Gdzieś w nadświetlnej
34 ABY
Minęło ponad pół godziny od
wyjścia Huxa. Dwadzieścia minut od momentu, kiedy Kylo, obrażony na Loke za jej
niewyparzony język, zamknął się w łazience pod pretekstem wzięcia prysznica.
Dziewczyna nie mogła wyjść
z podziwu dla nowych rekordów, które ustanawiali. Nie minęły trzy godziny od
ich spotkania na lądowisku. Ona zdążyła się już popisać swoją bezczelnością, a
Kylo zdążył strzelić focha.
Podeszła do drzwi łazienki
i zastukała w nie pięścią. Chociaż woda z prysznica przestała się już lać, Kylo
się nie odezwał.
- Długo masz zamiar się na
mnie boczyć za ten autostop? – rzuciła w stronę drzwi. Nie otrzymawszy
odpowiedzi, kontynuowała niezrażona. – Daj spokój… Ile ty masz lat? Jesteś
Najwyższym Przywódcą, nie możesz się tak zachowywać. Kylo… Kylo, słyszysz mnie?
– Rozeźlona dalszym brakiem odpowiedzi, kopnęła w drzwi. Czując rozchodzący się
w stopie ból, szybko tego pożałowała. – Jak musisz się foszyć, to rób to
chociaż poza łazienką. Przez dwa lata tkwiłam w pieprzonej kapsule i chciałabym
się umyć!
Usłyszała gwałtowny ruch po
drugiej stronie. Nie minęła chwila, a drzwi otworzyły się na oścież. Kylo
stanął w przejściu, przepasany ręcznikiem w biodrach i ociekający wodą.
- Jestem Najwyższym
Przywódcą – zaczął.
- No… jesteś.
- Są pewne granice. Nie
możesz się tak do mnie zwracać przy ludziach.
- Przecież Hux to nie ludź!
Uśmiechnęła się, widząc
jego zaskoczenie na ten komentarz.
- Wiem, co masz na myśli –
dodała, nie pozwalając mu dojść do głosu. – Nigdy nie pozwoliłabym sobie na
taki komentarz przy kimś innym niż Hux. Dodatkowo to była wyjątkowa sytuacja.
Hux nigdy by ci nie wyperswadował tego pomysłu z gonieniem Ruchu Oporu.
Najpierw by umarł ze strachu. A to był naprawdę kiepski pomysł…
- Może to wyszłoby nam na
dobre, gdyby umarł? – Udał zamyślonego.
- Daj spokój… Wiem, że go
nie lubisz, jednak w chwili obecnej jest ci on potrzebny.
- Doprawdy? A to niby
dlaczego?
- Może nas nienawidzić,
jednak kocha Najwyższy Porządek i nie zrobi nic, co mogłoby w znaczący sposób
zaszkodzić tej organizacji. Dodatkowo ma za sobą lata doświadczenia na swoim
stanowisku. Gdyby był zły w tym, co robi, już dawno Snoke by się nim zajął.
Dopóki nie ustalisz jakiegoś planu działania i nie ogarniesz tego syfu, który
dzieje się wokoło, powinieneś go trzymać po swojej stronie.
Patrzyli na siebie bez
słowa.
- Dobra, rusz dupsko. –
Chwyciła go za rękę i wyciągnęła z przejścia do łazienki. – Nie żartowałam z
tym prysznicem.
- Czy mówiłem ci już, jak
bardzo brakowało mi twojej kobiecej subtelności?
Nie odpowiedziała.
Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, wywołując tym samym lekki uśmiech na jego
twarzy.
Kiedy uśmiechał się
ostatnio?
Kiedy będzie miał znów ku
temu okazję?
Korzystając z chwili
samotności, ubrał się niespiesznie. Nie przypuszczał, że tak prosta czynność,
jak wzięcie kąpieli po tym cholernym dniu, może okazać się tak przyjemna i
odświeżająca. Kiedy zmył z siebie sadzę, krew przeciwników i sól pochodzącą z
powierzchni Crait, poczuł się znacznie lepiej.
Wyciągnął się na wielkim
łożu. Odpoczynek był tym, czego najbardziej w tej chwili potrzebował. Nie był
jednak pewien, czy jest to luksus, na który może sobie spokojnie pozwolić.
Zanim zdążył podjąć
jakąkolwiek decyzję w sprawie ewentualnego snu, zmęczony organizm podjął
decyzję za niego.
***
Kiedy wyszła do kwater po
kąpieli, zastała Kylo śpiącego na wielkim łóżku w sypialni. Widok ten wywołał
na jej twarzy subtelny uśmiech. Wyglądał tak niewinne, kiedy spał. Widząc go
takim, kiedy kulił się przyciskając do siebie kołdrę, nigdy by nie powiedziała,
że oto ma przed sobą najpotężniejszą i najbardziej bezwzględną osobę w
Galaktyce.
Teraz, stał się Najwyższym
Przywódcą i był najpotężniejszy. Nie tylko pod względem Mocy. Miał pod sobą
wielką organizację, której członkowie byli gotowi wykonać każdy jego rozkaz.
Jeśli nie dlatego, że dostrzegali w nim głębszy sens, to dlatego, że obawiali
się konsekwencji, jakie mógłby wobec nich wyciągnąć.
Nawet Hux, chociaż miał
wiedzę i doświadczenie znacznie przekraczające wiedzę i doświadczenie Kylo,
musiał się teraz z nim liczyć.
Loke pomyślała o tym, że
Kylo nigdy nie był przygotowywany przez Snoke’a do zajęcia pozycji Najwyższego
Przywódcy. Snoke, jak wielu przed nim, przekonany był o własnej potędze i
niezniszczalności. Uważał, słusznie zresztą, że będzie rządził po kres swoich
dni. Nie przewidział tylko, że koniec może nadejść dla niego tak szybko.
Młoda wojowniczka zawsze
obawiała się swojego dawnego Mistrza. Po uwięzieniu, była gotowa podjąć
mentalną walkę o własną wolność. Wiedziała jednak, że szanse na zwycięstwo
miała niewielkie. Snoke, jakby nie patrzeć, dysponował potężną Mocą. Za każdym
razem, gdy przebywała w jego pobliżu odczuwała tę potęgę, niczym nieprzyjemne
mrowienie na skórze. Kiedy była daleko, jego osoba nadal jej towarzyszyła. Był
w stanie wyczuć ją i pilnować z drugiego końca Galaktyki. Dodatkowo miał
wiedzę, którą zgłębiał przez wiele lat, a którą niechętnie dzielił się ze
swoimi uczniami. Nie… Im przekazywał tylko tyle, ile było konieczne. Mieli stać
się postrachem Galaktyki, a nie zagrożeniem dla własnego nauczyciela.
Stało się jednak, ten jeden
raz Snoke nie docenił tego, którego sam stworzył.
I dobrze.
Loke nie miała zamiaru
bawić się w jakiekolwiek sentymenty. Stała się wrogiem Snoke’a w momencie,
kiedy została przez niego uwięziona. Cieszyła się z jego śmierci, a fakt, że to
właśnie Kylo rozprawił się z Najwyższym Przywódcą, było niczym najsłodszy miód
na jej serce.
Szkoda tylko, że nikt nie
mógł się o tym dowiedzieć. Przynajmniej teraz, dopóki Kylo nie ugruntuje swojej
pozycji w Najwyższym Porządku i nie udowodni – nawet jeśli nie innym, to samemu
sobie – że zasłużył na przejęcie władzy.
Swoją drogą, co powiedzą?
Przecież nie mogą wmówić wszystkim, że to ta dziewczyna z Ruchu Oporu zabiła
Mistrza. Nie… To by było złe dla morale żołnierzy i dowodzących.
Przestraszyliby się, a strach był przeszkodą w ich misji. Może należy
powiedzieć, że zginął w trakcie ataku na Supremacy? Zginął, kiedy statek
został zniszczony… Uśmiechnęła się złośliwie na myśl o takim uformowaniu tego
kłamstwa. Słodka ironio… Ale Hux powinien to kupić. Nawet jeśli będzie uważał,
że to ta dziewczyna jest odpowiedzialna za wszystko, z całą pewnością uzna, że
nie można nią straszyć własnych ludzi.
Nie, Hux nie będzie chciał
uniknąć spadku morale. Może jednak spróbować wykorzystać zaistniałą sytuację,
żeby osłabić wpływy Kylo. Hux pożądał władzy. Tak było, kiedy go poznała, i
była pewna, że tak jest teraz. Nie musiała wchodzić nawet do głowy Generała,
żeby wiedzieć, że planował pozbycie się konkurencji, kiedy tylko pojawi się
taka możliwość.
Mimowolnie westchnęła.
Zaczęła zastanawiać się nad
tym, czego sama chciała.
Jako dziecko miała proste,
nieskomplikowane marzenia. Kiedy jednak otworzyła się przed nią ścieżka Mocy,
zapragnęła poznać wszystkie jej tajemnice. Na początku szkoliła się na Jedi.
Była wtedy szczerze zachwycona poznawanymi historiami, opanowanymi sztukami
walki, nowymi umiejętnościami. Dorastając u boku Kylo, doskonale zdawała sobie
sprawę z tego, że nigdy nie stanie się tak potężna jak on. Swoją słabość w Mocy
postanowiła jednak nadrobić wiedzą i umiejętnościami. Kiedy Luke Skywalker
przeraził się siły własnego siostrzeńca, bez chwili zawahania, wkroczyła za
swoim przyjacielem na ścieżkę Ciemnej Strony. Widziała w tym szansę dla
poszerzenia własnej wiedzy i możliwości. Szybko jednak przekonała się, że
wielkie tajemnice, na których poznanie liczyła, nie zostaną przed nią
ujawnione. Sama musiała po nie sięgnąć.
Odkąd poznała Kylo, zawsze
starała się go wspierać. Chociaż dopiero z czasem zrozumiała, że w życiu
młodego wojownika jest jedyną osobą, która nie odczuwa przed nim strachu, nie
obawia się jego umiejętności i akceptuje go dokładnie takim, jakim jest, od
samego początku wiedziała, że chce być częścią jego życia.
Teraz miała niepowtarzalną
szansę towarzyszyć mu w najważniejszej części podróży przez życie. Wiedziała,
że będzie potrzebował jej wsparcia, jej rady i jej umiejętności. Szczególnie,
że mogły go najść chwile zwątpienia. Mógł nie wierzyć w to, że jest dość silny
i dość mądry, by być tym, kim się uczynił.
Wyjęła z szafy dodatkowy
koc i opatuliwszy się miękkim materiałem, zajęła drugą połowę łóżka. Mebel był
tak wielki, że spokojnie mogła zająć jego część tak, żeby razem z Kylo nie
przeszkadzać sobie wzajemnie w odpoczynku. Potrzebowała snu. Liczyła również po
cichu, że może odpływając do tej dziwnej krainy, w której rządziła ludzka
podświadomość, znajdzie natchnienie dla zalążka planu walki z Ruchem Oporu,
który później będzie mogła wcielić w życie razem z Kylo.
***
Coś było nie tak, jak być
powinno.
Kiedy otworzył oczy,
pierwszą rzeczą jaką zobaczył, była twarz Loke. Dziewczyna spała, zawinięta w
koc tak, że tylko część jej twarzy, wystawała spod ciężkiego, czarnego materiału.
Wiedział doskonale, że nie chodziło o nią. To nie ona była zagrożeniem.
Cokolwiek jednak pojawiło się w pobliżu, powinien skupić się jeszcze bardziej,
właśnie przez wzgląd na dziewczynę.
Powoli usiadł na łóżku.
Miecz świetlny był blisko i wystarczyła chwila, żeby mógł przywołać go do
siebie. Dlaczego jednak miał wrażenie, że nie będzie go teraz potrzebować?
Kiedy rozejrzał się po
pomieszczeniu, zdał sobie sprawę, że nie jest w nim sam z Loke. Pod
przeciwległą ścianą, w wątłym świetle nocnych lamp, dostrzegł doskonale sobie
znaną postać. Rey wpatrywała się w niego wielkimi ślepiami. Widział, że była
zła. Nie podobało się jej to, że znów mogą się nawiedzać i w jakiś najwyraźniej
niezrozumiały dla żadnej ze stron sposób, nawiązali ten dziwaczny kontakt.
- Dlaczego to zrobiłeś? –
zapytała go ze złością.
- Co zrobiłem? – Był tak
samo niezadowolony z tego spotkania, co ona. Nie podobało się mu również jej
pytanie. Do czego ona dążyła?
- Dlaczego znów się
pojawiasz… - machnęła ręką - …tutaj. – Najwyraźniej nie była w stanie lepiej
określić miejsca, w którym się znajdowała w chwili obecnej. Albo nie chciała
tego zrobić.
- Nie przyszedłem do
ciebie. Tym razem to ty przyszłaś do mnie. – Był prawie pewien, że nie próbował
się z nią połączyć. Nie zrobił tego, prawda? Przecież jeszcze chwilę temu spał
i był myślami daleko od niej.
- Nieprawda – zaprzeczyła.
Wyglądała, jakby miała zamiar zacząć się z nim kłócić. Po chwili jednak
wyraźnie się rozluźniła, zarzuciwszy najwyraźniej swój plan. – Myślałam, że
skoro to Snoke nas związał i teraz nie żyje, to nie będziemy musieli już siebie
oglądać.
- Też miałem taką nadzieję
– przyznał w nagłym przypływie szczerości, która zaskoczyła nawet jego. –
Jednak jesteśmy tutaj. Myślałaś o mnie, Rey? Dlatego właśnie się pojawiłaś?
- Oczywiście, że myślałam o
tobie! Zastanawiałam się, jak można być takim potworem bez serca. Zamordowałeś
już tyle osób, przyczyniłeś się do tylu śmierci i wychodzi, że nadal planujesz
nas ścigać.
- Mogłaś to zakończyć –
przypomniał. – Złożyłem ci propozycję. Kiedy Snoke zginął, mogłaś się do mnie
przyłączyć. Nie skorzystałaś.
Oczy Rey zrobiły się
wielkie ze zdziwienia. W tym samym momencie poczuł, że na jego nadgarstku
zamknęła się zimna dłoń, a o umysł otarła cudza obecność.
Loke.
Spojrzał w bok. Nie spała.
Jego słowa musiały wyrwać ją ze snu. Kiedy przysłuchała się im, doszła do
słusznych wniosków, i z tylko sobie znanego powodu postanowiła dołączyć do tego
dziwacznego spotkania.
Siedziała na łóżku, nadal
zakrywając się kocem. Jej uwaga zdawała się być w pełni skupiona na Rey.
- Zatem to tobie
zawdzięczam swoją wolność – powiedziała cicho, tym dziwnym, pogłębionym głosem,
którego używała za każdym razem, gdy nie byli sami. – To twoja obecność
wytrąciła mojego mistrza z równowagi, dając mi szansę na zwycięstwo.
Rudowłosa pochyliła się do
przodu. Koc zsunął się z jej ramion, kiedy zaczęła pełznąć po łóżku w stronę
Rey. Kylo z satysfakcją zauważył, że szatynka cofnęła się o krok.
- Kim jesteś? – wyrwało się
Rey.
- Będę tym, kim mnie
uczynisz. – Loke zachichotała, wchodząc ponownie w swoją rolę szaleńca. – Mogę
być lekarstwem na wszystkie twoje bolączki albo stać się twoim największym
koszmarem.
- Ja już mam swój koszmar –
zapewniła Rey, rzucając szybkie spojrzenie na Kylo.
- Koszmar koszmarowi
nierówny – zauważyła Loke. – Powinnaś o tym pamiętać. Zresztą, z tego co
słyszę, sama sobie zapracowałaś na taki stan rzeczy.
- Zapracowałam? Ja?
Dlaczego niby? Bo walczę o wolność?
Loke przekrzywiła głowę.
Najpierw w jedną stronę, później w drugą. Obserwujący obie kobiety Kylo
zauważył, że Rey spięła się jeszcze bardziej. Lady Ren zdawała się za to
doskonale bawić.
- Wolność jest pojęciem
względnym. Pamiętaj, że gdyby Ruch Oporu nie zdecydował się walczyć tylko
przyjął lata temu zwierzchnictwo Najwyższego Porządku, wiele istnień zostało by
ocalonych, a my, zamiast uganiać się od planety do planety, moglibyśmy zająć
się rozwojem i rozbudową Galaktyki.
- Gdyby Rebelia nie
powstała, to Galaktyka dalej żyłaby pod jarzmem Imperium!
- Taka młoda, a takich
wzniosłych słów używa… - Pociągnęła nosem. – Czuję na tobie jej smród. Czy to
właśnie ona nakładła ci tych patriotycznych bzdetów do głowy?
- O czym ty mówisz?
- O tym, że źle na wszystko
patrzysz. Pozwoliłaś się zmanipulować. Zamiast samodzielnie ocenić i wyciągnąć
własne wnioski, łykasz te wszystkie gadki bez chwili zastanowienia.
Rey zacisnęła wargi.
- Zawsze pozwalasz, żeby
inni załatwiali za ciebie twoje interesy? – Najwyraźniej zabrakło jej
odpowiedzi na uwagę Loke i teraz próbowała go rozzłościć.
Nie tym razem. Teraz był
daleki od jakiegokolwiek wybuchu złości. Podobało mu się to, co Loke jej
powiedziała. Cieszył się, że najwyraźniej Rey nie była w stanie odpowiedzieć na
zaczepkę ze strony jego przyjaciółki. Dodatkową satysfakcję dawał mu fakt, że
nie miała do powiedzenia nic poza tym, co do głowy nawkładali jej członkowie
jego… rodziny.
Wykrzywił usta w grymasie.
- Nie widzę sensu jej
przerywać, skoro tak doskonale sobie radzi.
Loke odwróciła się lekko
bokiem. Teraz mogła obserwować dokładnie pozostałą dwójkę.
Zaczęła uderzać rytmicznie
otwartymi dłońmi w materac.
- To co, moi drodzy?
Posprzeczaliśmy się troszeczkę, poprzerzucaliśmy własnymi racjami… Co zrobimy z
tym pięknie rozpoczętym spotkaniem?
Rey ponownie popatrzyła na
kobietę.
- Ty jesteś jakaś
nienormalna.
- Jak kiedyś zainteresuje
mnie twoja opinia w temacie, na bank dam znać. – Puściła dziewczynie oczko.
To dziwne spotkanie, które
przerodziło się w sprzeczkę między Loke a Rey, nie podobało mu się już na
początku. Teraz jednak, z każdą kolejną chwilą, podobało mu się coraz mniej.
Chwycił Loke za ramię i
przyciągnął ją do siebie. Teraz ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Pozbądź się jej stąd –
zażądał.
Westchnęła ciężko, jakby
kazał jej właśnie zrezygnować ze świetnej zabawy.
Przyłożyła dłoń do jego policzka.
Czuł, że jej świadomość ponownie zamajaczyła na granicy jego psychicznych
barier. Wiedząc, co planowała, opuścił blokadę i pozwolił jej wejść do środka.
Loke od razu odnalazła źródło dziwnego połączenia i zamknęła wieź. Nie
wiedział, czy zrobiła to permanentnie, jednak na tę chwilę zadziałało
doskonale. Rey zniknęła.
Loke przeciągnęła się.
Zauważył lekką zmianę w jej postawie. To była bardzo subtelna różnica, której
prawdopodobnie nikt inny by nie dostrzegł. Znów miał przed sobą swoją
towarzyszkę, a nie lekko szaloną i śmiertelnie niebezpieczną Mistrzynię.
Odwróciła się w jego
stronę, unosząc w górę brew w niemym pytaniu. Westchnął zrezygnowany. Wszystko
wskazywało na to, że czas na sen minął bezpowrotnie.
- Kylo…
- Co? – rzucił w jej
stronę.
- Nie cocaj mi tutaj jak
idiota, tylko się wytłumacz – zażądała. Wskazała ręką w miejsce, w którym
wcześniej stała Rey. – Już drugi raz w bardzo krótkim czasie widzę tę
dziewczynę. Kim ona jest? I ostrzegam, jak powiesz, że nikim ważnym, to tak cię
spiorę, że sam Hux cię nie pozna.
Opadł ponownie na łóżko i
westchnął. Pozwolił sobie na chwilę zamknąć oczy. Wiedział, że tej rozmowy nie
uniknie, a Loke koniecznie powinna dowiedzieć się jak najwięcej. Nie miał
jednak ochoty z nią na ten temat rozmawiać. Nie teraz.
Sam nie potrafił określić,
co dokładnie łączyło go z Rey. Na początku wierzył, że jest szansa na to, że
dziewczyna do niego dołączy i wspólnie z nim poprowadzi Najwyższy Porządek.
Później jednak po raz kolejny sprzeciwiła się mu i pokrzyżowała jego plany, wzbudzając
w nim wściekłość i złość. Pytanie jednak, czy był wściekły na sytuację, czy
bezpośrednio na Rey. Tego nie potrafił już określić.
Słyszał, jak szamotała się
z kocem, wiercąc się przy tym niecierpliwie.
Chociaż zagroziła mu tym,
że go spierze, oboje doskonale wiedzieli, że tak by się nie stało. I to wcale
nie dlatego, że Loke nie podjęłaby wyzwania. Po prostu był od niej silniejszy.
Kylo zastanawiał się jednak nad tym, czy byłby w stanie ją pokonać, gdyby
zaatakowała go mentalnie z zamiarem wyrządzenia mu poważnej krzywdy.
Czy to było teraz istotne?
Westchnął ponownie.
- Wzdychasz tak, jakbyś
miał tutaj zaraz ducha wyzionąć.
Otworzył oczy.
- Ona ma na imię Rey.
Pochodzi z Jakku. Poznałem ją zaledwie kilka tygodni temu.
Odwrócił się na bok, żeby lepiej
ją widzieć w trakcie swojego snucia opowieści.
- Dotarłem na Jakku w
poszukiwaniu mapy, która miałaby doprowadzić mnie do Skywalkera. Niestety zanim
przybyłem miejsce, mapa została umieszczona w droidzie. Jakimś cudem ten trafił
do niczego nieświadomej Rey. Oczywiście przez to, że obie strony szukały
robota, trafiła na Ruch Oporu. Na mojego ojca, dokładnie.
- Stary, dobry Han. Jak
zwykle obecny tam, gdzie być nie powinien – zauważyła Loke.
- Teraz już nie będzie
mieszał się w nasze sprawy – zapewnił ją. Widział jak jej oczy rozszerzają się
w wyrazie zdziwienia, jednak nie zadała mu kolejnego pytania, jakby bała się,
że sprawa Hana Solo może sprowadzić całą opowieść na niewłaściwe tory.
- Udało mi się ją pojmać na
jednej z planet i przywieźć na Starkillera. Niestety uwolnili ją. Wtedy
też odkryła też, że ma w sobie Moc. To wszystko było… Właśnie wtedy baza
została zniszczona. Uciekła Sokołem razem ze swoim… znajomym. Dostała mapę,
odkryła w sobie Moc i udała się do naszego dawnego nauczyciela. Później, kiedy
walczyliśmy właśnie z Ruchem Oporu, przybyła na Supremacy. Po tym, jak
zabiłem Snoke’a, pomogła mi pokonać Gwardię.
Loke skinęła lekko głową,
przyjmując najwyraźniej tę mocno uproszczoną historię. Przez moment zastanawiał
się, czy powinien jej powiedzieć o tym, że był słabszy od Rey. W końcu jak
dotąd niemalże w trakcie każdej ich potyczki, to ona wygrywała.
- Powiedz mi jednak, jak to
się stało, że nawiązała z tobą mentalne połączenie.
- Na początku zaczęliśmy
wpadać na siebie w dziwnych sytuacjach. Widzieliśmy wzajemnie swoje postacie,
chociaż dzieliły nas całe układy. Nie byłem w stanie zobaczyć miejsca, w którym
się znajdowała. Tak jak dzisiaj. Przez długi czas nie wiedziałem, co się
dzieje. Później okazało się, że to Snoke chciał nas do siebie zbliżyć. Miał
nadzieję, że dzięki temu Rey przejdzie na Ciemną Stronę.
Czuł na sobie jej czujne
spojrzenie. Niemal mógł poczuć, jak trybiki w jej głowie pracują na najwyższych
obrotach.
- A to sobie wymyślił,
zgrzybiały dziad – wymamrotała po chwili sama do siebie.
Podniosła się z łóżka i
zaczęła krążyć po sypialni.
- O co ci chodzi?
Pokręciła pospiesznie
głową.
- Później. Jak powiesz
wszystko. – Przygryzła lekko wargę. – Polubiłeś ją, prawda?
- Nie! Tak… - Usiadł i
westchnął. – Nie wiem, Loke. To było dziwne uczucie. Pamiętam, jaka była
zagubiona na początku. Nie wiedziała, co się z nią dzieje i najwyraźniej
Skywalker nie spełnił jej oczekiwań jako nauczyciel. Później była przekonana,
że jest w stanie mnie przeciągnąć na Jasną Stronę. Przez długi czas po twojej…
śmierci, walczyłem ze sobą. Nie mogłem się uspokoić. Ona… Ona mi w jakiś sposób
pomogła. To dzięki niej pokonałem Snoke’a. Później jednak, kiedy zaproponowałem
jej, żeby wspólnie ze mną coś zmieniła, odeszła. Zwyzywała mnie i odeszła, a na
koniec zniweczyła nasze plany na Crait.
Loke zaczęła kroczyć
jeszcze szybciej po pomieszczeniu. Widział jej zbolałą minę i żałował, że nie
mógł dowiedzieć się, co dokładnie czuła. Z jakiegoś powodu, w tym właśnie
momencie, całkowicie odcięła się od niego. Chociaż bardzo chciał, nie mógł
przeniknąć przez barierę w taki sposób, żeby nie uczynić Loke krzywdy.
- On chciał, żeby ona
zastąpiła ci mnie – wypaliła nagle. Patrzyła na niego ze złością. – Chciał,
żebyś o mnie zapomniał, a ty się na to złapałeś.
- To nie tak! – Poderwał
się z łóżka. Miał zamiar do niej podejść, jednak coś zatrzymało go w pół kroku.
- A jak? Snoke miał mnie
dość. Byłam wredna, złośliwa, nie słuchałam jego rozkazów i miałam czelność
twierdzić, że nie ma czegoś takiego jak… - zacięła się. Stała, przyciskając do
boków ramiona. Dłonie miała zaciśnięte w pięści. Cała drżała. – Najwyraźniej
nie spodziewał się, że moje zniknięcie aż tak źle może na ciebie podziałać.
Kiedy na horyzoncie pojawiła się nowa użytkowniczka Mocy, pomyślał sobie, że
świetnie będzie przeciągnąć ją na swoją stronę. Dodatkowo był przekonany, że
jeśli zmusi was do nawiązania, dziwnej bo dziwnej, ale jednak znajomości, to
oboje na tym skorzystacie. Ona zmieniając swoje poglądy, a ty na powrót
odnajdując spokój. Spokój, potęga i to wszystko dzięki głupiej dziewusze
znikąd. – Dźgnęła się w pierś, podkreślając, że określenie „dziewucha znikąd”
wcale nie odnosi się do Rey, a przynajmniej nie tylko do niej. To właśnie tak
jego matka określiła kiedyś Loke. - Czy tylko ja widzę tutaj podobieństwa?
- Loke…
Uniosła rękę, nakazując mu
gestem milczenie.
- Najgorsze jest jednak to,
że ty ją polubiłeś. Dałeś się złapać na plan Snoke’a jak ryba na haczyk i
jeszcze nie widzisz w tym nic złego. I co? Jak by się zgodziła przyjąć Ciemną
Stronę… - Pokręciła głową. – Czy ty zdajesz sobie sprawę, że jej zgoda byłaby
równoważna z moim wyrokiem śmierci? Gdyby ona do niego dołączyła, zabiłby mnie.
Byłabym już całkowicie zbędna.
Była wściekła. Co gorsza
była wściekła na niego, a on zupełnie nie rozumiał dlaczego tak się stało.
Zbliżyli się do siebie z Rey w trakcie tych tygodni, kiedy nawiązywali tę
dziwną wieź. On nie robił tego specjalnie. I co to za argument z wyrokiem
śmierci? Przecież…
- Nie wiedziałem, że
żyjesz. Byłem przekonany, że jesteś martwa, że cię zabili – powiedział
rozzłoszczony. – Gdybym wiedział, że to on cię więzi, znalazłbym sposób, żeby
ci pomóc.
- Och? Byłoby ci w głowie
ratowanie mojej osoby, jak trzeba się było pouganiać za Rey?
- Co? O czym ty kobieto…
Prychnęła jak rozeźlony
kot.
- Jak… Jak mogłeś.
- Jak mogłem co?
Pokręciła głową i
pospiesznie wyszła z sypialni. Kiedy drzwi zatrzasnęły się za nią, próbował
zrozumieć, co takiego się tutaj właśnie wydarzyło.
***
Wyszła na korytarz i
ruszyła przed siebie żwawo. Właśnie rozpętała awanturę i sama do końca nie
wiedziała, dlaczego tak zrobiła. Czuła się dziwnie. Po raz pierwszy w swoim
życiu pojawiło się w jej sercu to palące uczucie, którego nie potrafiła
zdefiniować. I pojawiło się tam przez Rey. I przez Kylo. Przez tę ich
idiotyczną znajomość.
Przystanęła na chwilę. Czy
to była zazdrość?
Nigdy tak się nie czuła.
Jeśli chodziło o jej relacje z Kylo, zawsze była pewna, że nie ma osoby, która
mogłaby stać mu się bliższa, niż ona była. Nawet kiedy jej przyjaciel był
zafascynowany swoimi nauczycielami i uginał się pod ich autorytetem, nigdy nie
stali się oni ważniejsi od niej. Teraz pojawiła się ta Rey, a on ją polubił.
Głupia, pozbawiona doświadczenia siksa, która powinna być traktowana tylko jako
wróg, a on tutaj jakieś zacieśnianie znajomości uskuteczniał!
Zza załomu korytarza
wyłonił się droid. Spojrzała wściekle ma maszynę i starając się włożyć w to jak
najwięcej siły, uderzyła mentalnie. Robot został poderwany w powietrze i
nabierając ogromnej prędkości, przeleciał przez cały korytarz, żeby spotkać się
ze ścianą przy akompaniamencie głośnego huku.
Wiedziała, że takie
zachowanie było głupie i nie powinna tak postąpić, jednak dzięki temu poczuła
się trochę lepiej.
Wróciła myślami do Rey.
Może ta dziwna dziewczyna
drażniła ją tak bardzo dlatego, że było między nimi dwoma tyle podobieństw? Tez
miała Moc, była znikąd, potrzebowała opiekuna i przewodnika w dziwnym świecie,
którego nagle stała się częścią.
Nie… To z pewnością nie o
to chodziło.
Podjęła swoją wędrówkę
jeszcze szybszym krokiem niż poprzednio.
Wiedziała, że powinna się
uspokoić. Idąc przed siebie, miała wrażenie, że każdy mijany żołnierz zdaje
sobie sprawę ze złości, którą odczuwała. Przecież ona się nie denerwowała! Nie
w ten gorący sposób, który cechował Kylo. On, gdy był zły, siekł mieczem,
niszczył i wrzeszczał. Ona… przecież ona była zupełnie inna. Kiedy jej ktoś
nadepnął na odcisk, po prostu go mordowała i odchodziła spokojnie w stronę
zachodzącego słońca, zapewniając sobie takim postępowaniem ciszę i spokój.
Wszyscy woleli nie wchodzić jej w drogę, gdyż doskonale zdawali sobie sprawę,
że nie dawała szans na ucieczkę. I nigdy nie przejmowała się ewentualnymi
konsekwencjami.
Tak, musiała się opanować.
Musiała na powrót stać się tą królową lodu, podszytą odrobiną szaleństwa.
Trzeba było zadbać o własną legendę.
Sama nie wiedziała, jak to
się stało, jednak w pewnym momencie przystanęła przed wejściem na mostek.
Zmarszczyła tylko brwi. Cóż… skoro już tutaj zawędrowała i nie spieszyło się
jej do powrotnego spotkania z Kylo, równie dobrze mogła zasięgnąć informacji o
tym, ile jeszcze czasu będą musieli poświęcić na podróż na Rakata Prime.
Grodzie chroniące mostek
ustąpiły przed nią posłusznie, kiedy się do nich zbliżyła. W wielkim
pomieszczeniu, którego jedna ściana była całkowicie przeszklona, nie znajdowało
się wiele osób. Najwyraźniej większość członków załogi technicznej została
odesłana, kiedy Stardust wykonał skok w nadświetlną. Do momentu
pojawienia się krążownika w układzie Rakata Prime, nie będzie potrzeba tak
wielu rąk do pracy.
Weszła do środka. Głowy
członków załogi zwróciły się w jej stronę. Przyjrzeli się jej, ocenili ją i
uznawszy najwyraźniej, że nie stanowi żadnego zagrożenia, każdy powrócił do
kontrolowania danych na monitorach.
Cóż, prawie każdy.
Armitage Hux, stojący w
miejscu przeznaczonym dla dowódcy, przyglądał się jej nieustannie z tą
beznamiętną miną, którą doskonale znała. Część jego twarzy skrywała się w
mroku, część była rozświetlona blaskiem gwiazd, który za oknem krążownika
rozmywał się w nieskończoną błękitną smugę.
- Lady Ren – zwrócił się do
niej. – Gdzie jest Najwyższy Przywódca?
- Odpoczywa.
Nie miała teraz ochoty
rozmawiać o Kylo.
Podeszła powoli do okien.
Chociaż na zewnątrz nie działo się nic ciekawego, ot podróż w nadświetlnej,
poczuła, że stonowany i spokojny obraz towarzyszący wielkiej prędkości
krążownika w jakiś sposób ją uspokaja.
- Lada moment
powinniśmy pojawić się w układzie Rakata Prime – usłyszała głos Huxa za swoimi
plecami.
Odwróciła się, by na chwilę
na niego spojrzeć. Dostrzegła, że wyciągnął w jej stronę dłoń, zapraszając ją
do siebie.
Przez chwilę zastanawiała
się, czy lepszą opcją było odtrącenie oferowanej, symbolicznej pomocy, czy też
przyjęcie jej z udawaną wdzięcznością. Nie mogła się zdecydować.
Ostatecznie jednak ujęła
urękawiczoną dłoń i stanęła obok Huxa na podwyższeniu mostka. W milczeniu
czekała na ten niesamowity widok, który zawsze towarzyszył chwili, gdy statek
wyłaniał się z przestrzeni nadświetlnej.
- Skąd wiedziałaś o moim
planie?
Uśmiechnęła się pod nosem,
słysząc to pytanie.
- Kiedy myślisz o czymś tak
intensywnie, czasami nie trzeba się wpraszać, żeby móc usłyszeć to wszystko, co
dzieje się w twojej głowie. – Zauważyła zdziwione i pełne konsternacji
spojrzenie, jakim ją obdarzył. – Spokojnie, Kylo tego nie potrafi. Nigdy nie
posiadał tej subtelności, która była potrzebna, żeby usłyszeć cudze myśli bez
niszczenia wszystkich ochronnych barier ludzkiej świadomości. Ale na przyszłość
radziłabym się wstrzymać ze snuciem konspiracyjnych planów do momentu, aż
upewnisz się, że jesteś daleko od nas.
- Wiesz…? – Nie był
przestraszony tą informacją. Wydał się jej raczej zawiedziony tym, że cała
sprawa wyszła na jaw.
- Byłabym rozczarowana,
gdybyś niczego nie próbował.
- Dlaczego?
Pozwoliła sobie nie
odpowiadać na to pytanie. Uśmiechnęła się tylko lekko.
Miała ochotę się śmiać,
widząc niezrozumienie, które malowało się na jego twarzy.
x
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz