czwartek, 15 lutego 2018

Rozdział V

Rakata Prime
34 ABY

Anuka Tobe, dyrektor działu badań wojskowych, przestąpiła niecierpliwie z nogi na nogę. Niecałe pół godziny temu Admirał Saul Hakari poinformował ją, że w układzie Rakata Prime pojawił się krążownik Stardust.
Kobieta była świadoma wydarzeń, jakie miały miejsce w układzie Crait. Wiedziała doskonale, że ciąg zdarzeń przyniesie za sobą zmiany i nie mogła się doczekać momentu, w którym będzie mogła je dostrzec.
Miała zaledwie 24 lata. Swoje wysokie stanowisko zawdzięczała ponadprzeciętnej inteligencji, która pomogła jej w ukończeniu na Akademii Wojskowej dwóch kierunków z najwyższymi notami. Anuka od zawsze była wynalazcą i kiedy zaczęła pracę w dziale badań wojskowych, cieszyła się jak dziecko z możliwości realizowania swoich pomysłów. Kiedy została mianowana dyrektorem działu, miała wrażenie, że oto spełniło się jej największe marzenie. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. Nie mogła w pełni wykorzystać możliwości prowadzonej przez siebie jednostki z powodu Najwyższego Przywódcy. Snoke, przekonany o wielkości Mocy, często zaniedbywał pomysły swoich inżynierów, uznając, że najnowsza technologia wojskowa nie jest tym, co przyniesie Najwyższemu Porządkowi zwycięstwo.
Mogli ją nazywać niewdzięczną gówniarą, kiedy jednak na Rakata Prime doszła wiadomość o śmierci Snoke’a i zmianach w łańcuchu dowodzenia, nie potrafiła ukryć swojego zadowolenia. Może teraz, kiedy Najwyższym Przywódcą został Kylo Ren, znacznie młodszy od swojego poprzednika, ona i jej wynalazki dostaną swoją szansę.
- Uspokoisz się wreszcie? – Wiceadmirał Yotori spojrzał na nią spod byka.
Zadarła głowę, żeby móc spojrzeć w twarz znacznie wyższego od siebie mężczyzny. Yotori był obecnie drugą najważniejszą osobą na planecie. Wspólnie z Admirałem Hakari był odpowiedzialny za bazę na Rakata Prime. Dodatkowo pełnił zwierzchnictwo nad Akademią Wojskową. To właśnie dzięki niemu i jego orędownictwu została skierowana do działu badań i tak szybko awansowała w jego szeregach.
- Przepraszam – odpowiedziała bez skruchy. – Chciałabym jednak, żeby już przybyli.
Hakiri, stojący po drugiej stronie Yotoriego, wychylił się i posłał jej karcące spojrzenie.
Stała właśnie na wielkim, odsłoniętym z trzech stron lądowisku. Ona i dwójka wojskowych, czekali na pojawienie się dowództwa. Towarzyszył im oddział starannie wyselekcjonowanych Szturmowców pod przywództwem nieznanego jej Kapitana. Oczekiwanie uprzyjemniały także lodowate podmuchy wiatru.
Pogoda na Rakata Prime, wielkiej lesistej i górzystej planecie, nie sprzyjała ostatnio. Nieustannie wiało i padało. W miejscach, gdzie las został wykarczowany pod budowę bazy i jej części składowych, lodowe podmuchy były niemalże nie do zniesienia. Dla kobiety, która pochodziła z pustynnej i gorącej Tatooine, taki klimat był zabójczy. Już dawno straciła nadzieję na to, że kiedykolwiek się do niego przyzwyczai.
Komunikator Hakariego zapiszczał złowieszczo. Admirał odebrał połączenie. Chociaż stała tak blisko niego, nie słyszała wiadomości, która została przekazana… oddziałowi powitalnemu.
Oddział powitalny! Aż ciężko było się nie uśmiechnąć.
- Ruszyli ze Starudust. – Poinformował ich Hakari.
Podniosła głowę. Krążownik Najwyższego Porządku był tak ogromną jednostką, że bez najmniejszych problemów mogła zobaczyć orbitujący statek, stojąc na lądowisku. Co prawda z tej odległości wydawał się mniejszy od jej zaciśniętej pięści, nie było jednak żadnych wątpliwości. Ostatecznie, takich statków nie posiadali wiele.
Pomyślała chwilę. Sześć. W tej chwili podobnych krążowników było sześć, a Stardust był z nich największy.
Minęło kilka minut i do jej uszu dobiegło lekkie buczenie. Powoli  odgłos pracy silników typu KTGA256161 stał się wyraźniejszy. Niewielka jednostka, która mogła pomieścić maksymalnie pięciu pasażerów, włączając w to pilota, zamajaczyła w polu jej widzenia.
Stateczek podszedł do lądowania i osiadł na wielkiej płycie jednym płynnym ruchem, wyrzucając w górę tumany kurzu. Mając na uwadze, że przez swoją niewielką masę, jednostki SSP były niezwykle niestabilne, doceniła umiejętności pilota.
- No to lecimy z tematem – rzucił pod nosem Yotori.
Spuściła głowę. Nagle czubki własnych butów wydały się jej niezwykle ciekawe. Próbowała ukryć własny uśmiech, który został wywołany przez głupkowaty komentarz. Czasami myślała o tym, jak to się stało, że Yotori, mając taki niewyparzony język, doczłapał aż do godności Wiceadmirała w tak sztywnej organizacji jaką był Najwyższy Porządek.
Uniosła spojrzenie dopiero w momencie, kiedy właz do SSP otworzył się z głośnym sykiem. Na zewnątrz wyszły powoli trzy osoby.
Pierwszy kroczył wysoki mężczyzna. Miał pociągłą twarz, którą przecinała długa blizna. Czarne włosy sięgały mu aż do ramion. Ubrany był cały na czarno. Strój skrywał każdy kawałek ciała. Długa peleryna omiatała mu nogi przy każdym kroku. Patrzył przed siebie pewnie, obserwując czekającą na lądowisku grupę wojskowych i żołnierzy. Nie miała wątpliwości, że to właśnie Kylo Ren, ich nowy Najwyższy Przywódca.
Zaraz za nim, po lewej stronie Wodza, ubrany jak zwykle w nieskazitelny mundur, szedł Generał Armitage Hux. Była to jedyna osoba z całej trójki, którą miała już okazję poznać. Jak zwykle, przez bladą cerę i podkrążone oczy, wydawało się jej, że Generał jest chory. Zaciśnięte mocno mięśnie szczęki zdradzały, że mężczyzna był z czegoś bardzo niezadowolony.
Ostatnia osoba, która opuściła statek, była znacznie niższa od dwóch pozostałych mężczyzn. Anuka nie potrafiła określić płci nieznajomego przez bezkształtne szaty zakonu Ren oraz głęboki kaptur peleryny naciągnięty na głowę. Jedynym elementem stroju, który nie pasował Anuce, był szeroki czerwony pas podtrzymujący pelerynę. Czerwień… to kolor, który przysługiwał jedynie członkom osobistej Gwardii. Kto mianował tę mikrą istotę ochroniarzem?
Kiedy cała trójka zbliżyła się do nich, Admirałowie zasalutowali, a Anuka ukłoniła się usłużnie, jak od niej oczekiwano.
- Najwyższy Przywódco Kylo Renie, Generale Hux – odezwał się Hakari. – Witamy na Rakata Prime.
- Panowie, pani. – Kylo skinął lekko głową w geście powitania.
- Zgodnie z sugestią Generała, przygotowaliśmy dla państwa kwatery w głównym budynku bazy – zapewnił Hakari.
- To nie było konieczne.
Kobieta! To była kobieta!
Anuka patrzyła, jak nieznajoma sięga do kaptura i ściąga go z głowy. Na widok drobnej twarzy okolonej burzą rudych włosów, Yotori wciągnął gwałtownie powietrze.
Tobe uważnie zlustrowała twarz kobiety, dłuższą chwilę poświęcając oczom w kolorze intensywnej zieleni. Domyślała się, kim była ta wojowniczka. Anuka słyszała wiele historii z jej udziałem. Tak, to musiała być Loke Ren.
- Lady Ren. – Hakari skłonił się przed kobietą, zachowując zimną krew. – Cieszę się widząc cię ponownie wśród żywych.
- Dobrze jest wrócić, Admirale – zapewniła.
- Jak już powiedziała Lady Ren, kwatery w głównej bazie nie będą konieczne. Nasza dwójka zatrzyma się w Świątyni.
- Oczywiście, Wodzu, jak sobie życzysz. Mam nadzieję, że to nie utrudni nam kontaktu.
- Będę uczestniczyć we wszystkich naradach – zapewnił Kylo. Najwyraźniej uznał temat za wyczerpany.
Mężczyzna popatrzył gdzieś nad ramieniem Anuki. Uśmiechał się lekko.
Kobieta odwróciła się szybko.
Nie słyszała, kiedy nadeszli. Byli jednak tutaj, na skraju lasu. Stali zwartą grupą. Około dwunastu postaci, których twarze skryte były pod kapturami szat. Na ich czele stała kobieta po trzydziestce. Jej jasna, niemalże biała skóra, kontrastowała z ciemnymi szatami. Włosy nieznajomej miały śnieżnobiały kolor. Kiedy zbliżyła się, Anuka była w stanie dostrzec, że również jej oczy były idealnie białe. Nie było kolorowej tęczówki i źrenicy. Wyglądała złowieszczo. Tobe poczuła, że przez jej ciało przechodzi dreszcz.

***

Pojawili się. Loke wezwała uczniów, a oni pojawili się, żeby powitać swojego nowego Mistrza. Zara, odpowiadająca za szkolenie młodzików, wyszła przed grupę. Przez chwilę patrzyła mu prosto w oczy, a później opadła posłusznie na jedno kolano.
Wyczuwał jej niechęć. Nigdy za sobą nie przepadali. Wiedział, iż uważała, że to ona zasłużyła sobie na to, żeby stać się uczennicą Snoke’a. Nie on. Teraz sytuacja zmusiła ją jednak do tego, żeby po raz kolejny przełknąć własną dumę i paść przed nim na kolana w pokornym geście. Wiedziała, że jeśli tego nie uczyni, spotka ją sroga kara.
- Mistrzu – wyszeptała, nie odrywając wzroku od ziemi.
Zgiął dwa palce w dłoni. Dostrzegła ten gest i podniosła się. Chociaż nie była niską kobietą, daleko jej było wzrostem do niego. By spojrzeć prosto w jego twarz, będąc tak blisko, musiała zadrzeć głowę.
- Zaro – zwrócił się do niej, specjalnie pomijając jej tytuł. Myśl o tym, że musiała się zwijać w sobie ze złości, dawała mu dziwną satysfakcję. – Cieszę się, że przyprowadziłaś moich uczniów. Musimy koniecznie porozmawiać o ich postępach i dalszym szkoleniu.
- Kiedy tylko zechcesz, Mistrzu.
Poczuł, że Loke zbliżyła się do niego. Stała tak blisko, że niemalże ocierali się o siebie. Patrzyła spokojnie na Zarę.
- Witaj, Mistrzyni. – Rudowłosa skinęła lekko głową starszej kobiecie. Przez krótki czas, zanim Snoke odesłał ich do Huxa, Zara była jedną z osób szkolących Loke. To od niej Loke nauczyła się niektórych ze swoich licznych mentalnych sztuczek.
- Loke.
Moc zadrżała i zatańczyła pomiędzy ich postaciami. Czuł to wyraźnie. Później, obie jednocześnie, uśmiechnęły się lekko do siebie.
- Robisz się coraz potężniejsza – zauważyła.
- Przez długi czas miałam do dyspozycji jedynie własny umysł – wyjaśniła Loke. – Nie pozostało mi wtedy nic innego, jak tylko gromadzić siły i ćwiczyć swoje umiejętności.
- Mądra dziewczynka.
Nie przypominał sobie, żeby Loke kiedykolwiek pozwoliła nazwać siebie dziewczynką.
Przyglądał się kobietom. Nie wyczuł, żeby Zaraz żywiła do Loke taką niechęć, jaką odczuwała wobec niego. Nie miał pojęcia, dlaczego tak było, skoro Loke również stała się uczennicą Snoke’a, zajmując tym samym miejsce, które mogło przypaść Zarze. Czyżby długie godziny treningów zbliżyły je do siebie bardziej, niż przypuszczał?
- Zabierz uczniów do Świątyni – zwrócił się do Zary. – Przybędziemy, jak tylko będzie to możliwe.
Wcale nie miał ochoty zajmować się wojskowymi i dyskutować z nimi o bieżących wydarzeniach. Najchętniej już teraz zabrałby ze sobą Loke i wspólnie z Zarą oraz uczniami udał się do Świątyni. Obawiał się jednak pozostawić wszystkie wojskowe i organizacyjne sprawy w rękach Huxa.
Zakon był ważny. Na razie jednak Moc musiała wykazać się cierpliwością i zaczekać, aż będzie miał czas pochylić się nad jej sprawami. Cała militarna potęga Najwyższego Porządku czekała na niego.

***

Sala obrad znajdowała się na szczycie wielkiej wierzy Akademii Wojskowej. Pomieszczenie było okrągłe, a wszystkie ściany, poza niewielkim punktem, w którym wychodził szyb windy, były przeszklone. Z wielkiego okna rozciągał się widok na budynki bazy. Stojąc przy szklanej powierzchni, mógł dostrzec place ćwiczebne, wielkie baraki, w których zakwaterowani byli żołnierze oraz rozrzucone gdzieniegdzie lądowiska. Z tak wielkiej odległości nie był w stanie dostrzec pojedynczych osób. Widoczne były jedynie pomniejsze brygady poruszające się w obranych przez siebie kierunkach w zwartych szykach.
Trójka osób, sprawujących na co dzień pieczę nad bazą, zajęła miejsca przy wielkim stole. Czekali na niego, aż zacznie spotkanie. Prawda była jednak taka, że nie wiedział, od czego powinien zacząć.
Loke podeszła do niego i stanęła tuż obok. Jej twarz nie wyrażała niczego. Była spokojna i opanowana. Zdawał sobie co prawda sprawę z tego, iż była to tylko maska, którą przywdziała na tę okazję. Zazdrościł jej jednak tej umiejętności. Miał wrażenie, że zaczyna być po nim widać, jaki jest zagubiony w nowej roli.
Kiedy uczniowie pod przewodnictwem Zary przybyli, żeby go powitać, czuł się potężny. Czuł, że rządzi. Teraz jednak, kiedy musiał zająć się odległym mu tematem wojskowości, stracił nieco na swojej pewności.
- Zwal to na Huxa. Niech sobie radzi – szepnęła Loke tak cicho, żeby tylko on mógł ją usłyszeć.
Tak, to był dobry pomysł. Skoro już postanowił pozostawić Generała przy życiu, mógł zrobić z niego użytek.
Odwrócił się od okna i potoczył wzrokiem po twarzach zebranych.
Podszedł i zajął jedno z wolnych miejsc przy wielkim stole. Loke również usiadła.
- Hux!
Generałowi nie trzeba było więcej. Dopuszczony do głosu zaczął swój wywód.
- Jak wiecie, na skutek ataku sił Ruchu Oporu, doszło do zniszczenia dwóch naszych krążowników. W trakcie pierwszej potyczki, bombowce wysadziły Hellfire, później w samobójczym ataku Raddusa zniszczeniu uległ Supremacy. W trakcie natarcia na nasz flagowy krążownik, zginął Najwyższy Przywódca Snoke.
Generał nie wspomniał o Rey, co uspokoiło Kylo. Loke powiedziała mu wcześniej, że w trakcie wizyty na mostku rozmawiała z Huxem i wspólnie ustalili najbardziej odpowiednią wersję na przedstawienie wydarzeń, które doprowadziły do zmiany przywództwa.
- Z wykorzystaniem sił ocalonych ze Stardust przeprowadziliśmy atak na bazę rebeliantów na Crait. Na skutek naszych działań przy życiu pozostała niewielka grupa buntowników. Udało im się zbiec, jednak ich wątłe siły nie stanowią w chwili zagrożenia dla naszych dalszych działań. Wspólnie z Najwyższym Przywódcą ustaliliśmy, że najlepiej będzie zwołać posiedzenie dowództwa na Rakata Prime. Zanim wszyscy Admirałowie przybędą, powinniśmy podsumować straty ostatnich miesięcy oraz rozważyć nasze opcje przyszłych działań. Natychmiastowo rozpoczniemy również poszukiwania Ruchu Oporu. – Hux zamilkł na chwilę. Powiódł wzrokiem po zebranych, zatrzymując się na Admirale. – Admirale Hakari, chciałbym w tym celu aktywizować oddział Delta.
Kylo zmrużył oczy. Oddział Delta był specjalną jednostką. Jej utworzenie było pomysłem samego Huxa, który uznał kiedyś, że oddział wyszkolonych szpiegów, będących w stanie przeniknąć każde środowisko, może okazać się przydatny.
- Oczywiście, Generale. Zebranie i aktywizacja oddziału zajmie dwa dni. Jeśli tylko otrzymam listę celów.
- Dostarczymy listę układów, które powinny być sprawdzone w pierwszej kolejności – zapewnił go Hux. – Inżynier Tobe. – Teraz skierował swoje słowa do czarnoskórej kobiety. – Proszę, żeby dział badań przygotował listę patentów i innowacji, które można będzie zaprezentować w trakcie zebrania Wysokiego Dowództwa. Pani urządzenie śledzące okazało się świetnie działać. Chcielibyśmy się dowiedzieć, co jeszcze pani dla nas przygotowała.
Zatem to była ona. Kiedy po raz pierwszy usłyszał o genialnym wynalazku, które miałoby dokonać prawdziwej rewolucji na froncie, zastanawiał się, kto był jego pomysłodawcą.
- Z przyjemnością. Powiem moim ludziom, żeby się szykowali. Na kiedy przewidujemy spotkanie?
- Pięć dni od dzisiaj – rzucił Kylo. Nie miał pojęcia, skąd ta data przyszła mu do głowy. Nigdy nie dyskutował jednak z dziwnymi podszeptami Mocy.
- Oczywiście. Będziemy gotowi, Wodzu.
- Inżynier Tobe, proszę również odświeżyć plany naszych krążowników i skontaktować się z oddziałem inżynierii wykonawczej w sprawie stworzenia nowych jednostek. Niech przyślą nam kosztorysy i określą terminy wykonania.
- Które dokładnie modele ma pan na myśli?
- Wszystkie. Niech się określą. Mając kosztorysy, Najwyższy Przywódca podejmie odpowiednie decyzje.
- Oczywiście.
Kobieta wyciągnęła z kieszeni swojego stroju niewielkie urządzenie. Zaczęła stukać w nie palcami, zapisując najważniejsze informacje.
- Ważną sprawą jest również zakwaterowanie oddziałów znajdujących się na Stardust w bazie. Na chwilę obecną na krążowniku powinny pozostać jedynie oddziały techniczne. Wiceadmirale Yotori, ma się pan tym zająć.
- Tak jest!
Kylo podniósł się ze swojego fotela.
- To będzie wszystko na dzisiaj. Chcę być informowany na bieżąco o wszystkich postępach.
- Mistrzu, czy mogę?
Popatrzył na Loke. Co ona chciała? Miał nadzieję, że nic porównywalnego do tego cholernego autostopu. Dał jej jednak przyzwolenie na zabranie głosu.
- Inżynier Tobe, mam dla pani zadanie. Potrzebuję pewnych materiałów.
- Oczywiście, Lady Ren. Co mogę dla pani przygotować?
- Dwa kryształy Kyber. Koniecznie nienaruszone. I dwa kilogramy Elektrum.
Inżynier Tobe ściągnęła brwi, wyraźnie zaskoczona tym zamówieniem. Po dłuższej chwili skinęła głową.
- Zobaczę, co mogę zrobić w tej sprawie. W moim oddziale powinny znajdować się jeszcze jakieś kryształy. Jeszcze za czasów Imperium prowadzone były na nich badania.
Loke skinęła głową.
- Tak, wiem. Jeśli by się okazało, że jest pani w posiadaniu większej ich ilości, koniecznie proszę dać mi znać.
- Jak sobie pani życzy.
Po tej wymianie zdań, wszyscy zaczęli się podnosić. Nie minęła chwila, a Kylo został sam w towarzystwie Loke.
- Planujesz zbudować nowy miecz świetlny?
- Mam jakiś wybór? – Była wyraźnie zaskoczona pytaniem. – Może i Snoke zostawił sobie na pamiątkę moją broń ale żadne z nas nie wie, gdzie może się ona znajdować. Prawda? Nie zdziwiłabym się, gdyby przepadła razem z tym wszystkim, czego nie udało się uratować z Supremacy. Zresztą… to dobry moment na zrobienie nowego miecza.
- Dlaczego?
- Wiele się zmieniło. Ty się zmieniłeś. Ja się zmieniłam. Zmieniła się nasza sytuacja. Wiesz… Nowa broń na nowe czasy.
Pomyślał o własnym mieczu świetlnym. Zbudował go, kiedy został uczniem Snoke’a. To był jeden z przełomowych momentów w jego życiu. Broń, chociaż nie była doskonała, świetnie sprawdzała się w walce. Po tych wszystkich latach dziwaczny miecz z laserowym jelcem stał się jego znakiem rozpoznawczym. Za nic w świecie nie zamieniłby go na inny.
- Zawsze nosiłaś fioletowe ostrze – przypomniał sobie. – Myślisz, że teraz też takie otrzymasz?
- Nie mam pojęcia.
Podeszła do okna. Splotła ręce na piersi i patrzyła w milczeniu na widok za szybą.
Podszedł do niej i objął ją w pasie. Kiedy go nie odepchnęła, uznał to za dobrą monetę i oparł brodę na czubku jej głowy.
Usłyszał jak się zaśmiała.
- Przestałaś się już na mnie złościć?
- Ale ja się wcale nie złościłam!
Pokręcił głową w wyrazie dezaprobaty. Postanowił jednak nie wchodzić w dyskusję.
Dobrze, że nie widziała jego miny.
Podziwiając rozpościerający się przed nim widok, zaczął zastanawiać się nad jej odpowiedzią dotyczącą koloru miecza świetlnego.
Kolor ostrza zależał zawsze od tego, co znajdowało się wewnątrz użytkownika, kiedy ten przystępował do tworzenia swojej broni. Kryształy Kyber, stanowiące serce miecza, miały tę niesamowitą właściwość, że na zawsze wiązały się ze swoim właścicielem. Dlatego właśnie większość Jedi miała zielone i niebieskie ostrza. Zaś miecze użytkowników Ciemnej Strony były czerwone, tak jak jego. Czasami jednak zdarzało się, że pojawiały się inne kolory. Wcześniejszy miecz Loke, który zbudowała jeszcze w trakcie pobytu na naukach u ich pierwszego nauczyciela, był fioletowy. Pamiętał doskonale, jak wściekły był jego wuj, kiedy zobaczył jej broń po raz pierwszy. Skywalker uznał, że fioletowe ostrze oznacza, iż dziewczyna próbuje przyswoić sobie część nauk Ciemnej Strony, pozostając po właściwej stronie barykady.
Biorąc pod uwagę, jak potoczyły się ich losy, oskarżenia o sympatyzowanie z Ciemną Stroną były bardzo uzasadnione.
Jego pierwszy miecz był niebieski.
Dlaczego jednak uznała, że teraz ostrze zmieni kolor? Myślała, że jej miecz stanie się czerwony tak jak jego? A może wreszcie poczuła, że odnalazła tę dziwną równowagę, o której mówiła często jako młoda dziewczyna, i w której istnienie zdawała się wierzyć jako jedyna?
Nie miał pojęcia. Najwyraźniej sama Loke też za bardzo nie wiedziała, co powinna myśleć o całej sprawie.
Czy możliwość otrzymania jakiegoś konkretnego koloru wzbudzała jej niechęć?
Zaczął po cichu liczyć na to, że inżynier Tobe znajdzie potrzebne do produkcji broni kryształy. Koniecznie chciał się przekonać, jakie efekty przyniosą długie godziny, które Loke spędzi w Świątyni na przygotowaniu miecza.
Właśnie, Świątynia.
- Powinniśmy się udać do Świątyni.
- Nie lubię tego miejsca. Wolałabym zostać tutaj.
- Przecież zgodziłaś się ze mną, że zostanie tam to świetny pomysł.
- Wiem, wiem… ale zrobiłam to tylko dlatego, że tak trzeba. Nie dlatego, że mam na to ochotę.
- Dlaczego nie masz ochoty tam zostać?
- Nie mam najlepszych wspomnień związanych z tym miejscem. Pamiętam, jak wyglądały moje początki. Ty… ty nigdy nie miałeś problemów po naszym przybyciu. Ja jednak musiałam cały czas udowadniać, że nie jestem małą, bezbronną pierdołą. Zrobiło się lepiej, gdy zabiłam tamtą dwójkę w trakcie treningu. Wtedy w końcu zaczęli się mnie bać. Szkoda, że zaraz po tym odeszłam.
Wychylił się lekko, żeby móc zobaczyć jej twarz. Nie dostrzegł jednak żadnej emocji przebijającej się przez chłodną maskę.
- Teraz będzie lepiej.
- Będzie lepiej bo boją się mnie czy dlatego, że boją się ciebie?
Nie odpowiedział. Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Rozumiał jednak doskonale, co Loke miała na myśli. Za każdym razem, gdy pojawiała się w nowym środowisku, musiała udowadniać wszystkim, ile jest warta. Nie miała nazwiska, które wzbudzałoby respekt. On, gdziekolwiek się nie pojawiał, najpierw był krewnym Luke’a Skywalkera, a później, gdy odkrył swoje prawdziwe dziedzictwo, wnukiem Dartha Vadera. Loke dla wielu była nikim.
- Jeśli chcesz możesz zostać tutaj. Zrobimy cię oficjalnym łącznikiem.
Odwróciła się w jego stronę, żeby móc mu spojrzeć prosto w oczy. Widząc jej srogą minę, zdał sobie sprawę, że właśnie popełnił błąd.
Powstrzymał w ostatniej chwili westchnięcie, które próbowało wyrwać mu się z piersi. Czy znów zrobi mu awanturę o nic?

- Jestem Mistrzynią Zakonu Ren – powiedziała twardo. – Moje miejsce jest w Świątyni. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz