Rakata Prime
34 ABY
Plotki mają to do siebie, że rozchodzą się lotem błyskawicy. Dodatkowo,
przekazywane między kolejnymi osobami, mają tendencję urastać do tak
absurdalnych form, że jedyne, co człowiek ma ochotę zrobić, słysząc ich
ostateczną wersję, to złapanie się za głowę. Jak się okazało, plotki w
Najwyższym Porządku podróżują tak szybko jak w każdym innym miejscu w
Galaktyce. I jak tu dać wiarę stereotypom, że mężczyźni nie lubią plotek?
Generał Hux, po tym jak miał wątpliwą przyjemność być świadkiem wyjątkowo
widowiskowej egzekucji, i tak nie liczył na sen. Nie spodziewał się jednak, że
jego chwile samotności będą co i raz przerywane przez Wiceadmirałów i Admirałów
żądających szczegółowych wyjaśnień na temat tego, co to dokładnie się w nocy
stało.
O ile Armitage potrafił zrozumieć zainteresowanie niższych stopniem, dziwił
się bardzo, widząc kolejnych Admirałów, którzy jeden po drugim wpraszali się do
generalskiego gabinetu. Zupełnie jakby Hux miał znacznie większą wiedzę na
temat tego, czego wszyscy byli świadkami.
Starał się zapewniać swoich podkomendnych, że wszystko jest w najlepszym
porządku, a całe zamieszanie i śmierć Wiceadmirała były związane z aktem
zdrady. Cała sytuacja została już opanowana i tak długo, jak nikt nie wpadnie
na pomysł pójścia wytyczoną przez Mandulę Dio ścieżką, wszyscy są bezpieczni.
Świt zastał go pochylonego nad dokumentami. Niestety tylko pochylonego.
Niezależnie od tego, jak bardzo Armitage starał się skupić na treści nowych
raportów, które napływały do niego o każdej porze dnia i nocy, nie potrafił
zebrać myśli na tyle, żeby zrozumieć z czytanego tekstu więcej niż jedno czy
dwa zdania.
Chociaż pora była zabójcza, ciszę w gabinecie ponownie przerwało pukanie do
drzwi.
- Wejść!
Kiedy Hux zobaczył, że do gabinetu wchodzi nie kto inny, jak sam Admirał
Durin, miał ochotę krzyczeć.
Jeszcze jego tu brakowało, pomyślał.
- Dzień dobry, Generale – przywitał się Admirał i zamknąwszy za sobą drzwi,
zajął miejsce naprzeciwko Huxa.
Mimowolnie w głowie Armitage’a pojawiła się cała lista powodów, przez które
Snoke jak ognia unikał spotkań z Durinem. Kiedy Huxowi udało się odprawić
pierwszą falę zainteresowanych, a wśród nich nie było głównodowodzącego Fury,
miał nadzieję, że już się nie będzie musiał spotykać z Admirałem. Liczył po
cichu, że kompromitacja, jaką musiało być w oczach samego Jonathana zwrócenie
kolacji na widok groteskowego stanu zamachowców, spowoduje, iż Durin zaszyje
się gdzieś do wieczora i przed oficjalnym spotkaniem nie będzie nikogo kłopotać
swoją osobą.
- Czy coś się stało, Admirale? – zapytał w pełni świadomy tego, że właśnie
otwiera puszkę, w której znajdują się największe okropieństwa tego świata.
- Czy coś się stało? Czy pan sugeruje, że nic się nie stało? -
Admirał był wyraźnie wzburzony.
- No cóż… Fakt, że ktoś ośmielił się przeprowadzić zamach na życie
Najwyższego Przywódcy, jest niezwykle szokujący. Winny został pociągnięty do
odpowiedzialności, sprawa zamknięta. Nie widzę zupełnie powodów, żeby to dalej
roztrząsać.
- Pociągnięcie do odpowiedzialności? To pan nazywa pociągnięciem do
odpowiedzialności, Generale?
Hux zastanowił się nad tym, czy ma szanse usłyszeć coś innego niż
niekończące się pytania wypływające z ust Durina.
- Nie rozumiem, o co panu chodzi.
- Toż to był bestialski atak! Ci ludzie zostali dosłownie rozerwani na
strzępy! Jak można pozwalać, żeby coś takiego działo się w takiej organizacji
jak Najwyższy Porządek!
W tym momencie Armitage uznał, że gdyby znana mu była dokładniej jakaś
religia to zacząłby się modlić.
Właśnie! Ciekawe, czy użytkownicy Mocy modlą się do tej siły?
- Admirale, tak się składa, że w naszym wewnętrznym regulaminie jest
jedynie zapis o tym, że każdy dopuszczający się zdrady ma zostać stracony. O
tym, jak ma się to odbyć, nikt nie wspomina. Zresztą… Śmierć to śmierć. Sądzę,
że tym, którzy są już martwi, byłoby wszystko jedno, co dzieje się z ich
ciałami po tym, jak już zginęli.
- Po tym jak już zginęli? Generale, proszę wybaczyć śmiałość, ale czy pan
mówi poważnie? Przecież biedny Wiceadmirał Dio został niemalże zamrożony przez
tę szaloną kobietę! On cierpiał!
Hux zagotował się w sobie. Zatem wcale nie chodziło o to, że ktoś został
odesłany z tego świata w taki czy inny sposób. Głównym punktem całej sprawy dla
Admirała, był fakt, że to Loke dokonała egzekucji. Głupi seksista.
- Po pierwsze, to Wiceadmirał świadomie podjął taką, a nie inną decyzję.
Dopuścił się zdrady. Nie nazwałbym go zatem takim biednym. Po drugie radzę być
ostrożnym z obrażaniem Lady Ren. Chociaż nasz regulamin tego nie przewiduje,
ośmielę się stwierdzić, że Lady zasiada obecnie na stołku znacznie wyższym niż
pański.
- Może jeszcze mi pan powie, że jestem zobowiązany przyjmować od niej
rozkazy?
- Owszem, jest pan. Jeśli nie zostanie powiedziane inaczej, Lady Loke Ren
stanowi przedłużenie łańcucha Najwyższego Dowodzenia. Jej słowo jest prawem.
***
Przez całą resztę nocy nie mogła zasnąć. Nawet w momencie, kiedy Kylo,
zajmujący drugą połowę łóżka, odpłynął do krainy snów, ona czuwała. Wpatrywała
się w ciemność, analizując wszystkie wydarzenia mające miejsce tej nocy.
Najpierw śmiały atak na nią i jej towarzysza. Później rozprawienie się z
Wiceadmirałem, a ostatecznie dziwne zbliżenie w łazience.
Za każdym razem, gdy powracała w myślach do tej ostatniej sceny, czuła, że
jej policzki zaczynają się rumienić ze wstydu. Nawet pomimo panujących
ciemności miała ochotę zasłonić twarz dłonią, żeby nikt nie mógł dostrzec
czerwonych plam, które pojawiły się na jej skórze.
Nie miała pojęcia, co ją podkusiło, żeby pocałować Kylo. Do tej pory zawsze
traktowała go jak brata. Od wielu lat był najbliższą jej osobą na tym świecie,
najbliższą, jaką kiedykolwiek miała. Dlaczego zatem? Dlaczego go pocałowała?
Nie mogła zrozumieć sama siebie.
Próbowała sobie tłumaczyć to chwilą słabości po strasznym czynie, którego
się dopuściła. Czuła wtedy obrzydzenie do siebie. Potrzebowała pocieszenia od
kogoś, kto ją rozumiał. Od kogoś, kto potrafił znieść tę jej destrukcyjną
część, która sprawiała, że w obronie najbliższych była gotowa na rozerwanie
wroga na strzępy. Kylo rozumiał to doskonale. Pod tym względem rozumował tak
samo jak ona.
Czy jednak chodziło tylko o to?
Nie potrafiła sobie odpowiedzieć szczerze na to pytanie.
Krótki lecz namiętny pocałunek sprawił, że czuła się rozbita. Tutaj nie
chodziło tylko o to, że przekroczyła pewną granicę. Tutaj chodziło też o to, że
miała dwadzieścia pięć lat, a to był pierwszy pocałunek w jej życiu.
Odwróciła głowę w stronę śpiącego Kylo. Nie mogła go dostrzec w
ciemnościach. Jedynym znakiem jego obecności tuż obok był miarowy oddech, który
wyraźnie słyszała.
Zastanawiała się nad tym, jak to się stało, że jej nie odepchnął. Przecież
powinien to zrobić!
Tak, to by było znacznie łatwiejsze.
Kiedy ich usta się spotkały, poczuła jego zaskoczenie. Nie odepchnął jej
jednak tylko…
Uderzyła dłonią w twarz trochę mocniej niż zamierzała.
Nie! Nie mogła o tym myśleć!
Jak jednak mogło to się udać?
Otworzyła swój umysł na otoczenie. Wyłapywała podszepty Mocy, podziwiała
życie, podziwiała dzieło stworzenia. Wszystko tylko po to, żeby odciągnąć swoje
myśli od Kylo.
Kiedy po mentalnej podróży wróciła na dobre do swojego ciała, zorientowała
się, że za oknem zaczyna szarzeć świt.
Podniosła się z łóżka i zebrała swoje rzeczy. Chciała się czymś zająć. Na
szczęście w bazie nigdy nie brakowało zajęć. Szczególnie dla ludzi o jej
pozycji.
***
Cisza wisząca między Huxem i Durinem przeciągała się niebezpiecznie.
Generał postanowił jednak, że to nie on będzie tym, który przerwie milczenie.
Durin, jak przystało na rasowego, upartego osła, również milczał.
Sytuacja zaczęła się robić mocno niezręczna, gdy nagle drzwi do gabinetu
zostały ponownie otwarte. Brak pukania i czekania na zgodę od razu powiedział
mu, kto nadchodzi.
Loke weszła do środka tanecznym krokiem. Zupełnie jakby wydarzenia minionej
nocy nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. Zaraz za nią do pomieszczenia
wleciały dwie ogromne tace z jedzeniem, mówiąc Generałowi, że najwyraźniej
kobieta spotkała po drodze droida protokolarnego, który miał mu przynieść
posiłek.
Na widok Admirała uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Hux miał ochotę się
śmiać, gdyż wiedział, że ten wyraz jej twarzy nie wróży nic dobrego temu,
którego obrała za swój cel.
- Dzień dobry, panowie. Widzę, że ja w samą porę z tym śniadaniem. Dołączy
pan do nas, prawda, Admirale?
Durin wyraźnie pobladł. Podążał wzrokiem za tacami, które poszybowały w
stronę ławy w dalszej części gabinetu i wylądowały na niej miękko.
- Dziękuję za zaproszenie, jednak nie jestem głodny.
- Och… Dalej męczy pana wczorajsza niestrawność? – Jej głos zdawał się być
przepełniony szczerą troską o stan zdrowia Admirała
Armitage zasłonił usta dłonią, gdyż nie był pewien, czy jest w stanie
kontrolować własną mimikę.
- Nie mam pojęcia o czym pani mówi. – Zawiesił głos. - Lady – dodał
po chwili wahania.
- Nie? A zdawać by się mogło, że już cała baza wie o pańskich problemach
żołądkowych. Słyszałam nawet, że ktoś się zakładał o to, co dokładnie panu
zaszkodziło.
Bladość zmieniła się w dorodną purpurę. Durin rzucał spanikowane spojrzenia
raz na Huxa, raz na Loke.
- Państwo wybaczą, ale muszę się już udać do siebie. – Zerwał się z
zajmowanego fotela. – Do widzenia.
Admirał ominął Loke, wkładając bardzo dużo wysiłku w to, żeby chociaż na
chwilę nie odwrócić się do niej plecami.
Kiedy drzwi zamknęły się za niechcianym gościem, Hux parsknął. Loke pozwoliła
sobie na otwarty śmiech.
- Śniadanie? – rzucił, sam dokładnie nie wiedzą, co ma na myśli.
- No co, to najważniejszy posiłek w ciągu dnia! Niezależnie od stanu
zdrowia, Admirał nie powinien o nim zapominać.
Starał się nie roześmiać. Kosztowało go znacznie więcej wysiłku, niż
ktokolwiek mógłby przypuszczać.
- Dobrze, że jesteś – zapewnił ją, kiedy zajęła zwolnione przez Durina
miejsce. – Mamy dzisiaj dużo do zrobienia.
Skinęła głową w odpowiedzi.
Zaczął porządkować papiery na biurku, zastanawiając się nad tym, które
dokładnie dokumenty wymagały jej uwagi.
Kiedy podniósł wzrok znad teczek i spojrzał na Loke, zorientował się, że
kobieta zupełnie nie zwraca na niego uwagi. Siedziała w fotelu bokiem, jedną
nogę przerzuciwszy przez podłokietnik, a drugą luźno opuszczając na podłogę.
Nie miał pojęcia, gdzie błądziły jej myśli.
Poczuł się dziwnie, gdy zdał sobie sprawę, że Loke delikatnie muska swoje
wargi opuszkami palców.
- Na początek muszę wiedzieć, kogo dokładnie Kylo chce przydzielić do
poszczególnych jednostek – zaczął, spoglądając na odręczną notatkę. –
Wspominał, że każdy statek dostanie swojego rycerza Ren. Pierwsze statki
opuszczą układ Rakata Prime w ciągu dwóch dni.
- Kto odlatuje jako pierwszy?
- Pride, Integrity oraz Might.
- Dzisiaj na spotkaniu przedstawimy listę. Nie wiem, kto dokładnie będzie
oddelegowany do działań w Koloniach. Mogę już teraz powiedzieć, że ja wybieram
się z załogą Pride na misję rekrutacyjną.
Starał się nie wyglądać na zaskoczonego. To była zupełna nowość. Z jakiegoś
powodu nie przypuszczał, że Kylo i Loke mogliby chcieć się rozstać. Dodatkowo
jej obecność w bazie była dość ważna, gdyż przejęła sporą część obowiązków
Najwyższego Przywódcy, którymi sam Kylo najwyraźniej nie chciał się kłopotać.
- Dlaczego właśnie ty?
- Uznaliśmy wspólnie, że jedyną osobą, która bardziej by się do tego
nadawała, jest Zara Ren. Niestety, ona nie może opuścić Rakata Prime, gdyż
zajmuje się prowadzeniem szkolenia w Świątyni. Mamy też za mało ludzi… Jeśli
nie poleciałabym na Pride, musiałabym dołączyć do innej jednostki. Jak
by nie patrzeć, zadanie, które wyznaczono Pride, jest najkrótsze.
Istnieje spore prawdopodobieństwo, że zanim wyruszycie z Kylo na Courscant, ja
zdążę wrócić z nowymi rekrutami. Nie będzie mnie raptem jakiś tydzień.
- Wyprawa na Courscant nie będzie możliwa jeszcze przez co najmniej miesiąc
– przyznał. – Uważam jednak, że powinnaś być przez ten cały czas na miejscu.
Ktoś musi doglądać planów i pomóc mi w nadzorowaniu wszystkiego.
Zgromiła go wzrokiem.
- Daj spokój Hux, dacie sobie we dwóch radę. – Odgarnęła niesforny kosmyk z
twarzy. – Dam ci radę. Jak Kylo nie będzie chciał z tobą współpracować, musisz
łazić za nim aż do skutku. W końcu się zdenerwuje i załatwi sprawę dla świętego
spokoju.
No oczywiście. Bo nagabywanie Rena to było to, o czym skrycie marzył
każdego dnia.
- Mam lepsze rzeczy do roboty niż bieganie za Najwyższym Przywódcą, który
się nie poczuwa do wypełniania własnych obowiązków.
Zmrużyła oczy.
- Ostrożnie… - ostrzegła.
- Bo co? Pomalujesz mną ściany?
Fakt, że popełnił błąd, uświadomił sobie w momencie, gdy ostatnie słowo
opuszczało jego usta. Nie miał pojęcia, co go podkusiło.
Loke zdawała się jednak być zupełnie niewzruszona tym, co właśnie
usłyszała. Przekręciła tylko głowę i patrzyła na niego oceniającym wzrokiem.
- Może tak właśnie zrobię. Chciałbyś się znaleźć na jakiejś konkretnej
ścianie?
Zasznurował usta, uznając, że nie ma najmniejszej ochoty rozciągać tej
dyskusji.
Kobieta sama wybawiła go z opresji, wstając z fotela i podchodząc do tac z
jedzeniem.
- Kawy?
- Chętnie.
Patrzył, jak napełnia dwa kubki czarnym płynem. Przyjął jedno z naczyń i
zaciągnął się zapachem naparu.
- Wracając do sprawy załóg. Brakuje nam dwóch Admirałów – odezwała się
nagle.
- Tak. Przygotowałem listę kandydatów na te stanowiska.
- Świetnie. Przedstawię je Kylo. Umówisz nam spotkanie na piętnastą?
- Nam?
- No… Kylo i ja będziemy chcieli spotkać się z kandydatami – wyjaśniła. – W
sumie nie byłoby źle, gdybyś i ty do nas dołączył.
- Oczywiście. Nie ma problemu.
***
Rozmowa ciągnęła się przez kolejne trzy godziny.
Plany, raporty, ustalenia, przygotowania, przychody, straty, wydatki…
Nie pamiętała, w którym momencie zmienili fotele przy biurku na sofy przy
ławie zastawionej jedzeniem. Nie za bardzo kojarzyła też, w którym momencie
teczka z raportem zmieniła się z lektury w osłonę od drażniącego oczy światła
lamp.
W ciągu ostatnich godzin najadła się, opiła i przyswoiła kolejną
horrendalną ilość informacji. Nic dziwnego, że po nieprzespanej nocy
właśnie teraz zaczęła odczuwać senność.
Wyciągnęła rękę w bok, starając się wymacać talerz z kawałkami sera, który
powinien znajdować się blisko niej.
Usłyszała szuranie zastawy o blat stolika. Jej dłoń natrafiła na naczynie.
Wiedziała, że to Armitage jej pomógł.
- Dzięki – mruknęła.
Wcisnęła kawałek sera pod osłaniającą jej twarz teczkę z raportem.
- Loke, mam do ciebie pytanie.
Wyczuła, że pytanie nie będzie należało do najłatwiejszych. Hux bardzo
rzadko zwracał się do niej po imieniu. Zaczęła się zastanawiać nad tym, czy pytanie
było na tyle poważne, żeby wstać. Ostatecznie rozmawianie na pewne tematy w
pozycji półleżącej, z teczką papierów na twarzy, było co najmniej niewłaściwe.
Nawet w jej przypadku.
Papiery wylądowały na podłodze, jednak dziewczyna nie zmieniła pozycji.
- Co tam?
- Tak mi się przypomniało… Dlaczego wczoraj wspomniałaś o miłości?
No tak, zatem o to chodzi, pomyślała.
Ociężale podniosła się do siadu.
- Jak dobrze znałeś Dio? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Generał wzruszył ramionami.
- Byliśmy na tym samym roku w Akademii. Chyba. Nie wiem… Jakoś nigdy nie
był mi specjalnie bliski.
Powstrzymała się przed zapytaniem czy ktokolwiek, kiedykolwiek był.
- Dla twojej informacji, to faktycznie byliście na jednym roku w Akademii.
Dodatkowo Dio należał do pupilków twojego ojca. To jednak mało istotne –
machnęła ręką. – Istotne jest jednak to, że odkąd skończył siedemnaście lat,
był w tobie szaleńczo zakochany. – Zamilkła na chwilę, pozwalając Armitage’owi
na przyswojenie informacji. – Kiedy dowiedział się, że Kylo przejął władzę,
postanowił go zlikwidować, żebyś ty mógł zająć pozycję Najwyższego Przywódcy.
Patrzyła przez dłuższy moment na zdezorientowanego Huxa, po czym opadła
ponownie na poduszki.
- Ty sobie to przemyśl na spokojnie, a ja wracam do bardzo ważnych rozważań
na temat bardzo ważnych rzeczy. – Ponownie położyła otwartą teczkę z raportem
na swojej twarzy i zamknęła oczy.
***
Kiedy się obudził, Loke nie było przy nim. W pierwszym odruchu spanikował.
Dopiero kiedy odszukał ją poprzez Moc i zdał sobie sprawę z tego, że w tym
momencie znajdowała się w gabinecie Huxa, poczuł pewną ulgę.
Nie podobało mu się, że pierwszą rzeczą, jaką zrobiła tego ranka, było
odwiedzenie Generała. Oczywiście wiedział, że mieli wiele spraw do załatwienia.
Ostatecznie do wieczornego spotkania trzeba było dopiąć wszystkie plany na
ostatni guzik. Kylo wolałby jednak, żeby była obok w momencie, kiedy się
obudził.
To, co zaszło między nimi poprzedniej nocy… Cóż, nie potrafił do końca tego
zrozumieć. Nie wiedział, dlaczego Loke zachowała się w taki, a nie inny sposób.
Nie miał też pojęcia, dlaczego sam odpowiedział na to zachowanie.
Może powinien ją powstrzymać? Powiedzieć, żeby tego nie robiła?
Dlaczego jednak miałby to zrobić, tak na dobrą sprawę? Przecież… Przecież
to było takie przyjemne. Nigdy jeszcze się tak nie czuł w całym swoim
dwudziestodziewięcioletnim życiu.
Bliskość, która ich połączyła, była tak różna od tego, co działo się
zazwyczaj. Na początku lekka, przyjemna i ciepła. Później wręcz przepalająca na
wylot.
Pokręcił głową.
Nie rozumiał tego ciepła, które rozlewało się w jego wnętrzu za każdym
razem, kiedy wracał w myślach do ich pocałunku.
Ich relacja zawsze wydawała się Kylo bardzo prosta. Odkąd poznał Loke, w
swoim życiu nie miał bliższej osoby. Wspólnie kroczyli przez życie. Poznawali
tajniki Mocy, walczyli, rządzili… Z nikim nigdy nie łączyła go podobna więź.
Nawet bliskość i troska, którą przez krótką chwilę darzyła go ta śmieszna
zbieraczka złomu z Jakku, to było coś innego.
Cholera! Nie nadawał się do takich rozważań!
Odrzucił kołdrę ze złością i zaczął się ubierać.
Przez chwilę zastanawiał się nad tym, co powinien ze sobą zrobić. W końcu,
nie mając bardziej sensownego planu, postanowił dołączyć do Loke i Huxa.
Opuścił kwatery w prawdziwie bojowym nastroju.
Droga do generalskiego gabinetu nie zajęła mu wiele czasu. Nie zatrzymał
się nawet na chwilę przed drzwiami, zmuszając mechanizm jedną prostą myślą,
żeby wpuścił go do środka.
To, co zobaczył po przekroczeniu progu sprawiło, że zamarł.
Hux pochylał się właśnie nad śpiącą Loke i okrywał ją kocem.
Kylo poczuł, że krew się w nim gotuje.
- Co tutaj się dzieje? – warknął ze złością.
- Wodzu. – Hux skinął mu głową na powitanie. – Nic się nie dzieje. Co by
się miało dziać? – dodał pospiesznie, widząc groźną minę swojego przełożonego.
- Dlaczego ona tutaj śpi? – Wskazał dłonią na Loke.
- Zmęczyły ją raporty.
Generał zebrał kilka teczek leżących obok kanapy i podszedł do biurka.
- Jak już tutaj jesteś, powinniśmy omówić kilka spraw.
Kylo zmrużył oczy. Przez dłuższą chwilę nie poruszył się i nie powiedział
nawet słowa. Miał nadzieję, że takie zachowanie odrobinę zdenerwuje Huxa.
Generał najwyraźniej zaczął się przyzwyczajać do obcowania z użytkownikami
Mocy, gdyż wymowna zdaniem Kylo cisza, nie zrobiła na nim najmniejszego
wrażenia.
Niepocieszony i nadal zły Kylo, usiadł w fotelu przy biurku.
Papiery! Że też musiał się zajmować jakimiś beznadziejnymi raportami! Do
czego to doszło!?
***
W pewnym momencie Kylo zaczął bardzo żałować, że dał się namówić na rozmowę
z Huxem. Po cichu zaczął doceniać to, co dla zapewnienia przepływu informacji
robiła Loke. Głowa Najwyższego Przywódcy zdawała się pękać od nowych
informacji, a podjęcie decyzji wcale się nie przybliżało.
Mężczyzna nie rozumiał, jak to się działo, że kiedy Loke tłumaczyła mu
wszystkie najważniejsze sprawy, robiła to w sposób prosty i łatwy do
przyswojenia. Po jej wyjaśnieniach zawsze wiedział, na co powinien się
zdecydować. Teraz zaś patrzył się tępo na Huxa i miał w głowie pustkę.
- To jak robimy?
Hux ponownie zadał pytanie, a Kylo zaczynał panikować.
- Daj mu spokój, Armitage. Jest jeszcze czas, żeby się nad tym zastanowić –
odezwała się Loke zaspanym głosem. – Porozmawiamy o tym na spokojnie jutro.
Dzisiaj wystarczy mu, że będzie się musiał spotkać z kadetami i wyznaczyć
dwójkę Wiceadmirałów. Reszta spraw na dzisiejszy wieczór jest już ustalona.
- Wiesz, że jutro jest twój ostatni dzień w bazie i tego czasu to wam może
nie wystarczyć – zwrócił się do niej Hux.
- Jak to ostatni dzień w bazie? – wypalił Kylo, zanim zdążył się ugryźć w
język.
- Przecież wylatuję na Pride – przypomniała mu. – Rozmawialiśmy o
tym wczoraj.
- No tak, zapomniałem.
Kylo poczuł się tak, jakby ktoś uderzył go wyjątkowo mocno w żołądek. Wśród
tych wszystkich spraw zupełnie zapomniał, że Loke ma lecieć na misję
rekrutacyjną. Już na samym początku nie podobał mu się ten pomysł. Wolał ją
mieć cały czas przy sobie. Teraz, gdy… No, teraz ten pomysł podobał się mu
jeszcze mniej.
Mężczyzna widział, jak Hux rzuca mu nieco spłoszone spojrzenie.
- Jesteś pewna, że musisz lecieć? Może jednak zostaniesz? – Generał brzmiał
tak, jakby musiał się bardzo starać, żeby nie dodać „proszę” na końcu zdania.
- Tydzień, nie będzie mnie tydzień. Poradzicie sobie. – Popatrzyła na nich
spod koca. – Macie sobie poradzić, to jest rozkaz.
Zachichotała, wyraźnie zadowolona z własnego dowcipu.
- Przestań się chichrać jak głupia i wyłaź spod tego koca. Za pół godziny
macie spotkanie – upomniał ją Hux.
- Ta jest!
Machnęła ręką, jakby próbowała zasalutować, jednak nie za bardzo jej to
wyszło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz