Rakata Prime
34 ABY
Hologram wyświetlany nad niewielkim stołem zadrżał, na krótką chwilę
rozmazując uwiecznioną w cyfrowym zapisie twarz młodej kobiety. Hux,
zaalarmowany nieprawidłowym funkcjonowaniem urządzenia, podniósł głowę znad
dokumentów i rzucił krytyczne spojrzenie w stronę monochromatycznego zdjęcia,
jakby przedstawiona na nim kobieta była w jakimś stopniu odpowiedzialna za
niesforną maszynę. Kiedy obraz nabrał ponownie ostrości, młody Generał wrócił
do przeglądanych dokumentów, zadowalając się faktem, że przynajmniej na razie
holostół działa tak, jak powinien.
Rosalie Pejo, dwudziestodwuletnia członkini oddziału Delta, miała za kilka
chwil pojawić się w generalskim gabinecie na odprawę. Hux czuł, że powinien się
przygotować na rozmowę.
Członkowie Delty stanowili grupę najlepiej wyselekcjonowanych i
wyszkolonych żołnierzy. W przeciwieństwie do większości podkomendnych Generała
członkowie tej elitarnej jednostki nie walczyli na froncie. Byli zbyt dobrzy,
zbyt wartościowi, żeby traktować ich jak mięso armatnie. Oddział Delta wchodził
do akcji tylko w wyjątkowych sytuacjach. Najczęściej młodzi żołnierze byli
wysyłani w najodleglejsze zakątki Galaktyki, żeby zbierać informacje o wrogach
Najwyższego Porządku. Dzięki swoim niesamowitym zdolnościom przystosowywania
się do nowych sytuacji świetnie sprawdzali się jako szpiedzy. Siła,
przebiegłość, determinacja i odwaga były cechami, które posiadał każdy członek
oddziału.
Rosalie Pejo jako jedyna pozostała na Rakata Prime po tym, jak większość
jej kolegów i koleżanek została wysłana w poszukiwaniu resztek Ruchu Oporu. Hux
był bardzo zadowolony ze swojej zapobiegliwości, gdyż teraz właśnie potrzebował
umiejętności członka Delty.
Armitage wyłączył holostół i zabierając ze sobą przygotowane wcześniej
raporty, opuścił pomieszczenie komunikacyjne, w którym nieustannie rozbrzmiewał
jednostajny szum pracujących komputerów.
Zajął swoje miejsce przy biurku i spojrzał na zegarek. Uśmiechnął się lekko
do siebie, widząc, że nie będzie musiał długo czekać. Zbliżała się wyznaczona
godzina spotkania.
Równo o czternastej rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść!
Drzwi otworzyły się szeroko i do środka pewnym, żołnierskim krokiem
wkroczyła Rosalie Pejo. Ubrana w standardowy mundur, niewysoka kobieta,
zasalutowała przed swoim dowódcą.
- Spocznij. – Wskazał jej fotel znajdujący się po drugiej stronie biurka.
Kiedy usiadła, przyglądał się jej przez chwilę, oceniając fizyczne cechy
swojego żołnierza. Rosalie była atrakcyjną kobietą. Hux nie potrzebował wiele
czasu, żeby upewnić się, że ciało Pejo, gdyby ubrać ją w coś przyjemniejszego
dla oka niż mundur, przyciągałoby wiele męskich spojrzeń. Miała delikatną,
okrągłą twarz. Kasztanowe włosy nosiła związane w długi koński ogon. Pełne usta
o niespotykanym u ludzi kolorze soczystej czerwieni do spółki ze stalowoszarymi
oczami, zdradzały mieszane pochodzenie kobiety.
Patrząc na podkomendną, miał ochotę sobie pogratulować. Wiedział, że
Rosalie idealnie nada się do zadania, które dla niej przewidział.
- Chciał mnie pan widzieć, Generale – odezwała się niespodziewanie Rosalie,
kiedy cisza w pomieszczeniu zaczęła się przeciągać.
- Tak. Mam dla pani zadanie.
- Zamieniam się w słuch.
Hux poprawił się na fotelu i otworzył znajdującą się przed nim teczkę z
dokumentami. Przesunął ją kawałek po drewnianym blacie, żeby zrobić miejsce na
swoje dłonie, które oparł o mebel, splótłszy ze sobą długie palce.
- Jak pani zapewne wiadomo, wspólnie z Najwyższym Przywódcą, Lady Ren oraz
całą załogą Integrity wyruszam niedługo na Castell. Nasza podróż ma na
celu spacyfikowanie galaktycznych piratów grasujących w układzie oraz ochronę
Królowej Surish przed planowanym zamachem na jej życie. Niestety z pewnych
powodów nie możemy poinformować Królowej, że znajduje się ona w śmiertelnym
niebezpieczeństwie.
Przerwał na chwilę. Pejo kiwnęła głową, jakby starała się go zachęcić do
kontynuowania wypowiedzi.
- Chcąc mieć większe pole manewru w trakcie uroczystości zaślubin Księcia
Sarish, wspólnie z Najwyższym Przywódcą zdecydowałem, że Lady Ren zostanie
przedstawiona nie jako członkini Zakonu lecz jako partnerka Najwyższego
Przywódcy, Silva. Zdecydowano, że poleci pani z nami jako służąca Lady Ren.
Oczywiście usługiwanie nie będzie pani głównym zadaniem. Wiemy, że wśród gości
pojawi się zamachowiec. Niestety nie wiemy, jak ten mężczyzna wygląda. Pani
zadaniem będzie odnalezienie go i zlikwidowanie w nierzucający się w oczy
sposób.
Rosalie patrzyła na Generała zupełnie niewzruszona.
- Oczywiście. Proszę o więcej informacji na temat całej misji oraz mojego
celu.
Hux przesunął w stronę kobiety raport z przesłuchania Damerona, który
sporządziła Loke, oraz zestaw informacji dotyczący Castell.
- Na chwilę obecną sytuacja wygląda następująco… - podjął swoją wypowiedź.
***
- Nie, nie zgadzam się.
- Zgadzasz się, nie masz wyjścia.
- Nie, nie zgadzam się.
- Zgadzasz się.
- Nie, nie zgadzam się. Słuchaj, ja tak mogę cały dzień. Pytanie, czy ty
masz na to czas?
Hux popatrywał raz na Loke, raz na Kylo, nie mając zielonego pojęcia, co
wyniknie z tej idiotycznej wymiany zdań. Zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami
zjawił się w Świątyni, żeby przekazać Loke informację o tym, że oficer Rosalie
Pejo uda się wspólnie z nimi na Castell w roli służącej samej Loke. Loke, która
miała zostać przedstawiona na dworze królewskim jako Silva.
- To idiotyczny pomysł – broniła się kobieta. – Nic nie zyskamy na tym, że
zostanę przedstawiona jako Silva. Zresztą wszyscy, którzy wiedzą cokolwiek o
sytuacji Najwyższego Porządku, rozpoznają mnie. Człowiek Organy z pewnością
będzie wiedział, że ja to ja. Jaki zatem to ma sens?
- Zapewniam cię, że nie wszyscy doskonale się orientują w sytuacji
Najwyższego Porządku – wtrącił się niespodziewanie Hux, który nie miał
najmniejszej ochoty na kontynuowanie przepychanki słownej w wykonaniu Loke i
Kylo. – Nawet jeśli ktokolwiek wie, kim była Loke Ren, zapewniam cię, że
większość osób nie ma pojęcia, jak dokładnie wyglądasz. W trakcie misji, jak
większość członków Zakonu, nosiłaś maskę. Nie wspomnę o tym, że spora część
osób, które słyszały o twoim istnieniu, jest przekonana, że nie żyjesz. Poza
wyprawą na misję rekrutacyjną nie miałaś okazji nigdzie przypomnieć o sobie
szerokiej publiczności. Tak więc… jeśli przedstawimy cię jako Silvę, zwykłą
kobietę, wszyscy za taką cię właśnie wezmą. Nikt nie będzie nawet podejrzewał,
że masz cokolwiek wspólnego z Zakonem. No… może poza tym, że jesteś w związku z
Najwyższym Przywódcą.
Loke otworzyła usta, żeby zaprotestować. Hux błyskawicznie uniósł dłoń,
żeby dać jej do zrozumienia, że jeszcze nie skończył. Ku jego wielkiemu zdziwieniu,
dziewczyna zamknęła usta i posłuszna niewerbalnemu upomnieniu nie wydała z
siebie najlżejszego dźwięku.
- Zapewniam cię, że ludzie będą w stosunku do ciebie bardziej ufni i
chętniej podzielą się z tobą informacjami, kiedy będą przekonani, że jesteś
Silvą. Zakon i jego członkowie wzbudzają w mieszkańcach Galaktyki wiele
negatywnych emocji. To, że Surish jest naszą sojuszniczką, wiele nie zmienia.
Doniesienia o wspaniałych czynach Zakonu wzbudzają strach i niechęć, a to nie
wpływa pozytywnie na chęć dzielenia się informacjami.
- Nie muszą się dzielić ze mną posiadanymi informacjami dobrowolnie –
stwierdziła cierpko. – Na spokojnie mogę je sobie wyciągnąć z ich głów.
- Jesteś dobra, ale nie aż tak dobra – zauważył Kylo. – Nie masz sobie
równych, jeśli chodzi o podsłuchiwanie myśli zwykłych ludzi. I z całą pewnością
jeśli zechcesz, odbierzesz wiele sygnałów od gości. Nie oszukujmy się jednak,
nie będziesz mogła zdobyć tego, co jest dla nas istotne. Za dużo bodźców, za
dużo głosów. Dlaczego mamy ryzykować, że nie usłyszymy tej jednej myśli na
czas, kiedy możemy wziąć ze sobą szpiega zdolnego zinfiltrować środowisko?
- Naprawdę nie rozumiem, o co wam chodzi. Najpierw próbujecie mi wcisnąć,
że mam zdobywać informacje, a teraz nagle Rosalie Pejo staje się tą, która ma
się czegoś dowiedzieć. Zresztą jak tak wam bardzo zależy, żeby Rosalie znalazła
się na Castell w trakcie naszego pobytu na planecie, dlaczego nie przedstawicie
jej jako… nie wiem… partnerki Huxa?
Generał zdał sobie sprawę z tego, że wyraz jego twarzy sugeruje właśnie, iż
musiał przełknąć coś wyjątkowo obrzydliwego.
- Bo w ten sposób możemy pozyskać informacje na dwóch frontach. Ty się
zajmiesz gośćmi, a Rosalie pozostałą służbą. Będziemy mieć większe szanse na
sukces.
Loke westchnęła. Przez dłuższą chwilę milczała, pogrążona we własnych
myślach. Generał dostrzegł, że Kylo zaczął uśmiechać się pod nosem, jakby
przewidywał wygraną w tej dyskusji.
- Rozumiem, że nie mam wyjścia? Muszę wystąpić jako Silva? Głupia dupa
pozbawiona Mocy?
Podniosła się energicznie z kanapy i skierowała w stronę wyjścia z kwater.
- Dlaczego głupia dupa? – zdziwił się Kylo.
Rudowłosa odwróciła się ponownie w ich stronę i obrzuciła swojego
towarzysza nieprzychylnym spojrzeniem.
- Kobieta bez Mocy, bez stanowiska w Najwyższym Porządku, bez jakiejkolwiek
władzy, której jedynym osiągnięciem jest to, że zainteresował się nią Najwyższy
Przywódca. Bądźmy szczerzy, doskonale wiemy, co ludzie sobie o mnie pomyślą i
jak będą mnie traktować. Nie po to wyruszyłam jako nastolatka na podbój
Galaktyki, żeby ludzie traktowali mnie teraz jak podrzędną kurwę. – Zacisnęła
usta tak mocno, że jej wargi aż zbielały. – Zrobię to. Dla was, dla Najwyższego
Porządku. Wiedz jednak, że to upokorzenie będzie mnie kosztować więcej, niż
przypuszczasz.
Skończywszy swoją wypowiedź, podjęła przerwaną wędrówkę do drzwi.
- Loke – ośmielił się zwrócić do niej Generał.
Tym razem nie odwróciła się, żeby zaszczycić ich spojrzeniem.
- Tak?
- Rosalie chciałaby się z tobą zobaczyć. Powiedziała, że ma jakąś ważną
sprawę do załatwienia wspólnie z tobą, zanim wyruszymy na Castell.
- Idę na trening – zakomunikowała. – Zara na mnie czeka. Jak będę gotowa
opuścić Świątynię, dam znać.
- Dziękuję.
Odpowiedziało mu trzaśnięcie drzwiami.
***
Patrzył za odchodzącą Loke i miał ochotę pogratulować sobie inteligencji.
Kiedy omawiał z Huxem plan, który na tamten moment wydawał mu się genialny w
swej prostocie, zapomniał o jednym, malutkim szczególiku – przeszłości Loke.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciółka szczerze
gardziła swoją matką. Rozumiał ją doskonale. Rola Arashe w życiu Loke
sprowadziła się do wydania dziewczyny na świat. Sprawą wychowania młodej Loke,
bardziej od samej Arashe, przejął się właściciel burdelu, w którym Loke się
urodziła. Kylo zawsze podejrzewał, że niezdrowe zainteresowanie Miko wrażliwą
na Moc dziewczynką wynikało z kryjącego się w niej mroku oraz wielkiej wzgardy
dla ludzkich słabości. Te dwie rzeczy zawsze łączyły ją i jej opiekuna, chociaż
każde z nich wykorzystało swoje uwarunkowania na zupełnie różny sposób – on
krzywdził innych, ona walczyła o słuszną je zdaniem sprawę.
Od najmłodszych lat Loke chciała się wyrwać z miejsca, w którym się
urodziła. Chciała się odciąć od matki, Miko i koszmaru, który przeżywała w
Quarrow. Pragnęła udowodnić swoją wartość i była niezwykle zdeterminowana w
dążeniu do tego celu.
Chociaż zdawać się mogło, iż Loke zupełnie się nie przejmuje opinią innych
ludzi na jej temat, Kylo doskonale wiedział, że czerpała satysfakcję ze
strachu i respektu, jaki wzbudzała swoją osobą w innych ludziach. Walczyła o
to, odkąd ją znał. Chciała być szanowana. Chciała być kimś ważnym.
Kiedy w końcu się to jej udało, kiedy posiadła dużą władzę, kiedy poczuła się
pewnie – on jej to odebrał.
Nieświadomie zmusił ją do tego, żeby stała się kimś, kogo najbardziej w
ciągu swojego życia nienawidziła – swoją matką.
Oboje doskonale wiedzieli, że to tymczasowe, udawane, zagrane…
Kylo zrozumiał, że nawet ta kilkudniowa gra będzie dla niej czymś niezwykle
ciężkim, czymś niemalże nie do zniesienia.
Nie przestał wierzyć w to, że dzięki takiemu zagraniu dużo zyskają.
Dysponując tak ubogimi informacjami na temat zbliżającego się zamachu na ich
sojuszniczkę, musieli wykorzystać w pełni wszystkie możliwości.
Zdał sobie jednak sprawę z tego, że coś, co w jego mniemaniu mogło uchodzić
za niewinną zabawę, dla Loke było ciosem. Ogromnym ciosem. Ciosem, na który nie
powinien ją narażać po jej ostatnich przejściach.
- Co ją ugryzło?
Drgnął, kiedy usłyszał głos Generała. Zupełnie zapomniał o obecności Huxa w
komnatach.
Podniósł głowę i spojrzał na mężczyznę, który dalej uparcie wpatrywał się w
zamknięte drzwi.
- Czy wiesz, kogo Loke w ciągu swojego życia nienawidziła najbardziej?
Hux zmarszczył brwi, widocznie zaskoczony zadanym mu pytaniem.
- Snoke’a? – zaryzykował po chwili.
- Nie. – Kylo pokręcił delikatnie głową. – Najbardziej nienawidziła swojej
matki, Arashe. Matki, która była prostytutką.
***
Trening pozwolił jej na odzyskanie równowagi. Zmęczenie fizyczne i mentalne
było tym, czego potrzebowała.
Kiedy opuściła ją pierwsza złość, zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że być
może Kylo i Hux mieli rację.
Wiedziała, co ludzie myśleli o Zakonie Ren i Najwyższym Porządku. Tych,
którzy darzyli tę drużynę prawdziwie ciepłymi uczuciami, określało doskonale
jedno miano – psychopaci. Działania Najwyższego Porządku były niezrozumiałe dla
większości mieszkańców Galaktyki. Spora część istot zamieszkujących rozliczne
planety potrafiła postrzegać Najwyższy Porządek jedynie w roli agresora,
pragnącego pozbawić ich wolności. Niewielu dostrzegało szerszą perspektywę, a i
ci zazwyczaj pozostawali sceptyczni. Tak… Najwyższy Porządek szczerze lubili
ci, którzy dopatrywali się w jego istnieniu swojej szansy na pławienie się w
bólu i przemocy.
Chociaż jej się to nie podobało, musiała się zgodzić z Kylo, że jakkolwiek
sprawnie nie posługiwałaby się mentalnymi sztuczkami, nigdy nie byłaby w stanie
wyciągnąć głęboko skrywanych informacji od weselnych gości. Szczególnie że ci
mieli przebywać jednocześnie w wielkich salach balowych pałacu na Castell.
Jeśli chcieli się czegoś dowiedzieć, musieli sięgnąć po bardziej tradycyjne
metody. Wystawienie jednego człowieka, który miałby się zająć rozmowami z
gośćmi i przeszukiwaniem tłumu i drugiego, zdobywającego informacje od służby,
było bardzo sensownym rozwiązaniem.
Nie chciała tego robić. Nie chciała w jakikolwiek sposób zbliżyć się do
tego, co reprezentowała sobą jej matka. Wiedziała jednak, że nie ma wyjścia.
Jeśli chciała wspomóc Najwyższy Porządek, musiała to zrobić.
***
Rosalie Pejo postanowiła w pełni wykorzystać dwa dni, które otrzymała od
Generała na przygotowanie się do swojej misji.
Po tym, jak jako jedyna została w bazie, gdy większość jej kolegów i koleżanek
została wysłana na poszukiwania Ruchu Oporu, Rosalie czuła się gorsza. Miała
wrażenie, że w jakiś sposób nie spełniła oczekiwań stawianych członkom oddziału
Delta. Teraz, kiedy dostała swoją szansę, postanowiła udowodnić, że nie tylko
spełnia wszystkie wymagania, ale jest wręcz najlepsza.
Po opuszczeniu gabinetu Generała od razu udała się do centrum
informacyjnego, znajdującego się na jednej z niższych kondygnacji wielkiej
wieży. Nie pytając nikogo o zdanie, zasiadała przy jednym z komputerów. Potrzebowała
informacji i nie mogła pozwolić, żeby ktokolwiek stanął między nią i wielkimi
zasobami archiwum Najwyższego Porządku.
Kolejne 24 godziny po wizycie u Generała spędziła na oglądaniu zdjęć i
czytaniu danych osobowych wszystkich płatnych zabójców, jakie Najwyższy
Porządek posiadał w swojej bazie danych. Zapamiętywała twarze, informacje o
ulubionych broniach i metodach działania. Nie mogła wykluczyć bowiem
możliwości, że ten, który został przedstawiony jej jako Ratran Scott, nie ukrył
się w zwałach dokumentów pod innym imieniem i nazwiskiem.
W końcu, kiedy kobieta uznała, że posiadła wszystkie najważniejsze
informacje, które mogą jej być potrzebne w trakcie wypełniania zadania,
przyszedł czas na najważniejszą część przygotowań – musiała spotkać się z samą
Lady Ren.
***
Opuściwszy Świątynię, uspokojona treningiem i własnymi przemyśleniami,
postanowiła udać się do wojskowej części bazy na Rakata Prime. Nie udało się
jej jednak dotrzeć do militarnego serca Rakaty, gdyż przed głównym wejściem do
wieży, w której znajdowały się kwatery dowództwa i centra badawcze, zatrzymała
ją młoda kobieta o kasztanowych włosach.
- Lady Ren – zwróciła się do niej. – Rosalie Pejo. Czekałam na panią.
- Nie miałyśmy przypadkiem spotkać się w Sali konferencyjnej?
- Parni wybaczy, Lady. Uznałam jednak, że mamy dużo rzeczy do przygotowania
i wolałam nie tracić czasu.
Loke zmrużyła oczy, zaalarmowana zasłyszaną informacją. Nie miała zielonego
pojęcia, co takiego chciała wspólnie z nią przygotowywać Rosalie Pejo.
- Jakie to rzeczy mamy do załatwienia?
- Musimy przygotować dla pani odpowiednie stroje na nasz wyjazd –
odpowiedziała spokojnie Rosalie. – Umówiłam już nas z garderobianą.
- Mamy garderobianą? – zdziwiła się Loke.
- Oddział Delata ma garderobianą. Pani pozwoli. – Rosalie wskazała ręką na
sąsiedni budynek. – Tak się składa, że członkowie naszego oddziału często muszą
się dostosowywać do różnych sytuacji – zaczęła tłumaczyć kobieta. – Jak
wiadomo, jednym z ważnych elementów wielu kultur jest odpowiedni strój. Dlatego
też Generał Hux, tworząc oddział, zapewnił odpowiednie zaplecze. Nasi
członkowie, wybierając się w konkretne miejsca Galaktyki, mogą zaopatrzyć się w
ubranie, które pozwoli się im wtopić w tłum. Przygotowując się do naszej
wyprawy na Castell, pozwoliłam sobie założyć, że nie posiada pani zbyt bogatej
wiedzy o kulturze tej planety oraz nie jest w posiadaniu garderoby, która
byłaby stosowna dla kogoś pani… stanu.
- Widzę, że zdążyłaś sobie wszystko przemyśleć.
- Staram się brać pod uwagę wszystkie możliwości, Lady.
Kobiety okrążyły znaczną część głównego budynku bazy. Loke została
poprowadzona wybrukowaną ścieżką w stronę jednego z parterowych, podłużnych
budynków, w których zakwaterowani byli głównie szeregowi żołnierze.
Kiedy weszły do środka, znalazły się przestronnym wnętrzu. Z pomieszczenia
odchodziły dwa długie korytarze. Rosalie skierowała się w stronę jednego z
nich.
Loke nie wiedziała za bardzo, jak rozumieć sytuację, w której się znalazła.
Była przekonana, że z Rosalie Pejo nie będzie miała wiele wspólnego do czasu
rozpoczęcia wizyty na Castell. Tego dnia, w mniemaniu Loke, cała sprawa miała
się ograniczyć raptem do kilku uprzejmych pozdrowień. Nic więcej… Jak to więc
się stało, że teraz szła za młodą oficer na wizytę u garderobianej, nie mając
zielonego pojęcia, czego dokładnie może się spodziewać w zaistniałej sytuacji?
- No dobrze, więc może powiesz mi, jak powinna wyglądać moja garderoba na
czas pobytu na Castell? – rzuciła w stronę Rosalie, nie czując się najlepiej z
przedłużającą się ciszą w sytuacji, która nie znajdowała się całkowicie pod jej
kontrolą.
- Przede wszystkim ważne jest to, że Castell cechuje niezwykle gorący
klimat. Większość planety przypomina Tatooine. Jednak… większość to nie cała
planeta. Wiele osób zapomina o tym, że królewski pałac oraz większa część
stolicy znajduje się pod wielką kopułą, której obecność umożliwia powstanie
mikroklimatu. W mieście jest nie tylko ciepło ale przede wszystkim wilgotno. Z
tego właśnie powodu wszyscy mieszkańcy, nawet w trakcie nadwornych
uroczystości, zakładają zwiewne i delikatne stroje. Niby dobrze, bo łatwo coś
takiego zorganizować. Znacznie trudniejszą kwestią jest zaprojektowanie i
dobranie stroju tak, żeby można było mieć ze sobą broń.
Loke pokiwała spokojnie głową. W momencie kiedy Rosalie wspomniała o
ukrywaniu broni, wojowniczka uznała, że ona i młoda podkomendna Huxa odnajdą
jakiś wspólny język.
W międzyczasie oficer Pejo wprowadziła ją do dużego pomieszczenia. Pierwszą
rzeczą, jaka rzuciła się Loke w oczy, były rozliczne wieszaki, na których znajdowały
się opakowane foliowymi pokrowcami stroje. Mistrzyni Ren potrzebowała chwili,
żeby zorientować się, że rozliczne części garderoby różnią się znacznie od
siebie. Część z nich przeznaczona była na umiarkowaną pogodę, inne miały
zapewnić komfort w najostrzejsze mrozy czy w trakcie upałów.
Między Loke a wieszakami znajdowała się niewielka przestrzeń, na której
postawione zostało skromne podwyższenie oraz ogromne lustro. Pod jedną ze ścian
Loke dostrzegła duży parawan, za którym można było spokojnie przymierzyć
ubrania, a obok niego wygodny fotel dla interesariuszy.
- Oficer Pejo! – Spomiędzy wieszaków z ubraniami wyłoniła się kobieta w
średnim wieku. – Dobrze, że pani już jest. Przygotowałam wszystko, tak jak pani
prosiła.
- Dziękuję, Viero. – Rosalie skinęła zdawkowo głową. – Lady Ren, proszę
podejść.
Loke, nie do końca rozumiejąc, co się dzieje, weszła na wskazany jej
podest.
Kobieta nazwana Vierą zdawała się za to nie mieć żadnych wątpliwości. Kiedy
tylko Loke znalazła się na podeście, garderobiana doskoczyła do niej i z wprawą
godną prawdziwego mistrza swojego fachu, chwyciła za miarkę krawiecką i zaczęła
sprawdzać konkretne wymiary.
- Rosalie, większość z tego, co mamy, trzeba będzie skrócić.
- Nie widzę najmniejszego problemu. Z niczym. – Głos młodej oficer
sugerował, że jeśli ktoś spróbuje się z nią nie zgodzić w tej sprawie, to sama
Pejo stanie się jego największym problemem.
Loke, z potulnością zwierzęcia idącego na rzeź, pozwoliła wciągnąć się w
wir przymiarek, poprawek krawieckich, dobierania dodatków i innych
garderobianych rzeczy. Chociaż sama nie czuła potrzeby strojenia się w piękne
suknie i przyozdabiania ciała rozlicznymi elementami biżuterii, wiedziała, że
musi cierpliwie poddać się wszelkim zabiegom.
Zgodnie ze wcześniejszymi zapewnieniami Rosalie nie zabrakło czasu na
przygotowanie zgrabnych schowków na broń. Lekkie, zwiewne suknie, które
odkrywały większość ciała, nie pozostawiały wiele pola do manewru. Wspólnymi
siłami garderobiana Viera oraz Rosalie sprawiły, że Loke mogła zostać dumną posiadaczką
niewielkiego blastera oraz zgrabnego noża. Miecz świetlny przez swoje
niepraktyczne rozmiary rozstał skazany na pobyt w kopertowej torebce.
- Zrobimy pani taki makijaż, że puder będzie można zastąpić mieczem
świetlnym, Lady – zapewniła ją w pewnym momencie Rosalie.
Rudowłosa wojowniczka w ostatniej chwili powstrzymała się przed
komentarzem, że w jej świecie przechowywanie nielegalnej broni jest jedyną
rzeczą, do której może przydać się torebka. Sama z pewnością nigdy nie wpadłaby
na to, żeby taszczyć ze sobą coś tak mało praktycznego jak… kosmetyki.
- Lady, na jutrzejszą podróż proszę się ubrać normalnie – odezwała się
Rosalie, kiedy Loke na powrót założyła swój codzienny strój. – Proszę się też
nie przejmować bagażem. Ja się wszystkim zajmę.
- Oczywiście. Rozumiem, że przygotujesz mnie na wielkie wejście już na
pokładzie krążownika?
Pejo skinęła lekko głową.
- Dokładnie tak. I proszę mi wierzyć, to wejście będzie wielkie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz