wtorek, 22 maja 2018

Rozdział XXV


Gdzieś w nadświetlnej
34 ABY

- Noga, Lady.
Loke posłusznie odgarnęła płachtę materiału i wysunęła lewą nogę. Rosalie Pejo, ubrana tego dnia w skromną suknię właściwą dla służącej, z mistrzowską wprawą zapięła na udzie niewielką kaburę, w którą włożyła podręczny blaster.
Kiedy praca była skończona, Loke ukryła starannie broń pod sukienką. Kilka razy obróciła się delikatnie, żeby upewnić się, że nic nie zdradza obecności uzbrojenia.
Patrząc na siebie w lustrze, młoda wojowniczka nie mogła pozbyć się wrażenia, iż wygląda łudząco podobnie do swojej matki. Długa suknia w kolorze soczystej zieleni spływała swobodnie do samej ziemi. Materiał, z którego została wykonana, był przyjemny w dotyku i bardzo przewiewny. Długie rozcięcie po prawej stronie odsłaniało większą część nogi. Od stopy w delikatnej srebrzystej szpilce aż do połowy uda. Suknia miała grube ramiączka, które odsłaniały ramiona i dekolt. Dla dopełnienia stroju Rosalie kazała jej założyć srebrne bransoletki, delikatnie pobrzękujące przy każdym ruchu, naszyjnik z zielonym kamieniem oraz srebrzysty pasek, który tworzył delikatne odcięcie na wysokości talii.
- Powinnyśmy już iść, Lady. Czekają na panią na mostku. Lada moment będziemy wchodzić z nadświetlnej.
- Chodźmy.
Zarzuciła na ramiona podany jej płaszcz i chwyciła pewnie zgrabną torebkę, w której znajdował się jej miecz świetlny.
Wychodząc ze swoich kwater, stąpając niepewnie na wysokich obcasach, czuła się jak idiotka. Starała się oddychać spokojnie. Wiedziała, że w momencie, gdy pojawi się na mostku, oczy wszystkich obecnych zwrócą się w jej stronę. Nie chciała, żeby ktokolwiek się zorientował, jak bardzo jest zdenerwowana.
- Proszę się nie przejmować, Lady – odezwała się niespodziewanie Pejo, jakby czytała Loke w myślach. – To tylko kilka dni. Później będzie mogła pani wrócić do swojej... normalnej formy.
Loke nie wiedziała, jak powinna rozumieć ten komentarz. To było pocieszenie, czy przytyk do jej normalnych, ascetycznych strojów i niezbyt dostojnego stylu bycia? Postanowiła puścić go mimo uszu.
Stukot obcasów niósł się echem po korytarzu krążownika. Loke zaczęła się modlić, by jej policzki nie zrobiły się czerwone ze wstydu. Zaczynała bowiem podejrzewać, że znajduje się niezwykle blisko tego stanu.
Kiedy znalazła się przed śluzą prowadzącą na mostek, poczuła dłoń Rosalie na swoim ramieniu. Odwróciła się zaskoczona w stronę kobiety.
- Lady, proszę się uspokoić.
Loke poczuła, jak jej brwi ściągają się w wyrazie niezadowolenia.
- Jestem spostrzegawcza – zapewniła Pejo. – Widzę, że pani się denerwuje. Zapewniam, nic dobrego z tego nie wyniknie. Ta sytuacja to dla pani coś zupełnie nowego. Będzie jednak lepiej, gdy przestanie się pani stresować i zacznie być... sobą.
- Czy przypadkiem nie chodzi w tym wszystkim o to, żebym nie była sobą? – przypomniała Rudowłosa.
- Na te kilka dni musi pani zostawić za sobą tytuł Lady Ren. Proszę mi jednak wierzyć, że to nie oznacza, że musi pani zostawić za sobą to, kim jest.
Loke poczuła, jak stres związany z jej nowym wyglądem i czekającym na nią zadaniem przeradza się w zdenerwowanie na Rosalie Pejo. Kobieta uznała to za dobry znak i nieco pewniej odwróciła się ponownie w stronę mostka.

***

- Skąd mamy mieć pewność, że nasi piraci pojawią się w układzie Castell w trakcie naszej obecności tutaj?
Wiceadmirał Halvar Frej podrapał się po bujnej, jasnej brodzie. Hux nie mógł pozbyć się wrażenia, że mężczyzna próbuje sam znaleźć odpowiedź na zadane sobie pytanie.
- Na ślub ma przybyć wielu bogatych i wpływowych gości spoza planety – odpowiedział Generał. – Skoro do tej pory byli gotowi tak wiele ryzykować dla zapasów żywności i kilku niewolników, z całą pewnością nie darują sobie takiej szansy na znaczne wzbogacenie się – zapewnił. – Jestem przekonany, że będą uważali, iż ewentualny skok w nadświetlną zapewni im bezpieczeństwo. Jeśli pojawią się w układzie zaczniecie namierzanie i w razie konieczności rozpoczniecie pościg. Macie pełną swobodność manewrów od momentu, gdy tylko oddział Najwyższego Przywódcy opuści Integrity.
Armitage spojrzał na swojego wodza. Kylo zdawał się zupełnie nie interesować prowadzoną rozmową. Stał przed wielkim oknem, wpatrując się w błękitny blask, który towarzyszył podróży w nadświetlnej. Hux uznał brak jakiejkolwiek reakcji za nieme przyzwolenie do snucia planów, mających na celu złapanie galaktycznych przestępców.
- W razie jakichkolwiek problemów czy wątpliwości pozostaniemy w kontakcie – dodał po chwili milczenia. – Będę miał ze sobą komunikator.
- Myślę, że sobie poradzimy. – Admirał Acke pokiwał głową. – Jeśli nie uda nam się złapać przestępców w trakcie obchodów zaślubin, zostaniemy w układzie Castell dłużej. Na Integrity znajduje się zapasowy frachtowiec, który będzie mógł zabrać państwa na Rakata Prime.
- Nie wrócimy na Rakatę – odezwał się niespodziewanie dla wszystkich Kylo. – Zbliża się ustalony termin spotkania na Coruscant. Po pobycie na Castell chciałbym się udać właśnie tam, żeby dopilnować ostatnich przygotowań.
- Oczywiście, Wodzu.
Hux chciał się zapytać, czy to rozważne. Sam planował, że przybycie Kylo na Coruscant nie nastąpi wcześniej niż za dwa tygodnie. Do tego czasu Generał miał zamiar usprawnić ochronę planety oraz zakończyć renowację Pałacu Imperialnego, która okazała się niezbędna po tym, jak budynek przez długie lata pozostawał zamknięty. Wszystkie pytania mogły jednak zaczekać.
Odwrócił się od dwójki mężczyzn i spojrzał na dane wyświetlające się na ekranie głównego komputera. Zbliżali się do końca trasy. Lada moment mieli wyjść z nadświetlnej w układzie Castell.
Hux podniósł głowę znad monitora dokładnie w momencie, w którym śluza prowadząca na mostek otworzyła się z cichym syknięciem. Pozwolił sobie na spokojny, głęboki oddech. Punktualność Loke była w tym momencie na rękę.
Zebrane powietrze miało już opuścić jego płuca, gdy poczuł, że zaczyna się dusić.
Takiej Loke jeszcze nie widział.
Suknia, którą miała na sobie w trakcie obrad z dowództwem, była niczym w porównaniu do stroju, który przygotowała dla niej Rosalie Pejo. Loke wyglądała przepięknie. Szła przed siebie pewnie z dumnie uniesioną głową. Oficer podążająca za nią, chociaż sama była bardzo atrakcyjną kobietą, wyglądała przy wojowniczce jak uboga krewna.
Hux rzucił szybkie spojrzenie przez ramię. Wszyscy obecni na mostku mężczyźni przypatrywali się kobietom z nieskrywaną fascynacją.
- Lady Ren – zwrócił się do Loke, kiedy zbliżyła się do niego. – Pięknie wyglądasz.
- Hux... - rzuciła ostrzegawczym tonem. – Mam przy sobie blaster, dwa noże, miecz świetlny i nie zawaham się przed ich użyciem.
Spuścił wzrok, kiedy go mijała. Nie dlatego jednak, że poczuł nagłą skruchę. Chciał ukryć delikatny uśmiech, który pojawił się na jego ustach.
- Świetna robota – zapewnił Rosalie, kiedy kobieta zatrzymała się obok niego.
- Dziękuję, Generale.
Loke zbliżyła się do Kylo. Poczuł dziwny uścisk w piersi, kiedy kobieta wsunęła drobną dłoń pod ramię Najwyższego Przywódcy. Mężczyzna nachylił się w jej stronę i powiedział coś cicho, co spotkało się z odpowiedzią w postaci niechętnego spojrzenia Loke.
Czy to co czuł to była zazdrość?



Castell, układ Castell
34 ABY

Niewielkim frachtowcem mocno zatrzęsło, kiedy wszedł w atmosferę Castell. Kylo zacisnął dłonie na podłokietnikach swojego fotela, po raz kolejny żałując, że nie zdecydował się na samodzielne pilotowanie.
Nie licząc krążowników, które zdawały się być niewzruszoną masą stali w przestrzeni kosmicznej, nie najlepiej znosił latanie, gdy sam nie panował nad statkiem, w którym przyszło mu się znaleźć.
Lada moment miał zejść po trapie i odbyć oficjalne powitanie z królową Surish oraz jej dworem. W trakcie prezentacji mieli mu towarzyszyć Loke z Huxem oraz oddział szturmowców w błyszczących nowością białych strojach.
Czuł się dziwnie. W trakcie swojej kariery jako Mistrz Zakonu Ren nie raz odbywał oficjalne spotkania z sojusznikami Najwyższego Porządku. Nie licząc spotkania z dowódcami floty, to miało być jego pierwsze spotkanie jako Najwyższego Przywódcy. Czuł, że zaczyna się stresować tą sytuacją. Dodatkowo po raz pierwszy miał stawić się przed kimś odsłaniając swoją twarz. Wcześniej zawsze skrywał się bezpiecznie za osłoną maski. Teraz nic nie będzie go chronić przed ciekawskimi i oceniającymi spojrzeniami.
Poczuł, że na jego dłoni zaciska się znacznie mniejsza dłoń. Spojrzał w dół.
Loke próbowała dodać mu otuchy tym drobnym gestem. Czuł niepokój i zdenerwowanie, które od niej biły. Wiedział, że próbowała zapanować nad własnymi emocjami, żeby nie dawać mu dodatkowych powodów do zmartwień w tym momencie. Doceniał ten gest, chociaż nie mógł udawać, że którekolwiek z nich czuje się swobodnie w sytuacji, w której się znaleźli.
W końcu frachtowiec osiadł spokojnie na płycie lądowiska. Loke podniosła się szybko z zajmowanego fotela. Czujnie obserwował, jak poprawia materiał sukni, którą miała na sobie, chcąc ukryć jak najdokładniej posiadaną broń. Zawczasu został poinformowany o każdym narzędziu, które posiadała ze sobą. Musiał przyznać, że nie mógł doczekać się momentu, w którym będzie mógł się dowiedzieć, gdzie ukryte zostały wszystkie te przedmioty, o jakich mu wspomniała.
Podszedł do trapu, stając na czele ich niecodziennego pochodu. On ubrane w czarne szaty Zakonu, Hux w swoim generalskim mundurze, błyszczący bielą Szturmowcy, skromna Rosalie i Loke, która w swojej zielonej sukni tak bardzo wyróżniała się na tym oficjalnym tle.
Chwycił jej drobną dłoń i wsunął pod swoje ramię. Zobaczył kątem oka, że dziewczyna podnosi głowę i uśmiecha się do niego delikatnie w ostatnim geście wsparcia, na jaki mogli sobie w tej chwili pozwolić.
Drzwi frachtowca otworzyły się i stanął przed nimi dwór Castell w całej swojej okazałości.

***

Kiedy drzwi frachtowca otworzyły się przed nią, poczuła uderzenie gorąca. Na lekko drżących nogach zaczęła schodzić po trapie, mocno zaciskając dłoń na ramieniu Kylo. Czuła się nienaturalnie, gdyż różnica wzrostu między nimi, do której tak przywykła na przestrzeni wszystkich wspólnie spędzonych lat, drastycznie zmalała przez buty na wysokim obcasie. Materiał sukni plątał się między jej nogami, a kabura z bronią nieprzyjemnie tarła o skórę, na której zaczął perlić się pot, będący objawem stresu.
Gdyby nie fakt, że za chwilę miała stanąć oko w oko z władczynią planety, najpewniej zaczęłaby się śmiać z własnego zachowania i emocji, które w niej wzbierały. To było przecież takie absurdalne! Denerwowała się jak mała dziewczynka, którą za chwilę miała spotkać kara za złe zachowanie, a nie jak dumna kobieta.
Kiedy droga przez mękę, jaką okazało się pokonanie trapu w srebrnych szpilach, dobiegła końca, podniosła wzrok.
W jednej chwili poczuła, że wszystko co złe znika, przepędzone bajkowym widokiem, który się przed nią rozpostarł.
Stolica Castell, będąca jednocześnie wielkim portem kosmicznym, tętniła życiem. Skrywane pod wielką kopułą miasto o wilgotnym i gorącym klimacie, rozbrzmiewało muzyką i miejskim gwarem, który był wyraźnie słyszalny nawet na wyniesionym dość wysoko lądowisku. Z daleka mogła dostrzec wielki pałac, królujący nad wszystkimi innymi budowlami stolicy. Złote kopuły błyszczały w słońcu, rzucając wielobarwny blask na biały piaskowiec, stanowiący główny budulec ogromnej rezydencji. Pomiędzy mniej i bardziej skromnymi zabudowaniami stolicy strzelały w niebo wielkie drzewa o bogatych koronach. Zewsząd po oczach biła mnogość kolorów i licznych zdobień, które zostały zawieszone na budynkach, latarniach i roślinności najpewniej z uwagi na królewskie wesele.
Na skraju lądowiska na nowoprzybyłych oczekiwał orszak władczyni. Loke od razu rozpoznała królową. Surish stała przed swoimi ludźmi, odziana w piękną suknię z błyszczącego złotem materiału. W długich blond włosach umieszczona została delikatna korona, która miała przypominać wszystkim o pozycji kobiety. Młoda królowa, z widocznie rysującym się brzuchem ciążowym, uśmiechała się promiennie w ich kierunku.
Entuzjazmu władczyni zdawał się nie podzielać jej dwór w osobach rozlicznych dam dworu oraz kilkunastu żołnierzy wchodzących w skład powitalnej grupy.
Uśmiechy samej Surish najpewniej wydałyby się Loke doskonale wyreżyserowanym spektaklem, gdyby nie fakt, że uczucia władczyni rozlały się na skórze wojowniczki niczym kojąca bryza. Jeśli ktokolwiek z mieszkańców planety cieszył się z przybycia na wesele Najwyższego Porządku, była to królowa.
Loke poczuła, że Kylo delikatnie wyłuskał swoje ramię z jej uścisku. Puściła i cofnęła się o kilka kroków, zrównując się tym samym z Huxem, który stał posłusznie za plecami swojego wodza.
Najwyższy Przywódca wystąpił do przodu. Podobny gest uczyniła królowa. Loke patrzyła, jak dwója rządzących zbliża się do siebie, by spotkać się w pół drogi pomiędzy zebranymi na lądowisku grupami.
- Wasza Wysokość. – Kylo skłonił się sztywno. Gest ten był wyrazem szacunku i przypomnieniem o tym, iż Najwyższy Przywódca nie uznaje żadnego zwierzchnictwa. On był władzą.
- Najwyższy Przywódco. – Surish odpowiedziała podobnym ukłonem. – Witam na Castell. To prawdziwy zaszczyt móc gościć ciebie i twoich ludzi.
Kylo uniósł dłoń i zgiął dwa palce, nakazując tym samym zbliżyć się Loke i Huxowi.
- Wasza Wysokość pozwoli, że przedstawię... - wskazał dłonią na Huxa. – Generał Armitage Hux, dowódca sił zbrojnych Najwyższego Porządku, i moja partnerka Silva.
Loke i Hux skłonili się przed królową, starając się wypaść na nieco bardziej uległych od swojego przywódcy. Surish obdarzyła każde z nich uśmiechem.
Spośród zebranego na lądowisku tłumu wystąpił wysoki mężczyzna. Loke zaczęła się zastanawiać, jak to możliwe, że nie zwróciła na niego uwagi wcześniej, gdyż wzrostem przewyższał wszystkich zebranych o kilkanaście dobrych centymetrów. Nawet Kylo musiał zadrzeć lekko głowę, żeby móc na niego spojrzeć. Nieznajomy był ogromny. Szerokie bary i mocne ramiona zdawały się rozsadzać koszulę, którą miał na sobie. Kasztanowe włosy, długie jak na mężczyznę, miał zebrane w koński ogon. Do pasa przytroczoną miał staromodną szablę. Chociaż pochwa na miecz ociekała zdobieniami, prosta i wysłużona rękojeść podpowiedziała Loke, że właściciel broni doskonale wie, jak jej używać.
- Wodzu – podjęła Surish, kiedy mężczyzna stanął obok niej. – Oto mój mąż, Sanek Eora. Dowódca Gwardii Królewskiej.
Patrząc na, jakby nie było, króla Castell, Loke zaczęła się zastanawiać, czy młody książę, planujący zamach na swoją siostrę, całkowicie postradał rozum. Wojowniczka była pewna, że ktokolwiek podjął się przeprowadzenia zamachu na życie królowej, nie będzie miał łatwego zadania.
- Wasza Wysokość, nie widzę wśród zebranych twojego brata – odezwał się niespodziewanie Hux.
Surish wyraźnie się nachmurzyła, słysząc ten komentarz.
- Mam nadzieję, że wybaczą mi państwo jego nieobecność. Niestety Sarish musiał zostać w pałacu, żeby dopilnować ostatnich przygotowań do jutrzejszych uroczystości.
- Jestem pewien, że nim państwa pobyt na Castell dobiegnie końca, zdążą się państwo przesadnie nasycić wspaniałym charakterem mojego szwagra. – Wypowiadając te słowa, Sanek Eora zachował kamienną twarz.
Cień, który przebiegł po obliczu jego małżonki, zdawał się świadczyć o tym, że młody książę nie należy do jej ulubieńców pomimo łączącego ich pokrewieństwa. Loke uznała to za dobrą monetę.

***

Czy tutaj cokolwiek może być normalne, zaczęła zastanawiać się Loke, patrząc na szereg powozów, czekających na gości pod lądowiskiem.
Każda z bogato zdobionych karoc zaprzęgnięta była w nieznanej Loke rasy wierzchowca. Bogate czapraki, stanowiące część uprzęży, nie ułatwiały identyfikacji zwierząt.
Młoda wojowniczka została rozdzielona z Kylo i Huxem. Najwyższy Przywódca oraz Generał mieli dostąpić zaszczytu podróżowania z samą królową i jej małżonkiem. Loke została usadzona w drugim powozie razem z dwoma damami dworu i sympatycznie wyglądającym młodzieńcem. Rosalie umieszczono wśród mniej znaczących członków królewskiej świty na samym końcu dość cudacznego pochodu, jaki stanowili.
Pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia Loke nie wiedziała, jak powinna się zachować. Misja wymagała od niej, żeby zdobywała informacje od członków dworu. Nagle jednak, znalazłszy się z trójką zupełnie obcych ludzi, czuła się nieswojo.
Nie mogła pozbyć się myśli, że jako trzeciej najważniejszej osobie w Najwyższym Porządku, należało się jej miejsce w jednym powozie z królową. Będąc Silvą, nie mogła się jednak o nie ubiegać. Była pewna, że przyszły kształt Galaktyki zależał w dużej mierze od jej decyzji. Zresztą nie tylko ona tak twierdziła. W trakcie dwóch dziwnych rozmów Anakin dobitnie uświadomił jej fakt, iż powinna zastanowić się nad swoim postępowaniem, gdyż wszystko, co robi może mieć kolosalny wpływ na inne istoty żyjące w jej świecie.
Teraz jednak... jako Silva musiała zadowolić się towarzystwem dam dworu, wymieniających  spojrzenia, których nie była w stanie rozszyfrować. Chciała jakoś zacząć rozmowę. Chciała być przydatna nawet w tej niekomfortowej dla niej samej sytuacji. Nie potrafiła jednak zagaić do żadnego ze swoich obecnych towarzyszy i najwyraźniej żaden z gospodarzy nie kwapił się, żeby ruszyć jej z odsieczą.
Jej ponure rozważania w temacie zdobywania informacji od rodzimych mieszkańców Castell oraz własnego położenia przerwało mocne szarpnięcie, kiedy powozy ruszyły spod lądowiska. Loke dopiero teraz zwróciła uwagę, że niewielki oddział Szturmowców, kroczył zamykając pochód, podczas gdy członkowie Gwardii Królewskiej maszerowali zaraz obok powozów, stanowiąc ludzką ścianę oddzielającą królową i jej gości od tłumu zebranego na ulicach.
Widząc licznych ludzi stojących wzdłuż głównej drogi, którą zmierzali, Loke miała wrażenie, że chcąc powitać królową, z domów wyszła znaczna część mieszkańców miasta. Barwny tłum krzyczał i wiwatował, co i raz wysyłając w stronę zmierzającej do pałacu grupy piękne bukiety.
Nie mogąc się powstrzymać, Loke sięgnęła w stronę tłumu poprzez Moc. W jej odczuciu mieszanina ludzkich serc i głów stała się nagle jednolitym organizmem. Siła emocji, którą ten organizm odczuwał, porażała. I, ku zaskoczeniu wojowniczki, były to emocje pozytywne. Chociaż starała się jak najdokładniej wniknąć w zbiorczą głowę tłumu, nie znalazła tam śladu trosk i złości czy niechęci. Zaczynała rozumieć, dlaczego księciu było tak ciężko pozbawić Surish władzy. Jej ludzie ją kochali i z całą pewnością królowa posiadała u swoich poddanych ogromny kredyt zaufania.
Przypomniała sobie o tragicznych wydarzeniach, które miały miejsce w trakcie jej wizyty na Asmeru. Pamiętała doskonale, że żyjąca i czująca planeta dzieliła ból jej mieszkańców, kiedy doszło do ataku na życie prawie dwustu dzieci. Jadąc powozem wśród rozentuzjazmowanych ludzi, musiała walczyć sama ze sobą, żeby nie sięgnąć poprzez Moc do serca Castell.
- Zatem, Lady Silvo... - odezwała się jedna z kobiet, wytrącając Loke z transu. – Ja nazywam się Oa, to moja przyjaciółka Kiera i jej brat Talis. – Smukła szatynka przedstawiła wszystkich znajdujących się w powozie. Najwyraźniej sama kobieta nie była pewna, jak powinna poprowadzić rozmowę, gdyż po przedstawieniu swoich towarzyszy zaczęła odrobinę kulawo: – To pani pierwsza wizyta na Castell?
- Tak. Niestety nie miałam wcześniej okazji odwiedzić waszej planety. – Loke zdobyła się na delikatny uśmiech. – Teraz, widząc miasto, zaczynam bardzo tego żałować.
- Nasza stolica to wspaniałe miejsce – zgodziła się Oa. – Szkoda, że nie można tego powiedzieć o pozostałej części Castell.
- Jak to? – zdziwiła się Loke.
- To bardzo długa, dziejąca się na przestrzeni kilkuset lat, historia o chciwości i zawziętości ludzkiej – przyznała, jakby niechętnie, Oa. – Chciałaby pani ją usłyszeć?
- Bardzo – zapewniła rudowłosa, ciesząc się, że prawdopodobnie niezręczna cisza nie zapadnie aż do zakończenia podróży do pałacu.
- Na początek powinna pani wiedzieć, że ludzie nie są rodzimymi mieszkańcami tej planety. Pojawili się tutaj dawno, jednak nie zawsze Castell należało do nich. Przed przybyciem ludzi w to miejsce większą część globu porastała bujna dżungla. Niestety w momencie gdy ludzie postawili tu swoją stopę po raz pierwszy, zachwyceni naturalnym bogactwem, zaczęli bardzo intensywnie eksploatować wszystkie dostępne złoża. Planeta zaczęła niszczeć w oczach. W końcu jeden z monarchów rozkazał stworzyć kopułę, która miała chronić jedyne zielone miejsce, jakie pozostało na planecie.
- Jeden z monarchów? – zdziwiła się Loke. Wojowniczka nie przywiązywała większej wagi do historii planety. Castell nie było pierwszym miejscem w Galaktyce, które zostało zniszczone przez zbyt intensywną eksploatację naturalnych bogactw. Słyszała wcześniej o wielu takich planetach. Zainteresowała ją jednak sprawa monarchii. – Byłam przekonana, że monarchia na Castell to dość... nowy wynalazek.
- Wielu przyjezdnych tak sądzi. To przez Imperium. Wtedy faktycznie na Castell rządził Moffa. Zapomina się jednak o tym, że ród, z którego Moffa się wywodził, sprawował władzę królewską na tej planecie przez wiele setek lat. Powrót do monarchii był powrotem do tradycji. Zresztą... można powiedzieć, że chociaż nasi królowie nosili inne tytuły, ich rola w społeczeństwie nadal pozostawała ta sama.
Loke spojrzała na wiwatujący tłum. Miała w tym momencie ochotę nakopać archiwiście. Jak można było pominąć informację o tym, że Castell stanowiło od wielu lat monarchię?
To zmieniało WSZYSTKO. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz