Gdzieś w nadświetlnej
34 ABY
34 ABY
- Noga, Lady.
Loke posłusznie odgarnęła płachtę materiału i wysunęła lewą
nogę. Rosalie Pejo, ubrana tego dnia w skromną suknię właściwą dla służącej, z
mistrzowską wprawą zapięła na udzie niewielką kaburę, w którą włożyła podręczny
blaster.
Kiedy praca była skończona, Loke ukryła starannie broń pod
sukienką. Kilka razy obróciła się delikatnie, żeby upewnić się, że nic nie
zdradza obecności uzbrojenia.
Patrząc na siebie w lustrze, młoda wojowniczka nie mogła
pozbyć się wrażenia, iż wygląda łudząco podobnie do swojej matki. Długa suknia
w kolorze soczystej zieleni spływała swobodnie do samej ziemi. Materiał, z
którego została wykonana, był przyjemny w dotyku i bardzo przewiewny. Długie
rozcięcie po prawej stronie odsłaniało większą część nogi. Od stopy w
delikatnej srebrzystej szpilce aż do połowy uda. Suknia miała grube ramiączka,
które odsłaniały ramiona i dekolt. Dla dopełnienia stroju Rosalie kazała jej
założyć srebrne bransoletki, delikatnie pobrzękujące przy każdym ruchu,
naszyjnik z zielonym kamieniem oraz srebrzysty pasek, który tworzył delikatne
odcięcie na wysokości talii.
- Powinnyśmy już iść, Lady. Czekają na panią na mostku. Lada
moment będziemy wchodzić z nadświetlnej.
- Chodźmy.
Zarzuciła na ramiona podany jej płaszcz i chwyciła pewnie
zgrabną torebkę, w której znajdował się jej miecz świetlny.
Wychodząc ze swoich kwater, stąpając niepewnie na wysokich
obcasach, czuła się jak idiotka. Starała się oddychać spokojnie. Wiedziała, że
w momencie, gdy pojawi się na mostku, oczy wszystkich obecnych zwrócą się w jej
stronę. Nie chciała, żeby ktokolwiek się zorientował, jak bardzo jest
zdenerwowana.
- Proszę się nie przejmować, Lady – odezwała się
niespodziewanie Pejo, jakby czytała Loke w myślach. – To tylko kilka dni.
Później będzie mogła pani wrócić do swojej... normalnej formy.
Loke nie wiedziała, jak powinna rozumieć ten komentarz. To
było pocieszenie, czy przytyk do jej normalnych, ascetycznych strojów i niezbyt
dostojnego stylu bycia? Postanowiła puścić go mimo uszu.
Stukot obcasów niósł się echem po korytarzu krążownika. Loke
zaczęła się modlić, by jej policzki nie zrobiły się czerwone ze wstydu.
Zaczynała bowiem podejrzewać, że znajduje się niezwykle blisko tego stanu.
Kiedy znalazła się przed śluzą prowadzącą
na mostek, poczuła dłoń Rosalie na swoim ramieniu. Odwróciła się zaskoczona w
stronę kobiety.
- Lady, proszę się uspokoić.
Loke poczuła, jak jej brwi ściągają się w wyrazie
niezadowolenia.
- Jestem spostrzegawcza – zapewniła Pejo. – Widzę, że pani
się denerwuje. Zapewniam, nic dobrego z tego nie wyniknie. Ta sytuacja to dla
pani coś zupełnie nowego. Będzie jednak lepiej, gdy przestanie się pani
stresować i zacznie być... sobą.
- Czy przypadkiem nie chodzi w tym wszystkim o to, żebym nie
była sobą? – przypomniała Rudowłosa.
- Na te kilka dni musi pani zostawić za sobą tytuł Lady Ren.
Proszę mi jednak wierzyć, że to nie oznacza, że musi pani zostawić za sobą to,
kim jest.
Loke poczuła, jak stres związany z jej nowym wyglądem i
czekającym na nią zadaniem przeradza się w zdenerwowanie na Rosalie Pejo.
Kobieta uznała to za dobry znak i nieco pewniej odwróciła się ponownie w stronę
mostka.
***
- Skąd mamy mieć pewność, że nasi piraci pojawią się w
układzie Castell w trakcie naszej obecności tutaj?
Wiceadmirał Halvar Frej podrapał się po bujnej, jasnej
brodzie. Hux nie mógł pozbyć się wrażenia, że mężczyzna próbuje sam znaleźć
odpowiedź na zadane sobie pytanie.
- Na ślub ma przybyć wielu bogatych i wpływowych gości spoza
planety – odpowiedział Generał. – Skoro do tej pory byli gotowi tak wiele
ryzykować dla zapasów żywności i kilku niewolników, z całą pewnością nie darują
sobie takiej szansy na znaczne wzbogacenie się – zapewnił. – Jestem przekonany,
że będą uważali, iż ewentualny skok w nadświetlną zapewni im bezpieczeństwo.
Jeśli pojawią się w układzie zaczniecie namierzanie i w razie konieczności
rozpoczniecie pościg. Macie pełną swobodność manewrów od momentu, gdy tylko
oddział Najwyższego Przywódcy opuści Integrity.
Armitage spojrzał na swojego wodza. Kylo zdawał się zupełnie
nie interesować prowadzoną rozmową. Stał przed wielkim oknem, wpatrując się w
błękitny blask, który towarzyszył podróży w nadświetlnej. Hux uznał brak
jakiejkolwiek reakcji za nieme przyzwolenie do snucia planów, mających na celu
złapanie galaktycznych przestępców.
- W razie jakichkolwiek problemów czy wątpliwości
pozostaniemy w kontakcie – dodał po chwili milczenia. – Będę miał ze sobą
komunikator.
- Myślę, że sobie poradzimy. – Admirał Acke pokiwał głową. –
Jeśli nie uda nam się złapać przestępców w trakcie obchodów zaślubin,
zostaniemy w układzie Castell dłużej. Na Integrity znajduje się
zapasowy frachtowiec, który będzie mógł zabrać państwa na Rakata Prime.
- Nie wrócimy na Rakatę – odezwał się niespodziewanie dla
wszystkich Kylo. – Zbliża się ustalony termin spotkania na Coruscant. Po
pobycie na Castell chciałbym się udać właśnie tam, żeby dopilnować ostatnich
przygotowań.
- Oczywiście, Wodzu.
Hux chciał się zapytać, czy to rozważne. Sam planował, że
przybycie Kylo na Coruscant nie nastąpi wcześniej niż za dwa tygodnie. Do tego
czasu Generał miał zamiar usprawnić ochronę planety oraz zakończyć renowację
Pałacu Imperialnego, która okazała się niezbędna po tym, jak budynek przez
długie lata pozostawał zamknięty. Wszystkie pytania mogły jednak zaczekać.
Odwrócił się od dwójki mężczyzn i spojrzał na dane
wyświetlające się na ekranie głównego komputera. Zbliżali się do końca trasy.
Lada moment mieli wyjść z nadświetlnej w układzie Castell.
Hux podniósł głowę znad monitora dokładnie w momencie, w
którym śluza prowadząca na mostek otworzyła się z cichym syknięciem. Pozwolił
sobie na spokojny, głęboki oddech. Punktualność Loke była w tym momencie na
rękę.
Zebrane powietrze miało już opuścić jego płuca, gdy poczuł,
że zaczyna się dusić.
Takiej Loke jeszcze nie widział.
Suknia, którą miała na sobie w trakcie obrad z dowództwem,
była niczym w porównaniu do stroju, który przygotowała dla niej Rosalie Pejo.
Loke wyglądała przepięknie. Szła przed siebie pewnie z dumnie uniesioną głową.
Oficer podążająca za nią, chociaż sama była bardzo atrakcyjną kobietą,
wyglądała przy wojowniczce jak uboga krewna.
Hux rzucił szybkie spojrzenie przez ramię. Wszyscy obecni na
mostku mężczyźni przypatrywali się kobietom z nieskrywaną fascynacją.
- Lady Ren – zwrócił się do Loke, kiedy zbliżyła się do
niego. – Pięknie wyglądasz.
- Hux... - rzuciła ostrzegawczym tonem. – Mam przy sobie
blaster, dwa noże, miecz świetlny i nie zawaham się przed ich użyciem.
Spuścił wzrok, kiedy go mijała. Nie dlatego jednak, że poczuł
nagłą skruchę. Chciał ukryć delikatny uśmiech, który pojawił się na jego
ustach.
- Świetna robota – zapewnił Rosalie, kiedy kobieta zatrzymała
się obok niego.
- Dziękuję, Generale.
Loke zbliżyła się do Kylo. Poczuł dziwny uścisk w piersi,
kiedy kobieta wsunęła drobną dłoń pod ramię Najwyższego Przywódcy. Mężczyzna
nachylił się w jej stronę i powiedział coś cicho, co spotkało się z odpowiedzią
w postaci niechętnego spojrzenia Loke.
Czy to co czuł to była zazdrość?
Castell, układ Castell
34 ABY
34 ABY
Niewielkim frachtowcem mocno zatrzęsło, kiedy wszedł w
atmosferę Castell. Kylo zacisnął dłonie na podłokietnikach swojego fotela, po
raz kolejny żałując, że nie zdecydował się na samodzielne pilotowanie.
Nie licząc krążowników, które zdawały się być niewzruszoną
masą stali w przestrzeni kosmicznej, nie najlepiej znosił latanie, gdy sam nie
panował nad statkiem, w którym przyszło mu się znaleźć.
Lada moment miał zejść po trapie i odbyć oficjalne powitanie
z królową Surish oraz jej dworem. W trakcie prezentacji mieli mu towarzyszyć
Loke z Huxem oraz oddział szturmowców w błyszczących nowością białych strojach.
Czuł się dziwnie. W trakcie swojej kariery jako Mistrz Zakonu
Ren nie raz odbywał oficjalne spotkania z sojusznikami Najwyższego Porządku.
Nie licząc spotkania z dowódcami floty, to miało być jego pierwsze spotkanie
jako Najwyższego Przywódcy. Czuł, że zaczyna się stresować tą sytuacją.
Dodatkowo po raz pierwszy miał stawić się przed kimś odsłaniając swoją twarz.
Wcześniej zawsze skrywał się bezpiecznie za osłoną maski. Teraz nic nie będzie
go chronić przed ciekawskimi i oceniającymi spojrzeniami.
Poczuł, że na jego dłoni zaciska się znacznie mniejsza dłoń.
Spojrzał w dół.
Loke próbowała dodać mu otuchy tym drobnym gestem. Czuł
niepokój i zdenerwowanie, które od niej biły. Wiedział, że próbowała zapanować
nad własnymi emocjami, żeby nie dawać mu dodatkowych powodów do zmartwień w tym
momencie. Doceniał ten gest, chociaż nie mógł udawać, że którekolwiek z nich
czuje się swobodnie w sytuacji, w której się znaleźli.
W końcu frachtowiec osiadł spokojnie na płycie lądowiska.
Loke podniosła się szybko z zajmowanego fotela. Czujnie obserwował, jak
poprawia materiał sukni, którą miała na sobie, chcąc ukryć jak najdokładniej
posiadaną broń. Zawczasu został poinformowany o każdym narzędziu, które
posiadała ze sobą. Musiał przyznać, że nie mógł doczekać się momentu, w którym
będzie mógł się dowiedzieć, gdzie ukryte zostały wszystkie te przedmioty, o
jakich mu wspomniała.
Podszedł do trapu, stając na czele ich niecodziennego
pochodu. On ubrane w czarne szaty Zakonu, Hux w swoim generalskim mundurze,
błyszczący bielą Szturmowcy, skromna Rosalie i Loke, która w swojej zielonej
sukni tak bardzo wyróżniała się na tym oficjalnym tle.
Chwycił jej drobną dłoń i wsunął pod swoje ramię. Zobaczył
kątem oka, że dziewczyna podnosi głowę i uśmiecha się do niego delikatnie w
ostatnim geście wsparcia, na jaki mogli sobie w tej chwili pozwolić.
Drzwi frachtowca otworzyły się i stanął przed nimi dwór
Castell w całej swojej okazałości.
***
Kiedy drzwi frachtowca otworzyły się przed nią, poczuła
uderzenie gorąca. Na lekko drżących nogach zaczęła schodzić po trapie, mocno
zaciskając dłoń na ramieniu Kylo. Czuła się nienaturalnie, gdyż różnica wzrostu
między nimi, do której tak przywykła na przestrzeni wszystkich wspólnie
spędzonych lat, drastycznie zmalała przez buty na wysokim obcasie. Materiał
sukni plątał się między jej nogami, a kabura z bronią nieprzyjemnie tarła o
skórę, na której zaczął perlić się pot, będący objawem stresu.
Gdyby nie fakt, że za chwilę miała stanąć oko w oko z
władczynią planety, najpewniej zaczęłaby się śmiać z własnego zachowania i
emocji, które w niej wzbierały. To było przecież takie absurdalne! Denerwowała
się jak mała dziewczynka, którą za chwilę miała spotkać kara za złe zachowanie,
a nie jak dumna kobieta.
Kiedy droga przez mękę, jaką okazało się pokonanie trapu w
srebrnych szpilach, dobiegła końca, podniosła wzrok.
W jednej chwili poczuła, że wszystko co złe znika,
przepędzone bajkowym widokiem, który się przed nią rozpostarł.
Stolica Castell, będąca jednocześnie wielkim portem
kosmicznym, tętniła życiem. Skrywane pod wielką kopułą miasto o wilgotnym i
gorącym klimacie, rozbrzmiewało muzyką i miejskim gwarem, który był wyraźnie
słyszalny nawet na wyniesionym dość wysoko lądowisku. Z daleka mogła dostrzec
wielki pałac, królujący nad wszystkimi innymi budowlami stolicy. Złote kopuły
błyszczały w słońcu, rzucając wielobarwny blask na biały piaskowiec, stanowiący
główny budulec ogromnej rezydencji. Pomiędzy mniej i bardziej skromnymi
zabudowaniami stolicy strzelały w niebo wielkie drzewa o bogatych koronach.
Zewsząd po oczach biła mnogość kolorów i licznych zdobień, które zostały
zawieszone na budynkach, latarniach i roślinności najpewniej z uwagi na
królewskie wesele.
Na skraju lądowiska na nowoprzybyłych oczekiwał orszak
władczyni. Loke od razu rozpoznała królową. Surish stała przed swoimi ludźmi,
odziana w piękną suknię z błyszczącego złotem materiału. W długich blond
włosach umieszczona została delikatna korona, która miała przypominać wszystkim
o pozycji kobiety. Młoda królowa, z widocznie rysującym się brzuchem ciążowym,
uśmiechała się promiennie w ich kierunku.
Entuzjazmu władczyni zdawał się nie podzielać jej dwór w
osobach rozlicznych dam dworu oraz kilkunastu żołnierzy wchodzących w skład
powitalnej grupy.
Uśmiechy samej Surish najpewniej wydałyby się Loke doskonale
wyreżyserowanym spektaklem, gdyby nie fakt, że uczucia władczyni rozlały się na
skórze wojowniczki niczym kojąca bryza. Jeśli ktokolwiek z mieszkańców planety
cieszył się z przybycia na wesele Najwyższego Porządku, była to królowa.
Loke poczuła, że Kylo delikatnie wyłuskał swoje ramię z jej
uścisku. Puściła i cofnęła się o kilka kroków, zrównując się tym samym z Huxem,
który stał posłusznie za plecami swojego wodza.
Najwyższy Przywódca wystąpił do przodu. Podobny gest uczyniła
królowa. Loke patrzyła, jak dwója rządzących zbliża się do siebie, by spotkać
się w pół drogi pomiędzy zebranymi na lądowisku grupami.
- Wasza Wysokość. – Kylo skłonił się sztywno. Gest ten był
wyrazem szacunku i przypomnieniem o tym, iż Najwyższy Przywódca nie uznaje
żadnego zwierzchnictwa. On był władzą.
- Najwyższy Przywódco. – Surish odpowiedziała podobnym
ukłonem. – Witam na Castell. To prawdziwy zaszczyt móc gościć ciebie i twoich
ludzi.
Kylo uniósł dłoń i zgiął dwa palce, nakazując tym samym
zbliżyć się Loke i Huxowi.
- Wasza Wysokość pozwoli, że przedstawię... - wskazał dłonią
na Huxa. – Generał Armitage Hux, dowódca sił zbrojnych Najwyższego Porządku, i
moja partnerka Silva.
Loke i Hux skłonili się przed królową, starając się wypaść na
nieco bardziej uległych od swojego przywódcy. Surish obdarzyła każde z nich
uśmiechem.
Spośród zebranego na lądowisku tłumu wystąpił wysoki
mężczyzna. Loke zaczęła się zastanawiać, jak to możliwe, że nie zwróciła na
niego uwagi wcześniej, gdyż wzrostem przewyższał wszystkich zebranych o
kilkanaście dobrych centymetrów. Nawet Kylo musiał zadrzeć lekko głowę, żeby
móc na niego spojrzeć. Nieznajomy był ogromny. Szerokie bary i mocne ramiona
zdawały się rozsadzać koszulę, którą miał na sobie. Kasztanowe włosy, długie
jak na mężczyznę, miał zebrane w koński ogon. Do pasa przytroczoną miał staromodną
szablę. Chociaż pochwa na miecz ociekała zdobieniami, prosta i wysłużona
rękojeść podpowiedziała Loke, że właściciel broni doskonale wie, jak jej
używać.
- Wodzu – podjęła Surish, kiedy mężczyzna stanął obok niej. –
Oto mój mąż, Sanek Eora. Dowódca Gwardii Królewskiej.
Patrząc na, jakby nie było, króla Castell, Loke zaczęła się
zastanawiać, czy młody książę, planujący zamach na swoją siostrę, całkowicie
postradał rozum. Wojowniczka była pewna, że ktokolwiek podjął się
przeprowadzenia zamachu na życie królowej, nie będzie miał łatwego zadania.
- Wasza Wysokość, nie widzę wśród zebranych twojego brata –
odezwał się niespodziewanie Hux.
Surish wyraźnie się nachmurzyła, słysząc ten komentarz.
- Mam nadzieję, że wybaczą mi państwo jego nieobecność.
Niestety Sarish musiał zostać w pałacu, żeby dopilnować ostatnich przygotowań
do jutrzejszych uroczystości.
- Jestem pewien, że nim państwa pobyt na Castell dobiegnie
końca, zdążą się państwo przesadnie nasycić wspaniałym charakterem mojego
szwagra. – Wypowiadając te słowa, Sanek Eora zachował kamienną twarz.
Cień, który przebiegł po obliczu jego małżonki, zdawał się
świadczyć o tym, że młody książę nie należy do jej ulubieńców pomimo łączącego
ich pokrewieństwa. Loke uznała to za dobrą monetę.
***
Czy tutaj cokolwiek może być normalne, zaczęła zastanawiać
się Loke, patrząc na szereg powozów, czekających na gości pod lądowiskiem.
Każda z bogato zdobionych karoc zaprzęgnięta była w nieznanej
Loke rasy wierzchowca. Bogate czapraki, stanowiące część uprzęży, nie ułatwiały
identyfikacji zwierząt.
Młoda wojowniczka została rozdzielona z Kylo i Huxem.
Najwyższy Przywódca oraz Generał mieli dostąpić zaszczytu podróżowania z samą
królową i jej małżonkiem. Loke została usadzona w drugim powozie razem z dwoma
damami dworu i sympatycznie wyglądającym młodzieńcem. Rosalie umieszczono wśród
mniej znaczących członków królewskiej świty na samym końcu dość cudacznego
pochodu, jaki stanowili.
Pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia Loke nie wiedziała, jak
powinna się zachować. Misja wymagała od niej, żeby zdobywała informacje od
członków dworu. Nagle jednak, znalazłszy się z trójką zupełnie obcych ludzi,
czuła się nieswojo.
Nie mogła pozbyć się myśli, że jako trzeciej najważniejszej
osobie w Najwyższym Porządku, należało się jej miejsce w jednym powozie z
królową. Będąc Silvą, nie mogła się jednak o nie ubiegać. Była pewna, że
przyszły kształt Galaktyki zależał w dużej mierze od jej decyzji. Zresztą nie
tylko ona tak twierdziła. W trakcie dwóch dziwnych rozmów Anakin dobitnie
uświadomił jej fakt, iż powinna zastanowić się nad swoim postępowaniem, gdyż
wszystko, co robi może mieć kolosalny wpływ na inne istoty żyjące w jej
świecie.
Teraz jednak... jako Silva musiała zadowolić się towarzystwem
dam dworu, wymieniających spojrzenia, których nie była w stanie
rozszyfrować. Chciała jakoś zacząć rozmowę. Chciała być przydatna nawet w tej
niekomfortowej dla niej samej sytuacji. Nie potrafiła jednak zagaić do żadnego
ze swoich obecnych towarzyszy i najwyraźniej żaden z gospodarzy nie kwapił się,
żeby ruszyć jej z odsieczą.
Jej ponure rozważania w temacie zdobywania informacji od
rodzimych mieszkańców Castell oraz własnego położenia przerwało mocne
szarpnięcie, kiedy powozy ruszyły spod lądowiska. Loke dopiero teraz zwróciła
uwagę, że niewielki oddział Szturmowców, kroczył zamykając pochód, podczas gdy
członkowie Gwardii Królewskiej maszerowali zaraz obok powozów, stanowiąc ludzką
ścianę oddzielającą królową i jej gości od tłumu zebranego na ulicach.
Widząc licznych ludzi stojących wzdłuż głównej drogi, którą
zmierzali, Loke miała wrażenie, że chcąc powitać królową, z domów wyszła
znaczna część mieszkańców miasta. Barwny tłum krzyczał i wiwatował, co i raz
wysyłając w stronę zmierzającej do pałacu grupy piękne bukiety.
Nie mogąc się powstrzymać, Loke sięgnęła w stronę tłumu
poprzez Moc. W jej odczuciu mieszanina ludzkich serc i głów stała się nagle
jednolitym organizmem. Siła emocji, którą ten organizm odczuwał, porażała. I,
ku zaskoczeniu wojowniczki, były to emocje pozytywne. Chociaż starała się jak
najdokładniej wniknąć w zbiorczą głowę tłumu, nie znalazła tam śladu trosk i
złości czy niechęci. Zaczynała rozumieć, dlaczego księciu było tak ciężko
pozbawić Surish władzy. Jej ludzie ją kochali i z całą pewnością królowa
posiadała u swoich poddanych ogromny kredyt zaufania.
Przypomniała sobie o tragicznych wydarzeniach, które miały
miejsce w trakcie jej wizyty na Asmeru. Pamiętała doskonale, że żyjąca i
czująca planeta dzieliła ból jej mieszkańców, kiedy doszło do ataku na życie
prawie dwustu dzieci. Jadąc powozem wśród rozentuzjazmowanych ludzi, musiała
walczyć sama ze sobą, żeby nie sięgnąć poprzez Moc do serca Castell.
- Zatem, Lady Silvo... - odezwała się jedna z kobiet,
wytrącając Loke z transu. – Ja nazywam się Oa, to moja przyjaciółka Kiera i jej
brat Talis. – Smukła szatynka przedstawiła wszystkich znajdujących się w
powozie. Najwyraźniej sama kobieta nie była pewna, jak powinna poprowadzić
rozmowę, gdyż po przedstawieniu swoich towarzyszy zaczęła odrobinę kulawo: – To
pani pierwsza wizyta na Castell?
- Tak. Niestety nie miałam wcześniej okazji odwiedzić waszej
planety. – Loke zdobyła się na delikatny uśmiech. – Teraz, widząc miasto,
zaczynam bardzo tego żałować.
- Nasza stolica to wspaniałe miejsce – zgodziła się Oa. –
Szkoda, że nie można tego powiedzieć o pozostałej części Castell.
- Jak to? – zdziwiła się Loke.
- To bardzo długa, dziejąca się na przestrzeni kilkuset lat,
historia o chciwości i zawziętości ludzkiej – przyznała, jakby niechętnie, Oa.
– Chciałaby pani ją usłyszeć?
- Bardzo – zapewniła rudowłosa, ciesząc się, że
prawdopodobnie niezręczna cisza nie zapadnie aż do zakończenia podróży do
pałacu.
- Na początek powinna pani wiedzieć, że ludzie nie są
rodzimymi mieszkańcami tej planety. Pojawili się tutaj dawno, jednak nie zawsze
Castell należało do nich. Przed przybyciem ludzi w to miejsce większą część
globu porastała bujna dżungla. Niestety w momencie gdy ludzie postawili tu
swoją stopę po raz pierwszy, zachwyceni naturalnym bogactwem, zaczęli bardzo
intensywnie eksploatować wszystkie dostępne złoża. Planeta zaczęła niszczeć w
oczach. W końcu jeden z monarchów rozkazał stworzyć kopułę, która miała chronić
jedyne zielone miejsce, jakie pozostało na planecie.
- Jeden z monarchów? – zdziwiła się Loke. Wojowniczka nie
przywiązywała większej wagi do historii planety. Castell nie było pierwszym
miejscem w Galaktyce, które zostało zniszczone przez zbyt intensywną
eksploatację naturalnych bogactw. Słyszała wcześniej o wielu takich planetach.
Zainteresowała ją jednak sprawa monarchii. – Byłam przekonana, że monarchia na
Castell to dość... nowy wynalazek.
- Wielu przyjezdnych tak sądzi. To przez Imperium. Wtedy
faktycznie na Castell rządził Moffa. Zapomina się jednak o tym, że ród, z
którego Moffa się wywodził, sprawował władzę królewską na tej planecie przez
wiele setek lat. Powrót do monarchii był powrotem do tradycji. Zresztą... można
powiedzieć, że chociaż nasi królowie nosili inne tytuły, ich rola w
społeczeństwie nadal pozostawała ta sama.
Loke spojrzała na wiwatujący tłum. Miała w tym momencie
ochotę nakopać archiwiście. Jak można było pominąć informację o tym, że Castell
stanowiło od wielu lat monarchię?
To zmieniało WSZYSTKO.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz