Rakata Prime
34 ABY
Drzwi
generalskiego gabinetu uchyliły się niemal bezdźwięcznie. Kylo Ren wkroczył do
środka pewnym krokiem. Czarna szata Zakonu powiewała za nim tak, jakby
mężczyzna specjalnie wprawiał ją w dodatkowy ruch, licząc na wywołanie u obserwatorów
odpowiedniego wrażenia.
Zaraz za
Kylo do pomieszczenia wtoczył się jego uczeń, dźwigając ze sobą całe naręcze
raportów. Hux zwrócił uwagę na to, że kiedy Loke odleciała na pokładzie Pride,
Ren zaczął częściej pojawiać się w towarzystwie młodego mężczyzny. Hux
wiedział, że ten dwudziestoczteroletni szatyn nazywa się Taze Ren i były to
wszystkie informacje, które Generał uznał za potrzebne mu do szczęścia.
- Mamy
już przekaz? – rzucił Kylo w ramach powitania.
- Wodzu.
– Hux podniósł się z zajmowanego fotela i skłonił się lekko. – Nadal czekamy.
Ren
skrzywił się i usiadł na wolnym fotelu, pozostawiając lekko zdezorientowanego
Taze samemu sobie.
Uwadze
Armitage’a nie umknęło to, że od czasu odlotu Loke Najwyższy Przywódca stał się
znacznie bardziej markotny, niż był wcześniej. Zniknął ten mężczyzna, który
powoli stawał się gotowy do osiągania pewnych kompromisów i prowadzenia
rzeczowych rozmów. Powrócił za to Kylo, którego Hux tak świetnie pamiętał –
markotny, wybuchowy i wiecznie niezadowolony z tego, że ktoś śmie mu zawracać
głowę.
Tak,
Generał nie mógł się doczekać, aż Loke wróci. Niestety od jej wyjazdu minęło
sześć dni i wszystko wskazywało na to, że zaplanowana na tydzień podróż się
przedłuży. Już pierwszy postój na Batonn przeciągnął się z dwóch planowanych
dni do trzech, gdyż liczba zgłoszonych do wojska rekrutów znacznie przekraczała
wstępnie zakładaną ilość.
Oczywiście
z punktu widzenia misji rekrutacyjnej wzmożone zainteresowanie miejscowej
ludności było naprawdę dobrą rzeczą. Niestety Hux coraz mocniej odczuwał
nieobecność Loke na Rakata Prime. Chociaż nie chciał się do końca sam do
tego przyznać, nie mógł doczekać się momentu, w którym młoda kobieta ponownie
wpakuje się do jego gabinetu i będzie snuć rozważania na jeden z nie do
końca niezrozumiałych dla niej tematów związanych z ekonomią bądź polityką.
Jego
uwagę niespodziewanie przykuło radośnie podskakujące na blacie biurka
urządzenie.
- Mamy
połączenie – zwrócił się do Kylo. – Zapraszam obok.
Przeszli
całą trójką do pomniejszego, zaciemnionego pomieszczenia. Pośrodku pokoju
znajdował się wielki holostół. Każdy z mężczyzn zajął miejsce na specjalnych
platformach, żeby jego obraz mógł zostać przesłany na drugą stronę transmisji.
Na
holostole pojawił się obraz. Zgromadzeni na Rakat Prime mogli zobaczyć przed
sobą kilkunastoletniego chłopca. Suza, bo tak właśnie na imię miał chłopiec,
był jedynym dzieckiem wrażliwym na Moc, które na swojej drodze spotkała Loke w
trakcie misji rekrutacyjnej. Przynajmniej do tej pory.
-
Mistrzyni! – krzyknął chłopiec, oglądając się przez ramię. – Mamy połączenie z
bazą.
- Super,
a teraz zjeżdżaj. – Na obrazie pojawiła się delikatna dłoń Loke, która
próbowała przegonić ciekawskiego chłopca od stołu. – No już, poszedł mi stąd!
Suza
zniknął, a po chwili na jego miejscu pojawiła się Loke.
-
Uszanowanko – zwróciła się do zebranych. – Jak tam życie na Rakata Prime?
- Jakoś
się toczy – burknął Kylo. Najwyraźniej dobry humor przyjaciółki go drażnił. –
Jak tam sytuacja na Pride?
- Iście
zajebiście. – Loke najwyraźniej niespecjalnie przejmowała się humorem
przyjaciela. W dłoni dziewczyny pojawił się niewielki tablet, na którym
najpewniej wyświetlały się wszystkie raporty i dane. – Jak na razie udało nam
się zrekrutować ponad dwa tysiące dzieciaków. Admirał Szilard twierdzi, że po
wizycie na Tatooine i Asmeru będziemy mieć w sumie cztery tysiące.
- Żadne z
dzieci nie jest wrażliwe na Moc? – zwrócił się do kobiety Kylo.
- Ja
jestem! –Dobiegł do nich głos niewidocznego na obrazie Suzy.
Loke
odwróciła się, żeby spojrzeć na chłopca, który musiał się kręcić po pokoju
komunikacyjnym.
- Czy ja
ci przypadkiem nie kazałam stąd spierdzielać?
-
Mistrzyni, kazałaś mi spierdzielać stamtąd! O tym miejscu nic nie mówiłaś!
Loke
westchnęła głośno. Stojący obok Huxa Taze złapał się za nasadę nosa, skutecznie
ukrywając tym gestem większą część swojej twarzy. Generał nie był w stanie
określić, czy mężczyzna jest rozbawiony czy zażenowany.
- Zabiję
tego dzieciaka, zanim uda mi się go dostarczyć do bazy. Serio.
Nikt nie
odpowiedział na ten komentarz.
Loke
wróciła do swojego raportu.
- W
trakcie podróży nie spotkaliśmy żadnych wrogich jednostek. Wszystko do tej pory
przebiega spokojnie. Admirał uznał, że brak jakiegokolwiek zainteresowania
naszą akcją ze strony Ruchu Oporu wynika z ich osłabienia po ostatnich
starciach w układzie Crait. – Odłożyła na bok trzymane urządzenie. – Jeszcze
dzisiaj późnym popołudniem powinniśmy się pojawić w układzie Tatoo. Jutro z
samego rana rozpoczniemy rozładunek oraz przeprowadzimy wstępną rekrutację.
Najwyżej postawieni członkowie…
Coś po
raz kolejny rozproszyło Loke. Kobieta odwróciła się bokiem do nadajnika.
- Loke!
Rozmawiałam właśnie z moją matką! – Ewidentnie kobiecy głos, który mogli
usłyszeć, z całą pewnością należał do Anuki Tobe. – Chce przygotować dla nas
kolację na dzisiaj. Pyta, czy jesteś na coś uczulona.
- Tobe,
to nie jest najlepszy moment. Właśnie rozmawiam.
- Kocha,
to poczeka – odpowiedziała radośnie pani inżynier, chichocząc.
- Czy ty
wiesz, że oni cię słyszą?
- Ups, no
to trochę problem, nie? To jak z tym uczuleniem?
- Przyjmę
wszystko.
Coś
trzasnęło głośno i Loke wróciła do przerwanej przemowy.
-
Najwyżej postawieni członkowie klanu Huttów zostali poinformowani o naszym
planowanym przybyciu. Oczywiście nikt nie prosił ich o pozwolenie na działania.
Mamy jednak nadzieję, że nasza wiadomość dotarła w odpowiednie miejsca i
dzięki temu na rekrutacji zjawi się wiele osób, które będą chciały odsprzedać
swoich niewolników.
Kobieta
przerwała, najwyraźniej czekając na jakiś komentarz ze strony swoich
teoretycznych przełożonych. Hux spojrzał na Kylo. Najwyższy Przywódca
najwyraźniej nie spieszył się do tego, żeby cokolwiek powiedzieć na
przedstawiony mu raport.
- Widzę,
że Admirał Szilard świetnie sobie radzi. Czy jest coś jeszcze?
- W sumie
tylko tyle, że…
- Loke!
Hux był w
stanie dostrzec złość, która wyraźnie odmalowała się na twarzy Loke, kiedy ktoś
ponownie zakłócił jej spokój.
- Loke! –
zakrzyczał ktoś bełkotliwie męskim głosem. – Anuka powiedziała, że nie mogę z
wami odwiedzić jej rodziny. – Krótkie czknięcie. - Chciałem zgłosić, że to jest
straszna… straszna, ta… no… niesprawiedliwość. Też chcę jechać!
-
Przepraszam panów na chwilę.
Loke
zeszła z podwyższenia. Jej hologramowa postać zniknęła sprzed oczu Huxa.
- Kurwa,
wasza, mać! Czy wy nie widzicie, że ja próbuję tutaj rozmawiać?! Hux i
Najwyższy Przywódca was słuchają, a wy zachowujecie się jak jacyś zidiociali
gunganie! Co to ma być! Gdzie… Gdzie z tymi łapami?!
Do uszu
zebranych w generalskim gabinecie dotarł donośny huk. Zaraz za nim podążył
dziecięcy śmiech.
-
Wiceadmirale, przywołuję pana do porządku! I szczerze zalecam zaprzestać
spożywania tego bimbru, który Inżynier Tobe pędziła na… Moc tylko raczy
wiedzieć czym!
Hologram
Loke ponownie zawisł nad stołem.
- Jak
widać, podróż przebiega nam nad wyraz spokojnie. Wszelkie wyśrubowane normy
nałożone przez Najwyższy Porządek zostały spełnione. Każdy jest w dobrym
zdrowiu i nie przewidujemy żadnych problemów w trakcie przyszłych działań.
-
Mistrzyni, dlaczego kłamiesz?
- To nie
kłamstwo, drogie dziecko. To ironia.
Coś
pyknęło i połączenie zostało zerwane.
Kylo
posłał swojemu uczniowi wściekłe spojrzenie.
- Wynocha
stąd! Ale już!
Uczniowi
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nim Hux się obejrzał, został w pokoju sam z
Kylo.
Mężczyźni
popatrzyli na siebie. Niespodziewanie stało się coś, co nigdy wcześniej nie
miało miejsca. Obaj, jednocześnie wybuchli gromkim, niepohamowanym śmiechem.
Gdzieś w nadświetlnej
34 ABY
Do uszu
Loke dobiegł wyraźny odgłos torsji. Wiceadmirał Szilard od dobrych trzydziestu
minut okupował łazienkę w niewielkiej kajucie przydzielonej inżynier Tobe.
- Więcej
z wami nie piję. – Głos mężczyzny był wyraźnie zniekształcony. Loke uznała, że
żali Szilarda wysłuchuje właśnie klozetowa muszla.
- Jak się
nie potrafi to się nie zaczyna – zawołała do mężczyzny uradowana Anuka, podając
Loke niewielką szklaneczkę, po raz kolejny wypełnioną przeźroczystą cieczą o
lekko niebieskim odcieniu.
Szkło
uderzyło o szkło. Kobiety szarpnęły w tył głowami, wlewając do swoich gardeł
następną porcję alkoholu.
- Niezła
jesteś – stwierdziła pani inżynier, przyglądając się Loke. – Nigdy nie
spotkałam kogoś, kto trzymałby się tak dobrze po takiej ilości bimbru. Nawet
rozmawiałaś z Dowództwem i chyba nikt się nie zorientował.
- To
przez Moc – wyjaśniła rudowłosa. – Dzięki niej nie jest tak łatwo mnie spić.
-
Szilardowi by się przydało nieco tej mocy. – Podeszła do drzwi oddzielających
je od łazienki. Zajrzała do środka. – Zasnął.
- Zostaw
go. Jak się obudzi jeszcze znów zacznie gadać, że chce na Tatooine. Swoją
drogą… jak ty chcesz nas zabrać do swojej matki, jak jesteśmy w takim stanie?
Anuka
machnęła lekceważąco ręką.
- To moja
matka, widywała mnie w gorszym stanie.
- Chyba
nie chcę wnikać.
Obie się
zaśmiały.
W życiu
Loke zdarzyło się kilka momentów, gdy była pijana. Po raz pierwszy skosztowała
alkoholu, mając raptem kilka lat. Jakieś sześć? Niewiele pamiętała z tamtych
wydarzeń. Wiedziała tylko, że członkowie gangu, dla którego pracowała jej
matka, uznali, że to będzie przezabawne upić dziecko. Później, wspólnie z Kylo,
spiła się w ładowni Sokoła Milenium. Do tej pory nie udało jej się
ustalić, jaki dokładnie alkohol transportował swoim statkiem Han Solo. Pewne
było jedno – trunek ten powinien zostać zakazany. Poniewierał straszliwie.
Kilka razy piła w różnorakich barach, do których trafiła w trakcie swoich
podróży po Galaktyce. Nigdy jednak nie mogła sobie pozwolić na pełną swobodę,
gdyż nie spuszczano z niej wzroku w obawie, że jej charakter połączony ze zbyt dużą
ilością napojów wyskokowych, mógłby doprowadzić do powstania ogromnej skazy na
wizerunku Najwyższego Porządku.
Teraz,
kiedy ponownie poczuła procenty uderzające jej do głowy, czuła się lekko i
przyjemnie. Wszystko to, co wyczuwała na co dzień poprzez Moc, zostało
przytłumione przez stan upojenia. Miała ochotę śmiać się, tańczyć i nie
zawracać sobie zupełnie głowy tym, co dokładnie pomyślą o niej inni.
- Loke,
muszę cię o coś zapytać, zanim udamy się na Tatooine – powiedziała Tobe,
nalewając następną porcję trunku. – Dlaczego tak się zezłościłaś, jak
rozmawialiśmy o niewolnictwie?
- Nie
zezłościłam się przez samo niewolnictwo. Chyba rozzłościło mnie pytanie Epera.
Ta cała rozmowa przypomniała mi o kimś, kogo znałam bardzo dawno temu.
-
Opowiesz o tej osobie?
- To już
ten czas na pranie osobistych brudów? – Westchnęła głośno. – Chodzi o moją
matkę. Nie wiem, czy wiesz, ale matka potężnej Mistrzyni Zakonu Ren była zwykłą
dziwką. Pracowała dla jednego z gangów urzędujących w Quarrow na Nakadii.
Zmarła, gdy miałam sześć lat. – Loke zmarszczyła brwi, jakby próbowała coś
sobie przypomnieć. – Niezbyt dobrze ją pamiętam. Wiem tylko, że zawsze nią
gardziłam. Nie raz miała szansę, żeby odejść i znaleźć sobie bardziej
przyzwoite zajęcie. Nie miała jednak w sobie dość siły, aby porwać się na coś
takiego. Nawet po tym, jak ja się urodziłam. Tkwiła do swoich ostatnich dni w
tym szambie, skazując mnie na taki sam los. Była jak ci niewolnicy, którzy nie
chcą się wykupić z niewoli i wziąć pełnej odpowiedzialności za własne życie. –
Wypiła podsuniętego przez Anukę drinka. – Już jak byłam mała, obiecałam sobie,
że zrobię wszystko, żeby nie znaleźć się w takiej sytuacji, w jakiej ona
trwała. Przez zwykłe zrządzenie losu udało mi się wyrwać z przestępczego
światka Quarrow. Nadal jednak, jak coś mi przypomni o tamtym okresie i mojej
matce, czuję się paskudnie.
Ponownie
przechyliły szklanki.
Rudowłosa
popatrzyła na panią inżynier. Chociaż wojowniczka wiedziała, że jej opowieść
wywarła na Anuce duże wrażenie, ta nie dała po sobie niczego poznać.
Tobe
zamachała sobie przed nosem pustą butelką.
- Wybacz
mi, ale wychodzi na to, że następna porcja dopiero na miejscu.
Tatooine, układ Tatoo
34 ABY
Krótka
drzemka i zimny prysznic pomogły Anuce pozbyć się ostatnich skutków działania alkoholu.
Kiedy Pride pojawił się w układzie Tatoo, była gotowa udać się w podróż
na ojczystą planetę.
Na
polecenie Loke przygotowano niewielki transportowiec, który miał przewieźć obie
kobiety na powierzchnię Tatooine. Oczywiście w trakcie układania planów nie
obyło się bez głośnych protestów Admirała Szilarda, który co prawda zgodził się
na podróż, ale zastrzegł, że wraz z kobietami ma wyruszyć niewielki oddział
Szturmowców. Loke wyśmiała paranoję Admirała, stwierdzając, że obecność
Szturmowców będzie ściągać niepotrzebną uwagę, a jeśli faktycznie pojawi się
jakieś zagrożenie, ona sama poradzi sobie z nim lepiej niż cały pluton. Po dość
zajadłej wymianie opinii, stanęło na tym, że Loke i Anuka udadzą się na
powierzchnię pustynnej planety w towarzystwie sześciu Szturmowców.
Kiedy
niewielki stateczek wylądował na piaszczystej równinie na północ od Mos Eisley,
Anuka szybko podbiegła do śluzy. Wejście do transportowca otworzyło się przed
nią z głośnym sykiem. W momencie, gdy gorące i suche powietrze uderzyło ją w
twarz, miała wrażenie, że się popłacze.
Zbiegła
na piasek. Przyklękła na jedno kolano i położyła dłoń na ziemi. Złote ziarenka
zaczęły przesypywać się pomiędzy jej placami, ogrzewając je przy tym swoim
ciepłem.
W końcu
ciepło! W końcu słońce! Tak jej tego brakowało na pochmurnej i chłodnej
Rakacie!
- Zatem
dokąd teraz, Pani Inżynier?
Loke
zjawiła się obok. Mistrzyni Ren miała na sobie pustynny strój, który okrywał ją
od palców stóp po sam czubek głowy. Nawet znaczna część bladej twarzy skrywała
się za wielką chustą. Zupełnie jakby Loke za wszelką cenę nie chciała dopuścić
do siebie mocno przygrzewających promieni dwóch słońc wiszących nad planetą.
Anuka zdała sobie sprawę, że w tym momencie jej towarzyszka mogłaby uchodzić na
spokojnie za jedną z miejscowych kobiet. No, prawie… Efekt psuły naszywki na
kostiumie, które informowały wszystkich zainteresowanych o tym, że Loke jest
członkiem Najwyższego Porządku oraz Mistrzynią Zakonu Ren.
-
Musiałaś zakładać na siebie te służbowe łaszki?
- Nie mam
innych łaszków – odpowiedziała spokojnie. – Zresztą, służbowe czy nie służbowe,
obecność tych tutaj to dopiero krzyczy o tym, kim jesteśmy. – Wskazała na
Szturmowców, którzy właśnie sprowadzali po rampie statku jednoosobowe pojazdy
antygrawitacyjne.
- Tsa…
Przydałoby się ich jakoś pozbyć – stwierdziła Anuka. – Miałam nadzieję, że uda
nam się wyskoczyć na wieczorną imprezę w Mos Eisley. Jest tam taki świetny
lokal! Normalnie klasyk, mówię ci. Nazywa się Cantina Bar i jest chyba
najpopularniejszym miejscem spotkań w całym mieście. Mają też świetną kapelę,
która gra na żywo.
Anuka
czuła na sobie spojrzenie Loke. Przez tę przeklętą chustę nie była jednak w
stanie stwierdzić, co kobieta myśli o jej paplaninie.
- Czy ty
byś mogła się pozbyć tej szmaty? – Wskazała na chustę.
- Pozbędę
się jej, gdy znajdziemy się w jakimś zamkniętym pomieszczeniu albo zajdzie
słońce. Inaczej jutro moja twarz będzie kolorkiem przypominać miecz Kylo.
Tobe
przewróciła oczami. Sama miała dość ciemną skórę, która stanowiła zabezpieczenie
przed takimi atrakcjami jak czerwony kolor poparzeń słonecznych pojawiający się
w różnych dziwnych miejscach. Postanowiła dać spokój Mistrzyni.
- Ej, a
tak w ogóle, to jak przekonałaś Suzę, żeby przestał ryczeć i jednak został na
statku?
-
Powiedziałam mu, że Admirał z całą pewnością będzie próbował zabić
Wiceadmirała, a jego zadaniem w tym wszystkim jest ochrona Eperowego tyłka.
- Złapał
się na to?
- Tutaj
nie było się na co łapać. Jestem pewna, że Hux poinformuje o wszystkim Tavasza.
Eper ma przekichane.
- Myślę,
że nie będzie…
Anuce
przerwało pojawienie się Szturmowca.
- Pojazdy
są już gotowe. Możemy wyruszać.
-
Świetnie. Pani Inżynier, pani prowadzi.
-
Oczywiście, Lady. Z przyjemnością.
***
Zatrzymali
się przed wielkim domostwem wzniesionym z piaskowca. W okolicy budynku kręciła
się cała masa osób. Każdy wykonywał swoje obowiązki, starając się zdążyć przed
nieuchronnie zbliżającym się zmierzchem.
Pojawienie
się dwóch kobiet w asyście Szturmowców Najwyższego Porządku zaburzyło harmonię
pracy. Ludzie zbili się w zwarte grupy i zaczęli szeptać między sobą. Ktoś
wszedł do domu, najpewniej po to, żeby poinformować o przybyciu gości.
Loke
zsiadła ze swojego śmigacza.
-
Zostajecie tutaj – zwróciła się do mężczyzn w białych kombinezonach.
- Admirał
kazał nam panią ochraniać, Lady Ren.
-
Jesteśmy w domu naszego głównego Inżyniera. Nic mi tutaj nie grozi.
- Lady… -
Dowódca Szturmowców nie dawał za wygraną.
-
Zostajecie – powiedziała Loke, wykonując okrężny ruch dłonią przez maską
żołnierza.
- Proszę
sobie darować, Lady. To może działać na moich ludzi, jednak nie na mnie.
- Mogę
sprawić, że podziała – burknęła pod nosem kobieta.
Nie miała
żadnych wątpliwości. Gdyby chciała, mogłaby przedrzeć się do umysłu Szturmowca
i zmusić go do pozostania w miejscu. Musiałaby jednak trwale skrzywdzić jego
umysł. Westchnęła sama do siebie. Najwyraźniej Tavasz Szilard miał głowę na
karku i zwrócił uwagę na to, że nie powinien wysyłać z nią ludzi należących do
formacji FN. Ten tutaj musiał mieć kwalifikację powyżej poziomu Bravo.
-
Zostaniecie tutaj. To jest rozkaz – powiedziała w końcu twardo.
-
Niestety, Lady, jakkolwiek przebija pani swoimi uprawnieniami Admirała,
polecenie ochraniania pani osoby wyszło od samego Najwyższego Przywódcy.
Przełknęła
przekleństwo, które cisnęło się jej na usta.
- Dobra.
Ty idziesz ze mną. Wy – skinęła na pozostałą piątkę, stojącą za plecami
uparciucha i ponownie wykonała gest dłonią – zostajecie.
-
Zostajemy – zgodzili się potulnie.
- ANUKA!
Głośny
krzyk zwrócił uwagę Loke. Ponownie odwróciła się w stronę domostwa. Przez
wielkie, czerwone drzwi przecisnęła się wysoka, potężnie zbudowana kobieta. Jej
skóra i włosy były tak samo ciemne jak u Pani Inżynier.
Anuka
zaśmiała się głośno i rzuciła się w objęcia kobiety.
- Mamo!
Mamusiu, jak dobrze cię widzieć.
Starsza
wyściskała Anukę. Później odsunęła ją od siebie na odległość ramion i
przyjrzała się jej dokładnie.
-
Zmizerniałaś, kochanie. Ewidentnie brakuje ci słońca i dobrego jedzenia.
- Takie
dobre rzeczy tylko w domu – uśmiechnęła się Anuka. – Mamo, pozwól, że ci
przedstawię… - Skinęła ręką w stronę Loke. Rudowłosa podeszła do swojej
koleżanki. – Lady Loke Ren. Przedstawicielka Zakonu na czas misji
rekrutacyjnej.
Matka
Anuki ponownie rozpostarła swoje ramiona. Tym razem w żelaznym uścisku, ku
własnemu zaskoczeniu, znalazła się Loke. Młoda kobieta przez chwilę
zastanawiała się nad tym, czy w ciągu całego jej dotychczasowego życia
jakikolwiek nieznajomy wykazał tyle entuzjazmu na jej widok.
- Miło mi
cię poznać, kochanieńka. Nazywam się Giza Tobe.
Loke
została uwolniona ze stalowych objęć.
- No, moi
drodzy, wchodźcie do środka!
Anuka
podążyła za matką, która zdążyła już zniknąć we wnętrzu domu.
Loke
przywołała do siebie Szturmowca.
- Zdejmij
ten hełm – nakazała.
Tym razem
mężczyzna usłuchał bez choćby słowa sprzeciwu.
Kiedy
wyprostował się, Loke ujrzała bardzo przystojną twarz człowieka, który musiał
być jej rówieśnikiem. Mocno zarysowana szczęka i wystające kości policzkowe
tworzyły niecodzienną lecz przyjemną dla oka mieszankę z krótko przyciętymi,
szarymi włosami i fioletowymi tęczówkami.
- Czy ty
masz jakieś imię? – zapytała, nie spuszczając z niego wzroku.
- Może mi
pani mówić Brutus, Lady.
-
Świetnie. Chodź.
Ruszyła w
stronę domu.
***
Okazało
się, że Anuka Tobe jest najmłodszą z licznego rodzeństwa. Poza genialną młodą
inżynier, państwo Tobe spłodzili jeszcze trzech synów i jedną córkę.
Karai,
najstarszy z całej wesołej gromadki, posiadał już własną rodzinę. Jego żona
Zatani, spalona słońcem dziewczyna, była niewiele starsza od Loke. Poruszała
się ociężale, znacznie spowolniona przez wielki ciążowy brzuch oraz małego
szkraba, który nieustannie plątał się pod jej nogami.
Ama i
Bathai, obaj zbliżający się wiekiem do trzydziestki, nadal byli kawalerami i
zdawali się odnajdować doskonale w tym stanie.
Taliyah,
córka, która pozostała na Tatooine, mieszkała w domu rodziców ze swoim
narzeczonym, dawnym niewolnikiem imieniem Uta.
Kiedy już
wszyscy przywitali się z Anuką oraz przedstawili się Loke i Brutusowi, cała
dwunastka zasiadła do stołu. Zaproszenie na wspólny posiłek nie ominęło
Szturmowca, chociaż mężczyzna zajadle próbował się bronić, tłumacząc, że
znalazł się tutaj tylko ze względu na powierzone mu obowiązki. Giza okazała się
być jednak niezłomną kobietą i zmusiła żołnierza, żeby zajął przygotowane dla niego
miejsce.
Kosztując
różnorakich potraw, Loke czujnie przyglądała się zgromadzonym przy stole
osobom. Całą sobą chłonęła rodzinną atmosferę. Czuła ogromną radość ludzi,
która wynikała ze spotkania z dawno niewidzianą Anuką. Gwar rozmów nie cichł
nawet na chwilę. Anuka niestrudzenie opowiadała o swojej pracy, najnowszych
wynalazkach i niecodziennej podróży na Pride. Kilka osób odważyło się
zapytać Loke o to, kim tak w zasadzie jest i czym się zajmuje. Gdy wspomniała o
Mocy, Bathai zaraz przywołał historię Rycerza Jedi, Anakina Skywalkera, który
na wyścigach w Mos Espa wywalczył swoją wolność, wywołując tym na twarzy Loke
szeroki uśmiech.
Kiedy po
raz pierwszy Anuka wspomniała o tym, że chce zabrać Loke do swojej rodziny,
wojowniczka czuła się odrobinę zakłopotana. Ani ona, ani Kylo tak naprawdę
nigdy nie mieli rodziny. No… przynajmniej w normalnym tego słowa znaczeniu. W
całym swoim życiu dziewczyna nigdy nie zakosztowała tego daru, za jaki uważała
posiadanie bliskich, spokrewnionych ze sobą osób. Obawiała się, że nie będzie
potrafiła się odnaleźć w domu rodziny Tobe. Nie przypuszczała, że rodzina Anuki
przyjmie ją z takim ciepłem i otwartością.
Po
posiłku cała zgraja przeniosła się do wspólnego salonu.
- Loke,
chodź tutaj!
Anuka
stała właśnie obok swojej bratowej, dotykając wydatnego brzucha kobiety.
- Zobacz,
jak kopie! – Tobe chwyciła rękę koleżanki.
Loke
poczuła, jak dziecko, które nosiła w sobie Zatani, porusza się nerwowo. Przez
moment była gotowa przysiąc, że maleńka rączka nienarodzonego jeszcze członka
rodziny, zetknęła się z jej własną poprzez dzielącą je skórę.
Skupiła
się lekko i wysłała w stronę dziecka swoją Moc. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy
leciutka więź drgnęła niespodziewanie w odpowiedzi na ten gest.
- Znasz
płeć dziecka? – zwróciła się Loke do Zatani.
Kobieta
pokręciła głową.
- Lekarz
powiedział mi, że to jeszcze za wcześnie.
- Chcesz
wiedzieć?
Zatani
lekko pobladła. Najwyraźniej zastanawiała się, skąd obca może wiedzieć coś, co
do czego nie był pewien sam lekarz. W końcu skinęła jednak głową, dając tym
samym Loke swoje przyzwolenie.
- Córka.
Będziesz miała dziewczynkę. Co więcej jest wrażliwa na Moc.
- Jak to?
- Czuję
ją, a ona czuje mnie. Wiem, że pewnie tego nie rozumiesz… – Wzruszyła
ramionami, nie potrafiąc znaleźć właściwych słów. Kobiety przez dłuższą chwilę
patrzyły sobie w oczy. – Jeśli kiedyś będzie potrzebować pomocy lub
nauczyciela, pamiętaj proszę, że zawsze możesz się do mnie zwrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz