poniedziałek, 19 marca 2018

Rozdział XV


Asmeru, układ Senex
34 ABY

- Naprawdę nie widzę takiej potrzeby, Lady!
Admirał Tavasz Szilard stał naprzeciwko Loke, mierząc ją groźnym spojrzeniem. Młoda Mistrzyni panosząca się po jego statku zaczynała coraz bardziej go irytować. Najpierw spiła jego brata i ośmieszyła załogę Pride w trakcie rozmowy z Generałem. Później uskuteczniała dzikie bale na Tatooine, chociaż to właśnie ona powinna sobie zdawać sprawę z tego, jak bardzo było to niebezpieczne. Ostatecznie zniknęła bez słowa z domostwa Tobe, żeby magicznie odnaleźć się około południa, kiedy Tavasz zaczął odchodzić od zmysłów, przekonany, że jej nie dopilnował i pozwolił, aby coś jej się stało.
Teraz zaś, jakby tego wszystkiego było mało, pojawiła się na Mostku, żądając od niego, aby wypuścił w przestrzeń kosmiczną cały szwadron TIE – fighterów celem patrolowania okolicy Asmeru.
- Powiedziałam już, że mam swoje powody, aby uważać takie postępowanie za konieczne. Moc mnie ostrzega, Admirale. Jesteśmy w niebezpieczeństwie!
- Lady, proszę wybaczyć, ale Ruch Oporu nie stanowi dla nas w chwili obecnej żadnego zagrożenia. Są nadal zbyt osłabieni, żeby przeszkodzić nam w naszej misji. Zresztą… Jestem przekonany, że nie wiedzą dokładnie, gdzie w tej chwili się znajdujemy.
- To są jedynie założenia, Admirale! Ktoś mógł ich poinformować. Mieszkańcy Asmeru dowiedzieli się o naszym przybyciu z dużym wyprzedzeniem. Ktoś mógł skontaktować się z Ruchem Oporu.
- Powtarzam, nie mają dość sił. Nie minął nawet miesiąc od wydarzeń na Crait.
- Nie interesuje mnie, ile minęło od wydarzeń na Crait. Powtarzam, że jesteśmy w niebezpieczeństwie!
- Może zatem powinniśmy odlecieć z układu Senex? Jeśli tak bardzo się ich pani boi…
Widział, że kobieta zaczyna się mocno denerwować.
- Nie boję się ich – zapewniła go. – Nie oznacza to jednak, że mam zamiar ich zignorować!
- Nie zgadzam się na wysłanie myśliwców. To będzie tylko generować niepotrzebne koszty.
- Mam skontaktować się z Najwyższym Przywódcą? Jestem pewna, że on rozstrzygnie nasz konflikt.
Tavasz zacisnął wargi. Tego mu jeszcze brakowało. Co prawda Najwyższy Przywódca nie dowiedział się jeszcze o tym, że Szilard nie dopilnował Loke na Tatooine. Nie chciał jednak dawać swojemu Wodzowi jakichkolwiek powodów do niezadowolenia. Nie po tym, jak uciął sobie niezbyt przyjemną pogawędkę z Generałem na temat karygodnego zachowania Epera.
- Dobrze. Wyślemy myśliwce – powiedział, wyraźnie zrezygnowany. – Jeśli jednak okaże się to całkowicie niepotrzebne, a Generał Hux będzie miał pretensję o wzrost kosztów tej wyprawy, nie omieszkam wspomnieć, że to był pani pomysł.
- Świetnie.
Loke, wyraźnie zadowolona z tego, że przeforsowała swój plan, stosując chwyty poniżej pasa, opuściła Mostek. Patrzył za odchodzącą kobietą, zastanawiając się, jak w przyszłości będzie wykonywać swoje obowiązki, skoro jego załodze ma niezmiennie towarzyszyć jeden z Rycerzy. Cóż… Pozostawało mieć nadzieję, że inni członkowie Zakonu wykazywali się większą pokorą.
- Nadzieja matką głupich – mruknął sam do siebie.

***

Loke stała śród traw Asmeru, co i raz spoglądając w kierunku błękitnego nieboskłonu. Widziała wyraźnie malujący się na niebie zarys Pride. Chociaż myśliwce Najwyższego Porządku były zbyt małe, żeby dostrzec je z takiej odległości, wyraźnie wyczuwała poprzez swoją Moc obecność pilotów patrolujących okolicę.
Obóz, który rozstawili na planecie, również zyskał wzmocnioną ochronę. Teoretycznie zrobiła wszystko, co mogła, aby ochronić siebie i swoich ludzi przed niespodziewanym atakiem. Nadal jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że wszyscy znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. W jej głowie raz za razem rozbrzmiewały kolejne ostrzeżenia, których nie mogła ignorować.
Dodatkowo, życzenie powodzenia, które złożył jej Anakin w trakcie ich rozmowy na Tatooine, jeszcze bardziej podsycały jej niepewność. Staruszek z pewnością wiedział o czymś, o czym ona nie miała zielonego pojęcia.
Gdyby to zależało tylko od niej, nakazałaby wycofanie jednostek z układu Senex. Wiedziała jednak, że chociaż poszerzyła nieco horyzonty Huxa, Generał nigdy nie wyraziłby na coś takiego zgody, mając za jedyny argument jej obawy. Podobnie byłoby z Kylo, który niezmiennie przekonany o potędze Najwyższego Porządku uznałby, że złe przeczucia, które towarzyszyły Loke, oznaczają, że zamiast się wycofywać, powinni zorganizować zasadzkę.
- Coś się stało, proszę pani?
Loke przeniosła wzrok na dziewięcioletnią dziewczynkę stojącą obok. Mitta była kolejnym dzieckiem wrażliwym na Moc, które spotkała w trakcie tej wyprawy. Dziewczynka była sierotą. Została przyprowadzona przed oblicze Najwyższego Porządku razem z innymi dziećmi, które zostały pozbawione rodziców lub przez nich porzucone. Była dość niska i pulchna. Miała kasztanowe loczki, które opadały na jej ramiona, sprawiając, że buzia dziewczynki wydawała się być jeszcze bardziej pucołowatą.
- Nie. Nic się nie stało.
Sięgnęła dłonią do głowy dziewczynki i rozczochrała jej włosy.
- Suza mówił, że jest pani zdenerwowana.
Loke westchnęła ciężko. Musiała się znajdować w gorszym stanie, niż przypuszczała, skoro jej młody uczeń, używający Mocy jedynie instynktownie, był w stanie wyczuć jej stan.
- Wszystko dobrze, Mitta. Nie martw się. – Posłała dziewczynce najlepszy uśmiech, na jaki było ją w tym momencie stać. – Swoją drogą, gdzie jest Suza?
- Na statku. Ma zaraz lecieć.
- Zawołaj go do mnie – nakazała. – Polecicie ze mną.
Dziewczynka zaczęła odchodzić w stronę obozu.
- Mitta! Niech Anuka Tobe też przyjdzie – krzyknęła jeszcze do dziewczynki.
Wróciła do obserwowania nieba.
Kiedy cała trójka, którą wezwała do siebie, znalazła się w pobliżu, poczuła się odrobinę lepiej.
- O co chodzi? Szilard kazał mi lecieć z dzieciakami – odezwała się Anuka.
- Polecimy jako ostatni.
- Ale…
Posłała Anuce ostrzegawcze spojrzenie. Widziała, jak kobieta kuli się w sobie pod wpływem jego ciężaru.
- Powiedziałam, że polecimy jako ostatni! – warknęła, dając jasno do zrozumienia, że nie jest to najlepszy moment na jakiekolwiek komentarze.
Tobe wzruszyła ramionami.
- Jak sobie chcesz.
W oddali zawyły silniki transportowca. Loke spojrzała na statek, który podrywał się do lotu. Czujnie śledziła jego drogę i przyglądała się, jak maleje jej w oczach.
Nagle Moc zawirowała.
Niespodziewanie w atmosferze, wychodząc z nadświetlnej nad samą powierzchnią, pojawił się szwadron myśliwców X-wing. Jeden ze statków zwolnił do normalnej prędkości tak niefortunnie, że uderzył w bok transportowca. Loke udało się zarejestrować jedynie to, że pilot myśliwca katapultował się z pokładu, zanim maszyna została pochłonięta przez płomienie. Większa jednostka zachwiała się niebezpiecznie. Osłony jednak wytrzymały i statek wrócił na swój wcześniejszy tor.
Loke wiedziała jednak, że to nie pomoże na długo.
Myśliwce wykonały zwrot i zaczęły ostrzał. Mistrzyni z przerażeniem patrzyła na rozgrywającą się przed jej oczami scenę, wiedząc doskonale, że nic nie może zrobić. Za jej plecami odezwały się działa, mające za zadanie ochraniać obóz. W atmosferze pojawiły się pierwsze TIE. Było jednak za późno.
Transportowiec eksplodował.
Loke opadła na kolana, powalona cierpieniem dwustu istot, które właśnie straciły życie.
Zaczęła krzyczeć, przytłoczona swoim własnym bólem i bólem tych, którzy odeszli.
Jej wściekłość była tak ogromna, iż dziewczyna miała wrażenie, że zaraz rozsadzi ją od środka.
Ci, którzy odeszli, byli przy niej. Czuła również tych, którzy pogrążyli się w smutku i poczuciu straty, obserwując dzieło zniszczenia. Skupiła się na tym, co było już stracone, na życiach, które tak bezmyślnie zmarnowano.
Pochłonęła to cierpienie. Zupełnie, jakby mogła żywić się bólem.
Zamknęła oczy. Sięgnęła w stronę pilotów wrogich myśliwców. Wyczuła ich i jedną myślą wyssała z nich życie razem z tym, co każdego z nich czyniło niepowtarzalną jednostką w ludzkiej masie, jeszcze bardziej wzmacniając tym samym siebie.
Dotknęła dłońmi życiodajnej gleby. Przez moment odniosła wrażenie, że Asmeru żyje i odczuwa, tak samo jak zamieszkujący ją ludzie. Pulsująca prymitywnymi emocjami ziemia rozstąpiła się pod naciskiem jej buzujących Mocą dłoni i zaczęła wchłaniać w siebie jej przedramiona.
Teraz Loke czuła wszystko i wszystkich. Nie tylko ludzi i zwierzęta, znajdujące się na powierzchni Asmeru. Czuła też samą planetę. Ciepło bijące od jej jądra i siłę, która kryła się w jej wnętrzu. Wiedziała, że może skorzystać z całego ogromu tej żywej potęgi. Mogła z niej czerpać wielkimi garściami i odpowiedzieć na wezwanie Asmeru, które domagało się zemsty za odebrane życia.
Ograna. Leia Organa. To ona była za to odpowiedzialna.
Moc wystrzeliła. Skupiała się jedynie na tym, żeby odnaleźć kobietę. Nagle, niczym gwiazdy na niebie, w jej głowie rozświetliły się te wszystkie istoty, które były wrażliwe na Moc. Szukała wśród nich tej jednej, jedynej, doskonale sobie znanej.
Znalazła ją szybciej, niż przypuszczała.
- Bespin. Powiedz Kylo, że są na Bespin.
Anuce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Kobieta otrząsnęła się z pierwszego szoku i rzuciła się w stronę obozu, gdzie jeszcze przebywał Wiceadmirał Szilard.
Loke chciała się wycofać. Pragnęła dotrzeć na Bespin i złapać Organę. Niestety coś ją powstrzymało. Wyczuła muśnięcie cudzej obecności. Od razu rozpoznała tę małą gnidę Rey, o której opowiadał jej Kylo. Dziewczyna przyciągała ją do siebie i nie chciała puścić.
Młoda Mistrzyni miała świadomość tego, że jej wrogowie już wiedzą o tym, iż ich znalazła. Nie pozostało jej nic innego, jak grać na czas.
Zebrała swoją Moc i uzbrojona w jej siłę, opuściła duchem własne ciało.



Miasto Chmur, Bespin
34 ABY

- Wyjście z nadświetlnej za trzy, dwa, jeden… Teraz!
Zniekształcony głos Poe Damerona dobiegł do uszu Rey. Dziewczyna stała obok swojej mentorki, wpatrując się uparcie w wielki holostół, na którego ekranie wyświetlone były pozycje wrogich oraz przyjaznych jednostek.
Szwadron myśliwców Ruchu Oporu, wspierany przez pochodzących z Bespin pilotów, wyszedł z nadświetlnej prosto w atmosferę Asmeru. Szalony pomysł Poe na zdublowanie sztuczki Hana Solo się udał. Siły Ruchu Oporu skutecznie ominęły wielki krążownik, który stacjonował zawieszony nad Asmeru. Mogli teraz bez problemu uderzyć w przewożący broń transportowiec i uciec, zanim Najwyższy Porządek zorientuje się, że są atakowani.
Z komunikatora odezwał się głośny trzask.
- Pani Generał, Poe się rozbił. Uderzył w transportowiec – odezwał się nieznany Rey głos. – Nie, moment, katapultował się. Dameron żyje, powtarzam, Dameron żyje.
- Nie przerywać ataku! – rozkazała Leia. – Macie zestrzelić ten transportowiec, zanim ucieknie!
Zapadła pełna napięcia cisza. Wszyscy obecni w pomieszczeniu technicy, przypatrywali się ikonom oznaczającym poszczególne jednostki.
- Cel zestrzelony, powtarzam, cel zestrzelony – odezwał się ponownie ten sam głos.
Leia odetchnęła głośno. Kilku techników pozwoliło sobie na entuzjastyczny wiwat. Poe nadal żył, a statek wroga został zniszczony. Mieli powód do świętowania!
Nagle Rey poczuła, że dzieje się coś złego. Poczuła drganie Mocy. Patrzyła na ekran. Niespodziewanie wszystkie myśliwce zaczęły opadać. Jeden po drugim roztrzaskiwały się o powierzchnię planety.
- Szwadron niebieskich, co się dzieje!? – wykrzyknęła Leia. – Szwadron niebieskich, odbiór!
Odpowiedziało jej jedynie milczenie.
To nie był jednak koniec. Rey wyczuła czyjąś obecność. Ktoś próbował sięgnąć do Lei przez Moc. Czy to był Ben? Nie… to była zupełnie inna Moc.
Dziewczyna przypomniała sobie o rudowłosej kobiecie, którą spotkała, gdy ostatnim razem połączyła się z Benem.
Zamknęła oczy i skupiła się na tym, co czuła.
Znalazła tę obecność i przyciągnęła ją ku sobie. Ku jej własnemu zdziwieniu, druga strona nie stawiała oporu. Przyjęła zaproszenie ze złowrogim drżeniem.
Niespodziewanie drzwi do wielkiej sali, w której znajdowali się wszyscy członkowie Ruchu Oporu pozostali na Bespin, otworzyły się z łoskotem. Rey dostrzegła stojącą w przejściu kobietę. Rudowłosa, ubrana w skromne czarne szary, omiotła zebranych beznamiętnym spojrzeniem. Rey nie dała się jednak nabrać na ten pozorny spokój. Czuła wściekłość, która wylewała się z ciemnej sylwetki. Młoda Jedi wiedziała, że nie ma do czynienia z prawdziwą osobą. To była taka sama projekcja, jaką posłużył się Luke, żeby ratować ich na Crait. Nie zmieniało to jednak faktu, że wróg nadal był śmiertelnie niebezpieczny.
Rey wysunęła się do przodu, próbując zasłonić sobą Leię. Poczuła na swoim ramieniu rękę kobiety i posłuszna woli przywódczyni, odstąpiła.
Mroczna postać postąpiła krok do przodu. Wszyscy uskakiwali jej z drogi. Kobieta jednak nie zwracała na nich najmniejszej uwagi. Jej wzrok utkwiony był w Lei.
- Wasza Wysokość, dawno się nie widziałyśmy – rudowłosa schyliła się w parodii ukłonu.
- Loke…
- Czyli pamiętasz jeszcze, jak mam na imię.
- Ciężko cię zapomnieć. Twoje istnienie położyło się cieniem na moją rodzinę!
Loke roześmiała się głośno.
- A to dobre. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, księżniczko, ale twoja rodzina zawsze była mocno popieprzona. Nigdy nie potrzebowaliście mojej pomocy. Stoczyliście się sami.
- Jak śmiesz!
- Co? Prawda boli? – Głos Loke był przepełniony jadem. Kobieta zatrzymała się po przeciwnej stronie stołu. – Zakłamani, niepotrafiący spojrzeć prawdzie w oczy, przekonani o własnej nieomylności… szkoda, że do tej listy można dodać jeszcze jedno określenie. Dzieciobójcy.
Rey popatrywała raz na jedną, raz na drugą kobietę, nie rozumiejąc, co dokładnie się dzieje.
- Nie wiem o czym mówisz – wysyczała Organa przez zaciśnięte zęby.
- Nie wiesz? Naprawdę? – Loke wskazała palcem na Rey. – Możesz sobie oszukiwać swoje salonowe pieski. Mnie jednak nie nabierzesz. Doskonale wiedziałaś, że na pokładzie tego statku były dzieci.
Leia wyraźnie pobladła na te słowa.
- Nie kłam! – krzyknęła Rey, zanim się powstrzymała. – Przewoziliście broń.
- Broń? Doprawdy? - Rudowłosa przeniosła swoje spojrzenie na Rey. Młoda Jedi była pewna, że gdyby wzrok mógł zabijać, padłaby w tym momencie trupem. - Powiedz mi, dziewczynko znikąd, od kiedy to na Asmeru jest produkowana broń?
Loke ponownie się roześmiała, widząc minę Rey.
- Powiedziałaś im wszystkim, że tam jest broń? – Odwróciła się ponownie do Lei. W tym geście było coś niezwykle drapieżnego. Przez moment Rey miała wrażenie, że rudowłosa rzuci się Organie do gardła. – Nie przyznałaś się, co? Nie chciałaś, żeby twoi ludzie wiedzieli, że ta misja ma na celu zamordowaniu dwustu niewinnych dzieci?
- Loke… Mam uwierzyć, że nagle zaczęłaś się przejmować życiem maluczkich? – Głos Lei był zimny.
Rey w tym momencie zdała sobie sprawę z tego, że Loke mówi prawdę. Pani Generał doskonale wiedziała, kogo atakują. Przeprowadziła zimną kalkulację i zdecydowała się na zamordowanie dzieci, aby te nie stały się w przyszłości żołnierzami Najwyższego Porządku.
Młoda dziewczyna nie potrafiła przyswoić tej wiadomości. Wiedziała, że Najwyższy Porządek jest zły. Miała świadomość, że Ruch Oporu nie może pozwolić, żeby ich wróg urósł w siłę. Nie potrafiła jednak pogodzić się z tym, że ludzie, których uznawała za swoich przyjaciół, swoją rodzinę, zdecydowali się na zamordowanie dzieci. Nie… To było złe.
Nagle Loke drgnęła. Tuż obok jej głowy przeleciał pocisk z blastera. Rey nie miała pojęcia, że Pani Generał przez cały ten czas była uzbrojona.
Dla ich nieproszonego gościa, najwyraźniej było to za wiele.
- Zapłacisz mi za to, co zrobiłaś, stara krowo!
Rey poczuła drganie Mocy. Niewidzialna siła pchnęła Leię na przeciwległą ścianę i przytrzymała jej ciało kilkanaście centymetrów nad podłogą. Generał szarpnęła się i próbowała chwycić za szyję. Zaczęła głośno sapać, walcząc o każdy kolejny oddech.
Błysnęło niebieskie ostrze miecza świetlnego. Loke spokojnie spojrzała na Rey, która pewnie dzierżyła swoją nową broń.
- Pamiętaj, że ja nie jestem Kylo – ostrzegła ją. – Nie dam ci się złapać na to twoje przerażone i zbolałe spojrzenie.
Rey skoczyła do przodu, starając się uderzyć w Loke. Kobieta zrobiła krok w tył i miecz minął ją o milimetry.
- Mierz siły na zamiary, gówniaro – warknęła rudowłosa, uchylając się zgrabnie przed następnym ciosem. – Możesz sobie być potężniejsza w Mocy. Nie zapominaj jednak, że ja mam za sobą szkolenie.
- Twoje sztuczki Ciemnej Strony ci nie pomogą.
- Głuptasie. Ja nie mam za sobą Ciemnej Strony. Mam za sobą samą Moc.
Loke chwyciła dłonią za ostrze miecza i wyrwała Rey broń. Błękitna poświata zniknęła, kiedy miecz został wyłączony. Odrzucona rękojeść uderzyła o ścianę.
Rudowłosa przekrzywiła lekko głowę.
- Co teraz?
Rey czuła się bezużyteczna bez swojego miecza. Z przerażeniem stwierdziła również, że blada dłoń, która jeszcze niedawno ściskała klingę miecza, pozostała nieuszkodzona. Posłała spanikowane spojrzenie w stronę Generał. Na szczęście kobieta przestała się dusić i osłabiona siedziała pod ścianą. Spojrzała w głąb pomieszczenia. Nie znalazła nawet śladu po pozostałych członkach Ruchu Oporu. Wszyscy technicy uciekli.
Dziewczyna przywołała do siebie swoją broń i ponownie ją uruchomiła.
- Może powinnam zabić was obie? - Postukała się palcem w brodę, jakby nadczymś się intensywnie zastanawiała. - W sumie zaoszczędzę sobie w ten sposób wiele problemów.
- Zostaw ją, Loke! – Leia podniosła się ociężale.
- Jakbyś mogła mi coś zrobić…
Loke sięgnęła po własną broń. Na każdym z końców długiej rękojeści pojawiło się białe ostrze. Rey z zaciekawieniem przyglądała się temu dziwnego orężowi.
Widząc, że rudowłosa nie szykuje się do ataku, Rey ruszyła do przodu. Dwa miecze uderzyły o siebie, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Wymieniły między sobą kilka ciosów. Rey zarejestrowała, że chociaż Loke była od niej słabsza, zwinnie unikała kolejnych ataków, wkładając minimalny wysiłek w ich sparowanie. Zbieraczka złomu uzmysłowiła sobie, że nie ma zielonego pojęcia jak walczyć z wrogiem, który tak naprawdę nie był obecny w tym samym miejscu co ona, a jednocześnie mógł ją zabić.
- Dość! – Męski głos poniósł się po pomieszczeniu.
Rey zatrzymała się wpół kroku. Nie wierzyła w to, co widziała. Kawałek za Loke pojawiła się postać dawnego mistrza Rey, Luke’a Skywalkera. Mężczyzna odszedł z tego świata kilka tygodniu temu, w trakcie walk na Crait. Jakkolwiek młodej dziewczynie wydawało się to nieprawdopodobne, jej mistrz znalazł się tutaj. Rey była przekonana, że po jego śmierci nie będzie miała już szans go zobaczyć.
- Wy to żeście się zmówili we dwóch? – zapytała Loke, nawet nie odwracając się za siebie.
- Nie wiem o czym mówisz, Silvo – odezwał się Luke.
- Oj, chyba nie gadacie tam za dużo po drugiej stronie. Tatuś się nie pochwalił, że wpadł do mnie z wizytą, jak byłam na Tatooine?
Loke wyłączyła swoją broń i stanęła plecami do Rey, żeby móc spojrzeć na dawnego mistrza. Szatynka upatrzyła w tym swoją szansę i rzuciła się do przodu z uniesionym mieczem. Niestety odbiła się od niewidzialnej ściany, której obecności nie zarejestrowała w porę.
- Powinieneś był ją lepiej uczyć – stwierdziła chłodno rudowłosa, rzucając szybkie spojrzenie przez ramię.
- Powinienem był zrobić wiele rzeczy lepiej – stwierdził spokojnie.
- Starczy tego gadania – warknęła Leia w stronę duchowej postaci swojego brata. – Przydaj się na coś! Zabij ją!
- Nie sądzisz, droga siostro, że na dzisiaj wystarczy już tego zabijania?
Leia nie udzieliła żadnej odpowiedzi.
- Pozyskałaś dzisiaj ogrom Mocy. – Mężczyzna  zwrócił się do Loke. – Doskonale wiesz, jaka była cena tej potęgi, która pozwoliła ci się tutaj pojawić. Nie zapominaj o tym.
Duch zniknął.
- Na mnie też już pora – Loke uśmiechnęła się pod nosem. – Do rychłego zobaczenia na Coruscant, Generale.



Asmeru, układ Senex
34 ABY

Anuka z przerażeniem patrzyła na nieustannie krzyczącą Loke. Na twarzy kobiety pojawiły się krople potu, a skóra zszarzała niebezpiecznie. Działo się coś złego i Tobe zupełnie nie wiedziała, co powinna zrobić. Podobnie jak spanikowane dzieci, które nieustannie kręciły się przy nich.
W końcu to, cokolwiek działo się z Loke, ustąpiło. Rudowłosa osunęła się całkowicie na ziemię, pozbawiona przytomności.
- Mistrzyni! – Suza rzucił się do przodu.
Kiedy dłoń chłopca dotknęła Loke, jej ciało zaczęło trząść się w nagłym napadzie drgawek.
- Suza, nie dotykaj jej. Nie zbliżajcie się do niej – ostrzegła dzieci.
Sama ostrożnie nachyliła się nad koleżanką i spróbowała jej dotknąć. Kiedy ich ciała się spotkały, nic się nie stało. Szybka kalkulacja, którą Anuka przeprowadziła we własnej głowie, wykazała, że do Loke nie powinien się zbliżać nikt, kto został obdarzony Mocą.
- Suza, idźcie z Mittą i znajdźcie Wiceadmirała. Przyślijcie też robota medycznego.
Chłopiec skinął głową. Chwycił za rękę młodszą dziewczynkę i pociągnął ją za sobą, nie zważając na protesty przerażonego malca.
- Chodź, musimy pomóc Mistrzyni. – Usłyszała jeszcze Tobe. – Nie pomożesz jej, jak będziesz tak ryczeć. Weź się w garść.
Minęło jakieś dziesięć minut, zanim obok dwóch kobiet pojawił się robot medyczny. Chwilę później na miejsce dotarł Szliard.
- Gdzie dzieci? – zapytała od razu Anuka, widząc, że Wiceadmirał nie prowadzi ich ze sobą.
- Zostały pod strażą. Nic im nie będzie. – Eper uklęknął na ziemi obok Pani Inżynier. – Co tutaj się stało?
- Nie mam pojęcia. Ona… W pewnym momencie, gdy rozpoczął się atak, zaczęła krzyczeć. Później myśliwce zaczęły spadać i powiedziała, że rebelianci są na Bespin. Jak tutaj wróciłam po przekazaniu wiadomości, tkwiła z rękoma po łokcie w ziemi i nadal krzyczała. Nie mam pojęcia, co tutaj się stało!
Anuka wyrzuciła z siebie nieskładnie wszystkie informacje na jednym oddechu.
- W jakim jest stanie?
- Funkcje życiowe w normie. Nieznany powód utraty przytomności – odpowiedział mechanicznym głosem robot.
Szilard podniósł się z ziemi, dźwigając drobne ciało rudowłosej kobiety. Zdziwił się, czując jaka jest lekka.
- Musimy wracać na statek. Nic tutaj po nas. Chodź, Anuka.
Tobe podniosła się i posłusznie ruszyła za Wiceadmirałem.
- Ona wiedziała, że nas zaatakują – odezwał się niespodziewanie Szilard. Anuka popatrzyła na niego, nie wykazując większego zrozumienia dla usłyszanych słów.
- Jak to?
- Nie wiem. Ale dzisiaj od samego rana chodziła za Tavaszem i mówiła mu, że musi wzmocnić ochronę, bo stanie się coś złego.
- Może to przez tę całą Moc?
- Może. Swoją drogą mam nadzieję, że odzyska przytomność zanim dotrzemy na Rakata Prime. Inaczej Najwyższy Przywódca poukręca nam wszystkim łby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz