wtorek, 13 lutego 2018

Rozdział IV

Gdzieś w nadświetlnej
34 ABY

Minęło ponad pół godziny od wyjścia Huxa. Dwadzieścia minut od momentu, kiedy Kylo, obrażony na Loke za jej niewyparzony język, zamknął się w łazience pod pretekstem wzięcia prysznica.
Dziewczyna nie mogła wyjść z podziwu dla nowych rekordów, które ustanawiali. Nie minęły trzy godziny od ich spotkania na lądowisku. Ona zdążyła się już popisać swoją bezczelnością, a Kylo zdążył strzelić focha.
Podeszła do drzwi łazienki i zastukała w nie pięścią. Chociaż woda z prysznica przestała się już lać, Kylo się nie odezwał.
- Długo masz zamiar się na mnie boczyć za ten autostop? – rzuciła w stronę drzwi. Nie otrzymawszy odpowiedzi, kontynuowała niezrażona. – Daj spokój… Ile ty masz lat? Jesteś Najwyższym Przywódcą, nie możesz się tak zachowywać. Kylo… Kylo, słyszysz mnie? – Rozeźlona dalszym brakiem odpowiedzi, kopnęła w drzwi. Czując rozchodzący się w stopie ból, szybko tego pożałowała. – Jak musisz się foszyć, to rób to chociaż poza łazienką. Przez dwa lata tkwiłam w pieprzonej kapsule i chciałabym się umyć!
Usłyszała gwałtowny ruch po drugiej stronie. Nie minęła chwila, a drzwi otworzyły się na oścież. Kylo stanął w przejściu, przepasany ręcznikiem w biodrach i ociekający wodą.
- Jestem Najwyższym Przywódcą – zaczął.
- No… jesteś.
- Są pewne granice. Nie możesz się tak do mnie zwracać przy ludziach.
- Przecież Hux to nie ludź!
Uśmiechnęła się, widząc jego zaskoczenie na ten komentarz.
- Wiem, co masz na myśli – dodała, nie pozwalając mu dojść do głosu. – Nigdy nie pozwoliłabym sobie na taki komentarz przy kimś innym niż Hux. Dodatkowo to była wyjątkowa sytuacja. Hux nigdy by ci nie wyperswadował tego pomysłu z gonieniem Ruchu Oporu. Najpierw by umarł ze strachu. A to był naprawdę kiepski pomysł…
- Może to wyszłoby nam na dobre, gdyby umarł? – Udał zamyślonego.
- Daj spokój… Wiem, że go nie lubisz, jednak w chwili obecnej jest ci on potrzebny.
- Doprawdy? A to niby dlaczego?
- Może nas nienawidzić, jednak kocha Najwyższy Porządek i nie zrobi nic, co mogłoby w znaczący sposób zaszkodzić tej organizacji. Dodatkowo ma za sobą lata doświadczenia na swoim stanowisku. Gdyby był zły w tym, co robi, już dawno Snoke by się nim zajął. Dopóki nie ustalisz jakiegoś planu działania i nie ogarniesz tego syfu, który dzieje się wokoło, powinieneś go trzymać po swojej stronie.
Patrzyli na siebie bez słowa.
- Dobra, rusz dupsko. – Chwyciła go za rękę i wyciągnęła z przejścia do łazienki. – Nie żartowałam z tym prysznicem.
- Czy mówiłem ci już, jak bardzo brakowało mi twojej kobiecej subtelności?
Nie odpowiedziała. Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, wywołując tym samym lekki uśmiech na jego twarzy.
Kiedy uśmiechał się ostatnio?
Kiedy będzie miał znów ku temu okazję?
Korzystając z chwili samotności, ubrał się niespiesznie. Nie przypuszczał, że tak prosta czynność, jak wzięcie kąpieli po tym cholernym dniu, może okazać się tak przyjemna i odświeżająca. Kiedy zmył z siebie sadzę, krew przeciwników i sól pochodzącą z powierzchni Crait, poczuł się znacznie lepiej.
Wyciągnął się na wielkim łożu. Odpoczynek był tym, czego najbardziej w tej chwili potrzebował. Nie był jednak pewien, czy jest to luksus, na który może sobie spokojnie pozwolić.
Zanim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję w sprawie ewentualnego snu, zmęczony organizm podjął decyzję za niego.

***

Kiedy wyszła do kwater po kąpieli, zastała Kylo śpiącego na wielkim łóżku w sypialni. Widok ten wywołał na jej twarzy subtelny uśmiech. Wyglądał tak niewinne, kiedy spał. Widząc go takim, kiedy kulił się przyciskając do siebie kołdrę, nigdy by nie powiedziała, że oto ma przed sobą najpotężniejszą i najbardziej bezwzględną osobę w Galaktyce.
Teraz, stał się Najwyższym Przywódcą i był najpotężniejszy. Nie tylko pod względem Mocy. Miał pod sobą wielką organizację, której członkowie byli gotowi wykonać każdy jego rozkaz. Jeśli nie dlatego, że dostrzegali w nim głębszy sens, to dlatego, że obawiali się konsekwencji, jakie mógłby wobec nich wyciągnąć.
Nawet Hux, chociaż miał wiedzę i doświadczenie znacznie przekraczające wiedzę i doświadczenie Kylo, musiał się teraz z nim liczyć.
Loke pomyślała o tym, że Kylo nigdy nie był przygotowywany przez Snoke’a do zajęcia pozycji Najwyższego Przywódcy. Snoke, jak wielu przed nim, przekonany był o własnej potędze i niezniszczalności. Uważał, słusznie zresztą, że będzie rządził po kres swoich dni. Nie przewidział tylko, że koniec może nadejść dla niego tak szybko.
Młoda wojowniczka zawsze obawiała się swojego dawnego Mistrza. Po uwięzieniu, była gotowa podjąć mentalną walkę o własną wolność. Wiedziała jednak, że szanse na zwycięstwo miała niewielkie. Snoke, jakby nie patrzeć, dysponował potężną Mocą. Za każdym razem, gdy przebywała w jego pobliżu odczuwała tę potęgę, niczym nieprzyjemne mrowienie na skórze. Kiedy była daleko, jego osoba nadal jej towarzyszyła. Był w stanie wyczuć ją i pilnować z drugiego końca Galaktyki. Dodatkowo miał wiedzę, którą zgłębiał przez wiele lat, a którą niechętnie dzielił się ze swoimi uczniami. Nie… Im przekazywał tylko tyle, ile było konieczne. Mieli stać się postrachem Galaktyki, a nie zagrożeniem dla własnego nauczyciela.
Stało się jednak, ten jeden raz Snoke nie docenił tego, którego sam stworzył.
I dobrze.
Loke nie miała zamiaru bawić się w jakiekolwiek sentymenty. Stała się wrogiem Snoke’a w momencie, kiedy została przez niego uwięziona. Cieszyła się z jego śmierci, a fakt, że to właśnie Kylo rozprawił się z Najwyższym Przywódcą, było niczym najsłodszy miód na jej serce.
Szkoda tylko, że nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Przynajmniej teraz, dopóki Kylo nie ugruntuje swojej pozycji w Najwyższym Porządku i nie udowodni – nawet jeśli nie innym, to samemu sobie – że zasłużył na przejęcie władzy.
Swoją drogą, co powiedzą? Przecież nie mogą wmówić wszystkim, że to ta dziewczyna z Ruchu Oporu zabiła Mistrza. Nie… To by było złe dla morale żołnierzy i dowodzących. Przestraszyliby się, a strach był przeszkodą w ich misji. Może należy powiedzieć, że zginął w trakcie ataku na Supremacy? Zginął, kiedy statek został zniszczony… Uśmiechnęła się złośliwie na myśl o takim uformowaniu tego kłamstwa. Słodka ironio… Ale Hux powinien to kupić. Nawet jeśli będzie uważał, że to ta dziewczyna jest odpowiedzialna za wszystko, z całą pewnością uzna, że nie można nią straszyć własnych ludzi.
Nie, Hux nie będzie chciał uniknąć spadku morale. Może jednak spróbować wykorzystać zaistniałą sytuację, żeby osłabić wpływy Kylo. Hux pożądał władzy. Tak było, kiedy go poznała, i była pewna, że tak jest teraz. Nie musiała wchodzić nawet do głowy Generała, żeby wiedzieć, że planował pozbycie się konkurencji, kiedy tylko pojawi się taka możliwość.
Mimowolnie westchnęła.
Zaczęła zastanawiać się nad tym, czego sama chciała.
Jako dziecko miała proste, nieskomplikowane marzenia. Kiedy jednak otworzyła się przed nią ścieżka Mocy, zapragnęła poznać wszystkie jej tajemnice. Na początku szkoliła się na Jedi. Była wtedy szczerze zachwycona poznawanymi historiami, opanowanymi sztukami walki, nowymi umiejętnościami. Dorastając u boku Kylo, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy nie stanie się tak potężna jak on. Swoją słabość w Mocy postanowiła jednak nadrobić wiedzą i umiejętnościami. Kiedy Luke Skywalker przeraził się siły własnego siostrzeńca, bez chwili zawahania, wkroczyła za swoim przyjacielem na ścieżkę Ciemnej Strony. Widziała w tym szansę dla poszerzenia własnej wiedzy i możliwości. Szybko jednak przekonała się, że wielkie tajemnice, na których poznanie liczyła, nie zostaną przed nią ujawnione. Sama musiała po nie sięgnąć.
Odkąd poznała Kylo, zawsze starała się go wspierać. Chociaż dopiero z czasem zrozumiała, że w życiu młodego wojownika jest jedyną osobą, która nie odczuwa przed nim strachu, nie obawia się jego umiejętności i akceptuje go dokładnie takim, jakim jest, od samego początku wiedziała, że chce być częścią jego życia.
Teraz miała niepowtarzalną szansę towarzyszyć mu w najważniejszej części podróży przez życie. Wiedziała, że będzie potrzebował jej wsparcia, jej rady i jej umiejętności. Szczególnie, że mogły go najść chwile zwątpienia. Mógł nie wierzyć w to, że jest dość silny i dość mądry, by być tym, kim się uczynił.
Wyjęła z szafy dodatkowy koc i opatuliwszy się miękkim materiałem, zajęła drugą połowę łóżka. Mebel był tak wielki, że spokojnie mogła zająć jego część tak, żeby razem z Kylo nie przeszkadzać sobie wzajemnie w odpoczynku. Potrzebowała snu. Liczyła również po cichu, że może odpływając do tej dziwnej krainy, w której rządziła ludzka podświadomość, znajdzie natchnienie dla zalążka planu walki z Ruchem Oporu, który później będzie mogła wcielić w życie razem z Kylo.

***

Coś było nie tak, jak być powinno.
Kiedy otworzył oczy, pierwszą rzeczą jaką zobaczył, była twarz Loke. Dziewczyna spała, zawinięta w koc tak, że tylko część jej twarzy, wystawała spod ciężkiego, czarnego materiału. Wiedział doskonale, że nie chodziło o nią. To nie ona była zagrożeniem. Cokolwiek jednak pojawiło się w pobliżu, powinien skupić się jeszcze bardziej, właśnie przez wzgląd na dziewczynę.
Powoli usiadł na łóżku. Miecz świetlny był blisko i wystarczyła chwila, żeby mógł przywołać go do siebie. Dlaczego jednak miał wrażenie, że nie będzie go teraz potrzebować?
Kiedy rozejrzał się po pomieszczeniu, zdał sobie sprawę, że nie jest w nim sam z Loke. Pod przeciwległą ścianą, w wątłym świetle nocnych lamp, dostrzegł doskonale sobie znaną postać. Rey wpatrywała się w niego wielkimi ślepiami. Widział, że była zła. Nie podobało się jej to, że znów mogą się nawiedzać i w jakiś najwyraźniej niezrozumiały dla żadnej ze stron sposób, nawiązali ten dziwaczny kontakt.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała go ze złością.
- Co zrobiłem? – Był tak samo niezadowolony z tego spotkania, co ona. Nie podobało się mu również jej pytanie. Do czego ona dążyła?
- Dlaczego znów się pojawiasz… - machnęła ręką - …tutaj. – Najwyraźniej nie była w stanie lepiej określić miejsca, w którym się znajdowała w chwili obecnej. Albo nie chciała tego zrobić.
- Nie przyszedłem do ciebie. Tym razem to ty przyszłaś do mnie. – Był prawie pewien, że nie próbował się z nią połączyć. Nie zrobił tego, prawda? Przecież jeszcze chwilę temu spał i był myślami daleko od niej.
- Nieprawda – zaprzeczyła. Wyglądała, jakby miała zamiar zacząć się z nim kłócić. Po chwili jednak wyraźnie się rozluźniła, zarzuciwszy najwyraźniej swój plan. – Myślałam, że skoro to Snoke nas związał i teraz nie żyje, to nie będziemy musieli już siebie oglądać.
- Też miałem taką nadzieję – przyznał w nagłym przypływie szczerości, która zaskoczyła nawet jego. – Jednak jesteśmy tutaj. Myślałaś o mnie, Rey? Dlatego właśnie się pojawiłaś?
- Oczywiście, że myślałam o tobie! Zastanawiałam się, jak można być takim potworem bez serca. Zamordowałeś już tyle osób, przyczyniłeś się do tylu śmierci i wychodzi, że nadal planujesz nas ścigać.
- Mogłaś to zakończyć – przypomniał. – Złożyłem ci propozycję. Kiedy Snoke zginął, mogłaś się do mnie przyłączyć. Nie skorzystałaś.
Oczy Rey zrobiły się wielkie ze zdziwienia. W tym samym momencie poczuł, że na jego nadgarstku zamknęła się zimna dłoń, a o umysł otarła cudza obecność.
Loke.
Spojrzał w bok. Nie spała. Jego słowa musiały wyrwać ją ze snu. Kiedy przysłuchała się im, doszła do słusznych wniosków, i z tylko sobie znanego powodu postanowiła dołączyć do tego dziwacznego spotkania.
Siedziała na łóżku, nadal zakrywając się kocem. Jej uwaga zdawała się być w pełni skupiona na Rey.
- Zatem to tobie zawdzięczam swoją wolność – powiedziała cicho, tym dziwnym, pogłębionym głosem, którego używała za każdym razem, gdy nie byli sami. – To twoja obecność wytrąciła mojego mistrza z równowagi, dając mi szansę na zwycięstwo.
Rudowłosa pochyliła się do przodu. Koc zsunął się z jej ramion, kiedy zaczęła pełznąć po łóżku w stronę Rey. Kylo z satysfakcją zauważył, że szatynka cofnęła się o krok.
- Kim jesteś? – wyrwało się Rey.
- Będę tym, kim mnie uczynisz. – Loke zachichotała, wchodząc ponownie w swoją rolę szaleńca. – Mogę być lekarstwem na wszystkie twoje bolączki albo stać się twoim największym koszmarem.
- Ja już mam swój koszmar – zapewniła Rey, rzucając szybkie spojrzenie na Kylo.
- Koszmar koszmarowi nierówny – zauważyła Loke. – Powinnaś o tym pamiętać. Zresztą, z tego co słyszę, sama sobie zapracowałaś na taki stan rzeczy.
- Zapracowałam? Ja? Dlaczego niby? Bo walczę o wolność?
Loke przekrzywiła głowę. Najpierw w jedną stronę, później w drugą. Obserwujący obie kobiety Kylo zauważył, że Rey spięła się jeszcze bardziej. Lady Ren zdawała się za to doskonale bawić.
- Wolność jest pojęciem względnym. Pamiętaj, że gdyby Ruch Oporu nie zdecydował się walczyć tylko przyjął lata temu zwierzchnictwo Najwyższego Porządku, wiele istnień zostało by ocalonych, a my, zamiast uganiać się od planety do planety, moglibyśmy zająć się rozwojem i rozbudową Galaktyki.
- Gdyby Rebelia nie powstała, to Galaktyka dalej żyłaby pod jarzmem Imperium!
- Taka młoda, a takich wzniosłych słów używa… - Pociągnęła nosem. – Czuję na tobie jej smród. Czy to właśnie ona nakładła ci tych patriotycznych bzdetów do głowy?
- O czym ty mówisz?
- O tym, że źle na wszystko patrzysz. Pozwoliłaś się zmanipulować. Zamiast samodzielnie ocenić i wyciągnąć własne wnioski, łykasz te wszystkie gadki bez chwili zastanowienia.
Rey zacisnęła wargi.
- Zawsze pozwalasz, żeby inni załatwiali za ciebie twoje interesy? – Najwyraźniej zabrakło jej odpowiedzi na uwagę Loke i teraz próbowała go rozzłościć.
Nie tym razem. Teraz był daleki od jakiegokolwiek wybuchu złości. Podobało mu się to, co Loke jej powiedziała. Cieszył się, że najwyraźniej Rey nie była w stanie odpowiedzieć na zaczepkę ze strony jego przyjaciółki. Dodatkową satysfakcję dawał mu fakt, że nie miała do powiedzenia nic poza tym, co do głowy nawkładali jej członkowie jego… rodziny.
Wykrzywił usta w grymasie.
- Nie widzę sensu jej przerywać, skoro tak doskonale sobie radzi.
Loke odwróciła się lekko bokiem. Teraz mogła obserwować dokładnie pozostałą dwójkę.
Zaczęła uderzać rytmicznie otwartymi dłońmi w materac.
- To co, moi drodzy? Posprzeczaliśmy się troszeczkę, poprzerzucaliśmy własnymi racjami… Co zrobimy z tym pięknie rozpoczętym spotkaniem?
Rey ponownie popatrzyła na kobietę.
- Ty jesteś jakaś nienormalna.
- Jak kiedyś zainteresuje mnie twoja opinia w temacie, na bank dam znać. – Puściła dziewczynie oczko.
To dziwne spotkanie, które przerodziło się w sprzeczkę między Loke a Rey, nie podobało mu się już na początku. Teraz jednak, z każdą kolejną chwilą, podobało mu się coraz mniej.
Chwycił Loke za ramię i przyciągnął ją do siebie. Teraz ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Pozbądź się jej stąd – zażądał.
Westchnęła ciężko, jakby kazał jej właśnie zrezygnować ze świetnej zabawy.
Przyłożyła dłoń do jego policzka. Czuł, że jej świadomość ponownie zamajaczyła na granicy jego psychicznych barier. Wiedząc, co planowała, opuścił blokadę i pozwolił jej wejść do środka. Loke od razu odnalazła źródło dziwnego połączenia i zamknęła wieź. Nie wiedział, czy zrobiła to permanentnie, jednak na tę chwilę zadziałało doskonale. Rey zniknęła.
Loke przeciągnęła się. Zauważył lekką zmianę w jej postawie. To była bardzo subtelna różnica, której prawdopodobnie nikt inny by nie dostrzegł. Znów miał przed sobą swoją towarzyszkę, a nie lekko szaloną i śmiertelnie niebezpieczną Mistrzynię.
Odwróciła się w jego stronę, unosząc w górę brew w niemym pytaniu. Westchnął zrezygnowany. Wszystko wskazywało na to, że czas na sen minął bezpowrotnie.
- Kylo…
- Co? – rzucił w jej stronę.
- Nie cocaj mi tutaj jak idiota, tylko się wytłumacz – zażądała. Wskazała ręką w miejsce, w którym wcześniej stała Rey. – Już drugi raz w bardzo krótkim czasie widzę tę dziewczynę. Kim ona jest? I ostrzegam, jak powiesz, że nikim ważnym, to tak cię spiorę, że sam Hux cię nie pozna.
Opadł ponownie na łóżko i westchnął. Pozwolił sobie na chwilę zamknąć oczy. Wiedział, że tej rozmowy nie uniknie, a Loke koniecznie powinna dowiedzieć się jak najwięcej. Nie miał jednak ochoty z nią na ten temat rozmawiać. Nie teraz.
Sam nie potrafił określić, co dokładnie łączyło go z Rey. Na początku wierzył, że jest szansa na to, że dziewczyna do niego dołączy i wspólnie z nim poprowadzi Najwyższy Porządek. Później jednak po raz kolejny sprzeciwiła się mu i pokrzyżowała jego plany, wzbudzając w nim wściekłość i złość. Pytanie jednak, czy był wściekły na sytuację, czy bezpośrednio na Rey. Tego nie potrafił już określić.
Słyszał, jak szamotała się z kocem, wiercąc się przy tym niecierpliwie.
Chociaż zagroziła mu tym, że go spierze, oboje doskonale wiedzieli, że tak by się nie stało. I to wcale nie dlatego, że Loke nie podjęłaby wyzwania. Po prostu był od niej silniejszy. Kylo zastanawiał się jednak nad tym, czy byłby w stanie ją pokonać, gdyby zaatakowała go mentalnie z zamiarem wyrządzenia mu poważnej krzywdy.
Czy to było teraz istotne?
Westchnął ponownie.
- Wzdychasz tak, jakbyś miał tutaj zaraz ducha wyzionąć.
Otworzył oczy.
- Ona ma na imię Rey. Pochodzi z Jakku. Poznałem ją zaledwie kilka tygodni temu.
Odwrócił się na bok, żeby lepiej ją widzieć w trakcie swojego snucia opowieści.
- Dotarłem na Jakku w poszukiwaniu mapy, która miałaby doprowadzić mnie do Skywalkera. Niestety zanim przybyłem miejsce, mapa została umieszczona w droidzie. Jakimś cudem ten trafił do niczego nieświadomej Rey. Oczywiście przez to, że obie strony szukały robota, trafiła na Ruch Oporu. Na mojego ojca, dokładnie.
- Stary, dobry Han. Jak zwykle obecny tam, gdzie być nie powinien – zauważyła Loke.
- Teraz już nie będzie mieszał się w nasze sprawy – zapewnił ją. Widział jak jej oczy rozszerzają się w wyrazie zdziwienia, jednak nie zadała mu kolejnego pytania, jakby bała się, że sprawa Hana Solo może sprowadzić całą opowieść na niewłaściwe tory.
- Udało mi się ją pojmać na jednej z planet i przywieźć na Starkillera. Niestety uwolnili ją. Wtedy też odkryła też, że ma w sobie Moc. To wszystko było… Właśnie wtedy baza została zniszczona. Uciekła Sokołem razem ze swoim… znajomym. Dostała mapę, odkryła w sobie Moc i udała się do naszego dawnego nauczyciela. Później, kiedy walczyliśmy właśnie z Ruchem Oporu, przybyła na Supremacy. Po tym, jak zabiłem Snoke’a, pomogła mi pokonać Gwardię.  
Loke skinęła lekko głową, przyjmując najwyraźniej tę mocno uproszczoną historię. Przez moment zastanawiał się, czy powinien jej powiedzieć o tym, że był słabszy od Rey. W końcu jak dotąd niemalże w trakcie każdej ich potyczki, to ona wygrywała.
- Powiedz mi jednak, jak to się stało, że nawiązała z tobą mentalne połączenie.
- Na początku zaczęliśmy wpadać na siebie w dziwnych sytuacjach. Widzieliśmy wzajemnie swoje postacie, chociaż dzieliły nas całe układy. Nie byłem w stanie zobaczyć miejsca, w którym się znajdowała. Tak jak dzisiaj. Przez długi czas nie wiedziałem, co się dzieje. Później okazało się, że to Snoke chciał nas do siebie zbliżyć. Miał nadzieję, że dzięki temu Rey przejdzie na Ciemną Stronę.
Czuł na sobie jej czujne spojrzenie. Niemal mógł poczuć, jak trybiki w jej głowie pracują na najwyższych obrotach.
- A to sobie wymyślił, zgrzybiały dziad – wymamrotała po chwili sama do siebie.
Podniosła się z łóżka i zaczęła krążyć po sypialni.
- O co ci chodzi?
Pokręciła pospiesznie głową.
- Później. Jak powiesz wszystko. – Przygryzła lekko wargę. – Polubiłeś ją, prawda?
- Nie! Tak… - Usiadł i westchnął. – Nie wiem, Loke. To było dziwne uczucie. Pamiętam, jaka była zagubiona na początku. Nie wiedziała, co się z nią dzieje i najwyraźniej Skywalker nie spełnił jej oczekiwań jako nauczyciel. Później była przekonana, że jest w stanie mnie przeciągnąć na Jasną Stronę. Przez długi czas po twojej… śmierci, walczyłem ze sobą. Nie mogłem się uspokoić. Ona… Ona mi w jakiś sposób pomogła. To dzięki niej pokonałem Snoke’a. Później jednak, kiedy zaproponowałem jej, żeby wspólnie ze mną coś zmieniła, odeszła. Zwyzywała mnie i odeszła, a na koniec zniweczyła nasze plany na Crait.
Loke zaczęła kroczyć jeszcze szybciej po pomieszczeniu. Widział jej zbolałą minę i żałował, że nie mógł dowiedzieć się, co dokładnie czuła. Z jakiegoś powodu, w tym właśnie momencie, całkowicie odcięła się od niego. Chociaż bardzo chciał, nie mógł przeniknąć przez barierę w taki sposób, żeby nie uczynić Loke krzywdy.
- On chciał, żeby ona zastąpiła ci mnie – wypaliła nagle. Patrzyła na niego ze złością. – Chciał, żebyś o mnie zapomniał, a ty się na to złapałeś.
- To nie tak! – Poderwał się z łóżka. Miał zamiar do niej podejść, jednak coś zatrzymało go w pół kroku.
- A jak? Snoke miał mnie dość. Byłam wredna, złośliwa, nie słuchałam jego rozkazów i miałam czelność twierdzić, że nie ma czegoś takiego jak… - zacięła się. Stała, przyciskając do boków ramiona. Dłonie miała zaciśnięte w pięści. Cała drżała. – Najwyraźniej nie spodziewał się, że moje zniknięcie aż tak źle może na ciebie podziałać. Kiedy na horyzoncie pojawiła się nowa użytkowniczka Mocy, pomyślał sobie, że świetnie będzie przeciągnąć ją na swoją stronę. Dodatkowo był przekonany, że jeśli zmusi was do nawiązania, dziwnej bo dziwnej, ale jednak znajomości, to oboje na tym skorzystacie. Ona zmieniając swoje poglądy, a ty na powrót odnajdując spokój. Spokój, potęga i to wszystko dzięki głupiej dziewusze znikąd. – Dźgnęła się w pierś, podkreślając, że określenie „dziewucha znikąd” wcale nie odnosi się do Rey, a przynajmniej nie tylko do niej. To właśnie tak jego matka określiła kiedyś Loke. - Czy tylko ja widzę tutaj podobieństwa?
- Loke…
Uniosła rękę, nakazując mu gestem milczenie.
- Najgorsze jest jednak to, że ty ją polubiłeś. Dałeś się złapać na plan Snoke’a jak ryba na haczyk i jeszcze nie widzisz w tym nic złego. I co? Jak by się zgodziła przyjąć Ciemną Stronę… - Pokręciła głową. – Czy ty zdajesz sobie sprawę, że jej zgoda byłaby równoważna z moim wyrokiem śmierci? Gdyby ona do niego dołączyła, zabiłby mnie. Byłabym już całkowicie zbędna.
Była wściekła. Co gorsza była wściekła na niego, a on zupełnie nie rozumiał dlaczego tak się stało. Zbliżyli się do siebie z Rey w trakcie tych tygodni, kiedy nawiązywali tę dziwną wieź. On nie robił tego specjalnie. I co to za argument z wyrokiem śmierci? Przecież…
- Nie wiedziałem, że żyjesz. Byłem przekonany, że jesteś martwa, że cię zabili – powiedział rozzłoszczony. – Gdybym wiedział, że to on cię więzi, znalazłbym sposób, żeby ci pomóc.
- Och? Byłoby ci w głowie ratowanie mojej osoby, jak trzeba się było pouganiać za Rey?
- Co? O czym ty kobieto…
Prychnęła jak rozeźlony kot.
- Jak… Jak mogłeś.
- Jak mogłem co?
Pokręciła głową i pospiesznie wyszła z sypialni. Kiedy drzwi zatrzasnęły się za nią, próbował zrozumieć, co takiego się tutaj właśnie wydarzyło.

***

Wyszła na korytarz i ruszyła przed siebie żwawo. Właśnie rozpętała awanturę i sama do końca nie wiedziała, dlaczego tak zrobiła. Czuła się dziwnie. Po raz pierwszy w swoim życiu pojawiło się w jej sercu to palące uczucie, którego nie potrafiła zdefiniować. I pojawiło się tam przez Rey. I przez Kylo. Przez tę ich idiotyczną znajomość.
Przystanęła na chwilę. Czy to była zazdrość?
Nigdy tak się nie czuła. Jeśli chodziło o jej relacje z Kylo, zawsze była pewna, że nie ma osoby, która mogłaby stać mu się bliższa, niż ona była. Nawet kiedy jej przyjaciel był zafascynowany swoimi nauczycielami i uginał się pod ich autorytetem, nigdy nie stali się oni ważniejsi od niej. Teraz pojawiła się ta Rey, a on ją polubił. Głupia, pozbawiona doświadczenia siksa, która powinna być traktowana tylko jako wróg, a on tutaj jakieś zacieśnianie znajomości uskuteczniał!
Zza załomu korytarza wyłonił się droid. Spojrzała wściekle ma maszynę i starając się włożyć w to jak najwięcej siły, uderzyła mentalnie. Robot został poderwany w powietrze i nabierając ogromnej prędkości, przeleciał przez cały korytarz, żeby spotkać się ze ścianą przy akompaniamencie głośnego huku.
Wiedziała, że takie zachowanie było głupie i nie powinna tak postąpić, jednak dzięki temu poczuła się trochę lepiej.
Wróciła myślami do Rey.
Może ta dziwna dziewczyna drażniła ją tak bardzo dlatego, że było między nimi dwoma tyle podobieństw? Tez miała Moc, była znikąd, potrzebowała opiekuna i przewodnika w dziwnym świecie, którego nagle stała się częścią.
Nie… To z pewnością nie o to chodziło.
Podjęła swoją wędrówkę jeszcze szybszym krokiem niż poprzednio.
Wiedziała, że powinna się uspokoić. Idąc przed siebie, miała wrażenie, że każdy mijany żołnierz zdaje sobie sprawę ze złości, którą odczuwała. Przecież ona się nie denerwowała! Nie w ten gorący sposób, który cechował Kylo. On, gdy był zły, siekł mieczem, niszczył i wrzeszczał. Ona… przecież ona była zupełnie inna. Kiedy jej ktoś nadepnął na odcisk, po prostu go mordowała i odchodziła spokojnie w stronę zachodzącego słońca, zapewniając sobie takim postępowaniem ciszę i spokój. Wszyscy woleli nie wchodzić jej w drogę, gdyż doskonale zdawali sobie sprawę, że nie dawała szans na ucieczkę. I nigdy nie przejmowała się ewentualnymi konsekwencjami.
Tak, musiała się opanować. Musiała na powrót stać się tą królową lodu, podszytą odrobiną szaleństwa. Trzeba było zadbać o własną legendę.
Sama nie wiedziała, jak to się stało, jednak w pewnym momencie przystanęła przed wejściem na mostek. Zmarszczyła tylko brwi. Cóż… skoro już tutaj zawędrowała i nie spieszyło się jej do powrotnego spotkania z Kylo, równie dobrze mogła zasięgnąć informacji o tym, ile jeszcze czasu będą musieli poświęcić na podróż na Rakata Prime.
Grodzie chroniące mostek ustąpiły przed nią posłusznie, kiedy się do nich zbliżyła. W wielkim pomieszczeniu, którego jedna ściana była całkowicie przeszklona, nie znajdowało się wiele osób. Najwyraźniej większość członków załogi technicznej została odesłana, kiedy Stardust wykonał skok w nadświetlną. Do momentu pojawienia się krążownika w układzie Rakata Prime, nie będzie potrzeba tak wielu rąk do pracy.
Weszła do środka. Głowy członków załogi zwróciły się w jej stronę. Przyjrzeli się jej, ocenili ją i uznawszy najwyraźniej, że nie stanowi żadnego zagrożenia, każdy powrócił do kontrolowania danych na monitorach.
Cóż, prawie każdy.
Armitage Hux, stojący w miejscu przeznaczonym dla dowódcy, przyglądał się jej nieustannie z tą beznamiętną miną, którą doskonale znała. Część jego twarzy skrywała się w mroku, część była rozświetlona blaskiem gwiazd, który za oknem krążownika rozmywał się w nieskończoną błękitną smugę.
- Lady Ren – zwrócił się do niej. – Gdzie jest Najwyższy Przywódca?
- Odpoczywa.
Nie miała teraz ochoty rozmawiać o Kylo.
Podeszła powoli do okien. Chociaż na zewnątrz nie działo się nic ciekawego, ot podróż w nadświetlnej, poczuła, że stonowany i spokojny obraz towarzyszący wielkiej prędkości krążownika w jakiś sposób ją uspokaja.
-  Lada moment powinniśmy pojawić się w układzie Rakata Prime – usłyszała głos Huxa za swoimi plecami.
Odwróciła się, by na chwilę na niego spojrzeć. Dostrzegła, że wyciągnął w jej stronę dłoń, zapraszając ją do siebie.
Przez chwilę zastanawiała się, czy lepszą opcją było odtrącenie oferowanej, symbolicznej pomocy, czy też przyjęcie jej z udawaną wdzięcznością. Nie mogła się zdecydować.
Ostatecznie jednak ujęła urękawiczoną dłoń i stanęła obok Huxa na podwyższeniu mostka. W milczeniu czekała na ten niesamowity widok, który zawsze towarzyszył chwili, gdy statek wyłaniał się z przestrzeni nadświetlnej.
- Skąd wiedziałaś o moim planie?
Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc to pytanie.
- Kiedy myślisz o czymś tak intensywnie, czasami nie trzeba się wpraszać, żeby móc usłyszeć to wszystko, co dzieje się w twojej głowie. – Zauważyła zdziwione i pełne konsternacji spojrzenie, jakim ją obdarzył. – Spokojnie, Kylo tego nie potrafi. Nigdy nie posiadał tej subtelności, która była potrzebna, żeby usłyszeć cudze myśli bez niszczenia wszystkich ochronnych barier ludzkiej świadomości. Ale na przyszłość radziłabym się wstrzymać ze snuciem konspiracyjnych planów do momentu, aż upewnisz się, że jesteś daleko od nas.
- Wiesz…? – Nie był przestraszony tą informacją. Wydał się jej raczej zawiedziony tym, że cała sprawa wyszła na jaw.
- Byłabym rozczarowana, gdybyś niczego nie próbował.
- Dlaczego?
Pozwoliła sobie nie odpowiadać na to pytanie. Uśmiechnęła się tylko lekko.
Miała ochotę się śmiać, widząc niezrozumienie, które malowało się na jego twarzy.


x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz