchawki. Po ustawieniu
odpowiednich parametrów, usłyszała delikatny szum.
-
Jednostka TIE Silencer BR-347 do krążownika Stardust. Odbiór. – Nadała
odpowiedni komunikat.
Przez
dłuższą chwilę nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Już miała powtórzyć swoją
wiadomość, kiedy coś trzasnęło w słuchawkach i usłyszała mechanicznie
zniekształcony głos członka załogi.
-
Krążownik Stardust do BR-347. Proszę podać pozycję. Odbiór.
-
BR-347 do Stardust. Swobodny dryf w przestrzeni. 2716-32731.
Proszę o pozwolenie na lądowanie. Odbiór
Odpowiedź
nie nadeszła od razu.
- Stardust
do BR-347. Pozwolenie na lądowanie wydane. Lądowisko 18B, hangar 6. Odchył 16
stopni względem twojej obecnej pozycji. Odbiór.
-
Przyjęłam. Bez odbioru.
Po
zbliżeniu się do wyznaczonego miejsca lądowania, zobaczyła, że śluza była
otwarta, zabezpieczona odpowiednim polem siłowym przed dekompresją.
Wyprowadziła myśliwiec do odpowiedniej pozycji.
W
hangarze szóstym roiło się od osób z ekipy technicznej oraz droidów wspierających.
Wszyscy szykowali się na przyjęcie na pokładzie wojsk, znajdujących się obecnie
na Crait. Lądowanie myśliwca TIE Silencer zdawało się nikogo nie interesować. W
momencie, kiedy maszyna zawisła nad lądowiskiem 18B, zobaczyła stojącą nieopodal
grupę, w której skład wchodziło sześciu Szturmowców i jeden z oficerów.
Loke
zaczęła się zastanawiać, czyj statek zabrała.
Osadziła
maszynę na konstrukcji przygotowanej przez ekipę techniczną. Jeden z członków
załogi pojawił się przy myśliwcu, prowadząc drabinę, po której mogłaby wydostać
się z kokpitu na pokład Stardust.
Młody
Kapitan czekający na przybycie gościa, wyglądał, jakby dopiero co ukończył
Akademię Wojskową. Stał wyprostowany, jakby połknął kij od szczotki. Twarz była
niezdrowo blada, a po skroniach spływały kropelki potu. Czuła wyraźnie bicie
jego serca, które kołatało się w jego piersi w zawrotnym tempie. Nie wiedziała,
kogo się spodziewał, jednak na jej widok ewidentnie go zaskoczył, dodatkowo
wytrącając z i tak już wątłej równowagi.
Był
dość wysoki i szczupły. Mundur, który miał na sobie mocno opinał szerokie
ramiona. Włosy miał jasne, odrobinę dłuższe, niż przewidywał wewnętrzny
regulamin. Kości policzkowe rysowały się wyraźnie pod skórą, nadając
przystojnego wyglądu pociągłej twarzy. Niebieskie oczy pozostawały cały czas
czujne.
- To
co? Areszcik i na dywanik do Admirała? – Odezwała się w końcu, chcąc przerwać
przedłużającą się ciszę między nimi.
Aż za
dobrze znała procedury panujące w tym miejscu. Wiedziała, że jedyną opcją
zamienną dla wizytacji u samego Admirała, było zamknięcie w jakiejś więziennej
celi. Tego wolała uniknąć, jeśli miała możliwość.
-
Areszcik i na dywanik do Admirała. – Potwierdził młody mężczyzna. – Proszę
wybaczyć, jednak muszę odebrać pani broń.
Skinęła
głową i bez słowa sprzeciwu, uniosła w górę ręce. Jeden ze Szturmowców, na
wyraźny znak przełożonego, podszedł do niej i odpiął pas ze zdobyczną bronią.
Nikt nie skomentował w żaden sposób, ze ma przy sobie broń będącą na
standardowym wyposażeniu oddziałów Najwyższego Porządku, chociaż sama wcale nie
wyglądała na żołnierza.
Kiedy,
w mniemaniu Kapitana, przestała stanowić zagrożenie dla jego ludzi, Szturmowcy
otoczyli ją skromnym kordonem. Kapitan ruszył przed siebie, a Loke, z
towarzyszącą jej obstawą, tuż za nim.
- Kto
obecnie dowodzi na Stardust? – Zwróciła się do kapitana, kiedy zjeżdżali
windą z platformy lądowiska.
-
Admirał Garu Bosho.
Skinęła
głową na znak, że usłyszała odpowiedź. Nie było najmniejszego sensu komentować
tej informacji.
Znała
Garu Bosho. Dwa lata temu mężczyzna pełnił dokładnie tę samą funkcję na tym
samym stanowisku. Spotkała go kilkakrotnie, w trakcie swoich wizyt na
krążowniku. Jeśli w jej sytuacji można było mówić o szczęściu, to właśnie się
ono do niej uśmiechnęło. Bosho był służbistą do bólu. Czasami sprawiał wręcz
wrażenie człowieka, który nie był zdolny do podejmowania samodzielnych decyzji.
Miała wszelkie prawo podejrzewać, że w przypadku jej sprawy nie odważy się
podjąć jakiejkolwiek decyzji przed pojawieniem się na pokładzie Huxa i Kylo
Rena.
Niewielka
grupa przemieszczała się kolejnymi korytarzami. Po drodze mijali Szturmowców w
pełnym rynsztunku, członków załogi oraz liczne droidy, spieszących w tylko
sobie znanych kierunkach. Jak zwykle, na krążowniku wiele się działo, a wszystkie
osoby znajdujące się na pokładzie latającej jednostki, robiły co w ich mocy, by
wielka maszyna działała nieustannie na pełnych obrotach.
Po
kilkunastu minutach młody Kapitan zatrzymał się przed śluzą prowadzącą na
mostek Stardust. Skinienie ręki wystarczyło, żeby Szturmowcy posłusznie
rozstąpili się na boki. Mechanizm zamykający przejście zasyczał niebezpiecznie
i odsłonił przed gośćmi centrum dowodzenia jednostką.
Weszła
do środka za Kapitanem. Była prowadzona długim podestem, na końcu którego,
stojąc przy wielkiej konsoli, upstrzonej milionem migających lampek i guzików,
znajdował się Admirał Bosho. Garu nie zwrócił specjalnej uwagi na przybycie
nowych osób. Wpatrywał się uparcie w widok, rozciągający się za wielkimi oknami
mostka.
-
Admirale, przyprowadziłem pilota TIE BR-347.
Bosho
drgnął i dopiero teraz odwrócił się w stronę nowoprzybyłych.
O
Bosho można było powiedzieć wiele, ale z całą pewnością nie to, że był
przystojnym mężczyzną. Chociaż niedawno dobiegł czterdziestki, to wyglądał,
jakby miał na karku dodatkową dekadę albo dwie. Był niski i krępy. Kasztanowe
włosy miał mocno przerzedzone na skroniach. Okrągła, zaczerwieniona twarz,
wyglądała, jakby nadużywał alkoholu przez większą część swojego życia. Małe,
świńskie oczka patrzyły na aresztantkę z zimną obojętnością, która mogła w
każdej chwili przerodzić się w furię.
O tym,
jak bardzo Bosho lubił Loke, świadczyła mina Admirała, który wyglądał tak,
jakby właśnie zmuszono go do przełknięcia wyjątkowo paskudnego robaka.
- Lady
Ren – zwrócił się do niej oficjalnie. – Słyszałem, że nie żyjesz.
- Czy
tak pana zdaniem wyglądają martwi ludzie, admirale?
Garu
nie odezwał się więcej. Przyglądał się jej tylko wnikliwie. Próbował przetrawić
fakty. Co kilka chwil otwierał usta, jakby już miał coś powiedzieć, później
zmieniał zdanie i domykał wargi, nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
-
Panie Admirale? – Jeden z załogantów zbliżył się niepewnie do konsoli Garu. –
Panie Admirale, mamy kontakt z Generałem Huxem.
-
Przekaż, że już podchodzę – zwrócił się do podkomendnego Bosho. – Kapitanie! –
Młody oficer towarzyszący Loke zasalutował. – Proszę odprowadzić Lady Ren do
prywatnych kwater. Zostawić pod strażą do odwołania.
Decyzja
zapadła.
Kapitan,
zgodnie z rozkazem Admirała, zaprowadził ją do kwatery 12. Została zamknięta w
niewielkim pomieszczeniu, a pod drzwiami postawiono na straży dwóch
Szturmowców. Miała ochotę się śmiać z ignorancji tych, którzy uważali, że dwóch
Szturmowców byłoby w stanie ją zatrzymać, gdyby zdecydowała się opuścić
kwaterę.
Kiedy
w końcu znalazła się sama, poczuła ogarniające ją na powrót zmęczenie.
Wydarzenia tego dnia to było zdecydowanie zbyt wiele dla jej osłabionego umysłu
i ciała.
Położyła
się na łóżku. Miękka pościel, pachnąca chemią, wydawała się jej taka przyjemna
w dotyku.
***
Obudziła
się nagle. W pierwszej chwili nie wiedziała, co wyrwało ją z głębokiego snu.
Dopiero czując zaburzenie Mocy, zrozumiała, że Kylo Ren pojawił się na statku.
Uśmiechnęła
się do siebie.
Nadszedł
czas na spotkanie z dawno niewidzianym przyjacielem.
Generalnie nie przepadam za Gwiezdnym Wojnami, ale na pewno dodasz coś ciekawego od siebie, zobaczymy. :D Czytam, bo styl fajny, niezłe opisy...
OdpowiedzUsuńFajne, fajne, na pewno tu zostanę. Dla Huxa oczywiście. I Kylo. ❤️ Loke to fajna babka, a prolog jest tak pięknie napisany, że się normalnie zakochałam. I tylko będę szlochać cicho w kącie jak się okaże, że będzie tu Kylo x Rey, albo Kylo x OC. No cóż...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!