czwartek, 8 marca 2018

Rozdział XIII


Rakata Prime
34 ABY

Drzwi generalskiego gabinetu uchyliły się niemal bezdźwięcznie. Kylo Ren wkroczył do środka pewnym krokiem. Czarna szata Zakonu powiewała za nim tak, jakby mężczyzna specjalnie wprawiał ją w dodatkowy ruch, licząc na wywołanie u obserwatorów odpowiedniego wrażenia.
Zaraz za Kylo do pomieszczenia wtoczył się jego uczeń, dźwigając ze sobą całe naręcze raportów. Hux zwrócił uwagę na to, że kiedy Loke odleciała na pokładzie Pride, Ren zaczął częściej pojawiać się w towarzystwie młodego mężczyzny. Hux wiedział, że ten dwudziestoczteroletni szatyn nazywa się Taze Ren i były to wszystkie informacje, które Generał uznał za potrzebne mu do szczęścia.
- Mamy już przekaz? – rzucił Kylo w ramach powitania.
- Wodzu. – Hux podniósł się z zajmowanego fotela i skłonił się lekko. – Nadal czekamy.
Ren skrzywił się i usiadł na wolnym fotelu, pozostawiając lekko zdezorientowanego Taze samemu sobie.
Uwadze Armitage’a nie umknęło to, że od czasu odlotu Loke Najwyższy Przywódca stał się znacznie bardziej markotny, niż był wcześniej. Zniknął ten mężczyzna, który powoli stawał się gotowy do osiągania pewnych kompromisów i prowadzenia rzeczowych rozmów. Powrócił za to Kylo, którego Hux tak świetnie pamiętał – markotny, wybuchowy i wiecznie niezadowolony z tego, że ktoś śmie mu zawracać głowę.
Tak, Generał nie mógł się doczekać, aż Loke wróci. Niestety od jej wyjazdu minęło sześć dni i wszystko wskazywało na to, że zaplanowana na tydzień podróż się przedłuży. Już pierwszy postój na Batonn przeciągnął się z dwóch planowanych dni do trzech, gdyż liczba zgłoszonych do wojska rekrutów znacznie przekraczała wstępnie zakładaną ilość.
Oczywiście z punktu widzenia misji rekrutacyjnej wzmożone zainteresowanie miejscowej ludności było naprawdę dobrą rzeczą. Niestety Hux coraz mocniej odczuwał nieobecność Loke na Rakata Prime. Chociaż nie chciał się do końca sam  do tego przyznać, nie mógł doczekać się momentu, w którym młoda kobieta ponownie wpakuje się do jego gabinetu i będzie snuć rozważania na jeden z  nie do końca niezrozumiałych dla niej tematów związanych z ekonomią bądź polityką.
Jego uwagę niespodziewanie przykuło radośnie podskakujące na blacie biurka urządzenie.
- Mamy połączenie – zwrócił się do Kylo. – Zapraszam obok.
Przeszli całą trójką do pomniejszego, zaciemnionego pomieszczenia. Pośrodku pokoju znajdował się wielki holostół. Każdy z mężczyzn zajął miejsce na specjalnych platformach, żeby jego obraz mógł zostać przesłany na drugą stronę transmisji.
Na holostole pojawił się obraz. Zgromadzeni na Rakat Prime mogli zobaczyć przed sobą kilkunastoletniego chłopca. Suza, bo tak właśnie na imię miał chłopiec, był jedynym dzieckiem wrażliwym na Moc, które na swojej drodze spotkała Loke w trakcie misji rekrutacyjnej. Przynajmniej do tej pory.
- Mistrzyni! – krzyknął chłopiec, oglądając się przez ramię. – Mamy połączenie z bazą.
- Super, a teraz zjeżdżaj. – Na obrazie pojawiła się delikatna dłoń Loke, która próbowała przegonić ciekawskiego chłopca od stołu. – No już, poszedł mi stąd!
Suza zniknął, a po chwili na jego miejscu pojawiła się Loke.
- Uszanowanko – zwróciła się do zebranych. – Jak tam życie na Rakata Prime?
- Jakoś się toczy – burknął Kylo. Najwyraźniej dobry humor przyjaciółki go drażnił. – Jak tam sytuacja na Pride?
- Iście zajebiście. – Loke najwyraźniej niespecjalnie przejmowała się humorem przyjaciela. W dłoni dziewczyny pojawił się niewielki tablet, na którym najpewniej wyświetlały się wszystkie raporty i dane. – Jak na razie udało nam się zrekrutować ponad dwa tysiące dzieciaków. Admirał Szilard twierdzi, że po wizycie na Tatooine i Asmeru będziemy mieć w sumie cztery tysiące.
- Żadne z dzieci nie jest wrażliwe na Moc? – zwrócił się do kobiety Kylo.
- Ja jestem! –Dobiegł do nich głos niewidocznego na obrazie Suzy.
Loke odwróciła się, żeby spojrzeć na chłopca, który musiał się kręcić po pokoju komunikacyjnym.
- Czy ja ci przypadkiem nie kazałam stąd spierdzielać?
- Mistrzyni, kazałaś mi spierdzielać stamtąd! O tym miejscu nic nie mówiłaś!
Loke westchnęła głośno. Stojący obok Huxa Taze złapał się za nasadę nosa, skutecznie ukrywając tym gestem większą część swojej twarzy. Generał nie był w stanie określić, czy mężczyzna jest rozbawiony czy zażenowany.
- Zabiję tego dzieciaka, zanim uda mi się go dostarczyć do bazy. Serio.
Nikt nie odpowiedział na ten komentarz.
Loke wróciła do swojego raportu.
- W trakcie podróży nie spotkaliśmy żadnych wrogich jednostek. Wszystko do tej pory przebiega spokojnie. Admirał uznał, że brak jakiegokolwiek zainteresowania naszą akcją ze strony Ruchu Oporu wynika z ich osłabienia po ostatnich starciach w układzie Crait. – Odłożyła na bok trzymane urządzenie. – Jeszcze dzisiaj późnym popołudniem powinniśmy się pojawić w układzie Tatoo. Jutro z samego rana rozpoczniemy rozładunek oraz przeprowadzimy wstępną rekrutację. Najwyżej postawieni członkowie…
Coś po raz kolejny rozproszyło Loke. Kobieta odwróciła się bokiem do nadajnika.
- Loke! Rozmawiałam właśnie z moją matką! – Ewidentnie kobiecy głos, który mogli usłyszeć, z całą pewnością należał do Anuki Tobe. – Chce przygotować dla nas kolację na dzisiaj. Pyta, czy jesteś na coś uczulona.
- Tobe, to nie jest najlepszy moment. Właśnie rozmawiam.
- Kocha, to poczeka – odpowiedziała radośnie pani inżynier, chichocząc.
- Czy ty wiesz, że oni cię słyszą?
- Ups, no to trochę problem, nie? To jak z tym uczuleniem?
- Przyjmę wszystko.
Coś trzasnęło głośno i Loke wróciła do przerwanej przemowy.
- Najwyżej postawieni członkowie klanu Huttów zostali poinformowani o naszym planowanym przybyciu. Oczywiście nikt nie prosił ich o pozwolenie na działania. Mamy  jednak nadzieję, że nasza wiadomość dotarła w odpowiednie miejsca i dzięki temu na rekrutacji zjawi się wiele osób, które będą chciały odsprzedać swoich niewolników.
Kobieta przerwała, najwyraźniej czekając na jakiś komentarz ze strony swoich teoretycznych przełożonych. Hux spojrzał na Kylo. Najwyższy Przywódca najwyraźniej nie spieszył się do tego, żeby cokolwiek powiedzieć na przedstawiony mu raport.
- Widzę, że Admirał Szilard świetnie sobie radzi. Czy jest coś jeszcze?
- W sumie tylko tyle, że…
- Loke!
Hux był w stanie dostrzec złość, która wyraźnie odmalowała się na twarzy Loke, kiedy ktoś ponownie zakłócił jej spokój.
- Loke! – zakrzyczał ktoś bełkotliwie męskim głosem. – Anuka powiedziała, że nie mogę z wami odwiedzić jej rodziny. – Krótkie czknięcie. - Chciałem zgłosić, że to jest straszna… straszna, ta… no… niesprawiedliwość. Też chcę jechać!
- Przepraszam panów na chwilę.
Loke zeszła z podwyższenia. Jej hologramowa postać zniknęła sprzed oczu Huxa.
- Kurwa, wasza, mać! Czy wy nie widzicie, że ja próbuję tutaj rozmawiać?! Hux i Najwyższy Przywódca was słuchają, a wy zachowujecie się jak jacyś zidiociali gunganie! Co to ma być! Gdzie… Gdzie z tymi łapami?!
Do uszu zebranych w generalskim gabinecie dotarł donośny huk. Zaraz za nim podążył dziecięcy śmiech.
- Wiceadmirale, przywołuję pana do porządku! I szczerze zalecam zaprzestać spożywania tego bimbru, który Inżynier Tobe pędziła na… Moc tylko raczy wiedzieć czym!
Hologram Loke ponownie zawisł nad stołem.
- Jak widać, podróż przebiega nam nad wyraz spokojnie. Wszelkie wyśrubowane normy nałożone przez Najwyższy Porządek zostały spełnione. Każdy jest w dobrym zdrowiu i nie przewidujemy żadnych problemów w trakcie przyszłych działań.
- Mistrzyni, dlaczego kłamiesz?
- To nie kłamstwo, drogie dziecko. To ironia.
Coś pyknęło i połączenie zostało zerwane.
Kylo posłał swojemu uczniowi wściekłe spojrzenie.
- Wynocha stąd! Ale już!
Uczniowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nim Hux się obejrzał, został w pokoju sam z Kylo.
Mężczyźni popatrzyli na siebie. Niespodziewanie stało się coś, co nigdy wcześniej nie miało miejsca. Obaj, jednocześnie wybuchli gromkim, niepohamowanym śmiechem.



Gdzieś w nadświetlnej
34 ABY

Do uszu Loke dobiegł wyraźny odgłos torsji. Wiceadmirał Szilard od dobrych trzydziestu minut okupował łazienkę w niewielkiej kajucie przydzielonej inżynier Tobe.
- Więcej z wami nie piję. – Głos mężczyzny był wyraźnie zniekształcony. Loke uznała, że żali Szilarda wysłuchuje właśnie klozetowa muszla.
- Jak się nie potrafi to się nie zaczyna – zawołała do mężczyzny uradowana Anuka, podając Loke niewielką szklaneczkę, po raz kolejny wypełnioną przeźroczystą cieczą o lekko niebieskim odcieniu.
Szkło uderzyło o szkło. Kobiety szarpnęły w tył głowami, wlewając do swoich gardeł następną porcję alkoholu.
- Niezła jesteś – stwierdziła pani inżynier, przyglądając się Loke. – Nigdy nie spotkałam kogoś, kto trzymałby się tak dobrze po takiej ilości bimbru. Nawet rozmawiałaś z Dowództwem i chyba nikt się nie zorientował.
- To przez Moc – wyjaśniła rudowłosa. – Dzięki niej nie jest tak łatwo mnie spić.
- Szilardowi by się przydało nieco tej mocy. – Podeszła do drzwi oddzielających je od łazienki. Zajrzała do środka. – Zasnął.
- Zostaw go. Jak się obudzi jeszcze znów zacznie gadać, że chce na Tatooine. Swoją drogą… jak ty chcesz nas zabrać do swojej matki, jak jesteśmy w takim stanie?
Anuka machnęła lekceważąco ręką.
- To moja matka, widywała mnie w gorszym stanie.
- Chyba nie chcę wnikać.
Obie się zaśmiały.
W życiu Loke zdarzyło się kilka momentów, gdy była pijana. Po raz pierwszy skosztowała alkoholu, mając raptem kilka lat. Jakieś sześć? Niewiele pamiętała z tamtych wydarzeń. Wiedziała tylko, że członkowie gangu, dla którego pracowała jej matka, uznali, że to będzie przezabawne upić dziecko. Później, wspólnie z Kylo, spiła się w ładowni Sokoła Milenium. Do tej pory nie udało jej się ustalić, jaki dokładnie alkohol transportował swoim statkiem Han Solo. Pewne było jedno – trunek ten powinien zostać zakazany. Poniewierał straszliwie. Kilka razy piła w różnorakich barach, do których trafiła w trakcie swoich podróży po Galaktyce. Nigdy jednak nie mogła sobie pozwolić na pełną swobodę, gdyż nie spuszczano z niej wzroku w obawie, że jej charakter połączony ze zbyt dużą ilością napojów wyskokowych, mógłby doprowadzić do powstania ogromnej skazy na wizerunku Najwyższego Porządku.
Teraz, kiedy ponownie poczuła procenty uderzające jej do głowy, czuła się lekko i przyjemnie. Wszystko to, co wyczuwała na co dzień poprzez Moc, zostało przytłumione przez stan upojenia. Miała ochotę śmiać się, tańczyć i nie zawracać sobie zupełnie głowy tym, co dokładnie pomyślą o niej inni.
- Loke, muszę cię o coś zapytać, zanim udamy się na Tatooine – powiedziała Tobe, nalewając następną porcję trunku. – Dlaczego tak się zezłościłaś, jak rozmawialiśmy o niewolnictwie?
- Nie zezłościłam się przez samo niewolnictwo. Chyba rozzłościło mnie pytanie Epera. Ta cała rozmowa przypomniała mi o kimś, kogo znałam bardzo dawno temu.
- Opowiesz o tej osobie?
- To już ten czas na pranie osobistych brudów? – Westchnęła głośno. – Chodzi o moją matkę. Nie wiem, czy wiesz, ale matka potężnej Mistrzyni Zakonu Ren była zwykłą dziwką. Pracowała dla jednego z gangów urzędujących w Quarrow na Nakadii. Zmarła, gdy miałam sześć lat. – Loke zmarszczyła brwi, jakby próbowała coś sobie przypomnieć. – Niezbyt dobrze ją pamiętam. Wiem tylko, że zawsze nią gardziłam. Nie raz miała szansę, żeby odejść i znaleźć sobie bardziej przyzwoite zajęcie. Nie miała jednak w sobie dość siły, aby porwać się na coś takiego. Nawet po tym, jak ja się urodziłam. Tkwiła do swoich ostatnich dni w tym szambie, skazując mnie na taki sam los. Była jak ci niewolnicy, którzy nie chcą się wykupić z niewoli i wziąć pełnej odpowiedzialności za własne życie. – Wypiła podsuniętego przez Anukę drinka. – Już jak byłam mała, obiecałam sobie, że zrobię wszystko, żeby nie znaleźć się w takiej sytuacji, w jakiej ona trwała. Przez zwykłe zrządzenie losu udało mi się wyrwać z przestępczego światka Quarrow. Nadal jednak, jak coś mi przypomni o tamtym okresie i mojej matce, czuję się paskudnie.
Ponownie przechyliły szklanki.
Rudowłosa popatrzyła na panią inżynier. Chociaż wojowniczka wiedziała, że jej opowieść wywarła na Anuce duże wrażenie, ta nie dała po sobie niczego poznać.
Tobe zamachała sobie przed nosem pustą butelką.
- Wybacz mi, ale wychodzi na to, że następna porcja dopiero na miejscu.



Tatooine, układ Tatoo
34 ABY

Krótka drzemka i zimny prysznic pomogły Anuce pozbyć się ostatnich skutków działania alkoholu. Kiedy Pride pojawił się w układzie Tatoo, była gotowa udać się w podróż na ojczystą planetę.
Na polecenie Loke przygotowano niewielki transportowiec, który miał przewieźć obie kobiety na powierzchnię Tatooine. Oczywiście w trakcie układania planów nie obyło się bez głośnych protestów Admirała Szilarda, który co prawda zgodził się na podróż, ale zastrzegł, że wraz z kobietami ma wyruszyć niewielki oddział Szturmowców. Loke wyśmiała paranoję Admirała, stwierdzając, że obecność Szturmowców będzie ściągać niepotrzebną uwagę, a jeśli faktycznie pojawi się jakieś zagrożenie, ona sama poradzi sobie z nim lepiej niż cały pluton. Po dość zajadłej wymianie opinii, stanęło na tym, że Loke i Anuka udadzą się na powierzchnię pustynnej planety w towarzystwie sześciu Szturmowców.
Kiedy niewielki stateczek wylądował na piaszczystej równinie na północ od Mos Eisley, Anuka szybko podbiegła do śluzy. Wejście do transportowca otworzyło się przed nią z głośnym sykiem. W momencie, gdy gorące i suche powietrze uderzyło ją w twarz, miała wrażenie, że się popłacze.
Zbiegła na piasek. Przyklękła na jedno kolano i położyła dłoń na ziemi. Złote ziarenka zaczęły przesypywać się pomiędzy jej placami, ogrzewając je przy tym swoim ciepłem.
W końcu ciepło! W końcu słońce! Tak jej tego brakowało na pochmurnej i chłodnej Rakacie!
- Zatem dokąd teraz, Pani Inżynier?
Loke zjawiła się obok. Mistrzyni Ren miała na sobie pustynny strój, który okrywał ją od palców stóp po sam czubek głowy. Nawet znaczna część bladej twarzy skrywała się za wielką chustą. Zupełnie jakby Loke za wszelką cenę nie chciała dopuścić do siebie mocno przygrzewających promieni dwóch słońc wiszących nad planetą. Anuka zdała sobie sprawę, że w tym momencie jej towarzyszka mogłaby uchodzić na spokojnie za jedną z miejscowych kobiet. No, prawie… Efekt psuły naszywki na kostiumie, które informowały wszystkich zainteresowanych o tym, że Loke jest członkiem Najwyższego Porządku oraz Mistrzynią Zakonu Ren.
- Musiałaś zakładać na siebie te służbowe łaszki?
- Nie mam innych łaszków – odpowiedziała spokojnie. – Zresztą, służbowe czy nie służbowe, obecność tych tutaj to dopiero krzyczy o tym, kim jesteśmy. – Wskazała na Szturmowców, którzy właśnie sprowadzali po rampie statku jednoosobowe pojazdy antygrawitacyjne.
- Tsa… Przydałoby się ich jakoś pozbyć – stwierdziła Anuka. – Miałam nadzieję, że uda nam się wyskoczyć na wieczorną imprezę w Mos Eisley. Jest tam taki świetny lokal! Normalnie klasyk, mówię ci. Nazywa się Cantina Bar i jest chyba najpopularniejszym miejscem spotkań w całym mieście. Mają też świetną kapelę, która gra na żywo.
Anuka czuła na sobie spojrzenie Loke. Przez tę przeklętą chustę nie była jednak w stanie stwierdzić, co kobieta myśli o jej paplaninie.
- Czy ty byś mogła się pozbyć tej szmaty? – Wskazała na chustę.
- Pozbędę się jej, gdy znajdziemy się w jakimś zamkniętym pomieszczeniu albo zajdzie słońce. Inaczej jutro moja twarz będzie kolorkiem przypominać miecz Kylo.
Tobe przewróciła oczami. Sama miała dość ciemną skórę, która stanowiła zabezpieczenie przed takimi atrakcjami jak czerwony kolor poparzeń słonecznych pojawiający się w różnych dziwnych miejscach. Postanowiła dać spokój Mistrzyni.
- Ej, a tak w ogóle, to jak przekonałaś Suzę, żeby przestał ryczeć i jednak został na statku?
- Powiedziałam mu, że Admirał z całą pewnością będzie próbował zabić Wiceadmirała, a jego zadaniem w tym wszystkim jest ochrona Eperowego tyłka.
- Złapał się na to?
- Tutaj nie było się na co łapać. Jestem pewna, że Hux poinformuje o wszystkim Tavasza. Eper ma przekichane.
- Myślę, że nie będzie…
Anuce przerwało pojawienie się Szturmowca.
- Pojazdy są już gotowe. Możemy wyruszać.
- Świetnie. Pani Inżynier, pani prowadzi.
- Oczywiście, Lady. Z przyjemnością.

***

Zatrzymali się przed wielkim domostwem wzniesionym z piaskowca. W okolicy budynku kręciła się cała masa osób. Każdy wykonywał swoje obowiązki, starając się zdążyć przed nieuchronnie zbliżającym się zmierzchem.
Pojawienie się dwóch kobiet w asyście Szturmowców Najwyższego Porządku zaburzyło harmonię pracy. Ludzie zbili się w zwarte grupy i zaczęli szeptać między sobą. Ktoś wszedł do domu, najpewniej po to, żeby poinformować o przybyciu gości.
Loke zsiadła ze swojego śmigacza.
- Zostajecie tutaj – zwróciła się do mężczyzn w białych kombinezonach.
- Admirał kazał nam panią ochraniać, Lady Ren.
- Jesteśmy w domu naszego głównego Inżyniera. Nic mi tutaj nie grozi.
- Lady… - Dowódca Szturmowców nie dawał za wygraną.
- Zostajecie – powiedziała Loke, wykonując okrężny ruch dłonią przez maską żołnierza.
- Proszę sobie darować, Lady. To może działać na moich ludzi, jednak nie na mnie.
- Mogę sprawić, że podziała – burknęła pod nosem kobieta.
Nie miała żadnych wątpliwości. Gdyby chciała, mogłaby przedrzeć się do umysłu Szturmowca i zmusić go do pozostania w miejscu. Musiałaby jednak trwale skrzywdzić jego umysł. Westchnęła sama do siebie. Najwyraźniej Tavasz Szilard miał głowę na karku i zwrócił uwagę na to, że nie powinien wysyłać z nią ludzi należących do formacji FN. Ten tutaj musiał mieć kwalifikację powyżej poziomu Bravo.
- Zostaniecie tutaj. To jest rozkaz – powiedziała w końcu twardo.
- Niestety, Lady, jakkolwiek przebija pani swoimi uprawnieniami Admirała, polecenie ochraniania pani osoby wyszło od samego Najwyższego Przywódcy.
Przełknęła przekleństwo, które cisnęło się jej na usta.
- Dobra. Ty idziesz ze mną. Wy – skinęła na pozostałą piątkę, stojącą za plecami uparciucha i ponownie wykonała gest dłonią – zostajecie.
- Zostajemy – zgodzili się potulnie.
- ANUKA!
Głośny krzyk zwrócił uwagę Loke. Ponownie odwróciła się w stronę domostwa. Przez wielkie, czerwone drzwi przecisnęła się wysoka, potężnie zbudowana kobieta. Jej skóra i włosy były tak samo ciemne jak u Pani Inżynier.
Anuka zaśmiała się głośno i rzuciła się w objęcia kobiety.
- Mamo! Mamusiu, jak dobrze cię widzieć.
Starsza wyściskała Anukę. Później odsunęła ją od siebie na odległość ramion i przyjrzała się jej dokładnie.
- Zmizerniałaś, kochanie. Ewidentnie brakuje ci słońca i dobrego jedzenia.
- Takie dobre rzeczy tylko w domu – uśmiechnęła się Anuka. – Mamo, pozwól, że ci przedstawię… - Skinęła ręką w stronę Loke. Rudowłosa podeszła do swojej koleżanki. – Lady Loke Ren. Przedstawicielka Zakonu na czas misji rekrutacyjnej.
Matka Anuki ponownie rozpostarła swoje ramiona. Tym razem w żelaznym uścisku, ku własnemu zaskoczeniu, znalazła się Loke. Młoda kobieta przez chwilę zastanawiała się nad tym, czy w ciągu całego jej dotychczasowego życia jakikolwiek nieznajomy wykazał tyle entuzjazmu na jej widok.
- Miło mi cię poznać, kochanieńka. Nazywam się Giza Tobe.
Loke została uwolniona ze stalowych objęć.
- No, moi drodzy, wchodźcie do środka!
Anuka podążyła za matką, która zdążyła już zniknąć we wnętrzu domu.
Loke przywołała do siebie Szturmowca.
- Zdejmij ten hełm – nakazała.
Tym razem mężczyzna usłuchał bez choćby słowa sprzeciwu.
Kiedy wyprostował się, Loke ujrzała bardzo przystojną twarz człowieka, który musiał być jej rówieśnikiem. Mocno zarysowana szczęka i wystające kości policzkowe tworzyły niecodzienną lecz przyjemną dla oka mieszankę z krótko przyciętymi, szarymi włosami i fioletowymi tęczówkami.
- Czy ty masz jakieś imię? – zapytała, nie spuszczając z niego wzroku.
- Może mi pani mówić Brutus, Lady.
- Świetnie. Chodź.
Ruszyła w stronę domu.

***

Okazało się, że Anuka Tobe jest najmłodszą z licznego rodzeństwa. Poza genialną młodą inżynier, państwo Tobe spłodzili jeszcze trzech synów i jedną córkę.
Karai, najstarszy z całej wesołej gromadki, posiadał już własną rodzinę. Jego żona Zatani, spalona słońcem dziewczyna, była niewiele starsza od Loke. Poruszała się ociężale, znacznie spowolniona przez wielki ciążowy brzuch oraz małego szkraba, który nieustannie plątał się pod jej nogami.
Ama i Bathai, obaj zbliżający się wiekiem do trzydziestki, nadal byli kawalerami i zdawali się odnajdować doskonale w tym stanie.
Taliyah, córka, która pozostała na Tatooine, mieszkała w domu rodziców ze swoim narzeczonym, dawnym niewolnikiem imieniem Uta.
Kiedy już wszyscy przywitali się z Anuką oraz przedstawili się Loke i Brutusowi, cała dwunastka zasiadła do stołu. Zaproszenie na wspólny posiłek nie ominęło Szturmowca, chociaż mężczyzna zajadle próbował się bronić, tłumacząc, że znalazł się tutaj tylko ze względu na powierzone mu obowiązki. Giza okazała się być jednak niezłomną kobietą i zmusiła żołnierza, żeby zajął przygotowane dla niego miejsce.
Kosztując różnorakich potraw, Loke czujnie przyglądała się zgromadzonym przy stole osobom. Całą sobą chłonęła rodzinną atmosferę. Czuła ogromną radość ludzi, która wynikała ze spotkania z dawno niewidzianą Anuką. Gwar rozmów nie cichł nawet na chwilę. Anuka niestrudzenie opowiadała o swojej pracy, najnowszych wynalazkach i niecodziennej podróży na Pride. Kilka osób odważyło się zapytać Loke o to, kim tak w zasadzie jest i czym się zajmuje. Gdy wspomniała o Mocy, Bathai zaraz przywołał historię Rycerza Jedi, Anakina Skywalkera, który na wyścigach w Mos Espa wywalczył swoją wolność, wywołując tym na twarzy Loke szeroki uśmiech.
Kiedy po raz pierwszy Anuka wspomniała o tym, że chce zabrać Loke do swojej rodziny, wojowniczka czuła się odrobinę zakłopotana. Ani ona, ani Kylo tak naprawdę nigdy nie mieli rodziny. No… przynajmniej w normalnym tego słowa znaczeniu. W całym swoim życiu dziewczyna nigdy nie zakosztowała tego daru, za jaki uważała posiadanie bliskich, spokrewnionych ze sobą osób. Obawiała się, że nie będzie potrafiła się odnaleźć w domu rodziny Tobe. Nie przypuszczała, że rodzina Anuki przyjmie ją z takim ciepłem i otwartością.
Po posiłku cała zgraja przeniosła się do wspólnego salonu.
- Loke, chodź tutaj!
Anuka stała właśnie obok swojej bratowej, dotykając wydatnego brzucha kobiety.
- Zobacz, jak kopie! – Tobe chwyciła rękę koleżanki.
Loke poczuła, jak dziecko, które nosiła w sobie Zatani, porusza się nerwowo. Przez moment była gotowa przysiąc, że maleńka rączka nienarodzonego jeszcze członka rodziny, zetknęła się z jej własną poprzez dzielącą je skórę.
Skupiła się lekko i wysłała w stronę dziecka swoją Moc. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy leciutka więź drgnęła niespodziewanie w odpowiedzi na ten gest.
- Znasz płeć dziecka? – zwróciła się Loke do Zatani.
Kobieta pokręciła głową.
- Lekarz powiedział mi, że to jeszcze za wcześnie.
- Chcesz wiedzieć?
Zatani lekko pobladła. Najwyraźniej zastanawiała się, skąd obca może wiedzieć coś, co do czego nie był pewien sam lekarz. W końcu skinęła jednak głową, dając tym samym Loke swoje przyzwolenie.
- Córka. Będziesz miała dziewczynkę. Co więcej jest wrażliwa na Moc.
- Jak to?
- Czuję ją, a ona czuje mnie. Wiem, że pewnie tego nie rozumiesz… – Wzruszyła ramionami, nie potrafiąc znaleźć właściwych słów. Kobiety przez dłuższą chwilę patrzyły sobie w oczy. – Jeśli  kiedyś będzie potrzebować pomocy lub nauczyciela, pamiętaj proszę, że zawsze możesz się do mnie zwrócić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz