Rakata Prime
34 ABY
Drzwi do niewielkiego apartamentu zamknęły się ze świstem. W tym momencie
Loke poczuła, jak z całej obecnej w pomieszczeniu trójki schodzi napięcie,
narastające nieustannie przez cały dzień. Młoda wojowniczka opadła na kanapę w saloniku.
Kylo usiadł obok niej, a Hux w znajdującym się naprzeciwko fotelu.
- Poszło całkiem nieźle – zauważyła Loke, próbując wydobyć miecz, który
uwierał ją w bok.
Broń przez cały wieczór wbijała się w jej ciało. Ktokolwiek wpadł na pomysł
wsadzenia miecza za szarfę, był skończonym idiotą. Kiedy w końcu pozbyła się
balastu, odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Poszło lepiej niż się spodziewałem – przyznał Hux.
Generał pozwolił sobie na wyjątkową jak na niego swobodę. Rozpiął górne
guziki koszuli i przeczesał dłonią włosy, które zaczęły zawadiacko sterczeć na
wszystkie strony.
- Sądziłeś, że sobie nie poradzę? – Kylo posłał niechętne spojrzenie
swojemu podwładnemu.
- Miałem obawy, że ktoś pożegna się przedwcześnie z życiem. Szczególnie w
momencie, gdy Durin nie potrafił utrzymać języka za zębami.
Loke poczuła, jak Kylo siedzący obok spina się lekko w sobie. Oparła głowę
o jego ramię, mając nadzieję, że jej bliskość pozwoli mu w utrzymaniu spokoju.
Jeśli chodziło o Durina, musiała przyznać, że była niemalże dumna z zachowania
swojego przyjaciela. Kiedy złość Kylo rozlała się po pomieszczeniu w momencie,
gdy Admirał pozwolił sobie na taki, a nie inny komentarz, bała się, że może
skończyć się jatką. Najwyższy Przywódca zachował się jednak w sposób zupełnie
do siebie nie podobny i poprzestał na rozkwaszeniu nosa oraz słownym
przywołaniu do porządku.
- Zaczynam rozumieć, dlaczego Snoke unikał spotkań z nim.
Hux pokiwał głową w pełnym zrozumieniu.
- Durin to denerwujący typ. Zdaje się, że dla zasady musi mieć zawsze
odmienne zdanie. Prawdopodobnie gdyby nie doskonały zmysł strategiczny, już
dawno pożegnałby się z tym światem.
- Jutro czeka nas powtórka z rozrywki – przypomniała im Loke.
Obaj mężczyźni westchnęli głośno.
Kobieta nie miała pojęcia, skąd nagła zmiana w stosunkach na linii Kylo i
Huxa. Postanowiła jednak przyjąć tymczasowe zawieszenie broni za dobrą monetę.
Najwyraźniej obaj panowie zdawali sobie sprawę z tego, że nic nie osiągną,
jeśli będą toczyć otwartą walkę przy świadkach. Szczególnie, że tymi świadkami
mieli być ich podwładni. Nic tak źle nie wpływa na porządek w tak dużej
organizacji jak nieporozumienia i kłótnie na najwyższych szczeblach dowodzenia.
Loke była gotowa przysiąc, że Hux chętnie przyłączyłby się do narzekań
Durina, jeśli chodziło o zorganizowanie spotkania z przywódcami w Pałacu
Imperialnym na Courscant. Kiedy po raz pierwszy przedstawiała Generałowi pomysł
Kylo, Armitage nie był zadowolony. Najwyraźniej uznał jednak, że powinien
przedłożyć wspieranie swojego dowódcy nad własne zdanie. Przynajmniej na razie.
Tak, to zawieszenie broni musiało wiele kosztować.
- Słyszałem, że Wiceadmirał Osa ma dość duży wpływ na swojego dowódcę –
odezwał się Kylo. – Coś wiadomo na ten temat?
Hux pokręcił głową.
- To bzdury. Ta dwójka prywatnie szczerze się nienawidzi. Durin nie pozbył
się Osy prawdopodobnie tylko dlatego, że obawiał się plotek, jakie mogłoby to
wzbudzić.
- Jakich plotek?
- Osa jest jedyną kobietą w randze Wiceadmirała. Gdyby odesłał ją, skarżąc
się na ich współpracę, wyszedłby na takiego, co nie potrafi sobie poradzić z
babą.
Loke zaśmiała się głośno. Nie chciała wypominać Huxowi jego własnych
zachowań.
- No tak, bo fakt, że baba nie dała się stłamsić, jest tak strasznie
urągający męskiej godności.
Żaden z nich nie skomentował, najwyraźniej uznając temat za zbyt drażliwy.
- Zatem, co czeka nas jutro?
- Prawdopodobnie większość z nich będzie próbowała wprowadzić własne
udoskonalenia do przedstawionych im planów. Głosy niezadowolenia i pomysły na
zmiany pojawią się najliczniej w momencie, gdy dostaną szczegółowe rozkazy.
Każdy będzie chciał zapewnić sobie jak najbardziej widowiskowe zwycięstwo na
swoim froncie. Mogą się też sprzeciwiać, kiedy zostaną przedstawieni członkowie
Zakonu, którzy będą mieli im towarzyszyć.
- No tak, najważniejsze, żeby wyjść na bohatera. No i koniecznie nie można
się zgodzić na to, żeby jacyś wariaci mieli coś do powiedzenia w trakcie misji.
– Loke wyraźnie się skrzywiła. – Oni nigdy nie zrozumieją, że obecność Rycerzy
może mieć wielkie znaczenie.
- Ja też tego nie rozumiem – przyznał Hux.
- Mogę? – Loke popatrzyła pytająco na Kylo.
Wypchnął ją lekko z kanapy. Zwiewnym krokiem podeszła do Generała. Hux, nie
wiedząc, co planowała, spiął się wyraźnie.
- Wiesz, że jak bym chciała zrobić ci krzywdę, to miałam już ku temu
tysiące okazji?
W sumie wątpiła, żeby to jakoś specjalnie go uspokoiło.
Nie odpowiedział. Zacisnął tylko mocno wargi, kiedy wyciągnęła dłoń w jego
stronę.
Dotknęła jego policzka. Kiedy na początku nic się nie wydarzyło, popatrzył
na nią zdezorientowany. W momencie, gdy ich spojrzenia się spotkały, otworzyła
się na cały otaczający ją świat.
Zaczęło się niewinnie. Najpierw pokazała mu, jak postrzega jego istotę.
Zaprezentowała mu Moc, która wirowała wokół niego, a której normalnie nie był w
stanie dostrzec. Później sięgnęła do Kylo, wprowadzając go do tej dziwnej
wizji. Następnie rozszerzyła swój zasięg na wszystkich mieszkańców bazy. Każde
kolejne życie stawało się ognikiem na mapie wirującej Mocy. Później były
doznania znacznie subtelniejsze. Obecność tego, co stworzyła natura. Zwierzęta,
rośliny, a nawet życiodajna gleba. Na granicy tego, co pewne i namacalne,
pojawiły się nowe doznania. Wiedziała, że gdyby zdecydowała się po nie sięgnąć,
zobaczyłaby przebłyski przyszłości, które Moc zdecydowała się przed nią ujawnić.
Pokazała mu to wszystko. Jej sposób postrzegania świata. Sposób o wiele
bogatszy od tego, co mogły ujawnić jedynie zwykłe, fizyczne zmysły. Armitage
jęknął, wyraźnie przytłoczony nadmiarem doznań. No tak… Przecież on to widział
i czuł po raz pierwszy w swoim życiu.
Odsunęła się o krok, zrywając połączenie.
- Tak właśnie postrzegamy świat. Jesteśmy w stanie dostrzec i wyczuć pewne
rzeczy szybciej niż normalny człowiek. Czasami to może się okazać naprawdę
przydatne. To przez to, jak wszystko widzimy, jesteśmy w stanie walczyć tak,
jakbyśmy znali następny krok naszego przeciwnika. Moc ostrzega nas o
zagrożeniach.
- Rycerze to kolejny element o wielkim potencjale, który nie został do tej
pory należycie wykorzystany – odezwał się Kylo ze swojego miejsca. - Rey jest
jedna. My jesteśmy w stanie posłać na front przynajmniej szóstkę w pełni
wyszkolonych wojowników.
Hux przyglądał się Loke, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w swoim życiu.
Kobieta zaczęła czuć się nieswojo przez siłę tego spojrzenia. Nikt wcześniej
nie patrzył na nią tak, jakby była jego własnym, prywatnym objawieniem.
- Musisz się jeszcze wiele o nas nauczyć. Szkoda, że Snoke trzymał wszystko
w tajemnicy przed tobą. Wielu błędów można było uniknąć, gdybyś wiedział o nas
więcej – zauważyła.
Zawsze uważała, że osoby posiadające Moc powinny bardziej wychodzić do
ludzi w swoim otoczeniu. Zamiast integrować się ze zwykłymi ludźmi i pozwolić
im na zrozumienie tego, kim dokładnie są i jak mogą wpływać na rzeczywistość,
użytkownicy obu Stron Mocy kisili się we własnych enklawach, zatrzymując dla
siebie całą wiedzę i świadomie skazując się na bycie wyrzutkami. Zarówno Jedi,
Sithowie jak i Rycerze Ren uznawali się w większości za lepszych od innych.
Tak, nawet ci pierwsi, którzy ponoć dążyli do równowagi i otwarcie grzmieli o
równości wszelkiego życia, nie dopuszczali do siebie obcych. Zdaniem Loke to
był poważny błąd.
Tak, Kylo miał rację. Użytkownicy Mocy, wyszkoleni na łonie Najwyższego
Porządku, stanowili potencjał, którego nigdy nie próbowano wykorzystać. Jedynie
ona i Kylo zostali wysłani na front. Nikt jednak nie traktował ich poważnie, bo
nikt nie rozumiał, jak wiele są w stanie zdziałać, jeśli tylko pozwolić im na
to działanie.
- Czy potrzebujecie mnie jeszcze dzisiaj? – zapytał nagle Hux, przerywając
przedłużającą się ciszę.
- Możesz odejść.
Generał podniósł się z fotela. Doprowadził do porządku swoje włosy i zapiął
guziki koszuli.
Skłonił się sztywno przed dwójką.
- Wodzu, Lady Ren, życzę dobrej nocy.
Loke patrzyła, jak lekko chwiejnym krokiem opuszczał pomieszczenie.
- Napędziłaś mu stracha – odezwał się Kylo.
Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi. Słyszała myśli Armitage’a i chociaż
strach zagościł w jego sercu i głowie, z całą pewnością nie była to dominująca
emocja. Tę informację postanowiła jednak zachować dla siebie.
- Ktoś musiał w końcu to zrobić. Może dzięki temu będzie… lepiej.
Wzruszyła ramionami, nie wiedząc, jak powinna określić swoje motywacje,
przez które pokazała Huxowi to, co pokazała.
- Jestem zmęczona – dodała po chwili. – Rozepnij – nakazała, odwracając się
do Kylo plecami.
Poczuła, jak chwyta za zapięcie długiej sukni. Suwak odbył powolną wędrówkę
od punktu między jej łopatkami aż do bioder.
- Zajmuję łazienkę, jakbyś się jeszcze nie domyślił.
Chwyciła za dół sukni i szybko opuściła salon, nie spoglądając na Kylo.
Może nawet nieco za szybko.
***
Hux zamknął za sobą drzwi gabinetu i osunął się po nich na ziemię. Powinien
udać się na zasłużony odpoczynek, jednak miał wrażenie, że za nic nie uda mu
się zasnąć. Nie po tym, co zobaczył. Nie po tym, co pokazała mu Loke.
To… to było cudowne. Zupełnie inna rzeczywistość, z której istnienia nie
zdawał sobie sprawy. Ta cała siła, ta moc, ten potencjał… To wszystko było
przez cały czas na wyciągnięcie ręki. I nikt mu o tym nie powiedział! Nie był w
sam w stanie tego dostrzec, chociaż miał fakty podetknięte pod sam nos.
Okazało się, że przez ten cały czas od objawienia dzieliła go jedna
krnąbrna dziewczyna, która postanowiła przełamać wszystkie dotychczasowe
schematy.
Loke…
Nie mógł przestać o niej myśleć. Jej postać w srebrnej sukni, nachylająca
się nad nim, ciągle stawała mu przed oczami.
Czuł, jak robi mu się gorąco.
Pokręcił energicznie głową.
Nie, nie powinien o niej teraz myśleć. Nie w taki sposób!
***
Moc ostrzega swoich użytkowników.
Kylo otworzył oczy. Nie dostrzegł niczego niepokojącego w ciemności, która
go otaczała. Wysłał swoją Moc w kierunku Loke, chcąc przerwać jej sen.
Wiedział, że coś się dzieje. Byli w ewidentnym niebezpieczeństwie, którego nie
potrafił jeszcze określić.
Lekkie dotknięcie na granicy świadomości powiedziało mu, że Loke
odpowiedziała na jego wezwanie. Najwyraźniej poczuła to co on, gdyż nie
odważyła się ruszyć. Nie wydała z siebie najmniejszego dźwięku. Nawet jej
oddech nie zmienił tępa, chociaż doskonale wiedział, że już nie śpi.
Nagle coś błysnęło w ciemności.
Broń.
Wysłał swoją Moc dokładnie w momencie, w którym przeciwnik postanowił
zaatakować. Pięć wiązek lasera zawisło w powietrzu.
Błysk śmiercionośnych promieni rozświetlił pomieszczenie, ukazując postacie
zamachowców zamarłe w bezruchu. Moc trzymała ich mocno.
Poczuł furię. Straszliwą, ognistą furię, która pochłonęła go całego, gdy
zorientował się, że ktoś właśnie próbował targnąć się na jego życie i życie
Loke.
Gdyby nie posiadali Mocy, byliby już martwi.
Podniósł się.
Laserowe pociski zmieniły swój domyślny tor. Każdy z nich trafił w tego,
który go wystrzelił. Ciała jednak nie drgnęły, nadal utrzymywane w
nienaturalnym bezruchu.
Ponownie zapadły idealne ciemności.
Byli martwi. To jednak mu nie wystarczało. Uwolnił swoją złość. Uwolnił
swój strach o Loke.
Burza Mocy rozpętała się w pomieszczeniu. Loke nie próbowała go powstrzymać
ani uspokoić. Był jej za to wdzięczny. W tej chwili chciał poddać się
niszczycielskiej furii, a ona mu na to pozwoliła.
Wszystko to, co się działo w ich tymczasowej sypialni w bazie wojskowej,
pozostało skryte w ciemności.
Krzyczał. Nawet nie wiedział, w którym momencie wrzask zaczął wydobywać się
z jego piersi.
Nie wiedział, ile czasu minęło, zanim usiadł z powrotem na łóżko.
Poczuł dłoń kobiety na swoich plecach. Przysunęła się do niego i objęła go.
Nagle zapaliło się światło, ukazując przed nimi ogrom zniszczeń, których
dokonał.
To, co stanowiło kiedyś pięć ludzkich ciał, zmieniło się w bezkształtną
masę. Krew, wnętrzności i strzępy ubrań były rozsmarowane po pokoju. Kimkolwiek
byli atakujący, nie było najmniejszych szans na ich identyfikację. Ba! Teraz
prawdopodobnie nikt nie potrafiłby już powiedzieć, ilu dokładnie ludzi
postanowiło zaatakować Najwyższego Przywódcę.
Jedyną strefą, która pozostała nietknięta, było łóżko.
Podniósł się. Chciał wziąć Loke i wynieść ją z pomieszczenia, jednak
przeszkodziło mu nagłe pojawienie się Huxa.
- Alarm! Była a…
Głos ugrzązł w gardle Generała, kiedy zobaczył to, co działo się w
sypialni.
Armitage najwyraźniej wyskoczył z łóżka i przybiegł do nich tak szybko, jak
tylko potrafił. Generalskie buty i płaszcz miał zarzucone na prostą pidżamę.
Hux wyraźnie pobladł. Była to jedyna fizyczna reakcja na ten pogrom.
- Co tutaj się, kurwa, wydarzyło? – Zażądał wyjaśnień twardym głosem.
- Próbowali nas zamordować – głos Loke wydawał się spokojny. Kylo wiedział
jednak, że podszyty był lodową furią, która zaczęła zbierać w jej wnętrzu. –
Ktoś próbował nas zamordować, a Kylo im na to nie pozwolił.
Hux popatrzył na niego. Kylo widział, jak grdyka Generała poruszyła się,
kiedy nerwowo przełkną ślinę.
- Kto to był?
- Nie wiem. Jeszcze!
Loke podniosła się i ruszyła w stronę wyjścia. Kylo zauważył, że krople
krwi znajdujące się na podłodze pomieszczenia zamarzały w momencie, kiedy je
mijała.
W tym momencie uzmysłowił sobie, że jeszcze nie widział jej tak wściekłej.
Moc, którą się otoczyła, zaczęła wirować tak intensywnie, że włosy kobiety
zaczęły unosić się w delikatnym tańcu. Krocząc przed siebie w śnieżnobiałej koszuli,
wyglądała jak królowa zniszczenia. Wiedziała, że to, co zrobił, było niczym w
porównaniu do tego, czego ona była gotowa dokonać w tym momencie.
- Generale… - To był zaledwie szept, jednak przebił się aż do jego kości.
Mógłby przysiąc, że Hux poczuł to samo. – Proszę wziąć w areszt wszystkich
Admirałów i przyprowadzić ich tutaj. Natychmiast.
Hux wypadł z pomieszczenia.
- Usłyszałaś coś – bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Dostali rozkaz od jednego z Admirałów. Nie wiem, od którego. To jednak
nie szkodzi. Za chwilę dowiemy się, kto to był.
Nie minęła dłuższa chwila, a z korytarza dobiegł ich tupot wojskowych butów
oraz pełne złości pokrzykiwania.
Siódemka Admirałów została wprowadzona do pomieszczenia. Każdego z nich
prowadziła para Szturmowców. W jednej chwili w niewielkim saloniku zrobiło się
niezwykle ciasno.
- Szturmowcy, wyjść!
Odziani na biało żołnierze, posłuszni rozkazowi Najwyższego Przywódcy,
pospiesznie opuścili pomieszczenie.
- Co to wszystko ma znaczyć? Dlaczego zostaliśmy wyciągnięci siłą z łóżek?
Żądam jakichś wyjaśnień!
Admirał Durin aż trząsł się ze złości.
Loke odsunęła się na bok.
- Właśnie miał miejsce atak na osobę Najwyższego Przywódcy – powiedziała
spokojnie. – Jeśli ktoś jest ciekawy, może zapoznać się z jego efektami.
Wskazała dłonią na drzwi do sypialni.
Większość mężczyzn nawet nie drgnęła. Durin, niesiony własną złością, minął
Kylo i Loke i zajrzał do sypialni.
Najwyraźniej potrzebował dłuższej chwili, żeby oswoić się ze straszliwym
widokiem. Kiedy cofnął się od drzwi jego ciałem wstrząsnął spazm i zwymiotował
pod siebie.
- Cudowne, prawda? – Głos Loke nadal był zimny. – Zaraz powiecie mi, kto za
to odpowiada.
Zaatakowała bez ostrzeżenia. Kylo czuł, jak jej Moc niszczy bariery umysłów
i wdziera się do środka w poszukiwaniu informacji.
Bosho opadł na kolana. Podobnie jak Durin, który najwyraźniej znajdował się
już na skraju wytrzymałości. O’tika krzyknął, a Szilard zajęczał.
Moc zawirowała i została wchłonięta przez Loke.
- Generale, niech pan sprowadzi Mandulę Dio.
O’tika wyraźnie pobladł, jednak nie odezwał się nawet słowem.
Kylo wiedział, że Loke pozyskała jakieś cenne informacje. Nie chciała się
jednak nimi podzielić. Osłabiony po ataku na zamachowców postanowił cierpliwie
czekać na rozwój wydarzeń, oddając jej całkowicie kierownictwo nad tym
przedstawieniem.
Szturmowcy wepchnęli do pomieszczenia kolejnego mężczyznę.
Wiceadmirał Mandula Dio miał ciemną cerę. Jego oczy i włosy były czarne jak
smoła. Jako jedyny z zebranych, nadal miał na sobie swój mundur. Kiedy zobaczył
wszystkich, zacisnął wąskie wargi. Kylo czuł jego wściekłość.
Loke wykonała krok do przodu. Admirałowie, jak jeden mąż, w odpowiedzi na
ten gest, cofnęli się o krok. Kobieta spokojnie podeszła do Manduli. Mężczyzna
był stosunkowo niski, więc kiedy Loke zarzuciła ręce na jego szyję, ich twarze
znalazły się niemalże na tym samym poziomie.
- Miłość to dziwne uczucie, prawda? – Delikatnie musnęła dłonią policzek
Wiceadmirała. – Zmusza nas do bardzo dziwnych zachowań. Szkoda, że tak często
są one tak idiotyczne.
- Nie rozumiem o czym pani mówi, Lady.
Odsunęła się od niego. Wzięła zamach i uderzyła go otwartą dłonią w twarz.
Dźwięk uderzenia poniósł się po pomieszczeniu.
- Nie traktuj mnie jak idiotki – wysyczała ze złością. – Doskonale wiem, że
to byli twoi ludzie.
- Nie rozumiem o czym pani mówi, Lady – powtórzył.
Odrzuciła głowę w tył i zaśmiała się głośno.
Zaatakowała bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Mandula jęknął, kiedy Moc wlała
się do wnętrza jego ciała. Zacisnął dłonie na materiale swojej marynarki tak
mocno, że aż zbielały mu knykcie.
- Poświęciłeś swoich ludzi, chcąc osiągnąć jakże samolubny cel. Twoja
śmierć będzie przykładem.
Kylo dostrzegł, jak palce mężczyzny zaczyna pokrywać lód. Zamarzał. W
pewnym Wiceadmirał zaczął krzyczeć z bólu. To był przerażający krzyk. Wiedział
już, że umiera i nie potrafił nic z tym zrobić.
Moc natarła ze zwiększoną siłą i ciało eksplodowało. Zostało rozerwane na
strzępy, jakby uderzyła w nie bomba. Krew, która nie zdążyła jeszcze zmienić
się w lód, obryzgała stojącą najbliżej Loke. Ta jednak nawet się nie
wzdrygnęła.
Kiedy pozostałości ciała opadły na podłogę, potoczyła wzrokiem po
wszystkich zebranych.
- Wyciągnijcie z tego swoją lekcję. Rozejść się!
Nikomu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.
***
Nowe komnaty zostały im wskazane niemalże natychmiast.
Kiedy znaleźli się za zamkniętymi drzwiami, Loke po raz kolejny tego dnia,
udała się pod prysznic.
Kąpiel trwającą dwadzieścia minut był w stanie zrozumieć. Po pół godzinie
zaczął się niepokoić. Kiedy wskazówka zegara zaczęła się zbliżać niebezpiecznie
do czterdziestej piątej minuty nieobecności Loke, postanowił interweniować.
Zapukał do łazienki. Z wnętrza odpowiedział mu jedynie szum lejącej się
wody.
Nie mając więcej cierpliwości, wszedł do środka.
Dostrzegł zarys jej sylwetki przebijający przez matową szybę prysznica.
- Albo wyjdziesz stamtąd sama w tej właśnie chwili, albo zaraz cię wyciągnę
siłą.
Woda przestała się lać. Drzwiczki uchyliły się lekko i w prześwicie
pojawiła się jej dłoń.
- Ręcznik.
Spełnił jej rozkaz. Za chwilę ponownie dostrzegł jej rękę.
- Szlafrok.
Kiedy się ubrała, wyszła na zewnątrz.
Jej twarz ukazywała ogromne zmęczenie.
- Jesteśmy potworami – powiedziała cicho, patrząc na niego.
- Nie jesteśmy – zapewnił. – Zostaliśmy zaatakowani i pozbyliśmy się
zagrożenia.
Wiedział, że większość okropieństw, których oboje dopuścili się tej nocy,
wcale nie była konieczna. Miał pewność, że gdyby nie dali się ponieść silnym
emocjom, postąpiliby zupełnie inaczej. Potrafił jednak odnaleźć pewną
satysfakcję w tym wszystkim. Był pewien, że jeśli ktokolwiek miał zamiar
kwestionować ich rozkazy i decyzje, teraz nie odważy się zabrać głosu. Każdy z
ich przeciwników zastanowi się również dwa razy, zanim podejmie próbę odesłania
ich z tego świata. Pokazali, że są silni i nie patyczkują się z tymi, którzy
występują przeciwko nim.
- To było złe.
- Może. Nie powinnaś się jednak tym teraz zadręczać.
Chciała coś powiedzieć. Nie pozwolił jej jednak dojść do głosu. Przyciągnął
ją do siebie i zamknął w silnym uścisku. Jego dłoń błądziła po jej twarzy.
Wtulił twarz w jej mokre włosy, ciesząc się świeżością, którą wyczuwał na niej.
Spojrzała mu prosto w oczy. Czuł, jak jego kolana uginają się od siły tego
spojrzenia.
Podniosła ręce i wplotła palce w jego włosy. Przyciągnęła go do siebie i
zrobiła coś, czego zupełnie się nie spodziewał.
Pocałowała go.
Sapnął zaskoczony, czując jej wargi na swoich.
Wyczuł, że jego reakcja spłoszyła ją. Chciała się wycofać. On jednak nie
miał zamiaru jej puścić. Pogłębił pocałunek. Loke nie opierała się temu
zaborczemu atakowi z jego strony.
Nie rozumiał uczucia, które się w nim rozlało gorącą falą.
Wiedział jednak jedno.
Była jego.
Cała.
Tylko jego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz