wtorek, 20 lutego 2018

Rozdział VII

Rakata Prime
34 ABY

Uderzenie Mocy wyrwało go z głębokiego snu. Zerwał się na nogi. Instynktownie wyciągnął broń i uruchomił ją, gotów do walki z każdym zagrożeniem, które pojawi się w zasięgu wzroku. Minęła chwila, zanim zorientował się, że nikt nie atakuje, a ogromne pokłady energii, które poczuł, pochodziły od Loke.
Spojrzał na łóżko. Pamiętał, że była przy nim, kiedy zaczął przysypiać nad papierami. Teraz jednak zniknęła. Wszystkie raporty zostały starannie złożone w pomniejsze stosy i ulokowane na szafce nocnej. Po niej nie było śladu.
Przymknął oczy, starając się ją odnaleźć. Wiedział, że jest blisko. Chciał zrozumieć, co zmusiło ją do uwolnienia takiej Mocy, która byłaby w stanie przywołać zmarłych zza grobu.
Odnalazł ją w jej własnych komnatach. Widział przez łączącą ich więź, jak siedzi na podłodze i montuje przy srebrzystej rękojeści ostatnie elementy miecza świetlnego.
A to mała żmija, przebiegło mu przez myśl.
Kiedy spotkali się popołudniu, przyznała się do wizyty u Huxa. Najwyraźniej jednak postanowiła pominąć ten fragment dnia, który poświęciła na spotkanie z młodą panią inżynier celem odebrania od niej materiałów potrzebnych do konstrukcji nowej broni.
Wyłączył własny miecz, który nadal, jak ostatni idiota, trzymał w ręku. Wsadził broń za pas swojej szaty i opuścił komnaty.
Nie mając najmniejszej ochoty na zamykanie się w ciasnej windzie, ruszył klatką schodową. Pokonanie dwóch pięter zajęło mu niewiele czasu.
W momencie, gdy wpadł jak burza do kwater Loke, dziewczyna dalej siedziała na podłodze. Dzierżąc pincetę, próbowała ulokować jakiś drobny element w środku rękojeści. Jej twarz wyrażała najwyższe skupienie i był gotów uznać, że nawet nie zauważyła jego pojawienia się.
- Trochę mnie poniosło – powiedziała cicho w pewnym momencie. – Przepraszam, nie chciałam cię obudzić.
- Loke, zapewniam cię, nie tylko ja to poczułem. Prawdopodobnie zerwałaś na nogi wszystkich znajdujących się w Świątyni.
- Ups – nawet nie próbowała zabarwić swojego głosu skruchą.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że budujesz miecz?
- Nie wiem.
Chciał już coś powiedzieć, gdy dotarło do niego, że przez ten cały czas nawet na chwilę nie podniosła wzroku znad swojej pracy. Postanowił wykazać się niespotykaną jak na siebie cierpliwością i usiadł na fotelu przy niewielkim biurku, czekając aż skończy.
- Zrobione! – Zakomunikowała w końcu, wstając.
Chwyciła długą rękojeść i uruchomiła broń. Blask jasnego światła, pochodzący z podwójnego ostrza, zalał ciemne pomieszczenie. Twarz Loke pojaśniała od padających na nią białych promieni.
Patrzył zszokowany na jej broń. Dlaczego u licha jej nowy dwustronny miecz miał białe ostrza? Co to oznaczało?
Próbował ze wszystkich sił wytężyć swoją pamięć. Czy słyszał kiedykolwiek o osobach, noszących broń wytworzoną z kryształów Kyber, które przybrałyby właśnie taki kolor?
- Czemu ten miecz jest biały? – Nie mógł dłużej powstrzymywać się od zadania tego pytania.
- Ponieważ w końcu zrozumiałam.
- Co takiego niby?
Ostrza znikły, a w pokoju ponownie zaległ przyjemny półmrok.
- Zrozumiałam, że nie mogę się wyrzec żadnej ze stron. Zarówno użytkownicy Ciemnej Strony jak i Jasnej Strony mieli swoje racje. Mylili się też w wielu rzeczach. Ja zawsze starałam się odnaleźć ścieżkę pomiędzy dwiema stronami odwiecznego konfliktu. Kiedy przebywałam w mojej samotni, w końcu zdałam sobie sprawę z tego, że to nonsens. Nie ważne jest to, jakich technik używasz dla osiągnięcia swojego celu. Nie ważne jest, jaki kodeks wyznajesz. Liczy się tylko to, jakim człowiekiem jesteś. Moc jest tylko środkiem, który możesz wykorzystać w drodze do celu. Moc jest też czymś wspaniałym i nie można się ograniczać. Trzeba akceptować ją całą. Trzeba chcieć poznać ją całą i wszystkie jej tajemnice. Nie tylko te, które odnoszą się do jednej strony.
- Pitolisz głupoty, wiesz?
- Kiedyś zrozumiesz.
Cóż, jak na razie rozumiał tylko tyle, że się zgadzają, iż się nie zgadzają.
- Może… Chodź, jak już skończyłaś, idziemy spać.
Chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą.
- Mam własne łóżko, wiesz?
- Dzisiaj śpisz w moim.
Z całą pewnością nie powiedziałby tego na głos, jednak kiedy Moc wyrwała go ze snu, a jej nie było obok, wystraszył się. Wiedział, że nie ma dla niej bezpieczniejszego miejsca niż Rakata Prime, a jednak świadomość, że gdzieś zniknęła i coś się dzieje, nie przypadła mu do gustu.
- Generalnie od dzisiaj śpisz ze mną. Wystarczy mi tego, że przez pół dnia będziesz się szlajać z Huxem nie wiadomo gdzie.
Czuł, że świdruje jego plecy wzrokiem. Nie odezwała się jednak, co przyjął z pewną ulgą. Nie miał ochoty się jej tłumaczyć.

***

Obudził się jako pierwszy. To było coś nowego. Z ich dwójki to Loke zazwyczaj zachowywała się, jak na rannego ptaszka przystało. Rozumiał, że poprzedni dzień był dla niej męczący, a osłabiona przez ostatnie dwa lata kondycja nie ułatwiała jej funkcjonowania w nowej rzeczywistości.
Leżała na swojej połowie łóżka, skulona w kłębek, przykryta po czubek głowy ciepłym kocem. Wyciągnął dłoń i odgarnął z drobnej twarz pojedyncze kosmyki włosów. Zmarszczyła nos, wyczuwając jego gest. Uśmiechnął się pod nosem.
Starając się jej nie zbudzić, wstał z łóżka. Zgarnął ze sobą ubranie i udał się w stronę łazienki celem dopełnienia codziennego, porannego rytuału.
Kiedy po pół godzinie znalazł się w salonie, odkrył, że na niewielkiej ławie, już czekało przygotowane dla nich śniadanie.
- Co tak ładnie pachnie?
Loke pojawiła się w drzwiach sypialni. Miała na sobie jedynie dużo za dużą bluzkę, którą znalazła w jego szafie. Była boso. Jej włosy sterczały zabawnie we wszystkich kierunkach. Widząc, jak przeciera zaspane oczy wierzchem dłoni, miał wrażenie, że nadal znajdowała się jeszcze w innym świecie.
Wyciągnął w jej stronę kubek z ciemnym, energetyzującym płynem, który przyjęła z wdzięcznością.
Opadła na jeden z foteli. Przez moment trzymała oburącz naczynie z gorącą kawą, ciesząc się jej aromatem. Dochodziła do siebie po godzinach głębokiego snu.
W końcu podniosła na niego oczy.
- Pamiętasz, co dzisiaj musimy zrobić? – zapytała pomiędzy kolejnymi siorbnięciami.
- Nie.
Nie pamiętał. Kiedy rozmawiali dzień wcześniej, a ona mówiła mu o tych wszystkich zagadnieniach wymagających jego uwagi, po prostu posłusznie kiwał głową. Jego myśli w tym czasie znajdowały się… cóż, może nie w innym miejscu, ale z całą pewnością w innej rzeczywistości. Jeśli chodziło o plany i wszelkie przedsięwzięcia, postanowił jej zaufać. Dodatkowo wyszedł z założenia, że jeśli będzie musiał się gdzieś zjawić i coś zrobić, to Loke z pewnością mu o tym przypomni.
Kobieta westchnęła, jakby właśnie takiego obrotu sprawy się spodziewała. Odstawiła kubek na blat i przystąpiła do starannego wybierania elementów składowych własnego śniadania.
- Naprawdę nic ci w głowie nie świta?
- Nie.
- Może jednak powinnam poprzestać na omawianiu raportów tylko z Armiatagem, skro mnie nie słuchasz?
Już chciał coś powiedzieć, jednak dostrzegł wpatrzone w niego oczy, błyszczące rozbawieniem.
- To jakie są plany na dzisiaj, sekretarko?
Kromka pieczywa trafiła go idealnie w sam środek czoła.
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, to popamiętasz.
Wstała od stołu i ruszyła w kierunku gabinetu. Już myślał, że poważnie się na niego obraziła, kiedy wróciła, trzymając w dłoni niewielki tablet.
- Dzisiaj musisz się spotkać z Zarą. Chce ci przedstawić dwóch uczniów, których uważa za gotowych do zakończenia szkolenia. Później… - Przesunęła palcem po powierzchni urządzenia. – Później ja mam spotkanie z Huxem, a ty zaczynasz się poważnie zastanawiać nad tym, jak przedstawisz swoje plany na spotkaniu Dowództwa. Przypominam, że już jutro wszyscy zaczną się pojawiać na Rakta Prime. Spotkanie odbędzie się najdalej pojutrze z samego rana. – Odłożyła tablet na ławę i ponownie usiadła do stołu. – Właśnie! Upewnij się, że Anuka Tobe dostanie w trakcie tego spotkania tyle czasu, ile będzie potrzebować. Wczoraj widziałam jeden z jej wynalazków. Powinieneś koniecznie zwrócić uwagę na to, co ma ci do pokazania.
No i jak on mógł jej nie nazywać swoją sekretarką, skoro ewidentnie organizowała się lepiej od niego i doskonale wiedziała, gdzie powinien się pojawić, na co zwrócić uwagę i z kim porozmawiać?
Zaczął się zastanawiać nad tym, czy gdyby jej tutaj nie było, to poradziłby sobie z tym wszystkim, co go czekało.

***

Loża Najwyższego Przywódcy, znajdująca się w centralnym punkcie nad Areną, była doskonale znanym mu miejscem. Kiedy zasiadł na zdobionym krześle i zacisnął dłonie na misternie rzeźbionych podłokietnikach, czuł, że znajduje się we właściwym miejscu.
Loke usiadła obok niego. Emanowała dumą i pewnością siebie. Spokojnie toczyła wzrokiem po Arenie, czekając na moment, aż na ubitej ziemi pojawi się Zara ze swoimi uczniami.
Nie musieli długo czekać. Przyobleczona w czarne szaty kobieta wyszła na środek, prowadząc ze sobą dwóch uczniów. Cała trójka stanęła zwrócona w stronę loży i upadła na jedno kolano oddając pokłon swojemu Mistrzowi.
- Mistrzu – zaczęła Zara. – Dzisiaj chciałabym ci przedstawić naszych dwóch najzdolniejszych adeptów. Zaprezentują oni przed tobą umiejętności nabyte w ostatnich latach. Oto Taze i Ore Ren.
Taze, starszy z dwójki mężczyzn, nie grzeszył wzrostem. Nosił krótko obcięte kasztanowe włosy. Mocna sylwetka świadczyła dobitnie o tym, że nie zaniedbywał ćwiczeń fizycznych. Kiedy Kylo sięgnął w jego stronę swoją Mocą, wyczuł silne emocje wirujące we wnętrzu mężczyzny. Niepewność, złość, chęć pokazania się od jak najlepszej strony w trakcie przygotowanego dla niego testu. Był też siła. Ogromna wewnętrzna siła, która ukształtowana, mogła stać się bronią budzącą postrach wśród wrogów Najwyższego Porządku i wrogów Zakonu.
Drugi z mężczyzn, Ore, był wyższy, jednak znacznie drobniejszej budowy. Jego blond włosy były nieco dłuższe i sięgały uszu. Twarz miała tak delikatne rysy, iż wydawała się niemal kobieca. Stał spokojnie. Nie dało się od niego wyczuć żadnych silnych emocji. Kylo zastanawiał się, czy mężczyzna się ich wyzbył, czy też tak skutecznie tłamsi je w sobie.
- Uczniowie – przemówił do nich Kylo. – Dzisiaj dzień waszej próby. Aby udowodnić swoją siłę i umiejętności, zmierzycie się z Loke Ren.
- Co? – wyrwało się siedzącej obok Loke. – Nie taki był plan.
- Wiem, ale go zmieniłem.
Popatrzył na uczniów, którzy wymienili zdezorientowane spojrzenia. Najpewniej spodziewali się, że będą musieli zawalczyć przeciwko sobie, a zwycięzca zostanie okrzyknięty nowym Mistrzem. Kylo uznał jednak, że potyczka z osobą, którą się doskonale zna, nie będzie dość wymagająca. Postanowił ich postawić przed nowym wyzwaniem, jakim była walka z Loke.
Nie dawał młodzikom dużych szans na wygraną. Spodziewał się, że jego przyjaciółka pokona ich obu. Chciał jednak zobaczyć, jak odnajdują się w nowej sytuacji i jak poradzą sobie z niecodziennym wyzwaniem. On sam miał już okazję nie raz się przekonać o tym, że życie i walka na froncie rzuca pod nogi wyzwania, których nikt się nie spodziewał. Skoro chciał zaangażować członków Zakonu w walkę przeciwko Ruchowi Oporu, musiał upewnić się, że nie wpadną oni w panikę, kiedy nadejdzie konieczność zmierzenia się z nieznanym.
- Idź – zwrócił się do Loke. – Tylko proszę, spróbuj ich nie zabić.
- Ha. Ha. Ha. Nieśmieszne!
Kobieta podniosła się z krzesła i podeszła do barierek. Jednym skokiem pokonała przeszkodę i wylądowała na piachu areny.
Zara, która postanowiła nie zajmować stanowiska w sprawie nowego testu, ruszyła w stronę Loke, trzymając w dłoni wyciągnięty miecz świetlny.
- Nie trzeba. – Loke powstrzymała ją gestem dłoni. – Już mam własny.
Starsza Mistrzyni skinęła głową.
Loke zrzuciła z ramion wierzchnią warstwę swojej szaty, pozostając w koszuli i prostych spodniach. Najwyraźniej nie chciała, żeby cokolwiek krępowało jej ruchu. Wyciągnęła miecz, jednak nie pokazała ostrza. Spokojnym wzrokiem zlustrowała młodzików.
- Zatem, który pierwszy?

***

Patrzyła spokojnie, jak młodzi wojownicy wymieniają się spojrzeniami. Nie wiedziała, który zdecyduje się na podjęcie wyzwania jako pierwszy. Bardziej obstawiała tego niższego, który buzował emocjami. Dobrze… łatwiejszy na początek.
Użytkownicy Ciemnej Strony byli w stanie czerpać siłę z emocji, które targały ich wnętrzem. Loke, nauczona doświadczeniem, wiedziała jednak, że często ci, którzy chcieli wykorzystać złość, strach, ból i niepewność, zatracali się w tych uczuciach, zamiast przejąć nad nimi kontrolę. W pewnym momencie wstępowali w ten etap walki, który pozwalał jej czytać w nich jak w otwartej księdze. Brak samodyscypliny i doświadczenia w prawdziwych potyczkach powodował, że było ich łatwo sprowokować. Utrata równowagi była najczęstszym powodem, przez który zaczynali popełniać błędy.
Ci spokojni, opanowani, trzymający wszystkie emocje we własnym wnętrzu byli często znacznie groźniejszymi przeciwnikami. I nie chodziło tutaj nawet o poziom wewnętrznej Mocy. Po prostu nie dawali się wyprowadzić z równowagi, wybić z raz złapanego rytmu. Każdy ich ruch był skalkulowany na osiągnięcie zamierzonego efektu. Dostrzeganie błędów przeciwnika przychodziło im z większą łatwością, a myśli i plany pozostawały w ukryciu.
W końcu decyzja została podjęta. Zgodnie z przewidywaniami Loke, Ore wycofał się z placu.
Nie padł żaden znak czy sygnał. Kiedy tylko stanęli naprzeciwko siebie, dla obojga było jasne, że pojedynek właśnie się zaczął. Ruszyli powolnym krokiem.
Loke stawiała swoje stopy nieregularnie. Chociaż starała się zataczać okrąg, by ciągle trzymać dystans od swojego przeciwnika, robiła co jakiś czas krok w przód, tył lub stronę przeciwną do kierunku swojego ruchu, żeby sprawdzić reakcję Taze. Młody mężczyzna wyciągnął swój miecz i uruchomił ostrze. Ona dalej trzymała swoją broń nieaktywną. Nie miała zamiaru sięgać po nią tak długo, jak nie będzie to konieczne.
W pewnym momencie Taze zaatakował. Pozwoliła mu na wyprowadzenie kilku szybkich ciosów, których unikała. Nieustanie sondowała przy tym jego umysł, czując narastającą złość.
Mężczyzna zadał kolejny cios. Przy okazji posłał w jej stronę uderzenie Mocy, starając się wytrącić ją z równowagi. To było sprytne zagranie. Prawdopodobnie trafiłby ją, gdyby pustą dłonią nie zasłoniła się przed mieczem, odbijając go przy pomocy własnej Mocy. Musiała przyznać, że przeciwnik właśnie zyskał w jej oczach. Chociaż był większy i silniejszy od niej, nie próbował wykorzystać swojej fizycznej przewagi. Po krótkim teście, jaki jej zapewnił, słusznie ocenił, że przez większość czasu jej przeciwników stanowiły osoby o fizis potężniejszej niż jej własna. Umiała z takimi walczyć. Trzeba było więc podejść do zagadnienia zupełnie inaczej.
Uruchomiła jedno z ostrzy swojej broni i natarła na przeciwnika. Miecze zabuczały, ścierając się raz za razem w walce. Przeciwnik złościł się coraz bardziej. Raz za razem próbował ją również atakować mentalnie. Czuła, że moment, w którym będzie dość rozkojarzony, nadchodzi coraz szybciej.
W końcu spróbował zaatakować z góry. Kiedy uniósł broń, rzuciła się do przodu. Przetoczyła się po piasku areny. Kiedy jej miecz znajdował się na odpowiedniej wysokości, uruchomiła drugie ostrze. Biała klinga przesunęła się po ubraniu przeciwnika, przepalając materiał i pozostawiając po sobie bolesne oparzenie. Cofnęła miecz, zanim wszedł w ciało chłopaka.
Wstała i spojrzała na swojego przeciwnika. Kipiał złością i bólem. Wiedział już, że przegrał. Gdyby chciała, mogła w tym momencie zakończyć jego życie.
Chociaż zaczął dobrze pojedynek, to się zdekoncentrował. Dodatkowo można mu było zarzucić, że dłuższa od standardowej rękojeść nie zwróciła jego uwagi.
- Lekcja na dzisiaj – odezwała się Zara ze swojego miejsca na uboczu Areny. – Zawsze spodziewaj się niespodziewanego. Zawiodłeś mnie, Taze. Powinieneś przewidzieć, że ten miecz ma drugie ostrze.
- Jesteś silny – Loke popatrzyła w ciemne oczy pokonanego. – Bardzo silny. Ta złość, którą czujesz, może jeszcze cię wzmocnić. Musisz jednak nad nią zapanować do końca.
Taze skłonił się w odpowiedzi. Próbując nie okazywać bólu, o który musiało go przyprawić poparzenie, odszedł z areny, ustępując miejsca drugiemu wojownikowi.
Ore, kiedy stanął naprzeciwko Loke, nadal był spokojny. Uruchomił swój miecz i cały taniec zaczął się od nowa.
Poznawszy dokładnie przeciwnika, młodszy z uczniów postanowił podejść do pojedynku zupełnie inaczej. Chociaż obie bronie były gotowe do walki, pierwszy atak, który wyprowadził, był mentalny. Loke czuła, jak chłopak napiera na jej wewnętrzne osłony, starając się przebić do jej umysłu. Nie pozwoliła mu na to. Sparowała atak. Chociaż pojawiła się w jej głowie kusząca wizja, nie uległa jej i nie kontratakowała. Wiedziała, że nie ma to sensu. Nie w tym momencie.
Krążyli wokół siebie, czujnie się obserwując. Raz po raz kolejne uderzenia Mocy trafiały w nią z coraz większą siłą. Nie odpowiadała na te ataki, skupiając się jedynie na ich zniwelowaniu.
W końcu mężczyzna podniósł dłoń. Strzeliły z niej błękitne błyskawice. Loke podniosła rękę. Wyładowanie musnęło jej rękawicę. Prowadzone przez chłopaka wiązki próbowały spopielić jej ciało. Otworzyła się na obcą Moc i zaczęła absorbować ją do środka. Patrzyła, jak chłopak otwiera oczy w wyrazie zdziwienia. Przerwał atak.
Zacisnęła pięść. Kiedy ją otworzyła, na jej dłoni znajdowała się mała, wirująca kula czystej energii. Cisnęła nią w przeciwnika.
Zasłonił się mieczem. Kula trafiła w ostrze. Rozbłysk potężnego wyładowania na krótką chwilę oślepił walczących. Loke zamrugała szybko, starając się przywrócić ostrość widzenia. Zdała sobie sprawę z tego, że na skutek przegrzania wybuchem, miecz chłopaka się wyłączył. Na jakiś czas jego broń była zupełnie bezużyteczna.
Wybuch złości był wyraźny lecz krótki. Chłopak wciągnął w siebie negatywną emocję i zaczął czerpać z niej siłę.
Tajfun, który uderzył w Loke, był tak silny, że dziewczyna upadła na kolana, nie mogąc zachować pionowej postawy. Próbowała osłonić się przed kolejnymi falami czystej Mocy. Nie potrafiła jednak. Czuła, jak kolejne ataki rozbijają się o jej ciało, pozostawiając na nim bolesny ślad swojej obecności.
Cóż, to był pojedynek na zupełnie innym poziomie.
Podniosła w górę rękę, wysyłając swoją Moc naprzeciw Mocy przeciwnika. Przez moment siłowali się, jednak żadne z nich nie potrafiło uzyskać znaczącej przewagi.
Postanowiła sięgnąć po ostateczność.
Podniosła drugą rękę. Między jej palcami przeskoczyła delikatna błyskawica. Nagle znikąd pod nogami jej wroga buchnęły płomienie. Chłopak zdekoncentrował się na tyle, że przebiła się przez ścianę jego Mocy i zaatakowała. Wróg runął w tył. Nieprzytomne ciało zadrgało, wijąc się na piasku.
Loke zaparła się rękoma o ziemię. Próbowała nie upaść. Doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby to była prawdziwa walka, wygrałby ją ten, kto nie byłby sam. Dziewczyna była tak osłabiona, że nie dałaby rady wykończyć przeciwnika ani osłonić się przed jakimkolwiek kolejnym atakiem.
Siła Kylo spłynęła na nią niespodziewanie, pozwalając odzyskać władzę nad ciałem. Podniosła się ciężko, dziękując mu za to, że dał jej szansę na opuszczenie areny o własnych siłach i uniknięcie kompromitacji, jakiej była bliska.
Młody wojownik zaskoczył ją. Chociaż miał mniejszy potencjał od swojego towarzysza, doskonale przyswoił sobie wszystkie nauki Zary i to stało się jego mocną stroną. Loke czuła, że rzeczą, jaka uratowała ją w tym starciu, było jej własne doświadczenie.
Kylo zszedł na Arenę po skończonej walce. Stanął tuż obok rudowłosej i spokojnie zlustrował pozostałą trójkę.
Zara właśnie próbowała ocucić nieprzytomnego ucznia.
- Świetna robota, Zaro. To był imponujący pokaz.
Kobieta skinęła lekko głową, nie przerywając swoich zabiegów.
- Ore dostanie tytuł Mistrza. Niedługo dostanie odpowiednie rozkazy. A ty – przeniósł wzrok na Taze. – Ty od dzisiaj będziesz się uczyć ode mnie.
Decyzja Kylo po raz kolejny tego dnia zaskoczyła Loke. Dlaczego chciał uczyć tego chłopaka? Młody ewidentnie był silny, posiadał ogromne pokłady Mocy, jednak nie potrafił jeszcze nad nią panować. Czyżby Kylo miał nadzieję, że młody nauczy się czerpać z tej furii w ten dziki i nieokiełznany sposób, tak jak on to robił?
Mimowolnie pomyślała o Huxie, który z całą pewnością, jeśli dojdzie do ruchów wojska, będzie znajdował się tam, gdzie Kylo i jego nowy uczeń. Zaczynała współczuć Generałowi. Sprzątanie po jednym furiacie to zupełnie inna sprawa, niż sprzątanie po dwóch.
- Dziękuję za tę szansę, Mistrzu – chłopak skłonił się w pokornym ukłonie.
- Poślę po ciebie – zapewnił chłopaka Kylo. – Loke, idziemy.
Przywołała do siebie miecz, który nadal leżał na posadzce Areny. Bez słowa, nie oglądając się za siebie, opuściła pomieszczenie. Chociaż miała się jeszcze spotkać tego dnia z Huxem, nie miała pojęcia, czy znajdzie w sobie dość sił na wysłuchanie kolejnego wykładu o ekonomii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz