Rakata Prime
34 ABY
Anuka Tobe, dyrektor działu
badań wojskowych, przestąpiła niecierpliwie z nogi na nogę. Niecałe pół godziny
temu Admirał Saul Hakari poinformował ją, że w układzie Rakata Prime pojawił
się krążownik Stardust.
Kobieta była świadoma
wydarzeń, jakie miały miejsce w układzie Crait. Wiedziała doskonale, że ciąg
zdarzeń przyniesie za sobą zmiany i nie mogła się doczekać momentu, w którym
będzie mogła je dostrzec.
Miała zaledwie 24 lata.
Swoje wysokie stanowisko zawdzięczała ponadprzeciętnej inteligencji, która
pomogła jej w ukończeniu na Akademii Wojskowej dwóch kierunków z najwyższymi
notami. Anuka od zawsze była wynalazcą i kiedy zaczęła pracę w dziale badań
wojskowych, cieszyła się jak dziecko z możliwości realizowania swoich pomysłów.
Kiedy została mianowana dyrektorem działu, miała wrażenie, że oto spełniło się
jej największe marzenie. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. Nie
mogła w pełni wykorzystać możliwości prowadzonej przez siebie jednostki z
powodu Najwyższego Przywódcy. Snoke, przekonany o wielkości Mocy, często
zaniedbywał pomysły swoich inżynierów, uznając, że najnowsza technologia
wojskowa nie jest tym, co przyniesie Najwyższemu Porządkowi zwycięstwo.
Mogli ją nazywać
niewdzięczną gówniarą, kiedy jednak na Rakata Prime doszła wiadomość o śmierci
Snoke’a i zmianach w łańcuchu dowodzenia, nie potrafiła ukryć swojego
zadowolenia. Może teraz, kiedy Najwyższym Przywódcą został Kylo Ren, znacznie
młodszy od swojego poprzednika, ona i jej wynalazki dostaną swoją szansę.
- Uspokoisz się wreszcie? –
Wiceadmirał Yotori spojrzał na nią spod byka.
Zadarła głowę, żeby móc
spojrzeć w twarz znacznie wyższego od siebie mężczyzny. Yotori był obecnie
drugą najważniejszą osobą na planecie. Wspólnie z Admirałem Hakari był
odpowiedzialny za bazę na Rakata Prime. Dodatkowo pełnił zwierzchnictwo nad
Akademią Wojskową. To właśnie dzięki niemu i jego orędownictwu została
skierowana do działu badań i tak szybko awansowała w jego szeregach.
- Przepraszam – odpowiedziała
bez skruchy. – Chciałabym jednak, żeby już przybyli.
Hakiri, stojący po drugiej
stronie Yotoriego, wychylił się i posłał jej karcące spojrzenie.
Stała właśnie na wielkim,
odsłoniętym z trzech stron lądowisku. Ona i dwójka wojskowych, czekali na pojawienie
się dowództwa. Towarzyszył im oddział starannie wyselekcjonowanych Szturmowców
pod przywództwem nieznanego jej Kapitana. Oczekiwanie uprzyjemniały także
lodowate podmuchy wiatru.
Pogoda na Rakata Prime,
wielkiej lesistej i górzystej planecie, nie sprzyjała ostatnio. Nieustannie
wiało i padało. W miejscach, gdzie las został wykarczowany pod budowę bazy i
jej części składowych, lodowe podmuchy były niemalże nie do zniesienia. Dla
kobiety, która pochodziła z pustynnej i gorącej Tatooine, taki klimat był zabójczy.
Już dawno straciła nadzieję na to, że kiedykolwiek się do niego przyzwyczai.
Komunikator Hakariego
zapiszczał złowieszczo. Admirał odebrał połączenie. Chociaż stała tak blisko
niego, nie słyszała wiadomości, która została przekazana… oddziałowi powitalnemu.
Oddział powitalny! Aż
ciężko było się nie uśmiechnąć.
- Ruszyli ze Starudust.
– Poinformował ich Hakari.
Podniosła głowę. Krążownik
Najwyższego Porządku był tak ogromną jednostką, że bez najmniejszych problemów
mogła zobaczyć orbitujący statek, stojąc na lądowisku. Co prawda z tej
odległości wydawał się mniejszy od jej zaciśniętej pięści, nie było jednak
żadnych wątpliwości. Ostatecznie, takich statków nie posiadali wiele.
Pomyślała chwilę. Sześć. W
tej chwili podobnych krążowników było sześć, a Stardust był z nich
największy.
Minęło kilka minut i do jej
uszu dobiegło lekkie buczenie. Powoli odgłos pracy silników typu
KTGA256161 stał się wyraźniejszy. Niewielka jednostka, która mogła pomieścić
maksymalnie pięciu pasażerów, włączając w to pilota, zamajaczyła w polu jej
widzenia.
Stateczek podszedł do
lądowania i osiadł na wielkiej płycie jednym płynnym ruchem, wyrzucając w górę
tumany kurzu. Mając na uwadze, że przez swoją niewielką masę, jednostki SSP
były niezwykle niestabilne, doceniła umiejętności pilota.
- No to lecimy z tematem –
rzucił pod nosem Yotori.
Spuściła głowę. Nagle
czubki własnych butów wydały się jej niezwykle ciekawe. Próbowała ukryć własny
uśmiech, który został wywołany przez głupkowaty komentarz. Czasami myślała o
tym, jak to się stało, że Yotori, mając taki niewyparzony język, doczłapał aż
do godności Wiceadmirała w tak sztywnej organizacji jaką był Najwyższy
Porządek.
Uniosła spojrzenie dopiero
w momencie, kiedy właz do SSP otworzył się z głośnym sykiem. Na zewnątrz wyszły
powoli trzy osoby.
Pierwszy kroczył wysoki
mężczyzna. Miał pociągłą twarz, którą przecinała długa blizna. Czarne włosy
sięgały mu aż do ramion. Ubrany był cały na czarno. Strój skrywał każdy kawałek
ciała. Długa peleryna omiatała mu nogi przy każdym kroku. Patrzył przed siebie
pewnie, obserwując czekającą na lądowisku grupę wojskowych i żołnierzy. Nie
miała wątpliwości, że to właśnie Kylo Ren, ich nowy Najwyższy Przywódca.
Zaraz za nim, po lewej
stronie Wodza, ubrany jak zwykle w nieskazitelny mundur, szedł Generał Armitage
Hux. Była to jedyna osoba z całej trójki, którą miała już okazję poznać. Jak
zwykle, przez bladą cerę i podkrążone oczy, wydawało się jej, że Generał jest
chory. Zaciśnięte mocno mięśnie szczęki zdradzały, że mężczyzna był z czegoś
bardzo niezadowolony.
Ostatnia osoba, która
opuściła statek, była znacznie niższa od dwóch pozostałych mężczyzn. Anuka nie
potrafiła określić płci nieznajomego przez bezkształtne szaty zakonu Ren oraz
głęboki kaptur peleryny naciągnięty na głowę. Jedynym elementem stroju, który
nie pasował Anuce, był szeroki czerwony pas podtrzymujący pelerynę. Czerwień…
to kolor, który przysługiwał jedynie członkom osobistej Gwardii. Kto mianował
tę mikrą istotę ochroniarzem?
Kiedy cała trójka zbliżyła
się do nich, Admirałowie zasalutowali, a Anuka ukłoniła się usłużnie, jak od
niej oczekiwano.
- Najwyższy Przywódco Kylo
Renie, Generale Hux – odezwał się Hakari. – Witamy na Rakata Prime.
- Panowie, pani. – Kylo
skinął lekko głową w geście powitania.
- Zgodnie z sugestią
Generała, przygotowaliśmy dla państwa kwatery w głównym budynku bazy – zapewnił
Hakari.
- To nie było konieczne.
Kobieta! To była kobieta!
Anuka patrzyła, jak
nieznajoma sięga do kaptura i ściąga go z głowy. Na widok drobnej twarzy
okolonej burzą rudych włosów, Yotori wciągnął gwałtownie powietrze.
Tobe uważnie zlustrowała
twarz kobiety, dłuższą chwilę poświęcając oczom w kolorze intensywnej zieleni.
Domyślała się, kim była ta wojowniczka. Anuka słyszała wiele historii z jej
udziałem. Tak, to musiała być Loke Ren.
- Lady Ren. – Hakari
skłonił się przed kobietą, zachowując zimną krew. – Cieszę się widząc cię
ponownie wśród żywych.
- Dobrze jest wrócić,
Admirale – zapewniła.
- Jak już powiedziała Lady
Ren, kwatery w głównej bazie nie będą konieczne. Nasza dwójka zatrzyma się w
Świątyni.
- Oczywiście, Wodzu, jak
sobie życzysz. Mam nadzieję, że to nie utrudni nam kontaktu.
- Będę uczestniczyć we
wszystkich naradach – zapewnił Kylo. Najwyraźniej uznał temat za wyczerpany.
Mężczyzna popatrzył gdzieś
nad ramieniem Anuki. Uśmiechał się lekko.
Kobieta odwróciła się
szybko.
Nie słyszała, kiedy
nadeszli. Byli jednak tutaj, na skraju lasu. Stali zwartą grupą. Około dwunastu
postaci, których twarze skryte były pod kapturami szat. Na ich czele stała
kobieta po trzydziestce. Jej jasna, niemalże biała skóra, kontrastowała z
ciemnymi szatami. Włosy nieznajomej miały śnieżnobiały kolor. Kiedy zbliżyła
się, Anuka była w stanie dostrzec, że również jej oczy były idealnie białe. Nie
było kolorowej tęczówki i źrenicy. Wyglądała złowieszczo. Tobe poczuła, że
przez jej ciało przechodzi dreszcz.
***
Pojawili się. Loke wezwała
uczniów, a oni pojawili się, żeby powitać swojego nowego Mistrza. Zara,
odpowiadająca za szkolenie młodzików, wyszła przed grupę. Przez chwilę patrzyła
mu prosto w oczy, a później opadła posłusznie na jedno kolano.
Wyczuwał jej niechęć. Nigdy
za sobą nie przepadali. Wiedział, iż uważała, że to ona zasłużyła sobie na to,
żeby stać się uczennicą Snoke’a. Nie on. Teraz sytuacja zmusiła ją jednak do
tego, żeby po raz kolejny przełknąć własną dumę i paść przed nim na kolana w
pokornym geście. Wiedziała, że jeśli tego nie uczyni, spotka ją sroga kara.
- Mistrzu – wyszeptała, nie
odrywając wzroku od ziemi.
Zgiął dwa palce w dłoni.
Dostrzegła ten gest i podniosła się. Chociaż nie była niską kobietą, daleko jej
było wzrostem do niego. By spojrzeć prosto w jego twarz, będąc tak blisko,
musiała zadrzeć głowę.
- Zaro – zwrócił się do
niej, specjalnie pomijając jej tytuł. Myśl o tym, że musiała się zwijać w sobie
ze złości, dawała mu dziwną satysfakcję. – Cieszę się, że przyprowadziłaś moich
uczniów. Musimy koniecznie porozmawiać o ich postępach i dalszym szkoleniu.
- Kiedy tylko zechcesz,
Mistrzu.
Poczuł, że Loke zbliżyła
się do niego. Stała tak blisko, że niemalże ocierali się o siebie. Patrzyła
spokojnie na Zarę.
- Witaj, Mistrzyni. –
Rudowłosa skinęła lekko głową starszej kobiecie. Przez krótki czas, zanim Snoke
odesłał ich do Huxa, Zara była jedną z osób szkolących Loke. To od niej Loke
nauczyła się niektórych ze swoich licznych mentalnych sztuczek.
- Loke.
Moc zadrżała i zatańczyła
pomiędzy ich postaciami. Czuł to wyraźnie. Później, obie jednocześnie,
uśmiechnęły się lekko do siebie.
- Robisz się coraz
potężniejsza – zauważyła.
- Przez długi czas miałam
do dyspozycji jedynie własny umysł – wyjaśniła Loke. – Nie pozostało mi wtedy
nic innego, jak tylko gromadzić siły i ćwiczyć swoje umiejętności.
- Mądra dziewczynka.
Nie przypominał sobie, żeby
Loke kiedykolwiek pozwoliła nazwać siebie dziewczynką.
Przyglądał się kobietom.
Nie wyczuł, żeby Zaraz żywiła do Loke taką niechęć, jaką odczuwała wobec niego.
Nie miał pojęcia, dlaczego tak było, skoro Loke również stała się uczennicą
Snoke’a, zajmując tym samym miejsce, które mogło przypaść Zarze. Czyżby długie
godziny treningów zbliżyły je do siebie bardziej, niż przypuszczał?
- Zabierz uczniów do
Świątyni – zwrócił się do Zary. – Przybędziemy, jak tylko będzie to możliwe.
Wcale nie miał ochoty
zajmować się wojskowymi i dyskutować z nimi o bieżących wydarzeniach.
Najchętniej już teraz zabrałby ze sobą Loke i wspólnie z Zarą oraz uczniami
udał się do Świątyni. Obawiał się jednak pozostawić wszystkie wojskowe i
organizacyjne sprawy w rękach Huxa.
Zakon był ważny. Na razie
jednak Moc musiała wykazać się cierpliwością i zaczekać, aż będzie miał czas
pochylić się nad jej sprawami. Cała militarna potęga Najwyższego Porządku
czekała na niego.
***
Sala obrad znajdowała się
na szczycie wielkiej wierzy Akademii Wojskowej. Pomieszczenie było okrągłe, a
wszystkie ściany, poza niewielkim punktem, w którym wychodził szyb windy, były
przeszklone. Z wielkiego okna rozciągał się widok na budynki bazy. Stojąc przy
szklanej powierzchni, mógł dostrzec place ćwiczebne, wielkie baraki, w których
zakwaterowani byli żołnierze oraz rozrzucone gdzieniegdzie lądowiska. Z tak
wielkiej odległości nie był w stanie dostrzec pojedynczych osób. Widoczne były
jedynie pomniejsze brygady poruszające się w obranych przez siebie kierunkach w
zwartych szykach.
Trójka osób, sprawujących
na co dzień pieczę nad bazą, zajęła miejsca przy wielkim stole. Czekali na
niego, aż zacznie spotkanie. Prawda była jednak taka, że nie wiedział, od czego
powinien zacząć.
Loke podeszła do niego i
stanęła tuż obok. Jej twarz nie wyrażała niczego. Była spokojna i opanowana.
Zdawał sobie co prawda sprawę z tego, iż była to tylko maska, którą przywdziała
na tę okazję. Zazdrościł jej jednak tej umiejętności. Miał wrażenie, że zaczyna
być po nim widać, jaki jest zagubiony w nowej roli.
Kiedy uczniowie pod
przewodnictwem Zary przybyli, żeby go powitać, czuł się potężny. Czuł, że
rządzi. Teraz jednak, kiedy musiał zająć się odległym mu tematem wojskowości,
stracił nieco na swojej pewności.
- Zwal to na Huxa. Niech
sobie radzi – szepnęła Loke tak cicho, żeby tylko on mógł ją usłyszeć.
Tak, to był dobry pomysł.
Skoro już postanowił pozostawić Generała przy życiu, mógł zrobić z niego
użytek.
Odwrócił się od okna i
potoczył wzrokiem po twarzach zebranych.
Podszedł i zajął jedno z
wolnych miejsc przy wielkim stole. Loke również usiadła.
- Hux!
Generałowi nie trzeba było
więcej. Dopuszczony do głosu zaczął swój wywód.
- Jak wiecie, na skutek
ataku sił Ruchu Oporu, doszło do zniszczenia dwóch naszych krążowników. W
trakcie pierwszej potyczki, bombowce wysadziły Hellfire, później w
samobójczym ataku Raddusa zniszczeniu uległ Supremacy. W trakcie
natarcia na nasz flagowy krążownik, zginął Najwyższy Przywódca Snoke.
Generał nie wspomniał o
Rey, co uspokoiło Kylo. Loke powiedziała mu wcześniej, że w trakcie wizyty na
mostku rozmawiała z Huxem i wspólnie ustalili najbardziej odpowiednią wersję na
przedstawienie wydarzeń, które doprowadziły do zmiany przywództwa.
- Z wykorzystaniem sił
ocalonych ze Stardust przeprowadziliśmy atak na bazę rebeliantów na Crait. Na
skutek naszych działań przy życiu pozostała niewielka grupa buntowników. Udało
im się zbiec, jednak ich wątłe siły nie stanowią w chwili zagrożenia dla
naszych dalszych działań. Wspólnie z Najwyższym Przywódcą ustaliliśmy, że
najlepiej będzie zwołać posiedzenie dowództwa na Rakata Prime. Zanim wszyscy
Admirałowie przybędą, powinniśmy podsumować straty ostatnich miesięcy oraz
rozważyć nasze opcje przyszłych działań. Natychmiastowo rozpoczniemy również
poszukiwania Ruchu Oporu. – Hux zamilkł na chwilę. Powiódł wzrokiem po
zebranych, zatrzymując się na Admirale. – Admirale Hakari, chciałbym w tym celu
aktywizować oddział Delta.
Kylo zmrużył oczy. Oddział
Delta był specjalną jednostką. Jej utworzenie było pomysłem samego Huxa, który
uznał kiedyś, że oddział wyszkolonych szpiegów, będących w stanie przeniknąć
każde środowisko, może okazać się przydatny.
- Oczywiście, Generale. Zebranie
i aktywizacja oddziału zajmie dwa dni. Jeśli tylko otrzymam listę celów.
- Dostarczymy listę
układów, które powinny być sprawdzone w pierwszej kolejności – zapewnił go Hux.
– Inżynier Tobe. – Teraz skierował swoje słowa do czarnoskórej kobiety. – Proszę,
żeby dział badań przygotował listę patentów i innowacji, które można będzie
zaprezentować w trakcie zebrania Wysokiego Dowództwa. Pani urządzenie śledzące
okazało się świetnie działać. Chcielibyśmy się dowiedzieć, co jeszcze pani dla
nas przygotowała.
Zatem to była ona. Kiedy po
raz pierwszy usłyszał o genialnym wynalazku, które miałoby dokonać prawdziwej
rewolucji na froncie, zastanawiał się, kto był jego pomysłodawcą.
- Z przyjemnością. Powiem
moim ludziom, żeby się szykowali. Na kiedy przewidujemy spotkanie?
- Pięć dni od dzisiaj –
rzucił Kylo. Nie miał pojęcia, skąd ta data przyszła mu do głowy. Nigdy nie
dyskutował jednak z dziwnymi podszeptami Mocy.
- Oczywiście. Będziemy
gotowi, Wodzu.
- Inżynier Tobe, proszę
również odświeżyć plany naszych krążowników i skontaktować się z oddziałem
inżynierii wykonawczej w sprawie stworzenia nowych jednostek. Niech przyślą nam
kosztorysy i określą terminy wykonania.
- Które dokładnie modele ma
pan na myśli?
- Wszystkie. Niech się
określą. Mając kosztorysy, Najwyższy Przywódca podejmie odpowiednie decyzje.
- Oczywiście.
Kobieta wyciągnęła z
kieszeni swojego stroju niewielkie urządzenie. Zaczęła stukać w nie palcami,
zapisując najważniejsze informacje.
- Ważną sprawą jest również
zakwaterowanie oddziałów znajdujących się na Stardust w bazie. Na chwilę
obecną na krążowniku powinny pozostać jedynie oddziały techniczne. Wiceadmirale
Yotori, ma się pan tym zająć.
- Tak jest!
Kylo podniósł się ze
swojego fotela.
- To będzie wszystko na
dzisiaj. Chcę być informowany na bieżąco o wszystkich postępach.
- Mistrzu, czy mogę?
Popatrzył na Loke. Co ona
chciała? Miał nadzieję, że nic porównywalnego do tego cholernego autostopu. Dał
jej jednak przyzwolenie na zabranie głosu.
- Inżynier Tobe, mam dla
pani zadanie. Potrzebuję pewnych materiałów.
- Oczywiście, Lady Ren. Co
mogę dla pani przygotować?
- Dwa kryształy Kyber.
Koniecznie nienaruszone. I dwa kilogramy Elektrum.
Inżynier Tobe ściągnęła
brwi, wyraźnie zaskoczona tym zamówieniem. Po dłuższej chwili skinęła głową.
- Zobaczę, co mogę zrobić w
tej sprawie. W moim oddziale powinny znajdować się jeszcze jakieś kryształy.
Jeszcze za czasów Imperium prowadzone były na nich badania.
Loke skinęła głową.
- Tak, wiem. Jeśli by się
okazało, że jest pani w posiadaniu większej ich ilości, koniecznie proszę dać
mi znać.
- Jak sobie pani życzy.
Po tej wymianie zdań,
wszyscy zaczęli się podnosić. Nie minęła chwila, a Kylo został sam w
towarzystwie Loke.
- Planujesz zbudować nowy
miecz świetlny?
- Mam jakiś wybór? – Była
wyraźnie zaskoczona pytaniem. – Może i Snoke zostawił sobie na pamiątkę moją
broń ale żadne z nas nie wie, gdzie może się ona znajdować. Prawda? Nie
zdziwiłabym się, gdyby przepadła razem z tym wszystkim, czego nie udało się
uratować z Supremacy. Zresztą… to dobry moment na zrobienie nowego
miecza.
- Dlaczego?
- Wiele się zmieniło. Ty
się zmieniłeś. Ja się zmieniłam. Zmieniła się nasza sytuacja. Wiesz… Nowa broń
na nowe czasy.
Pomyślał o własnym mieczu
świetlnym. Zbudował go, kiedy został uczniem Snoke’a. To był jeden z przełomowych
momentów w jego życiu. Broń, chociaż nie była doskonała, świetnie sprawdzała
się w walce. Po tych wszystkich latach dziwaczny miecz z laserowym jelcem stał
się jego znakiem rozpoznawczym. Za nic w świecie nie zamieniłby go na inny.
- Zawsze nosiłaś fioletowe
ostrze – przypomniał sobie. – Myślisz, że teraz też takie otrzymasz?
- Nie mam pojęcia.
Podeszła do okna. Splotła
ręce na piersi i patrzyła w milczeniu na widok za szybą.
Podszedł do niej i objął ją
w pasie. Kiedy go nie odepchnęła, uznał to za dobrą monetę i oparł brodę na
czubku jej głowy.
Usłyszał jak się zaśmiała.
- Przestałaś się już na
mnie złościć?
- Ale ja się wcale nie
złościłam!
Pokręcił głową w wyrazie
dezaprobaty. Postanowił jednak nie wchodzić w dyskusję.
Dobrze, że nie widziała
jego miny.
Podziwiając rozpościerający
się przed nim widok, zaczął zastanawiać się nad jej odpowiedzią dotyczącą
koloru miecza świetlnego.
Kolor ostrza zależał zawsze
od tego, co znajdowało się wewnątrz użytkownika, kiedy ten przystępował do
tworzenia swojej broni. Kryształy Kyber, stanowiące serce miecza, miały tę
niesamowitą właściwość, że na zawsze wiązały się ze swoim właścicielem. Dlatego
właśnie większość Jedi miała zielone i niebieskie ostrza. Zaś miecze
użytkowników Ciemnej Strony były czerwone, tak jak jego. Czasami jednak
zdarzało się, że pojawiały się inne kolory. Wcześniejszy miecz Loke, który
zbudowała jeszcze w trakcie pobytu na naukach u ich pierwszego nauczyciela, był
fioletowy. Pamiętał doskonale, jak wściekły był jego wuj, kiedy zobaczył jej broń
po raz pierwszy. Skywalker uznał, że fioletowe ostrze oznacza, iż dziewczyna
próbuje przyswoić sobie część nauk Ciemnej Strony, pozostając po właściwej
stronie barykady.
Biorąc pod uwagę, jak
potoczyły się ich losy, oskarżenia o sympatyzowanie z Ciemną Stroną były bardzo
uzasadnione.
Jego pierwszy miecz był
niebieski.
Dlaczego jednak uznała, że
teraz ostrze zmieni kolor? Myślała, że jej miecz stanie się czerwony tak jak
jego? A może wreszcie poczuła, że odnalazła tę dziwną równowagę, o której
mówiła często jako młoda dziewczyna, i w której istnienie zdawała się wierzyć
jako jedyna?
Nie miał pojęcia.
Najwyraźniej sama Loke też za bardzo nie wiedziała, co powinna myśleć o całej
sprawie.
Czy możliwość otrzymania
jakiegoś konkretnego koloru wzbudzała jej niechęć?
Zaczął po cichu liczyć na
to, że inżynier Tobe znajdzie potrzebne do produkcji broni kryształy.
Koniecznie chciał się przekonać, jakie efekty przyniosą długie godziny, które
Loke spędzi w Świątyni na przygotowaniu miecza.
Właśnie, Świątynia.
- Powinniśmy się udać do
Świątyni.
- Nie lubię tego miejsca.
Wolałabym zostać tutaj.
- Przecież zgodziłaś się ze
mną, że zostanie tam to świetny pomysł.
- Wiem, wiem… ale zrobiłam
to tylko dlatego, że tak trzeba. Nie dlatego, że mam na to ochotę.
- Dlaczego nie masz ochoty
tam zostać?
- Nie mam najlepszych
wspomnień związanych z tym miejscem. Pamiętam, jak wyglądały moje początki. Ty…
ty nigdy nie miałeś problemów po naszym przybyciu. Ja jednak musiałam cały czas
udowadniać, że nie jestem małą, bezbronną pierdołą. Zrobiło się lepiej, gdy
zabiłam tamtą dwójkę w trakcie treningu. Wtedy w końcu zaczęli się mnie bać.
Szkoda, że zaraz po tym odeszłam.
Wychylił się lekko, żeby
móc zobaczyć jej twarz. Nie dostrzegł jednak żadnej emocji przebijającej się
przez chłodną maskę.
- Teraz będzie lepiej.
- Będzie lepiej bo boją się
mnie czy dlatego, że boją się ciebie?
Nie odpowiedział. Nie znał
odpowiedzi na to pytanie. Rozumiał jednak doskonale, co Loke miała na myśli. Za
każdym razem, gdy pojawiała się w nowym środowisku, musiała udowadniać
wszystkim, ile jest warta. Nie miała nazwiska, które wzbudzałoby respekt. On,
gdziekolwiek się nie pojawiał, najpierw był krewnym Luke’a Skywalkera, a
później, gdy odkrył swoje prawdziwe dziedzictwo, wnukiem Dartha Vadera. Loke
dla wielu była nikim.
- Jeśli chcesz możesz
zostać tutaj. Zrobimy cię oficjalnym łącznikiem.
Odwróciła się w jego
stronę, żeby móc mu spojrzeć prosto w oczy. Widząc jej srogą minę, zdał sobie
sprawę, że właśnie popełnił błąd.
Powstrzymał w ostatniej
chwili westchnięcie, które próbowało wyrwać mu się z piersi. Czy znów zrobi mu
awanturę o nic?
- Jestem Mistrzynią Zakonu
Ren – powiedziała twardo. – Moje miejsce jest w Świątyni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz