Castell, układ Castell
34 ABY
- Jesteś pewna?
Loke łypnęła spod oka na Generała. Była w stanie zrozumieć,
że mężczyzna pokładał ogromną wiarę i zaufanie w umiejętności swoich ludzi.
Miała jednak dość powtarzania po raz kolejny tego samego.
Cała ich czwórka siedziała właśnie w komnacie, która została
przydzielona Kylo. Oficjalnie mieli odświeżać się po podróży i przygotować do
uroczystej kolacji. Nikt jednak nie miał zamiaru zawracać sobie w tym momencie
głowy takimi sprawami jak przygotowanie odpowiedniego stroju czy właściwa
prezencja. Zresztą… Loke miała wrażenie, że takie przyziemne sprawy dotyczą w
tym momencie tylko jej osoby, gdyż pozostali mieli pojawić się na przyjęciu w
swoich mundurach lub mieli nie pojawić się wcale.
- Tak, jestem pewna – odpowiedziała po raz kolejny na zadane
jej pytanie. – To właśnie powiedziała mi ta kobieta Oa.
- Jak to możliwe, że nie mamy tego w aktach? – wtrącił się
Kylo, widząc, że Hux szykuje się po raz kolejny do zadania tego samego pytania.
- Przede wszystkim nie wiemy czy to prawda – zauważył
Generał.
- Proszę wybaczyć śmiałość, Generale – odezwała się
niespodziewanie dla wszystkich Rosalie. – Obawiam się jednak, że możemy uznać
tę informację za prawdziwą.
- Na jakiej podstawie tak pani twierdzi?
- W trakcie rozmowy w powozie, usłyszałam dokładnie to samo.
Wątpię, żeby ktokolwiek miał na celu wprowadzenie nas w błąd.
Hux, który wcześniej krążył po komnacie, opadł na kanapę i
ukrył twarz w dłoniach. Loke wyraźnie odczuwała jego złość i wstyd. Mężczyzna był
wściekły, że jego ludzie zawiedli go w pewien sposób. Młoda wojowniczka była
jednak w stanie zrozumieć to zaniedbanie. Była przekonana, że ludzie zajmujący
się prowadzeniem archiwum i zbieraniem najważniejszych informacji nie kłopotali
się nigdy sprawdzeniem poprawności danych w przypadku planet tak mało
znaczących jak Castell. Gdyby nie fakt, że młody książę mógł stanowić dość
znaczące wsparcie dla upadającego Ruchu Oporu, a jego dotychczasowe działania
wpływały na dostawy, które docierały ostatecznie na Rakata Prime, nikt z
Najwyższego Porządku najpewniej nie postawiłby nogi na tej handlowej planecie.
- Pytam zatem ponownie. Jak to możliwe, że nie mamy tej
informacji w swoich aktach? – Kylo ponowił pytanie i najwyraźniej nie był
zadowolony z konieczności powtarzania po raz kolejny tego samego.
- W przypadku tak mało znaczących planet jak Castell –
zaczęła tłumaczyć Rosalie – nasi archiwiści polegają głównie na informacjach wyekstrahowanych
z baz danych Imperium. Ich dokumenty były w końcu początkiem naszych zbiorów. W
przypadku Castell doszło do aktualizacji informacji w sprawie tego, kto obecnie
sprawuje władzę. Z jakiegoś powodu archiwiści samego Imperium uznali za
nieistotne zamieszczenie w aktach informacji o tym, że przed przejęciem w
Galaktyce władzy przez Sheevę Palpatine’a, Moffa Castell był królem Castell. Nasi
ludzie powielili to niedopatrzenie. Niestety ale takie pomyłki miewają miejsce.
Rzadko, bo rzadko, jednak nie można ich wykluczyć. Przy takiej ilości układów
nie zawsze jesteśmy w stanie śledzić wszystkich na bieżąco.
- Na litość wszelką, tutaj nie chodzi o śledzenie na bieżąco
– fuknął Hux. – Gdyby chodziło o błąd w bieżących informacjach, moglibyśmy być
zaskoczeni widząc królową Surish z ciążowym brzuchem. Tutaj jednak chodzi o to,
że monarchia, którą uważaliśmy za wymysł ekscentrycznego człowieka okazała się
być nagle wielowiekową tradycją. To zmienia bardzo wiele rzeczy!
- No dobrze, co dokładnie nam to zmienia? – zapytała Loke,
mając nadzieję, że to załagodzi odrobinę napiętą atmosferę.
- Chociażby to, że jeśli monarchia jest wielowiekowa, to
powinniśmy wziąć pod uwagę zupełnie inny, niż pierwotnie zakładany, rozkład
sił. Owszem, książę zwrócił się o pomoc do Ruchu Oporu, gdyż nie chciał
angażować nikogo z planety. Teraz może się jednak okazać, że na samym dworze znajduje
się więcej przeciwników rządów prowadzonych przez królową. Spójrz na to tak,
Loke… Jeśli na planecie żyją przedstawiciele dumnych szlacheckich rodów, co
należy w tym momencie założyć, mogą być oni niezadowoleni, że Surish uznała
nasze zwierzchnictwo, zamiast walczyć o niezależność układu. Może się okazać,
że nie tylko królowa jest w niebezpieczeństwie ale również my sami się w nim
znaleźliśmy, schodząc na powierzchnię Castell.
- No dobrze… możemy być w niebezpieczeństwie, jednak czy nie
możemy zakładać, że chociażby Gwardia Królewska jest po naszej stronie? Jej
dowódca jest w końcu królem.
- Myślę, że możemy uznać, że mamy ich wsparcie – zgodził się
spokojnie Hux. – Nie należy jednak zapominać o tym, że obowiązkiem Gwardii jest
w pierwszej kolejności ochrona królowej, a nie nas – dodał po chwili.
- Królowa cieszyła się z naszego przybycia – wtrącił się
Kylo. – Czułaś to tak samo dobrze, jak ja. Patrząc na to przez pryzmat nowych
informacji, może się okazać, że to uczucie nie wynikało z sympatii do nas lecz
z sytuacji politycznej mającej miejsce na samym Castell.
Loke popatrzyła na przyjaciela, zaskoczona jego trzeźwym
osądem sytuacji. Musiała przyznać, że ciężko się nie zgodzić z tym, co
powiedział.
- Cokolwiek będziemy robić, musimy być bardzo ostrożni –
stwierdził Generał. – Musimy się pilnować. Oczy dookoła głowy. Jesteśmy tutaj
całą trójką. Trzy najważniejsze dla Najwyższego Porządku osoby z niewielkim
oddziałem Szturmowców. Ktoś może uznać to za wspaniałą okazję.
- W tej sytuacji dobrze, że nikt nie spodziewa się, że Silva
to tak naprawdę Loke Ren – wtrąciła się Rosalie. – Obecność Lady może okazać
się naszym asem w rękawie. Musimy tylko uważać, żeby jej prawdziwa tożsamość
nie została zbyt szybko ujawniona.
***
Oficjalna kolacja odbyła się w ogrodach pałacowych. Loke
odetchnęła z ulgą, kiedy po dotarciu na miejsce zorientowała się, że na posiłek
zaproszeni zostali tylko ci dworzanie, którzy uczestniczyli w powitaniu gości
na lądowisku. Poza członkami dworu na miejscu pojawiły się jedynie dwie nowe
dla wojowniczki osoby – książę Sarish oraz jego narzeczona, której imienia Loke
nie znała.
Wojowniczka musiała przyznać, iż narzeczeni stanowili
niezwykle zjawiskową parę. Oboje młodzi i piękni, ubrani w bogato zdobione
stroje, skutecznie skupiali na sobie spojrzenia gości.
Na czas posiłku Loke została usadzona między Kylo i Huxem,
którym przypadły miejsca obok królewskiej pary. Wraz z końcem oficjalnej
części, została jednak oddzielona od swoich towarzyszy. Królowa Surish
zaprosiła bowiem Najwyższego Przywódcę i Generała na spacer po ogrodach, w
trakcie którego chciała najpewniej omówić obecną sytuację na Castell.
Loke nie była jednak pozostawiona sama sobie na długo. Krążąc
wąskimi alejkami natknęła się na Talisa. Widząc szelmowski uśmiech młodzieńca,
który porzucił bogato zdobiony strój na rzecz tradycyjnej zwiewnej szaty, nie
mogła pozbyć się wrażenia, że to spotkanie nie było wcale przypadkowe.
- Lady Silvo – mężczyzna skłonił się przed nią. – Może
chciałaby pani zwiedzić ze mną pałacowe ogrody?
Uśmiechnęła się do niego lekko i przyjęła oferowane jej
ramię. Nie była pewna czy ma ochotę na czyjekolwiek towarzystwo. Wiedziała jednak,
że nie może odrzucić zaproszenia.
- Czy na królewskie wesele zostało zaproszony wielu gości? –
zagaiła, kiedy ruszyli jedną z alejek prowadzącą pomiędzy bujne, kolorowe
krzewy.
- Naturalnie! – Zaskoczył ją entuzjazm Talisa. – Królewskie
wesela to zawsze jedno z najważniejszych wydarzeń na Castell. Zarówno
społecznych jak i politycznych. Tradycją jest, że panujący władca zaprasza do
wspólnego świętowania swoich wszystkich sojuszników oraz władców najbliższych
układów.
- Czy królowa zna wszystkich gości osobiście?
- Większość. Wśród zaproszonych są też krewni panny młodej i
przyjaciele samego księcia.
- Narzeczona księcia to zjawiskowa kobieta…
- Zgadza się. Mia jest wyjątkowo piękna. No i pochodzi z
niezwykle starej i szanowanej na Castell rodziny.
- Cóż… nie spodziewałabym się po rodzinie królewskiej innej
kandydatki.
- Och… to zupełny przypadek – zapewnił spokojnie Talis.
Dostrzegając zdziwienie Loke od razu kontynuował. – Na naszej planecie
członkowie rodu królewskiego zawsze sami wybierali swojego małżonka. Nasz król
na przykład nie miał wiele wspólnego ze szlachtą, zanim nie zaczął służby w
Gwardii Królewskiej. Urodził się w zubożałej mieszczańskiej rodzinie. Wielka
miłość połączyła jednak Saneka z naszą królową i nikt nie miał nic do
powiedzenia w tej sprawie. – Mężczyzna rozejrzał się na boki, jakby chciał się
upewnić, czy nikt ich nie obserwuje. – Nie obyło się jednak bez małego skandalu
– wyszeptał konspiracyjnie.
Loke wydała z siebie dźwięk, który miał świadczyć o jej
głębokim szoku i zasłoniła usta ręką. Czuła, że znajduje się na dobrej drodze.
- Jak to? Jaki skandal? – zapytała również szeptem.
- Wiesz, Silvo… - Talis zlustrował ja spojrzeniem. – Mogę się
do pani zwracać po imieniu?
- Oczywiście – posłała mu kolejny uśmiech, mając nadzieję, że
zachęci go w ten sposób do mówienia. – Nie jestem przyzwyczajona do bycia
tytułowaną jako Lady. Będzie mi bardzo miło, jeśli będziesz się do mnie zwracał
po imieniu.
- Świetnie! Zatem, Silvo, musisz wiedzieć, że kiedy nasza
królowa była jeszcze panną o jej serce starało się wielu młodych
przedstawicieli znamienitych rodów. Wśród zainteresowanych był starszy brat
Mii. Zdawało się, że młodzi przypadli sobie do gustu. Ojciec Mii, Lord Kartan,
spodziewał się zaręczyn, a tymczasem na scenę wkroczył Sanek. Kochanieńka,
jakaż to była obraza majestatu!
- Lord Kartan chciał, żeby to jego syn został królem?
- Och, jestem przekonany, że chodziło o coś więcej – zapewnił
mężczyzna. – Kartan rządzi w swojej rodzinie twardą ręką. Stary głupiec miał
pewnie nadzieję, że jak posadzi syna na tronie, to sam przejmie nieformalną
władzę.
- Królowa Surish nie sprawia wrażenia kobiety, która
pozwoliłaby sobą manipulować.
- Dlatego pewnie nigdy nie brała na poważnie relacji z
Kartanem. Wiedziała, że młody Lord nie jest odpowiednim kandydatem na męża.
Loke pokiwała głową ze zrozumieniem, notując w pamięci, że
koniecznie musi poinformować Rosalie o niejakim Lordzie Kartanie i jego
ambicjach.
Ścieżka, którą szli nagle skręciła ostro. Rudowłosa stanęła
jak wryta, kiedy zobaczyła co znajduje się za załomem stworzonej z krzewów
ściany.
Przed nią znajdował się wielki wybieg. Przypominał wyglądem
plac zabaw dla dzieci, który widziała kiedyś w Quarrow. Drewniane domki,
równoważnie i drabinki były jednak znacznie większych rozmiarów. Zupełnie,
jakby przeznaczono je dla dorosłych. Loke uzmysłowiła sobie, że to miejsce nie
jest przeznaczone dla ludzi, kiedy zarejestrowała delikatne poruszenie na
jednym z krańców placu. W jej stronę kroczył właśnie wielki drapieżny kot.
Smukła sylwetka poruszała się z właściwą zwierzętom gracją. Silne mięśnie
prężyły się pod futrem przy każdym kroku. Nie to było jednak największym
zaskoczeniem. Kiedy Loke spojrzała w jadowicie zielone ślepia drapieżnika,
poczuła, jak przez jej ciało przepływa struga czystej, gorącej Mocy,
pochodzącej od zwierzęcia.
- Co to? – wyszeptała.
- To Aknu’Thai. Królewskie koty.
Spojrzała na Talisa, mając nadzieję, że dowie się czegoś
więcej o tych zwierzętach.
- Wieki temu żyły dziko na naszej planecie – zaczął swoją
opowieść mężczyzna. – Jako jedne z niewielu zwierząt są wrażliwe na Moc. Kiedy
na Castell pojawili się ludzie, a z nimi pierwszy król, Aknu’Thai z tylko sobie
znanego powodu związały się z królewskim rodem. Są opiekunami naszych władców.
Za każdym razem, kiedy na świat przychodzi królewski potomek, jeden z Anku’Thai
wiąże się z nim poprzez Moc. Zarówno nasza królowa jak i książę mają swojego
kota.
Jedna z bestii zbliżyła się na niebezpieczną odległość do
obserwującej ją dwójki. Loke zobaczyła, jak kot poruszył nerwowo ogonem, który
musną niewidzialną energetyczną barierę, zdradzając tym samym jej obecność.
- Są bardzo podenerwowane – zawyrokował Talis. – Normlanie
poruszają się swobodnie po pałacu. Niestety, królowa była zmuszona je zamknąć
na czas wesela. Bała się, że goście mogą się ich przestraszyć.
Loke zaczęła się zastanawiać, jak by się czuła, gdyby wpadła
na jednego z królewskich kotów, idąc nocą po pałacowym korytarzu.
- Czyj jest ten? – zapytała, wskazując na bestię, która jako
jedyna zainteresowała się obecnością ludzi w pobliżu własnego domu.
- Ten nie ma właściciela – wyjaśnił Talis. – Kotów na planecie
nie pozostało wiele. Nadal jednak jest ich więcej niż członków królewskiego
rodu.
- Może ten tutaj zostanie opiekunem dziecka? – zasugerowała.
- Wątpliwe. Zazwyczaj to kociaki łączą się z dziećmi. Ten
tutaj – mężczyzna wskazał na kota – nie wziął sobie nikogo pod opiekę. I pewnie
to już się nie zmieni.
Jeszcze raz dokładnie zlustrowała zwierzę wzrokiem.
Poczuła cudzą obecność na granicy swojej świadomości. Kiedy
otworzyła się na to uczucie, zdała sobie sprawę z tego, że to wielki kot
znajdujący się po drugiej stronie bariery energetycznej próbuje się z nią
skontaktować. Nie był to prosty, jasny przekaz jak w przypadku kontaktu z
ludźmi. Loke poczuła, jak zalewa ją cała fala emocji. Wśród wybuchowej
mieszanki uczuć i myśli znajdowała się jednak jedna, dominująca: „zagrożenie”.
Nie zważając na nagłe protesty Talisa, podeszła na samą
granicę bariery. Ściana rozbłysła ferią barw, kiedy przyłożyła do niej dłoń.
Kot otarł się głową o jej rękę po drugiej stronie dzielącej
ich bańki.
Pomogę, obiecała
zwierzęciu.
***
Wiedziała, że powinna porozmawiać z Kylo i Huxem. Czuła
jednak, że jest za bardzo wykończona minionym dniem, żeby podjąć jakąkolwiek
dyskusję na temat ich obecnej sytuacji. W tym momencie przestała ją nawet
interesować rozmowa towarzyszy z królową. Wygrywało zmęczenie.
Zresztą… i tak nie miała pojęcia, gdzie podziali się jej panowie.
Kiedy wróciła z Talisem w miejsce, gdzie odbywała się kolacja, mogła zobaczyć,
że bogato zastawione stoły zostały rozsunięte na boki, znikąd pojawiła się
niewielka orkiestra, a goście zabawiali się tańcami na prowizorycznym
parkiecie. Najwyższego Przywódcy i Generała nigdzie nie było widać. Loke była
przekonana, że muszą nadal przebywać w towarzystwie królowej. Była nawet gotowa
na nich zaczekać, jednak w momencie, gdy Talis zaprosił ją do tańca, poczuła,
że cała sytuacja ją przerasta i wymówiwszy się zmęczeniem, wróciła do komnaty.
Dotarłszy do komnaty zamknęła za sobą drzwi i oparła się o
nie plecami. Przymknęła oczy, modląc się chociaż o chwilę spokoju.
- Nie teraz, Rosalie – rzuciła, kiedy usłyszała odgłos
cichych kroków na dywanie.
- To nie Rosalie.
Loke szarpnęła głową automatycznie ustawiając się w pozycji,
która pozwoliłaby jej rozpocząć walkę. Jej dłoń przesunęła się w okolicach
bioder, jakby szukała miecza świetlnego, którego w tym momencie tam nie było.
Instynkt zadziałał z brutalną skutecznością.
Patrząc na kobietę znajdującą się przed nią, wojowniczka
zaczęła się zastanawiać, jak to możliwe, że nie wyczuła obecności innej osoby w
pomieszczeniu. Przecież powinna wiedzieć, że nie jest tutaj sama. I powinna
wiedzieć, kim jest jej gość.
Rozwiązanie zagadki nadeszło szybciej, niż się spodziewała.
Dostrzegła go kątem oka. Spokojnie wyłonił się z sąsiedniego
pomieszczenia i spacerowym krokiem podszedł do kobiety o kasztanowych włosach.
Delikatnie otarł się o jej nogi swoim czarnym futrem. W zielonych oczach czaiło
się wyzwanie pomieszane z rozbawieniem.
Cholerne koty,
przemknęło Loke przez myśl.
- Najwyższy czas, żebyśmy sobie porozmawiały, Lady Ren.
Loke poczuła jak wielka gula, która nagle ścisnęła ją w
gardle, utrudnia oddychanie.
- Nie jestem żoną Najwyższego Przywódcy – rzuciła pierwszą
rzecz, jaka przyszła jej w tym momencie do głowy.
Surish przekrzywiła głowę i posłała jej takie spojrzenie,
jakim matka może obdarzyć nieposłuszne dziecko, które w swej naiwności wierzy,
że jego złe uczynki nadal pozostają tajemnicą.
- Domyślam się, że kazali pani grać, Lady. Proszę się jednak
nie ośmieszać. Doskonale wiem, kim pani jest.
- Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz, pani. Nazywam się
Silva, pochodzę z Quarrow i nie mam nic wspólnego z rycerzami Ren.
- Zgodzę się, że część z tego, co mi powiedziałaś jest
prawdą. Faktycznie urodziłaś się w Quarrow i nadano ci imię Silva. Obie jednak
dobrze wiemy, że to, pod którym wsławiłaś się w Galaktyce brzmi Loke Ren.
Carida, układ Carida
34 ABY
Niewielkim statkiem zatrzęsło, kiedy wyskoczył z nadświetlnej
nad Caridą. Sara Takume chwyciła mocniej drążek sterowniczy. Zaczęła się
cieszyć, że zgodziła się z sugestią jednego z kapitanów i założyła na dłonie
grube rękawiczki, które w tym momencie były jedynym elementem zapewniającym jej
dłoniom stabilność na sterze.
Czuła, jak jej ciało zalewane jest kolejnymi falami potu.
Zastanawiała się, jak to możliwe, że dała się wmanewrować w taką sytuację.
Domyślała się, że Admirał Malma Ariz z pełną premedytacją
właśnie jej powierzył dowodzenie plutonem myśliwców, chociaż nie miała żadnego
doświadczenia bojowego, jeśli nie liczyć kilkunastu godzin spędzonych w
symulatorze w trakcie szkolenia w Akademii Wojskowej.
Wszystko przez to, że na Bespin wyrwała się przed szereg,
chcąc poprowadzić poszukiwania Najwyższego Przywódcy.
Wtedy to była jednak zupełnie inna sytuacja. Pilotowanie
myśliwca w celu znalezienia Wodza, kiedy na planecie i wokół niej nie znajdowały
się żadne wrogie jednostki to był pikuś.
Przechyliła drążek, w ostatniej chwili unikając zestrzelenia.
Popatrzyła przed siebie. Nad kosmiczną stocznią latały wrogie
statki. Dostrzegła raptem kilka zgrabnych transportowców, których zadaniem było
przyjęcie na pokład przechwyconych materiałów. Zastraszającą większość stanowiły myśliwce
bojowe, które właśnie zrezygnowały z ostrzeliwania stoczni i skierowały się ku
nowoprzybyłym jednostkom Najwyższego Porządku.
Sara zanotowała, że znajdujące się w pobliżu TIE ustawiają
się w szwadron bojowy. Powinna nimi dowodzić, jednak prawda była taka, że nie
miała zielonego pojęcia, co powinna zrobić.
- Wiceadmirale, rozkazy. – Głos w słuchawce, należący do
jednego z kapitanów, był zdecydowany i ponaglający. Kobieta domyśliła się, że
to właśnie ten człowiek miał pierwotnie poprowadzić kontratak.
Próbowała się skupić. Chciała przypomnieć sobie wszystkie informacje,
dotyczące prowadzenia bitew kosmicznych.
Kolejna wiązka lasera przeleciała nad jej TIE-em.
- Rozproszyć się – nakazała, mając nadzieję, że głos nie
zdradzi jej ogromnego zdenerwowania. – Strzelać do wroga bez rozkazu. Musimy
zestrzelić wszystkie myśliwce. Transportowce przechwycić.
Zaczęła się modlić, żeby to wystarczyło.
Rakata Prime
34 ABY
Anuka Tobe wyszarpnęła niewielką kartę pamięci z gniazda
komputera i uśmiechnęła się do siebie, zadowolona z wykonanego zadania.
Kiedy została poproszona przez Loke o znalezienie planów
społecznych w dostępnych archiwach, miała ochotę popukać się w czoło i
powiedzieć młodej wojowniczce, iż zwariowała. Pani Inżynier była przekonana, że
w całej swojej dość długiej historii, Imperium ani razu nie pomyślało o tym,
żeby coś zrobić na ludności podlegających mu układów. Okazało się jednak, że
chociaż Imperator nie uważał za zasadne wyciąganie przyjaznej dłoni do
maluczkich, wśród jego ludzi znajdowali się tacy, którzy chcieli to uczynić.
Anuce udało się wykopać z różnych miejsc bogate zapiski niejakiego
Coltesta Argathy. Mężczyzna ten, jak udało się jej dowiedzieć, był jednym z
wysoko postawionych dowódców członu zaopatrzenia. To właśnie jego działania
były smarem, który pozwalał wielkiej maszynie Imperium na bezproblemowe funkcjonowanie.
Jak się jednak okazało, Coltest nie ograniczał się w swoich
działaniach do organizacji transportów, pilnowania zaopatrzenia czy prowadzenia
ogólnej inwentaryzacji. W trakcie swoich rozlicznych wizyt na obcych planetach
obserwował lokalne społeczności i tworzył plany, które miały polepszyć ich
sytuację, a tym samym polepszyć sytuację Imperium.
Oczywiście, jak to bywa w życiu, wszyscy wyżej postawieni w
Imperium mieli plany człowieka głęboko w dupie, uznając, że nie ma sensu
zajmować się pozostawionymi na pastwę losu sierotkami czy biedującą ludnością.
W końcu dla Imperium liczyły się tylko dwie rzeczy – potęga militarna i władza.
To, jakie koszty wiązały się z jednym i drugim było sprawą nieistotną.
Anuka, czytając starannie rozpisane plany i projekty,
zaczynała rozumieć, co kierowało Loke. Starając się wniknąć w umysł Coltesta,
doszła do wniosku, że faktycznie – poprawa bytu pewnych społeczności może w
znaczący sposób przełożyć się na poprawę bytu samego Najwyższego Porządku.
Zadbana ludność lokalna zapewniała większe siły przerobowe. Dodatkowo,
szczęśliwi ludzie, to ludzie, którzy patrzą na swojego władcę przychylnym
okiem.
Tobe już wcześniej zrozumiała pewną zależność. Wiedziała, że
potęga Ruchu Oporu wynikała w dużej mierze z wiary ludzi, iż kiedy Najwyższy
Porządek odejdzie, a w jego miejsce narodzi się kolejna Republika, będzie żyło
im się lepiej. Nadzieje na lepszy byt i możliwość pokojowej koegzystencji napędzała
wielką machinę propagandy przeciwko Najwyższemu Porządkowi, który wcześniej nie
przejmując się tym, co o nim myślą ludzie, pozwolił postawić się w roli agresora
oraz oprawcy, zamiast zaprezentować się jako grupa, która dąży do zapewnienia
wszystkim możliwie jak najlepszych warunków w świecie pozbawionym wojen oraz
korupcji i zakłamania polityków.
Odepchnęła się od biurka tak mocno, że obrotowy fotel, na
którym siedziała, przejechał przez większą część laboratorium, wykonując wdzięczne
obroty wokół własnej osi. Rozbawiona kobieta, zauważyła pełne zrezygnowania
spojrzenie pana Qui.
- Uszy do góry, pani Qui – zwróciła się do mężczyzny. –
Wyjeżdżam. Na trochę. Całe laboratorium zostawiam panu.
Wstała z fotela, zrzuciła z siebie swój fartuch i nie czekając
na jakąkolwiek reakcję ze strony podwładnego, opuściła pomieszczenie.
***
- Ciebie to już do szczętu posrało!
Nie odpowiedziała, przewróciła tylko teatralnie oczami, mając
nadzieję, że Eper właściwie odczyta przekaz i zrozumie, jak niewiele obchodzi
ją jego zdanie w tej sprawie.
- Szilard – warknęła, poddenerwowana. – Nie pitol mi tutaj
głupot, ok? To, co sobie tam uwidziałeś pod tą czarną czupryną to twoja sprawa.
Ja jednak muszę dostać się na Coruscant.
- Nie mogę tak po prostu zabrać cię na Coruscant - odpowiedział mężczyzna. – Nie otrzymaliśmy
żadnych rozkazów, w których byłoby wspomniane, że mamy cię zabrać ze sobą.
- Pani Inżynier, proszę wybaczyć, jednak to, że chce pani
lecieć na Coruscant nie oznacza jeszcze, że może tam pani lecieć – dodał, jak
zwykle bardziej zachowawczy Tavasz.
Ignorując obu braci, Anuka utkwiła spojrzenie swoich ciemnych
oczu w twarzy Admirała Saula Hakari, który siedział za swoim biurkiem,
obserwując rozmowę bez chociażby słowa komentarza.
- Ja nic tutaj nie mogę zrobić. – Rozłożył ręce. – Nie dostaliśmy
żadnych rozkazów od Generała albo Najwyższego Przywódcy.
- Wy może nie dostaliście żadnych rozkazów od Generała,
jednak ja dostałam rozkazy od Lady Ren -
powtórzyła po raz kolejny.
- Anuka, bądź poważna… - Hakari westchnął ciężko. – Przecież dobrze
wiemy, że w takiej sytuacji musisz mieć polecenie od samego Najwyższego
Dowództwa.
- Chciałabym zobaczyć reakcję Lady Ren w momencie, kiedy
mówisz jej, że ona nie jest Najwyższym Dowództwem. Oboje dobrze wiemy, że w tym
cyrku jest trzecią najważniejszą osobą. – Zlustrowała całą trójkę czujnym
spojrzeniem, jakby obawiała się, że któryś z nich spróbuje protestować. – Przed
wylotem na Castell powierzyła mi bardzo ważne zadanie. Chcąc je wykonać… w
pełni, muszę się dostać na Coruscant. Wiesz lepiej niż wszyscy inni, że
Najwyższy Przywódca i Generał Hux nie pojawią się już na Rakata Prime przez spotkaniem
na Coruscant.
- Nie mogę pozwolić ci na wylot bez wyraźnych rozkazów!
- To daj mi jakieś rozkazy! Na litość boską, jesteś dowódcą
tej pieprzonej bazy! Jak stwierdzisz, ze twój najlepszy inżynier jest potrzebny
na Coruscant, żeby, nie wiem, dopilnować stawiania pola ochronnego nad pałacem,
to słowo stanie się prawem i te dwa bubki, czy im się to podoba czy nie, będą musiały
mnie ze sobą zabrać!
Anuka niemalże widziała, jak trybiki skrywające się pod
czaszką Hakariego zaczynają pracować.
- Dobrze, niech będzie. Polecisz jeszcze dzisiaj z załogą Pride. Może faktycznie będzie dobrze,
jak spojrzysz na te pole ochronne.
- Dziękuję bardzo!
Podniosła się z krzesła i wyszła na korytarz. Musiała
przygotować się do podróży.
Znajdowała się już przy windzie, kiedy usłyszała, że ktoś
biegnie w jej stronę.
- Powiesz mi jakie to ważne zadanie powierzyła ci Lady?
- Musiałam przygotować dla niej zestaw pewnych archiwalnych
dokumentów – odpowiedziała, nie mając najmniejszego zamiaru wchodzić w szczegóły.
- Dokumenty? – Eper zmarszczył brwi. – Wcale nie musisz
lecieć na Coruscant, żeby wykonać swoje zadanie.
- Nie, nie muszę. – Posłała mu szeroki uśmiech. – Tutaj po
prostu się nudzę. Sądzę zresztą, że Loke spodoba się fakt, że przyjechałam ją
odwiedzić.
Kiedy drzwi windy otworzyły się przed nią, weszła do środka.
Nie pozwoliła jednak śluzie zamknąć się ponownie.
- Proszę cię, nie kombinuj – rzuciła w stronę Wiceadmirała. –
Jestem pewna, że jak tylko będziecie próbować zweryfikować podane przeze mnie
informacje u samej Lady, to szybko okaże się, że jestem jej jednak bardzo
potrzebna na miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz