poniedziałek, 14 maja 2018

Rozdział XXIV


Rakata Prime
34 ABY

Hologram wyświetlany nad niewielkim stołem zadrżał, na krótką chwilę rozmazując uwiecznioną w cyfrowym zapisie twarz młodej kobiety. Hux, zaalarmowany nieprawidłowym funkcjonowaniem urządzenia, podniósł głowę znad dokumentów i rzucił krytyczne spojrzenie w stronę monochromatycznego zdjęcia, jakby przedstawiona na nim kobieta była w jakimś stopniu odpowiedzialna za niesforną maszynę. Kiedy obraz nabrał ponownie ostrości, młody Generał wrócił do przeglądanych dokumentów, zadowalając się faktem, że przynajmniej na razie holostół działa tak, jak powinien.
Rosalie Pejo, dwudziestodwuletnia członkini oddziału Delta, miała za kilka chwil pojawić się w generalskim gabinecie na odprawę. Hux czuł, że powinien się przygotować na rozmowę.
Członkowie Delty stanowili grupę najlepiej wyselekcjonowanych i wyszkolonych żołnierzy. W przeciwieństwie do większości podkomendnych Generała członkowie tej elitarnej jednostki nie walczyli na froncie. Byli zbyt dobrzy, zbyt wartościowi, żeby traktować ich jak mięso armatnie. Oddział Delta wchodził do akcji tylko w wyjątkowych sytuacjach. Najczęściej młodzi żołnierze byli wysyłani w najodleglejsze zakątki Galaktyki, żeby zbierać informacje o wrogach Najwyższego Porządku. Dzięki swoim niesamowitym zdolnościom przystosowywania się do nowych sytuacji świetnie sprawdzali się jako szpiedzy. Siła, przebiegłość, determinacja i odwaga były cechami, które posiadał każdy członek oddziału.
Rosalie Pejo jako jedyna pozostała na Rakata Prime po tym, jak większość jej kolegów i koleżanek została wysłana w poszukiwaniu resztek Ruchu Oporu. Hux był bardzo zadowolony ze swojej zapobiegliwości, gdyż teraz właśnie potrzebował umiejętności członka Delty.
Armitage wyłączył holostół i zabierając ze sobą przygotowane wcześniej raporty, opuścił pomieszczenie komunikacyjne, w którym nieustannie rozbrzmiewał jednostajny szum pracujących komputerów.
Zajął swoje miejsce przy biurku i spojrzał na zegarek. Uśmiechnął się lekko do siebie, widząc, że nie będzie musiał długo czekać. Zbliżała się wyznaczona godzina spotkania.
Równo o czternastej rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść!
Drzwi otworzyły się szeroko i do środka pewnym, żołnierskim krokiem wkroczyła Rosalie Pejo. Ubrana w standardowy mundur, niewysoka kobieta, zasalutowała przed swoim dowódcą.
- Spocznij. – Wskazał jej fotel znajdujący się po drugiej stronie biurka.
Kiedy usiadła, przyglądał się jej przez chwilę, oceniając fizyczne cechy swojego żołnierza. Rosalie była atrakcyjną kobietą. Hux nie potrzebował wiele czasu, żeby upewnić się, że ciało Pejo, gdyby ubrać ją w coś przyjemniejszego dla oka niż mundur, przyciągałoby wiele męskich spojrzeń. Miała delikatną, okrągłą twarz. Kasztanowe włosy nosiła związane w długi koński ogon. Pełne usta o niespotykanym u ludzi kolorze soczystej czerwieni do spółki ze stalowoszarymi oczami, zdradzały mieszane pochodzenie kobiety.
Patrząc na podkomendną, miał ochotę sobie pogratulować. Wiedział, że Rosalie idealnie nada się do zadania, które dla niej przewidział.
- Chciał mnie pan widzieć, Generale – odezwała się niespodziewanie Rosalie, kiedy cisza w pomieszczeniu zaczęła się przeciągać.
- Tak. Mam dla pani zadanie.
- Zamieniam się w słuch.
Hux poprawił się na fotelu i otworzył znajdującą się przed nim teczkę z dokumentami. Przesunął ją kawałek po drewnianym blacie, żeby zrobić miejsce na swoje dłonie, które oparł o mebel, splótłszy  ze sobą długie palce.
- Jak pani zapewne wiadomo, wspólnie z Najwyższym Przywódcą, Lady Ren oraz całą załogą Integrity wyruszam niedługo na Castell. Nasza podróż ma na celu spacyfikowanie galaktycznych piratów grasujących w układzie oraz ochronę Królowej Surish przed planowanym zamachem na jej życie. Niestety z pewnych powodów nie możemy poinformować Królowej, że znajduje się ona w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Przerwał na chwilę. Pejo kiwnęła głową, jakby starała się go zachęcić do kontynuowania wypowiedzi.
- Chcąc mieć większe pole manewru w trakcie uroczystości zaślubin Księcia Sarish, wspólnie z Najwyższym Przywódcą zdecydowałem, że Lady Ren zostanie przedstawiona nie jako członkini Zakonu lecz jako partnerka Najwyższego Przywódcy, Silva. Zdecydowano, że poleci pani z nami jako służąca Lady Ren. Oczywiście usługiwanie nie będzie pani głównym zadaniem. Wiemy, że wśród gości pojawi się zamachowiec. Niestety nie wiemy, jak ten mężczyzna wygląda. Pani zadaniem będzie odnalezienie go i zlikwidowanie w nierzucający się w oczy sposób.
Rosalie patrzyła na Generała zupełnie niewzruszona.  
- Oczywiście. Proszę o więcej informacji na temat całej misji oraz mojego celu.
Hux przesunął w stronę kobiety raport z przesłuchania Damerona, który sporządziła Loke, oraz zestaw informacji dotyczący Castell.
- Na chwilę obecną sytuacja wygląda następująco… - podjął swoją wypowiedź.

***

- Nie, nie zgadzam się.
- Zgadzasz się, nie masz wyjścia.
- Nie, nie zgadzam się.
- Zgadzasz się.
- Nie, nie zgadzam się. Słuchaj, ja tak mogę cały dzień. Pytanie, czy ty masz na to czas?
Hux popatrywał raz na Loke, raz na Kylo, nie mając zielonego pojęcia, co wyniknie z tej idiotycznej wymiany zdań. Zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami zjawił się w Świątyni, żeby przekazać Loke informację o tym, że oficer Rosalie Pejo uda się wspólnie z nimi na Castell w roli służącej samej Loke. Loke, która miała zostać przedstawiona na dworze królewskim jako Silva.
- To idiotyczny pomysł – broniła się kobieta. – Nic nie zyskamy na tym, że zostanę przedstawiona jako Silva. Zresztą wszyscy, którzy wiedzą cokolwiek o sytuacji Najwyższego Porządku, rozpoznają mnie. Człowiek Organy z pewnością będzie wiedział, że ja to ja. Jaki zatem to ma sens?
- Zapewniam cię, że nie wszyscy doskonale się orientują w sytuacji Najwyższego Porządku – wtrącił się niespodziewanie Hux, który nie miał najmniejszej ochoty na kontynuowanie przepychanki słownej w wykonaniu Loke i Kylo. – Nawet jeśli ktokolwiek wie, kim była Loke Ren, zapewniam cię, że większość osób nie ma pojęcia, jak dokładnie wyglądasz. W trakcie misji, jak większość członków Zakonu, nosiłaś maskę. Nie wspomnę o tym, że spora część osób, które słyszały o twoim istnieniu, jest przekonana, że nie żyjesz. Poza wyprawą na misję rekrutacyjną nie miałaś okazji nigdzie przypomnieć o sobie szerokiej publiczności. Tak więc… jeśli przedstawimy cię jako Silvę, zwykłą kobietę, wszyscy za taką cię właśnie wezmą. Nikt nie będzie nawet podejrzewał, że masz cokolwiek wspólnego z Zakonem. No… może poza tym, że jesteś w związku z Najwyższym Przywódcą.
Loke otworzyła usta, żeby zaprotestować. Hux błyskawicznie uniósł dłoń, żeby dać jej do zrozumienia, że jeszcze nie skończył. Ku jego wielkiemu zdziwieniu, dziewczyna zamknęła usta i posłuszna niewerbalnemu upomnieniu nie wydała z siebie najlżejszego dźwięku.
- Zapewniam cię, że ludzie będą w stosunku do ciebie bardziej ufni i chętniej podzielą się z tobą informacjami, kiedy będą przekonani, że jesteś Silvą. Zakon i jego członkowie wzbudzają w mieszkańcach Galaktyki wiele negatywnych emocji. To, że Surish jest naszą sojuszniczką, wiele nie zmienia. Doniesienia o wspaniałych czynach Zakonu wzbudzają strach i niechęć, a to nie wpływa pozytywnie na chęć dzielenia się informacjami.
- Nie muszą się dzielić ze mną posiadanymi informacjami dobrowolnie – stwierdziła cierpko. – Na spokojnie mogę je sobie wyciągnąć z ich głów.
- Jesteś dobra, ale nie aż tak dobra – zauważył Kylo. – Nie masz sobie równych, jeśli chodzi o podsłuchiwanie myśli zwykłych ludzi. I z całą pewnością jeśli zechcesz, odbierzesz wiele sygnałów od gości. Nie oszukujmy się jednak, nie będziesz mogła zdobyć tego, co jest dla nas istotne. Za dużo bodźców, za dużo głosów. Dlaczego mamy ryzykować, że nie usłyszymy tej jednej myśli na czas, kiedy możemy wziąć ze sobą szpiega zdolnego zinfiltrować środowisko?
- Naprawdę nie rozumiem, o co wam chodzi. Najpierw próbujecie mi wcisnąć, że mam zdobywać informacje, a teraz nagle Rosalie Pejo staje się tą, która ma się czegoś dowiedzieć. Zresztą jak tak wam bardzo zależy, żeby Rosalie znalazła się na Castell w trakcie naszego pobytu na planecie, dlaczego nie przedstawicie jej jako… nie wiem… partnerki Huxa?
Generał zdał sobie sprawę z tego, że wyraz jego twarzy sugeruje właśnie, iż musiał przełknąć coś wyjątkowo obrzydliwego.
- Bo w ten sposób możemy pozyskać informacje na dwóch frontach. Ty się zajmiesz gośćmi, a Rosalie pozostałą służbą. Będziemy mieć większe szanse na sukces.
Loke westchnęła. Przez dłuższą chwilę milczała, pogrążona we własnych myślach. Generał dostrzegł, że Kylo zaczął uśmiechać się pod nosem, jakby przewidywał wygraną w tej dyskusji.
- Rozumiem, że nie mam wyjścia? Muszę wystąpić jako Silva? Głupia dupa pozbawiona Mocy?
Podniosła się energicznie z kanapy i skierowała w stronę wyjścia z kwater.
- Dlaczego głupia dupa? – zdziwił się Kylo.
Rudowłosa odwróciła się ponownie w ich stronę i obrzuciła swojego towarzysza nieprzychylnym spojrzeniem.
- Kobieta bez Mocy, bez stanowiska w Najwyższym Porządku, bez jakiejkolwiek władzy, której jedynym osiągnięciem jest to, że zainteresował się nią Najwyższy Przywódca. Bądźmy szczerzy, doskonale wiemy, co ludzie sobie o mnie pomyślą i jak będą mnie traktować. Nie po to wyruszyłam jako nastolatka na podbój Galaktyki, żeby ludzie traktowali mnie teraz jak podrzędną kurwę. – Zacisnęła usta tak mocno, że jej wargi aż zbielały. – Zrobię to. Dla was, dla Najwyższego Porządku. Wiedz jednak, że to upokorzenie będzie mnie kosztować więcej, niż przypuszczasz.
Skończywszy swoją wypowiedź, podjęła przerwaną wędrówkę do drzwi.
- Loke – ośmielił się zwrócić do niej Generał.
Tym razem nie odwróciła się, żeby zaszczycić ich spojrzeniem.
- Tak?
- Rosalie chciałaby się z tobą zobaczyć. Powiedziała, że ma jakąś ważną sprawę do załatwienia wspólnie z tobą, zanim wyruszymy na Castell.
- Idę na trening – zakomunikowała. – Zara na mnie czeka. Jak będę gotowa opuścić Świątynię, dam znać.
- Dziękuję.
Odpowiedziało mu trzaśnięcie drzwiami.

***

Patrzył za odchodzącą Loke i miał ochotę pogratulować sobie inteligencji. Kiedy omawiał z Huxem plan, który na tamten moment wydawał mu się genialny w swej prostocie, zapomniał o jednym, malutkim szczególiku – przeszłości Loke.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciółka szczerze gardziła swoją matką. Rozumiał ją doskonale. Rola Arashe w życiu Loke sprowadziła się do wydania dziewczyny na świat. Sprawą wychowania młodej Loke, bardziej od samej Arashe, przejął się właściciel burdelu, w którym Loke się urodziła. Kylo zawsze podejrzewał, że niezdrowe zainteresowanie Miko wrażliwą na Moc dziewczynką wynikało z kryjącego się w niej mroku oraz wielkiej wzgardy dla ludzkich słabości. Te dwie rzeczy zawsze łączyły ją i jej opiekuna, chociaż każde z nich wykorzystało swoje uwarunkowania na zupełnie różny sposób – on krzywdził innych, ona walczyła o słuszną je zdaniem sprawę.
Od najmłodszych lat Loke chciała się wyrwać z miejsca, w którym się urodziła. Chciała się odciąć od matki, Miko i koszmaru, który przeżywała w Quarrow. Pragnęła udowodnić swoją wartość i była niezwykle zdeterminowana w dążeniu do tego celu.
Chociaż zdawać się mogło, iż Loke zupełnie się nie przejmuje opinią innych ludzi  na jej temat, Kylo doskonale wiedział, że czerpała satysfakcję ze strachu i respektu, jaki wzbudzała swoją osobą w innych ludziach. Walczyła o to, odkąd ją znał. Chciała być szanowana. Chciała być kimś ważnym.
Kiedy w końcu się to jej udało, kiedy posiadła dużą władzę, kiedy poczuła się pewnie – on jej to odebrał.
Nieświadomie zmusił ją do tego, żeby stała się kimś, kogo najbardziej w ciągu swojego życia nienawidziła – swoją matką.
Oboje doskonale wiedzieli, że to tymczasowe, udawane, zagrane…
Kylo zrozumiał, że nawet ta kilkudniowa gra będzie dla niej czymś niezwykle ciężkim, czymś niemalże nie do zniesienia.
Nie przestał wierzyć w to, że dzięki takiemu zagraniu dużo zyskają. Dysponując tak ubogimi informacjami na temat zbliżającego się zamachu na ich sojuszniczkę, musieli wykorzystać w pełni wszystkie możliwości.
Zdał sobie jednak sprawę z tego, że coś, co w jego mniemaniu mogło uchodzić za niewinną zabawę, dla Loke było ciosem. Ogromnym ciosem. Ciosem, na który nie powinien ją narażać po jej ostatnich przejściach.
- Co ją ugryzło?
Drgnął, kiedy usłyszał głos Generała. Zupełnie zapomniał o obecności Huxa w komnatach.
Podniósł głowę i spojrzał na mężczyznę, który dalej uparcie wpatrywał się w zamknięte drzwi.
- Czy wiesz, kogo Loke w ciągu swojego życia nienawidziła najbardziej?
Hux zmarszczył brwi, widocznie zaskoczony zadanym mu pytaniem.
- Snoke’a? – zaryzykował po chwili.
- Nie. – Kylo pokręcił delikatnie głową. – Najbardziej nienawidziła swojej matki, Arashe. Matki, która była prostytutką.

***

Trening pozwolił jej na odzyskanie równowagi. Zmęczenie fizyczne i mentalne było tym, czego potrzebowała.
Kiedy opuściła ją pierwsza złość, zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że być może Kylo i Hux mieli rację.
Wiedziała, co ludzie myśleli o Zakonie Ren i Najwyższym Porządku. Tych, którzy darzyli tę drużynę prawdziwie ciepłymi uczuciami, określało doskonale jedno miano – psychopaci. Działania Najwyższego Porządku były niezrozumiałe dla większości mieszkańców Galaktyki. Spora część istot zamieszkujących rozliczne planety potrafiła postrzegać Najwyższy Porządek jedynie w roli agresora, pragnącego pozbawić ich wolności. Niewielu dostrzegało szerszą perspektywę, a i ci zazwyczaj pozostawali sceptyczni. Tak… Najwyższy Porządek szczerze lubili ci, którzy dopatrywali się w jego istnieniu swojej szansy na pławienie się w  bólu i przemocy.
Chociaż jej się to nie podobało, musiała się zgodzić z Kylo, że jakkolwiek sprawnie nie posługiwałaby się mentalnymi sztuczkami, nigdy nie byłaby w stanie wyciągnąć głęboko skrywanych informacji od weselnych gości. Szczególnie że ci mieli przebywać jednocześnie w wielkich salach balowych pałacu na Castell.
Jeśli chcieli się czegoś dowiedzieć, musieli sięgnąć po bardziej tradycyjne metody. Wystawienie jednego człowieka, który miałby się zająć rozmowami z gośćmi i przeszukiwaniem tłumu i drugiego, zdobywającego informacje od służby, było bardzo sensownym rozwiązaniem.
Nie chciała tego robić. Nie chciała w jakikolwiek sposób zbliżyć się do tego, co reprezentowała sobą jej matka. Wiedziała jednak, że nie ma wyjścia. Jeśli chciała wspomóc Najwyższy Porządek, musiała to zrobić.

***

Rosalie Pejo postanowiła w pełni wykorzystać dwa dni, które otrzymała od Generała na przygotowanie się do swojej misji.
Po tym, jak jako jedyna została w bazie, gdy większość jej kolegów i koleżanek została wysłana na poszukiwania Ruchu Oporu, Rosalie czuła się gorsza. Miała wrażenie, że w jakiś sposób nie spełniła oczekiwań stawianych członkom oddziału Delta. Teraz, kiedy dostała swoją szansę, postanowiła udowodnić, że nie tylko spełnia wszystkie wymagania, ale jest wręcz najlepsza.
Po opuszczeniu gabinetu Generała od razu udała się do centrum informacyjnego, znajdującego się na jednej z niższych kondygnacji wielkiej wieży. Nie pytając nikogo o zdanie, zasiadała przy jednym z komputerów. Potrzebowała informacji i nie mogła pozwolić, żeby ktokolwiek stanął między nią i wielkimi zasobami archiwum Najwyższego Porządku.
Kolejne 24 godziny po wizycie u Generała spędziła na oglądaniu zdjęć i czytaniu danych osobowych wszystkich płatnych zabójców, jakie Najwyższy Porządek posiadał w swojej bazie danych. Zapamiętywała twarze, informacje o ulubionych broniach i metodach działania. Nie mogła wykluczyć bowiem możliwości, że ten, który został przedstawiony jej jako Ratran Scott, nie ukrył się w zwałach dokumentów pod innym imieniem i nazwiskiem.
W końcu, kiedy kobieta uznała, że posiadła wszystkie najważniejsze informacje, które mogą jej być potrzebne w trakcie wypełniania zadania, przyszedł czas na najważniejszą część przygotowań – musiała spotkać się z samą Lady Ren.

***

Opuściwszy Świątynię, uspokojona treningiem i własnymi przemyśleniami, postanowiła udać się do wojskowej części bazy na Rakata Prime. Nie udało się jej jednak dotrzeć do militarnego serca Rakaty, gdyż przed głównym wejściem do wieży, w której znajdowały się kwatery dowództwa i centra badawcze, zatrzymała ją młoda kobieta o kasztanowych włosach.
- Lady Ren – zwróciła się do niej. – Rosalie Pejo. Czekałam na panią.
- Nie miałyśmy przypadkiem spotkać się w Sali konferencyjnej?
- Parni wybaczy, Lady. Uznałam jednak, że mamy dużo rzeczy do przygotowania i wolałam nie tracić czasu.
Loke zmrużyła oczy, zaalarmowana zasłyszaną informacją. Nie miała zielonego pojęcia, co takiego chciała wspólnie z nią przygotowywać Rosalie Pejo.
- Jakie to rzeczy mamy do załatwienia?
- Musimy przygotować dla pani odpowiednie stroje na nasz wyjazd – odpowiedziała spokojnie Rosalie. – Umówiłam już nas z garderobianą.
- Mamy garderobianą? – zdziwiła się Loke.
- Oddział Delata ma garderobianą. Pani pozwoli. – Rosalie wskazała ręką na sąsiedni budynek. – Tak się składa, że członkowie naszego oddziału często muszą się dostosowywać do różnych sytuacji – zaczęła tłumaczyć kobieta. – Jak wiadomo, jednym z ważnych elementów wielu kultur jest odpowiedni strój. Dlatego też Generał Hux, tworząc oddział, zapewnił odpowiednie zaplecze. Nasi członkowie, wybierając się w konkretne miejsca Galaktyki, mogą zaopatrzyć się w ubranie, które pozwoli się im wtopić w tłum. Przygotowując się do naszej wyprawy na Castell, pozwoliłam sobie założyć, że nie posiada pani zbyt bogatej wiedzy o kulturze tej planety oraz nie jest w posiadaniu garderoby, która byłaby stosowna dla kogoś pani… stanu.
- Widzę, że zdążyłaś sobie wszystko przemyśleć.
- Staram się brać pod uwagę wszystkie możliwości, Lady.
Kobiety okrążyły znaczną część głównego budynku bazy. Loke została poprowadzona wybrukowaną ścieżką w stronę jednego z parterowych, podłużnych budynków, w których zakwaterowani byli głównie szeregowi żołnierze.
Kiedy weszły do środka, znalazły się przestronnym wnętrzu. Z pomieszczenia odchodziły dwa długie korytarze. Rosalie skierowała się w stronę jednego z nich.
Loke nie wiedziała za bardzo, jak rozumieć sytuację, w której się znalazła. Była przekonana, że z Rosalie Pejo nie będzie miała wiele wspólnego do czasu rozpoczęcia wizyty na Castell. Tego dnia, w mniemaniu Loke, cała sprawa miała się ograniczyć raptem do kilku uprzejmych pozdrowień. Nic więcej… Jak to więc się stało, że teraz szła za młodą oficer na wizytę u garderobianej, nie mając zielonego pojęcia, czego dokładnie może się spodziewać w zaistniałej sytuacji?
- No dobrze, więc może powiesz mi, jak powinna wyglądać moja garderoba na czas pobytu na Castell? – rzuciła w stronę Rosalie, nie czując się najlepiej z przedłużającą się ciszą w sytuacji, która nie znajdowała się całkowicie pod jej kontrolą.
- Przede wszystkim ważne jest to, że Castell cechuje niezwykle gorący klimat. Większość planety przypomina Tatooine. Jednak… większość to nie cała planeta. Wiele osób zapomina o tym, że królewski pałac oraz większa część stolicy znajduje się pod wielką kopułą, której obecność umożliwia powstanie mikroklimatu. W mieście jest nie tylko ciepło ale przede wszystkim wilgotno. Z tego właśnie powodu wszyscy mieszkańcy, nawet w trakcie nadwornych uroczystości, zakładają zwiewne i delikatne stroje. Niby dobrze, bo łatwo coś takiego zorganizować. Znacznie trudniejszą kwestią jest zaprojektowanie i dobranie stroju tak, żeby można było mieć ze sobą broń.
Loke pokiwała spokojnie głową. W momencie kiedy Rosalie wspomniała o ukrywaniu broni, wojowniczka uznała, że ona i młoda podkomendna Huxa odnajdą jakiś wspólny język.
W międzyczasie oficer Pejo wprowadziła ją do dużego pomieszczenia. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła się Loke w oczy, były rozliczne wieszaki, na których znajdowały się opakowane foliowymi pokrowcami stroje. Mistrzyni Ren potrzebowała chwili, żeby zorientować się, że rozliczne części garderoby różnią się znacznie od siebie. Część z nich przeznaczona była na umiarkowaną pogodę, inne miały zapewnić komfort w najostrzejsze mrozy czy w trakcie upałów.
Między Loke a wieszakami znajdowała się niewielka przestrzeń, na której postawione zostało skromne podwyższenie oraz ogromne lustro. Pod jedną ze ścian Loke dostrzegła duży parawan, za którym można było spokojnie przymierzyć ubrania, a obok niego wygodny fotel dla interesariuszy.
- Oficer Pejo! – Spomiędzy wieszaków z ubraniami wyłoniła się kobieta w średnim wieku. – Dobrze, że pani już jest. Przygotowałam wszystko, tak jak pani prosiła.
- Dziękuję, Viero. – Rosalie skinęła zdawkowo głową. – Lady Ren, proszę podejść.
Loke, nie do końca rozumiejąc, co się dzieje, weszła na wskazany jej podest.
Kobieta nazwana Vierą zdawała się za to nie mieć żadnych wątpliwości. Kiedy tylko Loke znalazła się na podeście, garderobiana doskoczyła do niej i z wprawą godną prawdziwego mistrza swojego fachu, chwyciła za miarkę krawiecką i zaczęła sprawdzać konkretne wymiary.
- Rosalie, większość z tego, co mamy, trzeba będzie skrócić.
- Nie widzę najmniejszego problemu. Z niczym. – Głos młodej oficer sugerował, że jeśli ktoś spróbuje się z nią nie zgodzić w tej sprawie, to sama Pejo stanie się jego największym problemem.
Loke, z potulnością zwierzęcia idącego na rzeź, pozwoliła wciągnąć się w wir przymiarek, poprawek krawieckich, dobierania dodatków i innych garderobianych rzeczy. Chociaż sama nie czuła potrzeby strojenia się w piękne suknie i przyozdabiania ciała rozlicznymi elementami biżuterii, wiedziała, że musi cierpliwie poddać się wszelkim zabiegom.
Zgodnie ze wcześniejszymi zapewnieniami Rosalie nie zabrakło czasu na przygotowanie zgrabnych schowków na broń. Lekkie, zwiewne suknie, które odkrywały większość ciała, nie pozostawiały wiele pola do manewru. Wspólnymi siłami garderobiana Viera oraz Rosalie sprawiły, że Loke mogła zostać dumną posiadaczką niewielkiego blastera oraz zgrabnego noża. Miecz świetlny przez swoje niepraktyczne rozmiary rozstał skazany na pobyt w kopertowej torebce.
- Zrobimy pani taki makijaż, że puder będzie można zastąpić mieczem świetlnym, Lady – zapewniła ją w pewnym momencie Rosalie.
Rudowłosa wojowniczka w ostatniej chwili powstrzymała się przed komentarzem, że w jej świecie przechowywanie nielegalnej broni jest jedyną rzeczą, do której może przydać się torebka. Sama z pewnością nigdy nie wpadłaby na to, żeby taszczyć ze sobą coś tak mało praktycznego jak… kosmetyki.
- Lady, na jutrzejszą podróż proszę się ubrać normalnie – odezwała się Rosalie, kiedy Loke na powrót założyła swój codzienny strój. – Proszę się też nie przejmować bagażem. Ja się wszystkim zajmę.
- Oczywiście. Rozumiem, że przygotujesz mnie na wielkie wejście już na pokładzie krążownika?
Pejo skinęła lekko głową.
- Dokładnie tak. I proszę mi wierzyć, to wejście będzie wielkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz