Asmeru,
układ Senex
34 ABY
-
Naprawdę nie widzę takiej potrzeby, Lady!
Admirał
Tavasz Szilard stał naprzeciwko Loke, mierząc ją groźnym spojrzeniem. Młoda
Mistrzyni panosząca się po jego statku zaczynała coraz bardziej go irytować.
Najpierw spiła jego brata i ośmieszyła załogę Pride w trakcie rozmowy z
Generałem. Później uskuteczniała dzikie bale na Tatooine, chociaż to właśnie
ona powinna sobie zdawać sprawę z tego, jak bardzo było to niebezpieczne.
Ostatecznie zniknęła bez słowa z domostwa Tobe, żeby magicznie odnaleźć się
około południa, kiedy Tavasz zaczął odchodzić od zmysłów, przekonany, że jej
nie dopilnował i pozwolił, aby coś jej się stało.
Teraz
zaś, jakby tego wszystkiego było mało, pojawiła się na Mostku, żądając od
niego, aby wypuścił w przestrzeń kosmiczną cały szwadron TIE – fighterów celem
patrolowania okolicy Asmeru.
-
Powiedziałam już, że mam swoje powody, aby uważać takie postępowanie za
konieczne. Moc mnie ostrzega, Admirale. Jesteśmy w niebezpieczeństwie!
- Lady,
proszę wybaczyć, ale Ruch Oporu nie stanowi dla nas w chwili obecnej żadnego
zagrożenia. Są nadal zbyt osłabieni, żeby przeszkodzić nam w naszej misji.
Zresztą… Jestem przekonany, że nie wiedzą dokładnie, gdzie w tej chwili się
znajdujemy.
- To są
jedynie założenia, Admirale! Ktoś mógł ich poinformować. Mieszkańcy Asmeru
dowiedzieli się o naszym przybyciu z dużym wyprzedzeniem. Ktoś mógł
skontaktować się z Ruchem Oporu.
-
Powtarzam, nie mają dość sił. Nie minął nawet miesiąc od wydarzeń na Crait.
- Nie
interesuje mnie, ile minęło od wydarzeń na Crait. Powtarzam, że jesteśmy w
niebezpieczeństwie!
- Może
zatem powinniśmy odlecieć z układu Senex? Jeśli tak bardzo się ich pani boi…
Widział,
że kobieta zaczyna się mocno denerwować.
- Nie
boję się ich – zapewniła go. – Nie oznacza to jednak, że mam zamiar ich
zignorować!
- Nie
zgadzam się na wysłanie myśliwców. To będzie tylko generować niepotrzebne
koszty.
- Mam
skontaktować się z Najwyższym Przywódcą? Jestem pewna, że on rozstrzygnie nasz
konflikt.
Tavasz
zacisnął wargi. Tego mu jeszcze brakowało. Co prawda Najwyższy Przywódca nie
dowiedział się jeszcze o tym, że Szilard nie dopilnował Loke na Tatooine. Nie
chciał jednak dawać swojemu Wodzowi jakichkolwiek powodów do niezadowolenia.
Nie po tym, jak uciął sobie niezbyt przyjemną pogawędkę z Generałem na temat
karygodnego zachowania Epera.
- Dobrze.
Wyślemy myśliwce – powiedział, wyraźnie zrezygnowany. – Jeśli jednak okaże się
to całkowicie niepotrzebne, a Generał Hux będzie miał pretensję o wzrost
kosztów tej wyprawy, nie omieszkam wspomnieć, że to był pani pomysł.
-
Świetnie.
Loke,
wyraźnie zadowolona z tego, że przeforsowała swój plan, stosując chwyty poniżej
pasa, opuściła Mostek. Patrzył za odchodzącą kobietą, zastanawiając się, jak w
przyszłości będzie wykonywać swoje obowiązki, skoro jego załodze ma niezmiennie
towarzyszyć jeden z Rycerzy. Cóż… Pozostawało mieć nadzieję, że inni członkowie
Zakonu wykazywali się większą pokorą.
-
Nadzieja matką głupich – mruknął sam do siebie.
***
Loke
stała śród traw Asmeru, co i raz spoglądając w kierunku błękitnego nieboskłonu.
Widziała wyraźnie malujący się na niebie zarys Pride. Chociaż myśliwce
Najwyższego Porządku były zbyt małe, żeby dostrzec je z takiej odległości,
wyraźnie wyczuwała poprzez swoją Moc obecność pilotów patrolujących okolicę.
Obóz,
który rozstawili na planecie, również zyskał wzmocnioną ochronę. Teoretycznie
zrobiła wszystko, co mogła, aby ochronić siebie i swoich ludzi przed
niespodziewanym atakiem. Nadal jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że wszyscy
znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. W jej głowie raz za razem
rozbrzmiewały kolejne ostrzeżenia, których nie mogła ignorować.
Dodatkowo,
życzenie powodzenia, które złożył jej Anakin w trakcie ich rozmowy na Tatooine,
jeszcze bardziej podsycały jej niepewność. Staruszek z pewnością wiedział o
czymś, o czym ona nie miała zielonego pojęcia.
Gdyby to
zależało tylko od niej, nakazałaby wycofanie jednostek z układu Senex.
Wiedziała jednak, że chociaż poszerzyła nieco horyzonty Huxa, Generał nigdy nie
wyraziłby na coś takiego zgody, mając za jedyny argument jej obawy. Podobnie
byłoby z Kylo, który niezmiennie przekonany o potędze Najwyższego Porządku
uznałby, że złe przeczucia, które towarzyszyły Loke, oznaczają, że zamiast się
wycofywać, powinni zorganizować zasadzkę.
- Coś się
stało, proszę pani?
Loke
przeniosła wzrok na dziewięcioletnią dziewczynkę stojącą obok. Mitta była
kolejnym dzieckiem wrażliwym na Moc, które spotkała w trakcie tej wyprawy.
Dziewczynka była sierotą. Została przyprowadzona przed oblicze Najwyższego
Porządku razem z innymi dziećmi, które zostały pozbawione rodziców lub przez
nich porzucone. Była dość niska i pulchna. Miała kasztanowe loczki, które
opadały na jej ramiona, sprawiając, że buzia dziewczynki wydawała się być
jeszcze bardziej pucołowatą.
- Nie.
Nic się nie stało.
Sięgnęła
dłonią do głowy dziewczynki i rozczochrała jej włosy.
- Suza
mówił, że jest pani zdenerwowana.
Loke
westchnęła ciężko. Musiała się znajdować w gorszym stanie, niż przypuszczała,
skoro jej młody uczeń, używający Mocy jedynie instynktownie, był w stanie
wyczuć jej stan.
-
Wszystko dobrze, Mitta. Nie martw się. – Posłała dziewczynce najlepszy uśmiech,
na jaki było ją w tym momencie stać. – Swoją drogą, gdzie jest Suza?
- Na
statku. Ma zaraz lecieć.
- Zawołaj
go do mnie – nakazała. – Polecicie ze mną.
Dziewczynka
zaczęła odchodzić w stronę obozu.
- Mitta!
Niech Anuka Tobe też przyjdzie – krzyknęła jeszcze do dziewczynki.
Wróciła
do obserwowania nieba.
Kiedy
cała trójka, którą wezwała do siebie, znalazła się w pobliżu, poczuła się
odrobinę lepiej.
- O co
chodzi? Szilard kazał mi lecieć z dzieciakami – odezwała się Anuka.
-
Polecimy jako ostatni.
- Ale…
Posłała
Anuce ostrzegawcze spojrzenie. Widziała, jak kobieta kuli się w sobie pod
wpływem jego ciężaru.
-
Powiedziałam, że polecimy jako ostatni! – warknęła, dając jasno do zrozumienia,
że nie jest to najlepszy moment na jakiekolwiek komentarze.
Tobe
wzruszyła ramionami.
- Jak
sobie chcesz.
W oddali
zawyły silniki transportowca. Loke spojrzała na statek, który podrywał się do
lotu. Czujnie śledziła jego drogę i przyglądała się, jak maleje jej w oczach.
Nagle Moc
zawirowała.
Niespodziewanie
w atmosferze, wychodząc z nadświetlnej nad samą powierzchnią, pojawił się
szwadron myśliwców X-wing. Jeden ze statków zwolnił do normalnej prędkości tak
niefortunnie, że uderzył w bok transportowca. Loke udało się zarejestrować
jedynie to, że pilot myśliwca katapultował się z pokładu, zanim maszyna została
pochłonięta przez płomienie. Większa jednostka zachwiała się niebezpiecznie.
Osłony jednak wytrzymały i statek wrócił na swój wcześniejszy tor.
Loke
wiedziała jednak, że to nie pomoże na długo.
Myśliwce
wykonały zwrot i zaczęły ostrzał. Mistrzyni z przerażeniem patrzyła na
rozgrywającą się przed jej oczami scenę, wiedząc doskonale, że nic nie może
zrobić. Za jej plecami odezwały się działa, mające za zadanie ochraniać obóz. W
atmosferze pojawiły się pierwsze TIE. Było jednak za późno.
Transportowiec
eksplodował.
Loke
opadła na kolana, powalona cierpieniem dwustu istot, które właśnie straciły
życie.
Zaczęła
krzyczeć, przytłoczona swoim własnym bólem i bólem tych, którzy odeszli.
Jej wściekłość
była tak ogromna, iż dziewczyna miała wrażenie, że zaraz rozsadzi ją od środka.
Ci,
którzy odeszli, byli przy niej. Czuła również tych, którzy pogrążyli się w
smutku i poczuciu straty, obserwując dzieło zniszczenia. Skupiła się na tym, co
było już stracone, na życiach, które tak bezmyślnie zmarnowano.
Pochłonęła
to cierpienie. Zupełnie, jakby mogła żywić się bólem.
Zamknęła
oczy. Sięgnęła w stronę pilotów wrogich myśliwców. Wyczuła ich i jedną myślą
wyssała z nich życie razem z tym, co każdego z nich czyniło niepowtarzalną
jednostką w ludzkiej masie, jeszcze bardziej wzmacniając tym samym siebie.
Dotknęła
dłońmi życiodajnej gleby. Przez moment odniosła wrażenie, że Asmeru żyje i
odczuwa, tak samo jak zamieszkujący ją ludzie. Pulsująca prymitywnymi emocjami
ziemia rozstąpiła się pod naciskiem jej buzujących Mocą dłoni i zaczęła
wchłaniać w siebie jej przedramiona.
Teraz
Loke czuła wszystko i wszystkich. Nie tylko ludzi i zwierzęta, znajdujące się
na powierzchni Asmeru. Czuła też samą planetę. Ciepło bijące od jej jądra i
siłę, która kryła się w jej wnętrzu. Wiedziała, że może skorzystać z całego
ogromu tej żywej potęgi. Mogła z niej czerpać wielkimi garściami i odpowiedzieć
na wezwanie Asmeru, które domagało się zemsty za odebrane życia.
Ograna.
Leia Organa. To ona była za to odpowiedzialna.
Moc
wystrzeliła. Skupiała się jedynie na tym, żeby odnaleźć kobietę. Nagle, niczym
gwiazdy na niebie, w jej głowie rozświetliły się te wszystkie istoty, które
były wrażliwe na Moc. Szukała wśród nich tej jednej, jedynej, doskonale sobie
znanej.
Znalazła
ją szybciej, niż przypuszczała.
- Bespin.
Powiedz Kylo, że są na Bespin.
Anuce nie
trzeba było dwa razy powtarzać. Kobieta otrząsnęła się z pierwszego szoku i
rzuciła się w stronę obozu, gdzie jeszcze przebywał Wiceadmirał Szilard.
Loke
chciała się wycofać. Pragnęła dotrzeć na Bespin i złapać Organę. Niestety coś
ją powstrzymało. Wyczuła muśnięcie cudzej obecności. Od razu rozpoznała tę małą
gnidę Rey, o której opowiadał jej Kylo. Dziewczyna przyciągała ją do siebie i nie
chciała puścić.
Młoda
Mistrzyni miała świadomość tego, że jej wrogowie już wiedzą o tym, iż ich
znalazła. Nie pozostało jej nic innego, jak grać na czas.
Zebrała
swoją Moc i uzbrojona w jej siłę, opuściła duchem własne ciało.
Miasto
Chmur, Bespin
34 ABY
- Wyjście
z nadświetlnej za trzy, dwa, jeden… Teraz!
Zniekształcony
głos Poe Damerona dobiegł do uszu Rey. Dziewczyna stała obok swojej mentorki,
wpatrując się uparcie w wielki holostół, na którego ekranie wyświetlone były
pozycje wrogich oraz przyjaznych jednostek.
Szwadron
myśliwców Ruchu Oporu, wspierany przez pochodzących z Bespin pilotów, wyszedł z
nadświetlnej prosto w atmosferę Asmeru. Szalony pomysł Poe na zdublowanie
sztuczki Hana Solo się udał. Siły Ruchu Oporu skutecznie ominęły wielki
krążownik, który stacjonował zawieszony nad Asmeru. Mogli teraz bez problemu
uderzyć w przewożący broń transportowiec i uciec, zanim Najwyższy Porządek
zorientuje się, że są atakowani.
Z
komunikatora odezwał się głośny trzask.
- Pani
Generał, Poe się rozbił. Uderzył w transportowiec – odezwał się nieznany Rey
głos. – Nie, moment, katapultował się. Dameron żyje, powtarzam, Dameron żyje.
- Nie
przerywać ataku! – rozkazała Leia. – Macie zestrzelić ten transportowiec, zanim
ucieknie!
Zapadła
pełna napięcia cisza. Wszyscy obecni w pomieszczeniu technicy, przypatrywali
się ikonom oznaczającym poszczególne jednostki.
- Cel
zestrzelony, powtarzam, cel zestrzelony – odezwał się ponownie ten sam głos.
Leia
odetchnęła głośno. Kilku techników pozwoliło sobie na entuzjastyczny wiwat. Poe
nadal żył, a statek wroga został zniszczony. Mieli powód do świętowania!
Nagle Rey
poczuła, że dzieje się coś złego. Poczuła drganie Mocy. Patrzyła na ekran.
Niespodziewanie wszystkie myśliwce zaczęły opadać. Jeden po drugim roztrzaskiwały
się o powierzchnię planety.
-
Szwadron niebieskich, co się dzieje!? – wykrzyknęła Leia. – Szwadron
niebieskich, odbiór!
Odpowiedziało
jej jedynie milczenie.
To nie
był jednak koniec. Rey wyczuła czyjąś obecność. Ktoś próbował sięgnąć do Lei
przez Moc. Czy to był Ben? Nie… to była zupełnie inna Moc.
Dziewczyna
przypomniała sobie o rudowłosej kobiecie, którą spotkała, gdy ostatnim razem
połączyła się z Benem.
Zamknęła
oczy i skupiła się na tym, co czuła.
Znalazła
tę obecność i przyciągnęła ją ku sobie. Ku jej własnemu zdziwieniu, druga
strona nie stawiała oporu. Przyjęła zaproszenie ze złowrogim drżeniem.
Niespodziewanie
drzwi do wielkiej sali, w której znajdowali się wszyscy członkowie Ruchu Oporu
pozostali na Bespin, otworzyły się z łoskotem. Rey dostrzegła stojącą w
przejściu kobietę. Rudowłosa, ubrana w skromne czarne szary, omiotła zebranych
beznamiętnym spojrzeniem. Rey nie dała się jednak nabrać na ten pozorny spokój.
Czuła wściekłość, która wylewała się z ciemnej sylwetki. Młoda Jedi wiedziała, że
nie ma do czynienia z prawdziwą osobą. To była taka sama projekcja, jaką
posłużył się Luke, żeby ratować ich na Crait. Nie zmieniało to jednak faktu, że
wróg nadal był śmiertelnie niebezpieczny.
Rey
wysunęła się do przodu, próbując zasłonić sobą Leię. Poczuła na swoim ramieniu
rękę kobiety i posłuszna woli przywódczyni, odstąpiła.
Mroczna
postać postąpiła krok do przodu. Wszyscy uskakiwali jej z drogi. Kobieta jednak
nie zwracała na nich najmniejszej uwagi. Jej wzrok utkwiony był w Lei.
- Wasza
Wysokość, dawno się nie widziałyśmy – rudowłosa schyliła się w parodii ukłonu.
- Loke…
- Czyli
pamiętasz jeszcze, jak mam na imię.
- Ciężko
cię zapomnieć. Twoje istnienie położyło się cieniem na moją rodzinę!
Loke
roześmiała się głośno.
- A to
dobre. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, księżniczko, ale twoja rodzina
zawsze była mocno popieprzona. Nigdy nie potrzebowaliście mojej pomocy.
Stoczyliście się sami.
- Jak
śmiesz!
- Co?
Prawda boli? – Głos Loke był przepełniony jadem. Kobieta zatrzymała się po przeciwnej
stronie stołu. – Zakłamani, niepotrafiący spojrzeć prawdzie w oczy, przekonani
o własnej nieomylności… szkoda, że do tej listy można dodać jeszcze jedno
określenie. Dzieciobójcy.
Rey
popatrywała raz na jedną, raz na drugą kobietę, nie rozumiejąc, co dokładnie
się dzieje.
- Nie
wiem o czym mówisz – wysyczała Organa przez zaciśnięte zęby.
- Nie
wiesz? Naprawdę? – Loke wskazała palcem na Rey. – Możesz sobie oszukiwać swoje
salonowe pieski. Mnie jednak nie nabierzesz. Doskonale wiedziałaś, że na pokładzie
tego statku były dzieci.
Leia
wyraźnie pobladła na te słowa.
- Nie
kłam! – krzyknęła Rey, zanim się powstrzymała. – Przewoziliście broń.
- Broń?
Doprawdy? - Rudowłosa przeniosła swoje spojrzenie na Rey. Młoda Jedi była
pewna, że gdyby wzrok mógł zabijać, padłaby w tym momencie trupem. - Powiedz
mi, dziewczynko znikąd, od kiedy to na Asmeru jest produkowana broń?
Loke
ponownie się roześmiała, widząc minę Rey.
-
Powiedziałaś im wszystkim, że tam jest broń? – Odwróciła się ponownie do Lei. W
tym geście było coś niezwykle drapieżnego. Przez moment Rey miała wrażenie, że
rudowłosa rzuci się Organie do gardła. – Nie przyznałaś się, co? Nie chciałaś,
żeby twoi ludzie wiedzieli, że ta misja ma na celu zamordowaniu dwustu
niewinnych dzieci?
- Loke…
Mam uwierzyć, że nagle zaczęłaś się przejmować życiem maluczkich? – Głos Lei
był zimny.
Rey w tym
momencie zdała sobie sprawę z tego, że Loke mówi prawdę. Pani Generał doskonale
wiedziała, kogo atakują. Przeprowadziła zimną kalkulację i zdecydowała się na
zamordowanie dzieci, aby te nie stały się w przyszłości żołnierzami Najwyższego
Porządku.
Młoda
dziewczyna nie potrafiła przyswoić tej wiadomości. Wiedziała, że Najwyższy
Porządek jest zły. Miała świadomość, że Ruch Oporu nie może pozwolić, żeby ich
wróg urósł w siłę. Nie potrafiła jednak pogodzić się z tym, że ludzie, których
uznawała za swoich przyjaciół, swoją rodzinę, zdecydowali się na zamordowanie
dzieci. Nie… To było złe.
Nagle
Loke drgnęła. Tuż obok jej głowy przeleciał pocisk z blastera. Rey nie miała
pojęcia, że Pani Generał przez cały ten czas była uzbrojona.
Dla ich
nieproszonego gościa, najwyraźniej było to za wiele.
-
Zapłacisz mi za to, co zrobiłaś, stara krowo!
Rey
poczuła drganie Mocy. Niewidzialna siła pchnęła Leię na przeciwległą ścianę i
przytrzymała jej ciało kilkanaście centymetrów nad podłogą. Generał szarpnęła
się i próbowała chwycić za szyję. Zaczęła głośno sapać, walcząc o każdy kolejny
oddech.
Błysnęło
niebieskie ostrze miecza świetlnego. Loke spokojnie spojrzała na Rey, która
pewnie dzierżyła swoją nową broń.
-
Pamiętaj, że ja nie jestem Kylo – ostrzegła ją. – Nie dam ci się złapać na to
twoje przerażone i zbolałe spojrzenie.
Rey
skoczyła do przodu, starając się uderzyć w Loke. Kobieta zrobiła krok w tył i
miecz minął ją o milimetry.
- Mierz siły
na zamiary, gówniaro – warknęła rudowłosa, uchylając się zgrabnie przed
następnym ciosem. – Możesz sobie być potężniejsza w Mocy. Nie zapominaj jednak,
że ja mam za sobą szkolenie.
- Twoje
sztuczki Ciemnej Strony ci nie pomogą.
-
Głuptasie. Ja nie mam za sobą Ciemnej Strony. Mam za sobą samą Moc.
Loke
chwyciła dłonią za ostrze miecza i wyrwała Rey broń. Błękitna poświata
zniknęła, kiedy miecz został wyłączony. Odrzucona rękojeść uderzyła o ścianę.
Rudowłosa
przekrzywiła lekko głowę.
- Co
teraz?
Rey czuła
się bezużyteczna bez swojego miecza. Z przerażeniem stwierdziła również, że
blada dłoń, która jeszcze niedawno ściskała klingę miecza, pozostała
nieuszkodzona. Posłała spanikowane spojrzenie w stronę Generał. Na szczęście
kobieta przestała się dusić i osłabiona siedziała pod ścianą. Spojrzała w głąb
pomieszczenia. Nie znalazła nawet śladu po pozostałych członkach Ruchu Oporu.
Wszyscy technicy uciekli.
Dziewczyna
przywołała do siebie swoją broń i ponownie ją uruchomiła.
- Może
powinnam zabić was obie? - Postukała się palcem w brodę, jakby nadczymś się
intensywnie zastanawiała. - W sumie zaoszczędzę sobie w ten sposób wiele
problemów.
- Zostaw
ją, Loke! – Leia podniosła się ociężale.
- Jakbyś
mogła mi coś zrobić…
Loke sięgnęła
po własną broń. Na każdym z końców długiej rękojeści pojawiło się białe ostrze.
Rey z zaciekawieniem przyglądała się temu dziwnego orężowi.
Widząc,
że rudowłosa nie szykuje się do ataku, Rey ruszyła do przodu. Dwa miecze
uderzyły o siebie, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Wymieniły między
sobą kilka ciosów. Rey zarejestrowała, że chociaż Loke była od niej słabsza,
zwinnie unikała kolejnych ataków, wkładając minimalny wysiłek w ich sparowanie.
Zbieraczka złomu uzmysłowiła sobie, że nie ma zielonego pojęcia jak walczyć z
wrogiem, który tak naprawdę nie był obecny w tym samym miejscu co ona, a
jednocześnie mógł ją zabić.
- Dość! –
Męski głos poniósł się po pomieszczeniu.
Rey
zatrzymała się wpół kroku. Nie wierzyła w to, co widziała. Kawałek za Loke
pojawiła się postać dawnego mistrza Rey, Luke’a Skywalkera. Mężczyzna odszedł z
tego świata kilka tygodniu temu, w trakcie walk na Crait. Jakkolwiek młodej
dziewczynie wydawało się to nieprawdopodobne, jej mistrz znalazł się tutaj. Rey
była przekonana, że po jego śmierci nie będzie miała już szans go zobaczyć.
- Wy to
żeście się zmówili we dwóch? – zapytała Loke, nawet nie odwracając się za
siebie.
- Nie
wiem o czym mówisz, Silvo – odezwał się Luke.
- Oj,
chyba nie gadacie tam za dużo po drugiej stronie. Tatuś się nie pochwalił, że
wpadł do mnie z wizytą, jak byłam na Tatooine?
Loke
wyłączyła swoją broń i stanęła plecami do Rey, żeby móc spojrzeć na dawnego
mistrza. Szatynka upatrzyła w tym swoją szansę i rzuciła się do przodu z
uniesionym mieczem. Niestety odbiła się od niewidzialnej ściany, której
obecności nie zarejestrowała w porę.
-
Powinieneś był ją lepiej uczyć – stwierdziła chłodno rudowłosa, rzucając
szybkie spojrzenie przez ramię.
-
Powinienem był zrobić wiele rzeczy lepiej – stwierdził spokojnie.
- Starczy
tego gadania – warknęła Leia w stronę duchowej postaci swojego brata. – Przydaj
się na coś! Zabij ją!
- Nie
sądzisz, droga siostro, że na dzisiaj wystarczy już tego zabijania?
Leia nie
udzieliła żadnej odpowiedzi.
-
Pozyskałaś dzisiaj ogrom Mocy. – Mężczyzna zwrócił się do Loke. –
Doskonale wiesz, jaka była cena tej potęgi, która pozwoliła ci się tutaj
pojawić. Nie zapominaj o tym.
Duch
zniknął.
- Na mnie
też już pora – Loke uśmiechnęła się pod nosem. – Do rychłego zobaczenia na
Coruscant, Generale.
Asmeru,
układ Senex
34 ABY
Anuka z
przerażeniem patrzyła na nieustannie krzyczącą Loke. Na twarzy kobiety pojawiły
się krople potu, a skóra zszarzała niebezpiecznie. Działo się coś złego i Tobe
zupełnie nie wiedziała, co powinna zrobić. Podobnie jak spanikowane dzieci,
które nieustannie kręciły się przy nich.
W końcu
to, cokolwiek działo się z Loke, ustąpiło. Rudowłosa osunęła się całkowicie na
ziemię, pozbawiona przytomności.
-
Mistrzyni! – Suza rzucił się do przodu.
Kiedy
dłoń chłopca dotknęła Loke, jej ciało zaczęło trząść się w nagłym napadzie
drgawek.
- Suza,
nie dotykaj jej. Nie zbliżajcie się do niej – ostrzegła dzieci.
Sama
ostrożnie nachyliła się nad koleżanką i spróbowała jej dotknąć. Kiedy ich ciała
się spotkały, nic się nie stało. Szybka kalkulacja, którą Anuka przeprowadziła
we własnej głowie, wykazała, że do Loke nie powinien się zbliżać nikt, kto
został obdarzony Mocą.
- Suza,
idźcie z Mittą i znajdźcie Wiceadmirała. Przyślijcie też robota medycznego.
Chłopiec
skinął głową. Chwycił za rękę młodszą dziewczynkę i pociągnął ją za sobą, nie
zważając na protesty przerażonego malca.
- Chodź,
musimy pomóc Mistrzyni. – Usłyszała jeszcze Tobe. – Nie pomożesz jej, jak
będziesz tak ryczeć. Weź się w garść.
Minęło
jakieś dziesięć minut, zanim obok dwóch kobiet pojawił się robot medyczny.
Chwilę później na miejsce dotarł Szliard.
- Gdzie
dzieci? – zapytała od razu Anuka, widząc, że Wiceadmirał nie prowadzi ich ze
sobą.
- Zostały
pod strażą. Nic im nie będzie. – Eper uklęknął na ziemi obok Pani Inżynier. –
Co tutaj się stało?
- Nie mam
pojęcia. Ona… W pewnym momencie, gdy rozpoczął się atak, zaczęła krzyczeć.
Później myśliwce zaczęły spadać i powiedziała, że rebelianci są na Bespin. Jak
tutaj wróciłam po przekazaniu wiadomości, tkwiła z rękoma po łokcie w ziemi i
nadal krzyczała. Nie mam pojęcia, co tutaj się stało!
Anuka
wyrzuciła z siebie nieskładnie wszystkie informacje na jednym oddechu.
- W jakim
jest stanie?
- Funkcje
życiowe w normie. Nieznany powód utraty przytomności – odpowiedział
mechanicznym głosem robot.
Szilard
podniósł się z ziemi, dźwigając drobne ciało rudowłosej kobiety. Zdziwił się,
czując jaka jest lekka.
- Musimy
wracać na statek. Nic tutaj po nas. Chodź, Anuka.
Tobe
podniosła się i posłusznie ruszyła za Wiceadmirałem.
- Ona
wiedziała, że nas zaatakują – odezwał się niespodziewanie Szilard. Anuka
popatrzyła na niego, nie wykazując większego zrozumienia dla usłyszanych słów.
- Jak to?
- Nie
wiem. Ale dzisiaj od samego rana chodziła za Tavaszem i mówiła mu, że musi
wzmocnić ochronę, bo stanie się coś złego.
- Może to
przez tę całą Moc?
- Może.
Swoją drogą mam nadzieję, że odzyska przytomność zanim dotrzemy na Rakata
Prime. Inaczej Najwyższy Przywódca poukręca nam wszystkim łby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz